+ 18 +
Czekałam na Jody już jakiś czas. Parokrotnie z głośnika nade mną napływała informacja o licznych opóźnieniach, ale postanowiłam wytrwać do przyjazdu bez względu na to, ile to zajmie. Obiecałam przyjaciółce, że po nią przyjadę i chciałam dotrzymać danego wcześniej słowa, aby nie musiała tłuc się taksówkami przez miasto. Poza tym chciała z nią porozmawiać, bo czy tego chciała, czy nie, bardzo się za nią stęskniłam i cieszyłam się, że w końcu ją zobaczę. Zerknęłam na elektryczną tablicę, aby sprawdzić ile dodatkowego czasu dodano do pociągu blondynki i na szczęście było to tylko pięć minut, a nie dziewięćdziesiąt tak jak to było w niektórych przypadkach. Założyłam nogę za nogę, bo tak siedziało mi się wygodniej, a kosmyk włosów za ucho. Nie zabrałam ze sobą żadnej książki do czytania, ani nie przemyślałam możliwości opóźnień, więc nie miałam, co ze sobą zrobić. Westchnęłam cicho, postanawiając, że zrobię sobie lekki porządek w torebce. W prawdzie to zadanie było czasochłonne i zawsze siedziałam przy tym dłużej ni się spodziewałam, więc może akurat Holmes już będzie w Chicago.
Powrzucałam pomadki w jedno miejsce, a niepotrzebne paragony wylądowały w koszu, który stał niedaleko mnie. Na moje nieszczęście wysypały mi się gumy i je także musiałam wyrzucić. Ten, kto powiedział, że kobieca torebka pomieści naprawdę wszystko, miał cholerną rację. Nie miałam pojęcia, że w tej znajdował się parasol, ale faktycznie był i to w dosyć niezłym stanie. Szkoda tylko, że nie pamiętałam, jaką sposobnością się tam znalazł i skąd go wzięłam. Znalazłam przy okazji kilka umów, na których miałam się oprzeć, pisząc tą, którą moi klienci już dawno zaakceptowali. Poradziłam sobie bez nich, czyli będę mogła podrzucić je do niszczarki. Po jakiś kilkunastu minutach miałam dość, poza tym kręcący się dookoła ochroniarz nie pozwalał mi się skupić. Ciągle mnie denerwował tym swoim głupim zagadywaniem mnie. Posłał mi też uśmieszki, licząc, że przekona mnie tym do siebie, ale tak nie było. Miałam ochotę stamtąd uciec, bo czułam jego palący wzrok na mojej osobie, a to już dobitnie mnie zraziło.
- Przepraszam, ale to moja przyjaciółka, proszę dać nam spokój, nie widziałyśmy się pół roku - usłyszałam znajomy głos i poderwałam się, aby rozejrzeć się za blondynką. Stała jakieś kilka metrów ode mnie i po chwili wpadłyśmy na siebie, zupełnie jak te pary na lotniskach, czy innych miejscach po wielu dniach rozłąki.
- Jody! - ucieszyłam się i zamknęłam ją w szczelnym uścisku.
- Cześć, King, cześć - zaśmiała się, odstawiając walizkę na bok, aby nie stała na środku peronu. - On się na to nabrał, nie mogę - dodała, kręcąc głową. Nie widziałyśmy się tylko parę dni, ale to co powiedziała Holmes i moja reakcja były na tyle wiarygodne, że ten ochroniarz aż dał się w to wkręcić.
- Ludzie są dziwni - stwierdziłam, zakładając dłonie na biodra. - Pomóc ci w czymś? - dodałam, mając uśmiech na twarzy. Humor od razu mi się poprawił, a to była oznaka, że Jody nie powinna tak często wyjeżdżać.
- Poradzę sobie - machnęła ręką i ruszyłyśmy do wyjścia z dworca. - Ominęło mnie coś? - zapytała, a ja pokiwałam głową.
- Dużo by tu opowiadać - przyznałam, zakładając sobie torebkę na ramię.
- Kupię jakieś wino, to mi opowiesz wieczorem - postanowiła, a ja chcąc nie chcąc, zgodziłam się, bo wiedziałam, że mnie to nie ominie.
- W porządku - przytaknęłam w końcu, zaczynając szukać w kieszeniach materiałowych spodni kluczyków do samochodu. - Jak czuje się mama? - dodałam, zmieniając temat, który niestety był jej bliższy.
- Całkiem dobrze, poradzą już sobie beze mnie. A przynajmniej taką mam nadzieję - odpowiedziała, znosząc swoją walizkę po kilku schodkach na ulicę. - Mam już dość tłuczenia się do Detroit - dodała, przewracając oczami.
- Rozumiem, mam nadzieje, że już wszystko będzie w porządku - posłałam jej lekki uśmiech, który odwzajemniła i udałyśmy się na parking.
Po drodze zaczepiłyśmy jeszcze o supermarket. Ja chciałam zrobić jakieś szybkie zakupy na kolację, a Jody znaleźć dobre wino na wieczór. Rozdzieliłyśmy się i gdy ja byłam już gotowa do zapłaty za wybrane produkty, to blondynka dała bajerować się jeszcze jednemu z wielu pracowników w sklepie. Przewróciłam na to oczami i przepuściłam w kolejce do kasy kilka osób, tłumacząc, że mi się nie śpieszy i mogę jeszcze poczekać. Jedyne, na co liczyłam to fakt, że opiekunka Elliota się na mnie nie zdenerwuje, bo dodatkowe dwie godziny siedzenia z dzieckiem, to nie było coś, na co się umawiałyśmy.
W końcu jednak Holmes dołączyła do mnie, przepraszając i twierdząc, że po prostu się zagapiła. Przewróciłam tylko na to oczami i powiedziałam, że tym razem ona płaci. Wręczyłam jej koszyk, a ona posłała mi tylko całusa w powietrzu i zachichotała niewinnie. Bez niej i z nią żyło się tak samo źle, ale niestety nikt nie był w stanie mi jej zastąpić i czy tego chciałam, czy nie musiałam się z nią użerać już na dobre i na złe. Zabrałam od niej reklamówkę z zakupami i odczekałam, aż przyłoży swoją kartkę w odpowiednie miejsce. Później dostała tylko paragon i ruszyłyśmy do samochodu.
- Czasem mam cię ochotę ukatrupić, Jody - powiedziałam, aby ją przestrzec. Oczywiście w żartach, bo moje geny mordercy raczej się nie uaktywnią, ale liczyłam na to, że następnym razem da mi jakoś znać, że zejdzie jej dłużej niż się umówiłyśmy.
- Oj, dramatyzujesz, Beverly. Dramatyzujesz - powiedziała, wkładając wszystko do bagażnika obok swojej walizki. - A ja naprawdę próbowałam go spławić, nie był ani trochę przystojny, a uczepił się mnie, jak rzep psiego ogona i jeszcze wmawiał mi, że zna mój gust, jeśli chodzi o wino lepiej niż ja sama. No proszę cię - dodała, kręcąc w dodatku głową.
- No dobra, już dobra, tym razem ci to wybaczam, ale to ostatni raz - ostrzegłam ją, a później roześmiałam pod nosem. Wyjechałam z parkingu i włączyłam się do ruchu, a rozmowa zeszła na jakieś inne tematy.
W domu byłyśmy po jakimś czasie. Przeprosiłam opiekunkę, że tyle to zajęło i oczywiście dopłaciłam jej za te kilka godzin dodatkowej fatygi, aby nie poczuła się urażona, a ona przyznała, że to nie było nic takiego, pożegnała się z Elliotem i wyszła. Jody opadła na kanapę obok mojego dziecka, a ten niemalże od razu wtulił się w swoją ulubioną i jedyną ciotkę, jaką miał na miejscu. Holmes odwzajemniła gest, chichocząc pod nosem, po czym zaczęli oglądać razem bajkę, a właściwie blondynka słuchała tylko krótkiego streszczenia, jakie powiedziało jej moje dziecko. Ja zajęłam się obiadem, chociaż jakby spojrzeć na godzinę i wziąć ja pod uwagę, to można było traktować ten posiłek już raczej jako kolację. Poza tym minęło jeszcze trochę czasu za nim dowiedziałam się, co ta dwójka chciałaby zjeść, bo byli zbyt zajęci jakąś głupią kreskówką, aby mi odpowiedzieć.
:::
- I wróciłam tu dopiero wczoraj wieczorem - zakończyłam swoją opowieść, bo rzeczywiście blondynka, kiedy mały poszedł spać, dopadła mnie i kazała również wszystko słownie streścić. - Dobrze, że już go tutaj nie było, bo chyba bym tutaj nie została na tą jedną noc. I tak miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, albo tłucze na korytarzu - pokręciłam głową, upijając później łyk czerwonego wina z kieliszka.
- Czy policja naprawdę nie może go przymknąć na dłużej niż dwadzieścia cztery godziny? Albo najlepiej od razu wysłać na odwyk - zaczęła Jody, bo zrobiła się dosyć mocno oburzona postawą Johnny'ego, jak i w ogóle jego zachowaniem w moim i dziecka stosunku.
- Nie wiem - westchnęłam, obracając nóżkę kieliszka w palcach. Miałam już tego serdecznie. - Tutaj będzie przychodził, kiedy tylko żywnie mu się podoba, ale ile bym go prosiła, tyle razy nie pojawi się w sądzie na rozprawie rozwodowej i ciągnie to wszystko w nieskończoność. Co z tego, że powiedziałam mu jasno, że już nigdy z nas niczego nie będzie. Może sobie pomarzyć, ale nie.
- Wydaje mi się, że buntuje się przed tym, aby to do niego dotarło. Szkoda tylko, że w międzyczasie się mocno rozpił i nie jest taki jak kiedyś - przyznała Holmes, dolewając mi alkoholu. - No wiesz, procenty przysłoniły mu prawdziwą rzeczywistość, a on żyje w przeszłości.
- Nie wiem, naprawdę. Chce się od niego uwolnić, ale to nie jest możliwe. Elliot się go boi, ja się go boje, a choć bym chciała się z kimś związać to nie mogę, bo jestem w pieprzonym małżeństwie z alkoholikiem - wyrzuciłam z siebie i wzięłam oddech, aby znowu się nie popłakać, bo naprawdę tego nie potrzebowałam. - Dobrze, że Harry był w domu i mógł przyjechać, bo chyba wzięliby mnie za jakąś chorą psychicznie. Co najmniej.
- Muszę mu podziękować - stwierdziła, odstawiając butelkę na stolik. - Dobrze, że mógł mnie zastąpić. Szkoda tylko, że ten idiota Johnny nie dostał po pysku. Może by się nauczył czegoś, o czym zdążył zapomnieć - dodała, kręcąc głową.
- Na to już chyba za późno - mruknęłam, podciągając kolano pod klatkę piersiową. - Nie liczyłabym na jakiekolwiek cuda, szczerze mówiąc.
- Ja też nie, ale nadzieja matką głupich - wzruszyła ramionami i dopiła zawartość swojego kieliszka do końca. - A tak zmieniając temat na Harry'ego, to mogłabyś coś jeszcze opowiedzieć - dodała i uśmiechnęła się bardziej dwuznacznie w moim kierunku. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się pod nosem.
- Ale co mam ci opowiedzieć? - uniosłam brew, przeczesując przy okazji włosy palcami. - Było całkiem fajnie, Elliot go bardzo lubi. Harry obiecał mu, że pograją w tym tygodniu znowu w piłkę.
- No proszę - uśmiechnęła się i zachęciła, abym mówiła dalej. - A coś poza tym?
- Co poza tym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Przecież i tak dużo już wiesz. Mało ci?
- Tak - zaśmiała się i uśmiechnęła niewinnie.
- Znajdź sobie może kogoś na stałe, co? - zasugerowałam, unosząc brew. - Będziesz wtedy miała zajęcie i to ja wtedy będę mogła robić wywiady rodem z FBI - dodałam, krzyżując dłonie na piersi, po tym jak odstawiłam pusty kieliszek.
- Ale jako singielka jest mi naprawdę bardzo dobrze, nie musisz się tak strasznie o mnie martwić, Beverly. Dziękuje za troskę, ale nie potrzebuje jej - pokręciła głową, ciągle się śmiejąc. - Ojej, brakowało mi tego - dodała, biorąc oddech.
- Brata mogłaś wypytywać i bawić się w agenta, a mi dać spokój, a nie - zaczęłam, odwracając się bardziej w jej stronę.
- A myślisz, że tak nie było? Tylko stawiał większy opór niż ty - poklepała mnie po ramieniu, jakby chciała mnie pocieszyć, ale nie za bardzo jej to wyszło. Na ogół nigdy nie wychodziło.
:::
Poszłam spać dopiero w okolicach dwunastej. Rozgadałyśmy się z Jody do tego stopnia, że nawet nie zauważyłyśmy, że tak późna godzina już wybiła. Blondynka na szczęście przepuściła mnie w kolejce do łazienki, dzięki temu byłam szybciej w łóżku. Miałam tylko nadzieje, że nie zaśpię i nie spóźnię się do pracy, bo naprawdę nie było mi to potrzebne do szczęścia. Przed snem nastawiłam jeszcze budzik i już zasnęłam, zostawiając wybranie sobie stroju na rano, bo wiedziałam, że na szybko nic nie zdziałam, a to tylko spowoduje, że zasnę jeszcze później niż powinnam.
Rano jednak wstałam przed budzikiem, co na swój sposób mi się przydało. Na spokojnie dopasowałam koszulę i spódnicę, w których pójdę do pracy, a także przygotowałam ubranka dla Elliota. Sama doprowadziłam się dosyć szybko do porządku, po czym zostało mi tylko przygotowanie śniadania i zrobienie sobie kawy, która już dopełni mój poranny rytuał. Byłam jednak trochę w głośno w kuchni, przez co w końcu obudziłam Jody i synka, ale dzięki temu blondynka przyszła szybciej do pomieszczenia, a ja liczyłam, że nie będzie się obijać, tylko mi pomoże.
- Stara, sama chciałabym być z tobą w związku - przyznała, pocierając kark, gdy zajrzała przez ramię, na to co tworzyłam na patelni. Nie było to nic szczególnego, bo zwyczajna jajecznica, ale lepsze to niż kolejny raz zwykłe i nudne tosty. - Może zmienię orientację, hm? - dodała, nalewając sobie kawy do kubka. Była w swoim szlafroku, nie miała niczego na głowie i na swój sposób jej tego zazdrościłam, bo mnie czas powoli zaczynał gonić.
- Wybacz, ale nie chce mieć takiej dziewczyny - pokręciłam głową, przekładając wszystko na talerz. - Gotować ci mogę, ale przyjaźń to będzie jedyna relacja, jaka nas połączy - dodałam, śmiejąc się.
- Szkoda - wzruszyła ramionami i usiadła przy stoliku. - Jakoś przeżyje - dodała, po czym machnęła ręką i roześmiała się pod nosem.
- No widzisz - przyznałam i poprawiłam kucyka, w który tamtego dnia spięłam włosy. - Jak wyglądam? - dodałam, obracając się przy okazji w miejscu.
- Ujdzie - przyznała, gdy obejrzała cały mój wygląd. - Harry'emu na pewno się spodoba, więc nie musisz się stresować - dodała, wzruszając znowu ramionami, na co zarumieniłam się lekko.
- Tak uważasz?
- Tak, jakbym nie uważała, to nic bym nie mówiła, proste - zaśmiała się i posłała mi uśmiech. - A teraz siadaj na dupsku, bo jestem głodna i chce zacząć jeść - dodała, a ja pokręciłam głową i pożyczyłam jej smacznego. Musiałam jeszcze obudzić swoje dziecko, aby zaczęło przygotowywać się na nowy tydzień. Wiedziałam, że nie będzie chciało mu się wstać poprzez deszczową pogodę, ale nie miałam innego wyjścia, jak dosyć brutalnie wydrzeć go z jego małej krainy snów.
Na szczęście poszło wyjątkowo szybko i po jakiś piętnastu minutach blondasek siedział już z nami i zajadał kanapkami z żółtym serem, bo nie chciał jajecznicy. Jody zagadywała go ciągle, pytając o sobotę spędzoną z Harrym, a on chętnie opowiadał, bo naprawdę nie mógł się doczekać, aż brunet znowu zabierze go do parku. Wiedziałam, że Holmes robi to specjalnie, bo nie powiedziałam jej tego wszystkiego, co chciała i wykorzystała do tego dziecko. Poprosiłam ją jeszcze, aby zmyła naczynia, a nie przesłuchiwała mi syna, a jego samego zagoniłam do łazienki, aby umył porządnie zęby.
Ja sama także musiałam to zrobić, więc dołączyłam do niego i na końcu zostało mi tylko upewnienie się, że zabrałam wszystko, co było mi potrzebne do pracy, a także, że Elliot spakował dobrze swój plecaczek. Powinniśmy wychodzić, więc naprawdę nie było czasu, aby jeszcze biegać i czegoś szukać. Na szczęście Jody usprawniła wszystko, tłumacząc, że zrobiła to za mnie i wręczyła w moje dłonie kluczyki do samochodu.
- Beze mnie mogłabyś już zginąć - powiedziała, gdy narzucałam na siebie płaszcz i wsuwałam obcasy na stopy.
- Chyba tak - zaśmiałam się, a później podsunęłam dziecku jego buty. Wybrałam jeszcze tą cieplejszą kurtkę dla niego, aby nie zmarzł. - Odbierzesz go? - dodałam, zerkając na blondynkę.
- Postaram się - pokiwała głową. - Ale raczej tak, nie martw się - zapewniła mnie. - Będę pisać ci smsy.
- W porządku - wzięłam oddech, po czym wrzuciłam klucze od mieszkania do torebki. W pośpiechu zapięłam guziki płaszcza i zostało mi tylko poczekać na Elliota. - Dzieciaku, dawaj, trochę więcej życia. Wiem, że jest poniedziałek i nikt nie ma na nic ochoty, ale musimy się pośpieszyć, jeśli nie chcesz się spóźnić do przedszkola.
- Przecież się nie spóźnimy.
- Spóźnimy, jeśli będziesz się zachowywał jak taki ślimak. Korki zaraz się zaczną i nie uciekniemy przed nimi z twoim tempem - przyznałam, zerkając na zegarek, spoczywający na moim nadgarstku.
- No już idę, idę - wymamrotał i westchnął ciężko. - Cześć, ciociu - pożegnał się z Jody.
- Cześć, Elliot, widzimy się po południu! Cześć King!
- Na razie!
~*~
jak podoba wam się 18?:)
to przedsmak maratonu, który zacznie się w drugim tygodniu moich ferii, mam nadzieje, że ktoś będzie czekał x
+ pięknie dziękuje za 2k wyświetleń!
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro