+ 17 +
Siedziałam już od jakiegoś czasu na ławce i przyglądałam się, jak Harry i Elliot grają w piłkę na boisku. Brunet zajął miejsce bramkarza, a mój synek umiejętnie strzelał gole. Miło było popatrzeć na taki obrazek, bo wiedziałam, że dziecku na swój sposób brakuje ojca. Może nie pod względem przebywania i poświęcania uwagi, bo po ostatnich szopkach, jakie odstawił Johnny, Elliot przyznał mi się, że najzwyczajniej w świecie się go boi. Chodziło mi raczej o kwestię wychowania. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie zastąpić i uzupełnić tej męskiej pustki, ale starałam się, jak mogłam, aby być przykładną matką i moje dziecko wyrosło na dobrego człowieka. Na razie mi się to udawało, a co będzie dalej, to zobaczymy.
- Zmęczeni, co? - zapytałam, gdy już w końcu do mnie wrócili. Podałam Elliotowi jego sok, a brunet zdyszany zajął miejsce obok mnie.
- Gdybym grał z nim tak codziennie, to nie potrzebowałbym treningów - powiedział, przeczesując palcami swoje włosy. Wziął oddech, a później zerknął na mnie i roześmiał się pod nosem.
- Żaden problem - wzruszyłam niewinnie ramionami. - Słyszałeś, Elliot? Harry powiedział, że może tak grać z tobą codziennie - dodałam cicho, jakby szepcząc to dziecku do ucha. Również się roześmiałam.
- Nie chce codziennie, bo mi się znudzi - pokręcił głową, a Styles westchnął z ulgą.
- Dobra decyzja, młody, nawet bardzo dobra - powiedział, wyciągając nieco nogi przed siebie. - Zmęczyłem się - dodał, kręcąc głową. - Nie wiedziałem, że dzieciaki potrafią tak szybko wyprać z energii. Oczywiście w pozytywnym sensie.
- Czy ja wiem, czy w pozytywnym sensie - przyznałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Czasem mam naprawdę dość i jedyne, czego chce to chociaż pół godziny spokoju i ciszy. A później patrzę na ten uśmiech i roześmiane oczy i wiem, że naprawdę nie mam czego żałować. To takie moje małe słoneczko - dodałam, rumieniąc się lekko.
- Domyślam się - uśmiechnął się do mnie pięknie, co odwzajemniłam i odprowadziliśmy mojego synka wzrokiem, bo odbiegł, aby pobawić się z innymi dziećmi, które pojawiły się na placu zabaw.
- Czasem rzeczywiście przypomina mi Johnny'ego, ale ma też w sobie sporo mnie i tak naprawdę cieszę się, że go mam - dorzuciłam i westchnęłam cicho. - Rodzicielstwo to na swój sposób fajna sprawa, nie zawsze, bo tak się nie da i nadchodzą różne kryzysy, ale na ogół tak - unosząc palec, aby nieco podkreślić wagę mówionych przeze mnie słów. - Wiem, że nie chciałam mieć dzieci, ale odkąd się dowiedziałam, że jestem w ciąży, to mi się odmieniło.
- Pamiętam - przyznał, a później zaśmiał się pod nosem.
- Co cię tak bawi? - uniosłam brew, zastanawiając się, co znowu sobie przypomniał.
- Moment, w którym powiedziałaś mi, że mnie wykastrujesz, gdy kochaliśmy się bez zabezpieczenia, bo mogło się okazać, że będziesz w ciąży - powiedział otwarcie, wzruszając przy okazji ramionami. Poczułam, jak moje policzki robią się krwistoczerwone, co bruneta rozbawiło jeszcze bardziej. - "Harry, zabije cię, dlaczego nie pomyślałeś wcześniej?!" - dodał, udając mój głos.
- Teraz też chce cię zabić - powiedziałam, a raczej wymamrotałam. - Dlaczego musisz mi to wypominać? - jęknęłam, a później zaśmiałam się pod nosem. - Jesteś niemożliwy.
- Nie ma za co, Beverly - posłał mi całusa w powietrzu, zwilżając przy okazji wargi. - Robię się głodny - dodał, a raczej westchnął. Naprawdę zachowywał się, jak dziecko, chwilami nawet za bardzo, ale na swój sposób było to bardzo urocze. Wypychał do przodu dolną wargę i marudził, a dołeczki w jego policzkach tylko odejmowały mu lat.
- Ja chyba też - przyznałam, a później rzuciłam okiem na swój nadgarstek, gdzie spoczywał zegarek. - Jest prawie czternasta, moglibyśmy pójść coś zjeść - zaproponowałam. - Ale spróbuj go stąd wyciągnąć. Powodzenia - dodałam, wskazując na Elliota. Właśnie zjeżdżał ze zjeżdżalni ze swoim kolegą z przedszkola. Zaśmiałam się pod nosem, gdy zobaczyłam minę Harry'ego.
- Ile lat dostaje się za szantaż dzieci? - zapytał najpierw, drapiąc się po szyi. - Bo jak mu powiem, że jeśli nie pójdzie, to cię ukradnę, to powie to swojej nauczycielce, a ona policji, prawda? - dodał, snując wyjątkowo dziwną teorię.
- Zacznijmy od tego, czy Elliot ci uwierzy - powiedziałam, śmiejąc się głośniej. Para staruszków, którzy przechodzili obok nas zerknęli na mnie, jakbym była niepełnosprawna umysłowo, po czym przeszli dalej. - To dziecko nawet mi czasem nie wierzy, nie obraź się, ale jeśli chodzi o ciebie, to na pewno tego nie zrobi - dodałam, podciągając kolano pod klatkę piersiową. - Kiedyś powiedziałam mu, że Święty Mikołaj naprawdę istnieje, to mnie wyśmiał i powiedział, że były, ale wtedy obecny chłopak Jody pracuje na stacji paliw, a nie jako roznosiciel prezentów.
- Wow, niezły jest - przyznał brunet, przeczesując palcami włosy. - Może będzie z niego dobry detektyw, albo ktoś taki - przyznał, zerkając przy okazji na blondaska. Miał lekki uśmiech na twarzy, na co zachichotałam pod nosem.
- Miejmy nadzieje - pokiwałam głową i pomachałam mu, gdy znalazł się na szczycie zjeżdżalni. Udał Supermana, po czym zjechał na dół i roześmiali się z tym kolegą. - Nie ma szans, Harry. Nie wyciągniemy go teraz stąd. Chyba, że obiecasz mu, że jeszcze tu wrócimy. Wtedy są jakieś szanse, a tak to będziesz mógł prosić i prosić, a on choćby umierał z głodu, powie, że woli się bawić - dodałam, podając typowe zachowanie swojego dziecka. W prawdzie wtedy doprowadzał mnie do białej gorączki i musiałam mu składać różne obietnice, które potem oczywiście trzeba było dotrzymać, bo innego wyjścia nie było.
- Daj mi pięć minut, coś wymyślę - wstał, a ja wykonałam tylko zachęcający gest dłonią i odprowadziłam wzrokiem. Kiedy był zajęty rozmową z dzieckiem, zerknęłam na telefon, licząc na to, że przyjaciółka jakoś się odezwała, ale dalej panowała cisza. Ściągnęłam brwi, trochę się martwiąc i napisałam szybkiego smsa. Zapytałam, czy wszystko w porządku i czy jest jakaś szansa, że wróci przed poniedziałkiem. Zablokowałam później urządzenie i wrzuciłam go z powrotem do torebki. Nie zorientowałam się nawet, że Harry wrócił, mając dzieciaka na rękach.
- Jak ci się to udało? - zmarszczyłam brwi, nie dowierzając trochę, że tak łatwo odciągnął moje dziecko od zabawy.
- No widzisz, ma się swoje sposoby - wyszczerzył się, jak głupi do sera, na co pokręciłam głową. - Powiedziałem mu po prostu, że w przyszłym tygodniu przyjdziemy tu i dłużej z nim pogram - wzruszył ramionami.
- Naprawdę ci się chce? - uniosłam brew, podnosząc się przy okazji z ławki. Skoro mieliśmy pójść coś zjeść, to najlepiej właśnie teraz. W dodatku mój brzuch domagał się jedzenia i choć jeszcze nie burczał, to przypuszczałam, że zaraz zacznie, a wolałam tego uniknąć.
- Tak, dzisiaj było całkiem fajnie, prawda Elliot? - zerknął na chłopca, który siedział u niego na rękach, a ten pokiwał swoją głową i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Dlaczego, jak ja ci coś takiego proponowałam, to mówiłeś, że nie chcesz w ten sposób? - uniosłam brew, krzyżując dłonie na piersi.
- Bo specjalnie dawałaś mi strzelać bramki, a Harry dobrze broni - wyjaśnił, a ja zerknęłam tylko na Stylesa, który uśmiechnął się dumny, kolejny z resztą raz i ruszyliśmy powoli do wyjścia z parku. Mijało nas coraz więcej osób, a głównie były to rodziny z dziećmi, które przyszły spędzić razem trochę czasu na świeżym powietrzu. Już jakiś czas temu zaczęłam zazdrościć im tego szczęścia, bo posiadali tę drugą osobę, która przecież powinna znaczyć wszystko, a u mnie nie znaczyła nic i nic w tym aspekcie nie miało się zmienić. A przynajmniej z mojej strony. Nie widziałam już możliwości naprawienia mojego małżeństwa z Johnnym, nawet jeśli wziąłby się za siebie, przestał pić i poszedł na terapię. Zwłaszcza po tych ostatnich dwóch najściach, przez które najadłam się sporo strachu i napłakałam do tego stopnia, że wystarczy mi na najbliższe dwa miesiące, jeśli nie więcej.
- Zawsze byłam kiepska z wf - u, synku. Nic na to nie poradzę - westchnęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Mamę interesowały inne spory, wiesz Ellliot - zagadnął Harry, wymieniając przy okazji ze mną dosyć dwuznaczne spojrzenie.
- Styles... - wymamrotałam cała czerwona, ostrzegając go tym samym, żeby nie ciągnął tematu. To było jeszcze dziecko i tak wiedział za dużo na pewne tematy, ale akurat na ten nie musiał wiedzieć niczego.
- Jakie? - zainteresował się i zerknął na Harry'ego. Ten zaśmiał się cicho pod nosem, a później spojrzał na mnie, jakby chcąc zobaczyć jak zareaguje.
- Powiem ci, jak będziesz starszy - odpowiedział w końcu, zamykając temat, a Elliot udał obrażonego.
- Ale ja już jestem starszy - wymamrotał po jakiś pięciu minutach, gdy szedł już na własnych nogach, trzymając za rękę bruneta.
- Ale wciąż za mały, aby wiedzieć - Styles westchnął ciężko, udając, że jest mu przykro. - Wybacz, młody, mam związane ręce - dodał i uśmiechnął się do niego pocieszająco.
- Sam się dowiem - postanowił, na co tylko zaśmialiśmy się i wyszliśmy już z parku.
:::
- Na co macie ochotę? - zapytał brunet, kiedy usiedliśmy w jakiejś pizzerii przy wolnym stoliku. W pomieszczeniu było bardzo przytulnie, a kontrastujące ze sobą kolory były przyjazne dla oka i nie tylko.
- Ja chce pizzę! - powiedział Elliot, machając nogami na krześle. Było wysokie i jeszcze nie sięgał nogami ziemi. Dostał już w prawdzie Pepsi, ale teraz pozostało nam wybrać, to co chcielibyśmy zjeść.
- Sama nie wiem - przyznałam, przeglądając najprzeróżniejsze pizze. Wybór był tak duży, że moje dylematy urosły do tego stopnia, że chciałam zjeść je wszystkie, w prawdzie po jednym kawałku, ale chciałam. - Dziecko, wybierz coś, ja nie mam na to siły - zaśmiałam się i oparłam o krzesło, a Harry podsunął mu menu, a po chwili kelnerka odebrała od niego zamówienie, mówiąc mu przy tym, że jest wyjątkowo odważny i uroczy, na co zarumienił się lekko.
- Zaczął szybciej niż ja - brunet nachylił się do mnie, przez co zachichotałam pod nosem. - Myślałem, że już nikt mnie nie pobije - dodał i westchnął teatralnie. - No cóż, najwidoczniej trzeba ustąpić miejsca lepszym.
- Najwidoczniej tak - pokiwałam głową, poklepując go po ramieniu. - Ale nie przejmuj się, nauczy się od ciebie wszystkiego i będziesz mógł być dumny z niego - dodałam, puszczając przy okazji oczko.
- Chyba masz rację - zrobił smutną minę, a później zachichotał. - Żartuje, mnie nikt nie pobije.
- Grzeszysz tą swoją skromnością, Styles, grzeszysz - zerknęłam na niego, a on tylko wzruszył niewinnie ramionami.
- Nic na to nie poradzę - rozłożył ręce. - Tylko pomyśl, jakie dobre geny dam swoim dzieciom - dodał.
- Mówiłam to już kiedyś, ale jesteś niemożliwy - przyznałam, zakładając nogę za nogę, aby siedziało mi się wygodniej. - Nie wiem, jaką sposobnością Anne wytrzymała z tobą przez całe twoje życie, ja już dawno dostałabym szału - dodałam zgryźliwie. Wytknęłam końcówkę języka w jego stronę i wyszczerzyłam zupełnie tak samo, jak on wcześniej.
- Ranisz - przyłożył dłoń do klatki piersiowej, jakbym go tam uderzyła i zrobił taką minę. - Moja dusza cierpi i krwawi.
- Przeżyjesz - machnęłam ręką, nie przejmując się tym, po czym upiłam łyk Pepsi ze swojej szklanki. - Skoro wytrwałeś beze mnie tyle czasu, to co to dla ciebie.
- W tym miejscu muszę się z tobą zgodzić - westchnął. - Nareszcie mówisz do rzeczy, King.
- Zawsze mówię do rzeczy, po prostu ty to źle interpretujesz, Styles. Ale nie martw się. Czytałam, że to typowa cecha mężczyzn.
- Kobiety - przewrócił oczami. - Z wami źle, bez was jeszcze gorzej - dodał, a raczej wymamrotał, jakby nie chciał się do tego przyznawać.
- Już nie marudź - skomentowałam, a później sięgnęłam do torebki, aby rzucić okiem na telefon. Jody w końcu mi odpisała. W prawdzie w kilku krótkich zdaniach, ale to zrobiła. Uśmiechnęłam się, uznając, że odpowiem jej, kiedy się najem.
Po chwili pojawiła się kelnerka z naszym zamówieniem i pożyczyła nam smacznego, a w szczególności mojemu dziecku, które od razu zabrało na swój talerzyk duży kawałek pizzy. Zachichotałam na ten widok i podzieliłam się z Harrym, jednocześnie kontynuując naszą rozmowę. Było bardzo miło i cieszyłam się, że znowu spędziliśmy razem trochę czasu, a także, że brunet obiecał mojemu dziecku, że jeszcze pograją ze sobą w piłkę. Elliot był taki szczęśliwy z tego powodu, że aż mnie to zdziwiło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłam zobaczyć go w takim stanie, bo przez ostatnie wydarzenia nie było zbyt wielu okazji.
Po zjedzonym posiłku, wyszliśmy z pizzerii, zastanawiając się przy okazji, co moglibyśmy jeszcze zrobić. Popołudnie zapowiadało się wyjątkowo dobrze, a tłumy ludzi znikały w parku. Wiedziałam, że to nie będzie dobry pomysł, aby się tam udać, no chyba, że chcielibyśmy poczuć się, jak sardynki w puszcze. Harry zaproponował więc, że odwiezie nas już do domu i zostaniemy tam we trójkę. Elliot kolejny zareagował dosyć radośnie i zaciągnął nas dosyć szybko na parking. Odkąd usłyszał, że Styles obejrzy z nim jakieś bajki, tak nie mógł się tego doczekać i ciągle nas poganiał. Wiercił się niespokojnie, gdy zapinałam jego pas i myślałam, że nie wysiedzi do końca w spokoju.
Dosyć szybko dotarliśmy pod mieszkanie mojej przyjaciółki. W między czasie zdążyłam jej odpisać i dowiedziałam się, że wróci następnego dnia rano, co mnie bardzo ucieszyło, bo czekała mnie tylko jedna noc w samotności. Miałam nadzieje, że Johnny już się nie pojawi i da mi spokój. A przynajmniej na jakiś czas. Nie miałam już ochoty się z nim męczyć, ani tym bardziej go oglądać i liczyłam, że kiedy sąd wyznaczy nam nową datę rozprawy rozwodowej, w końcu się pojawi. Specjalnie nie przychodził, przez co wszytko ciągnęło się już od jakiegoś czasu i nie mogłam się od niego uwolnić. Harry poradził mi, abym w końcu porządnie przekonsultowała to z prawnikiem, bo po tym, co zobaczył był pewien, że ktoś taki jak mój mąż - jeszcze mąż - powinien trzymać się ode mnie z daleka, tym bardziej od dziecka, któremu napędził tylko sporo strachu.
Nie miałam szansy jednak pomyśleć o tym za długo, ponieważ moje dziecko mi na to nie pozwoliło. Pytał się ciągle, czy obejrzę z nimi Auta, bo taką bajkę wybrali z Harrym, a ja nie mogłam się nie zgodzić. Obydwaj wyglądali tak, jakby od tego zależało ich życie. W prawdzie czekała na mnie praca i zbliżający się poniedziałek, ale miałam na to jeszcze wieczór i całą niedziele. Zrobiłam jeszcze popcornu, który znalazłam w szafce i choć nie było to, co czuło się przy jedzeniu popcornu w kinie, to musiało wystarczyć, a chłopcy chyba nie narzekali, bo jeszcze przed połową w misce nie było nawet jednego ziarnka.
Tak minęła jedna godzina, później następna i kolejna, aż w końcu Elliot zrobił się zmęczony na tyle, że niewiele brakowało, aby zasnął na siedząco, więc zagoniłam go do łazienki i szybko wykąpałam. Obiecałam mu, że Harry przez ten czas poczeka, aby móc się z nim pożegnać i faktycznie to zrobił. Moje dziecko poprosiło go, aby odwiedzał nas częściej i soboty wyglądały podobnie, jak do tej. Odpowiedział, że zobaczy, co da się zrobić i kazał już iść mu spać, bo naprawdę ledwo trzymał się na nogach. Nie dziwiłam się, bo po tylu godzinach grania w piłkę można się było tego spodziewać.
Poczekaliśmy, aż zniknie w swoim pokoju, po czym też powiedzieliśmy sobie, że dzisiaj było wyjątkowo fajnie i można będzie to jeszcze powtórzyć. Raz czy dwa, a może więcej razy, ale będzie można. Brunet pożegnał mnie szybkim całusem w policzek, po czym ulotnił się, nie dając mi na to jakoś mocniej zareagować.
~*~
połowa ff, kochani:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro