Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

+ 17 +

Siedziałam już od jakiegoś czasu na ławce i przyglądałam się, jak Harry i Elliot grają w piłkę na boisku. Brunet zajął miejsce bramkarza, a mój synek umiejętnie strzelał gole. Miło było popatrzeć na taki obrazek, bo wiedziałam, że dziecku na swój sposób brakuje ojca. Może nie pod względem przebywania i poświęcania uwagi, bo po ostatnich szopkach, jakie odstawił Johnny, Elliot przyznał mi się, że najzwyczajniej w świecie się go boi. Chodziło mi raczej o kwestię wychowania. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie zastąpić i uzupełnić tej męskiej pustki, ale starałam się, jak mogłam, aby być przykładną matką i moje dziecko wyrosło na dobrego człowieka. Na razie mi się to udawało, a co będzie dalej, to zobaczymy. 

- Zmęczeni, co? - zapytałam, gdy już w końcu do mnie wrócili. Podałam Elliotowi jego sok, a brunet zdyszany zajął miejsce obok mnie.

- Gdybym grał z nim tak codziennie, to nie potrzebowałbym treningów - powiedział, przeczesując palcami swoje włosy. Wziął oddech, a później zerknął na mnie i roześmiał się pod nosem.

- Żaden problem - wzruszyłam niewinnie ramionami. - Słyszałeś, Elliot? Harry powiedział, że może tak grać z tobą codziennie - dodałam cicho, jakby szepcząc to dziecku do ucha. Również się roześmiałam.  

- Nie chce codziennie, bo mi się znudzi - pokręcił głową, a Styles westchnął z ulgą.

- Dobra decyzja, młody, nawet bardzo dobra - powiedział, wyciągając nieco nogi przed siebie. - Zmęczyłem się - dodał, kręcąc głową. - Nie wiedziałem, że dzieciaki potrafią tak szybko wyprać z energii. Oczywiście w pozytywnym sensie.

- Czy ja wiem, czy w pozytywnym sensie - przyznałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Czasem mam naprawdę dość i jedyne, czego chce to chociaż pół godziny spokoju i ciszy. A później patrzę na ten uśmiech i roześmiane oczy i wiem, że naprawdę nie mam czego żałować. To takie moje małe słoneczko - dodałam, rumieniąc się lekko.

- Domyślam się - uśmiechnął się do mnie pięknie, co odwzajemniłam i odprowadziliśmy mojego synka wzrokiem, bo odbiegł, aby pobawić się z innymi dziećmi, które pojawiły się na placu zabaw.

- Czasem rzeczywiście przypomina mi Johnny'ego, ale ma też w sobie sporo mnie i tak naprawdę cieszę się, że go mam - dorzuciłam i westchnęłam cicho. - Rodzicielstwo to na swój sposób fajna sprawa, nie zawsze, bo tak się nie da i nadchodzą różne kryzysy, ale na ogół tak - unosząc palec, aby nieco podkreślić wagę mówionych przeze mnie słów. - Wiem, że nie chciałam mieć dzieci, ale odkąd się dowiedziałam, że jestem w ciąży, to mi się odmieniło.

- Pamiętam - przyznał, a później zaśmiał się pod nosem.

- Co cię tak bawi? - uniosłam brew, zastanawiając się, co znowu sobie przypomniał.

- Moment, w którym powiedziałaś mi, że mnie wykastrujesz, gdy kochaliśmy się bez zabezpieczenia, bo mogło się okazać, że będziesz w ciąży - powiedział otwarcie, wzruszając przy okazji ramionami. Poczułam, jak moje policzki robią się krwistoczerwone, co bruneta rozbawiło jeszcze bardziej. - "Harry, zabije cię, dlaczego nie pomyślałeś wcześniej?!" - dodał, udając mój głos.

- Teraz też chce cię zabić - powiedziałam, a raczej wymamrotałam. - Dlaczego musisz mi to wypominać? - jęknęłam, a później zaśmiałam się pod nosem. - Jesteś niemożliwy.

- Nie ma za co, Beverly - posłał mi całusa w powietrzu, zwilżając przy okazji wargi. - Robię się głodny - dodał, a raczej westchnął. Naprawdę zachowywał się, jak dziecko, chwilami nawet za bardzo, ale na swój sposób było to bardzo urocze. Wypychał do przodu dolną wargę i marudził, a dołeczki w jego policzkach tylko odejmowały mu lat. 

- Ja chyba też - przyznałam, a później rzuciłam okiem na swój nadgarstek, gdzie spoczywał zegarek. - Jest prawie czternasta, moglibyśmy pójść coś zjeść - zaproponowałam. - Ale spróbuj go stąd wyciągnąć. Powodzenia - dodałam, wskazując na Elliota. Właśnie zjeżdżał ze zjeżdżalni ze swoim kolegą z przedszkola. Zaśmiałam się pod nosem, gdy zobaczyłam minę Harry'ego.

- Ile lat dostaje się za szantaż dzieci? - zapytał najpierw, drapiąc się po szyi. - Bo jak mu powiem, że jeśli nie pójdzie, to cię ukradnę, to powie to swojej nauczycielce, a ona policji, prawda? - dodał, snując wyjątkowo dziwną teorię.

- Zacznijmy od tego, czy Elliot ci uwierzy - powiedziałam, śmiejąc się głośniej. Para staruszków, którzy przechodzili obok nas zerknęli na mnie, jakbym była niepełnosprawna umysłowo, po czym przeszli dalej. - To dziecko nawet mi czasem nie wierzy, nie obraź się, ale jeśli chodzi o ciebie, to na pewno tego nie zrobi - dodałam, podciągając kolano pod klatkę piersiową. - Kiedyś powiedziałam mu, że Święty Mikołaj naprawdę istnieje, to mnie wyśmiał i powiedział, że były, ale wtedy obecny chłopak Jody pracuje na stacji paliw, a nie jako roznosiciel prezentów.

- Wow, niezły jest - przyznał brunet, przeczesując palcami włosy. - Może będzie z niego dobry detektyw, albo ktoś taki - przyznał, zerkając przy okazji na blondaska. Miał lekki uśmiech na twarzy, na co zachichotałam pod nosem. 

- Miejmy nadzieje - pokiwałam głową i pomachałam mu, gdy znalazł się na szczycie zjeżdżalni. Udał Supermana, po czym zjechał na dół i roześmiali się z tym kolegą. - Nie ma szans, Harry. Nie wyciągniemy go teraz stąd. Chyba, że obiecasz mu, że jeszcze tu wrócimy. Wtedy są jakieś szanse, a tak to będziesz mógł prosić i prosić, a on choćby umierał z głodu, powie, że woli się bawić - dodałam, podając typowe zachowanie swojego dziecka. W prawdzie wtedy doprowadzał mnie do białej gorączki i musiałam mu składać różne obietnice, które potem oczywiście trzeba było dotrzymać, bo innego wyjścia nie było. 

- Daj mi pięć minut, coś wymyślę - wstał, a ja wykonałam tylko zachęcający gest dłonią i odprowadziłam wzrokiem. Kiedy był zajęty rozmową z dzieckiem, zerknęłam na telefon, licząc na to, że przyjaciółka jakoś się odezwała, ale dalej panowała cisza. Ściągnęłam brwi, trochę się martwiąc i napisałam szybkiego smsa. Zapytałam, czy wszystko w porządku i czy jest jakaś szansa, że wróci przed poniedziałkiem. Zablokowałam później urządzenie i wrzuciłam go z powrotem do torebki. Nie zorientowałam się nawet, że Harry wrócił, mając dzieciaka na rękach.

- Jak ci się to udało? - zmarszczyłam brwi, nie dowierzając trochę, że tak łatwo odciągnął moje dziecko od zabawy.

- No widzisz, ma się swoje sposoby - wyszczerzył się, jak głupi do sera, na co pokręciłam głową. - Powiedziałem mu po prostu, że w przyszłym tygodniu przyjdziemy tu i dłużej z nim pogram - wzruszył ramionami.

- Naprawdę ci się chce? - uniosłam brew, podnosząc się przy okazji z ławki. Skoro mieliśmy pójść coś zjeść, to najlepiej właśnie teraz. W dodatku mój brzuch domagał się jedzenia i choć jeszcze nie burczał, to przypuszczałam, że zaraz zacznie, a wolałam tego uniknąć. 

- Tak, dzisiaj było całkiem fajnie, prawda Elliot? - zerknął na chłopca, który siedział u niego na rękach, a ten pokiwał swoją głową i uśmiechnął się do mnie szeroko. 

- Dlaczego, jak ja ci coś takiego proponowałam, to mówiłeś, że nie chcesz w ten sposób? - uniosłam brew, krzyżując dłonie na piersi.

- Bo specjalnie dawałaś mi strzelać bramki, a Harry dobrze broni - wyjaśnił, a ja zerknęłam tylko na Stylesa, który uśmiechnął się dumny, kolejny z resztą raz i ruszyliśmy powoli do wyjścia z parku. Mijało nas coraz więcej osób, a głównie były to rodziny z dziećmi, które przyszły spędzić razem trochę czasu na świeżym powietrzu. Już jakiś czas temu zaczęłam zazdrościć im tego szczęścia, bo posiadali tę drugą osobę, która przecież powinna znaczyć wszystko, a u mnie nie znaczyła nic i nic w tym aspekcie nie miało się zmienić. A przynajmniej z mojej strony. Nie widziałam już możliwości naprawienia mojego małżeństwa z Johnnym, nawet jeśli wziąłby się za siebie, przestał pić i poszedł na terapię. Zwłaszcza po tych ostatnich dwóch najściach, przez które najadłam się sporo strachu i napłakałam do tego stopnia, że wystarczy mi na najbliższe dwa miesiące, jeśli nie więcej. 

- Zawsze byłam kiepska z wf - u, synku. Nic na to nie poradzę - westchnęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Mamę interesowały inne spory, wiesz Ellliot - zagadnął Harry, wymieniając przy okazji ze mną dosyć dwuznaczne spojrzenie.

- Styles... - wymamrotałam cała czerwona, ostrzegając go tym samym, żeby nie ciągnął tematu. To było jeszcze dziecko i tak wiedział za dużo na pewne tematy, ale akurat na ten nie musiał wiedzieć niczego.

- Jakie? - zainteresował się i zerknął na Harry'ego. Ten zaśmiał się cicho pod nosem, a później spojrzał na mnie, jakby chcąc zobaczyć jak zareaguje.

- Powiem ci, jak będziesz starszy - odpowiedział w końcu, zamykając temat, a Elliot udał obrażonego.

- Ale ja już jestem starszy - wymamrotał po jakiś pięciu minutach, gdy szedł już na własnych nogach, trzymając za rękę bruneta.

- Ale wciąż za mały, aby wiedzieć - Styles westchnął ciężko, udając, że jest mu przykro. - Wybacz, młody, mam związane ręce - dodał i uśmiechnął się do niego pocieszająco.

- Sam się dowiem - postanowił, na co tylko zaśmialiśmy się i wyszliśmy już z parku. 

:::

- Na co macie ochotę? - zapytał brunet, kiedy usiedliśmy w jakiejś pizzerii przy wolnym stoliku. W pomieszczeniu było bardzo przytulnie, a kontrastujące ze sobą kolory były przyjazne dla oka i nie tylko. 

- Ja chce pizzę! - powiedział Elliot, machając nogami na krześle. Było wysokie i jeszcze nie sięgał nogami ziemi. Dostał już w prawdzie Pepsi, ale teraz pozostało nam wybrać, to co chcielibyśmy zjeść.

- Sama nie wiem - przyznałam, przeglądając najprzeróżniejsze pizze. Wybór był tak duży, że moje dylematy urosły do tego stopnia, że chciałam zjeść je wszystkie, w prawdzie po jednym kawałku, ale chciałam. - Dziecko, wybierz coś, ja nie mam na to siły - zaśmiałam się i oparłam o krzesło, a Harry podsunął mu menu, a po chwili kelnerka odebrała od niego zamówienie, mówiąc mu przy tym, że jest wyjątkowo odważny i uroczy, na co zarumienił się lekko.

- Zaczął szybciej niż ja - brunet nachylił się do mnie, przez co zachichotałam pod nosem. - Myślałem, że już nikt mnie nie pobije - dodał i westchnął teatralnie. - No cóż, najwidoczniej trzeba ustąpić miejsca lepszym.

- Najwidoczniej tak - pokiwałam głową, poklepując go po ramieniu. - Ale nie przejmuj się, nauczy się od ciebie wszystkiego i będziesz mógł być dumny z niego - dodałam, puszczając przy okazji oczko. 

- Chyba masz rację - zrobił smutną minę, a później zachichotał. - Żartuje, mnie nikt nie pobije.

- Grzeszysz tą swoją skromnością, Styles, grzeszysz - zerknęłam na niego, a on tylko wzruszył niewinnie ramionami.

- Nic na to nie poradzę - rozłożył ręce. - Tylko pomyśl, jakie dobre geny dam swoim dzieciom - dodał.

- Mówiłam to już kiedyś, ale jesteś niemożliwy - przyznałam, zakładając nogę za nogę, aby siedziało mi się wygodniej. - Nie wiem, jaką sposobnością Anne wytrzymała z tobą przez całe twoje życie, ja już dawno dostałabym szału - dodałam zgryźliwie. Wytknęłam końcówkę języka w jego stronę i wyszczerzyłam zupełnie tak samo, jak on wcześniej.

- Ranisz - przyłożył dłoń do klatki piersiowej, jakbym go tam uderzyła i zrobił taką minę. - Moja dusza cierpi i krwawi. 

- Przeżyjesz - machnęłam ręką, nie przejmując się tym, po czym upiłam łyk Pepsi ze swojej szklanki. - Skoro wytrwałeś beze mnie tyle czasu, to co to dla ciebie.

- W tym miejscu muszę się z tobą zgodzić - westchnął. - Nareszcie mówisz do rzeczy, King.

- Zawsze mówię do rzeczy, po prostu ty to źle interpretujesz, Styles. Ale nie martw się. Czytałam, że to typowa cecha mężczyzn. 

- Kobiety - przewrócił oczami. - Z wami źle, bez was jeszcze gorzej - dodał, a raczej wymamrotał, jakby nie chciał się do tego przyznawać.

- Już nie marudź - skomentowałam, a później sięgnęłam do torebki, aby rzucić okiem na telefon. Jody w końcu mi odpisała. W prawdzie w kilku krótkich zdaniach, ale to zrobiła. Uśmiechnęłam się, uznając, że odpowiem jej, kiedy się najem. 

Po chwili pojawiła się kelnerka z naszym zamówieniem i pożyczyła nam smacznego, a w szczególności mojemu dziecku, które od razu zabrało na swój talerzyk duży kawałek pizzy. Zachichotałam na ten widok i podzieliłam się z Harrym, jednocześnie kontynuując naszą rozmowę. Było bardzo miło i cieszyłam się, że znowu spędziliśmy razem trochę czasu, a także, że brunet obiecał mojemu dziecku, że jeszcze pograją ze sobą w piłkę. Elliot był taki szczęśliwy z tego powodu, że aż mnie to zdziwiło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłam zobaczyć go w takim stanie, bo przez ostatnie wydarzenia nie było zbyt wielu okazji. 

Po zjedzonym posiłku, wyszliśmy z pizzerii, zastanawiając się przy okazji, co moglibyśmy jeszcze zrobić. Popołudnie zapowiadało się wyjątkowo dobrze, a tłumy ludzi znikały w parku. Wiedziałam, że to nie będzie dobry pomysł, aby się tam udać, no chyba, że chcielibyśmy poczuć się, jak sardynki w puszcze. Harry zaproponował więc, że odwiezie nas już do domu i zostaniemy tam we trójkę. Elliot kolejny zareagował dosyć radośnie i zaciągnął nas dosyć szybko na parking. Odkąd usłyszał, że Styles obejrzy z nim jakieś bajki, tak nie mógł się tego doczekać i ciągle nas poganiał. Wiercił się niespokojnie, gdy zapinałam jego pas i myślałam, że nie wysiedzi do końca w spokoju. 

Dosyć szybko dotarliśmy pod mieszkanie mojej przyjaciółki. W między czasie zdążyłam jej odpisać i dowiedziałam się, że wróci następnego dnia rano, co mnie bardzo ucieszyło, bo czekała mnie tylko jedna noc w samotności. Miałam nadzieje, że Johnny już się nie pojawi i da mi spokój. A przynajmniej na jakiś czas. Nie miałam już ochoty się z nim męczyć, ani tym bardziej go oglądać i liczyłam, że kiedy sąd wyznaczy nam nową datę rozprawy rozwodowej, w końcu się pojawi. Specjalnie nie przychodził, przez co wszytko ciągnęło się już od jakiegoś czasu i nie mogłam się od niego uwolnić. Harry poradził mi, abym w końcu porządnie przekonsultowała to z prawnikiem, bo po tym, co zobaczył był pewien, że ktoś taki jak mój mąż - jeszcze mąż - powinien trzymać się ode mnie z daleka, tym bardziej od dziecka, któremu napędził tylko sporo strachu.

Nie miałam szansy jednak pomyśleć o tym za długo, ponieważ moje dziecko mi na to nie pozwoliło. Pytał się ciągle, czy obejrzę z nimi Auta, bo taką bajkę wybrali z Harrym, a ja nie mogłam się nie zgodzić. Obydwaj wyglądali tak, jakby od tego zależało ich życie. W prawdzie czekała na mnie praca i zbliżający się poniedziałek, ale miałam na to jeszcze wieczór i całą niedziele. Zrobiłam jeszcze popcornu, który znalazłam w szafce i choć nie było to, co czuło się przy jedzeniu popcornu w kinie, to musiało wystarczyć, a chłopcy chyba nie narzekali, bo jeszcze przed połową w misce nie było nawet jednego ziarnka. 

Tak minęła jedna godzina, później następna i kolejna, aż w końcu Elliot zrobił się zmęczony na tyle, że niewiele brakowało, aby zasnął na siedząco, więc zagoniłam go do łazienki i szybko wykąpałam. Obiecałam mu, że Harry przez ten czas poczeka, aby móc się z nim pożegnać i faktycznie to zrobił. Moje dziecko poprosiło go, aby odwiedzał nas częściej i soboty wyglądały podobnie, jak do tej. Odpowiedział, że zobaczy, co da się zrobić i kazał już iść mu spać, bo naprawdę ledwo trzymał się na nogach. Nie dziwiłam się, bo po tylu godzinach grania w piłkę można się było tego spodziewać. 

Poczekaliśmy, aż zniknie w swoim pokoju, po czym też powiedzieliśmy sobie, że dzisiaj było wyjątkowo fajnie i można będzie to jeszcze powtórzyć. Raz czy dwa, a może więcej razy, ale będzie można. Brunet pożegnał mnie szybkim całusem w policzek, po czym ulotnił się, nie dając mi na to jakoś mocniej zareagować. 

~*~

połowa ff, kochani:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro