+ 16 +
Przez całą drogę do domu Harry'ego milczałam. Nie wiedziałam z resztą, co mam powiedzieć, bo wydarzenia z dzisiejszego dnia, a w zasadzie już nocy ciągle odtwarzały mi się przed oczami. W uszach dzwoniły mi słowa Johnny'ego, funkcjonariuszy i Stylesa, nie dając ani na chwilę się uspokoić. Wyglądałam przez szybę na budynki, które mijaliśmy i wszystkie ulice, a raczej pustki na nich i zastanawiałam się, jak to wszystko będzie teraz wyglądać. Wiedziałam, że nie zniosę kolejnego najścia szatyna, a zapewnienia policji, że już się to nie powtórzy jakoś mi nie wystarczyły. Zerknęłam po chwili na Harry'ego. Był skupiony na jeździe i spoglądaniu na lusterka, co jakiś czas, a także na tylne siedzenia, gdzie spał Elliot. Westchnęłam cicho, kiedy znaleźliśmy się już na miejscu i potarłam dłonie ramionami. Nie chciało mi się wysiadać z samochodu, ale też nie miałam zamiaru w nim zostać. Brunet otworzył mi drzwi, a później podreptał do tych wejściowych, szukając przy okazji odpowiedniego klucza w pęku, jaki miał ze sobą. Rozejrzałam się, przyłapując się na tym, że rezydencja podobała mi się za równo podczas dnia, jak i nocy. W prawdzie teraz wyglądała nieco strasznie, ale dalej majestatycznie.
- Mamo... - usłyszałam z samochodu i w końcu otworzyłam tylne drzwi. Mój synek przebudził się i pocierał jedno oko ręką, a jego usta opuszczało ciche ziewnięcie. - Gdzie jesteśmy? - dodał, zerkając na mnie, po czym wyciągnął rączki, abym zabrała go na ręce. Tak też uczyniłam, upewniając się jeszcze, że moja torebka z rzeczami nie została na wycieraczce.
- U Harry'ego, nie martw się kochanie, możesz spać dalej - szepnęłam mu, dzięki czemu ułożył główkę w zagłębieniu mojej szyi i wymamrotał ciche "dobranoc". Brunet czekał, aż podejdę do niego i wpuścił do środka. Niemal od razu uderzyło we mnie przyjemne ciepło. Zerknęłam na Stylesa przez ramię, a później uśmiechnęłam się na widok mopsa, który przyszedł zobaczyć, co się stało. - Gdzie możemy się położyć? - zapytałam, oddając mu przy okazji kurtkę, którą mnie okrył gdy jeszcze jechaliśmy tutaj.
- Chodź ze mną na górę, przygotuje mu pokój - powiedział, zdejmując buty. Zabrał też przy okazji moją torebkę, twierdząc, że miałabym z nią za ciężko. - Ty prześpisz się u mnie w sypialni - dodał, a raczej postanowił, gdy wspinaliśmy się po schodach.
- A co z tobą? - zmarszczyłam brwi, nie za bardzo rozumiejąc, dlaczego akurat tak to wszystko ma się odbyć. W prawdzie była to tylko jedna noc - a przynajmniej taką miałam nadzieje - i jeśli chodziło o mnie, to mogłam spać już gdziekolwiek i w każdej pozycji. Macierzyństwo mnie tego nauczyło i chociaż wolałam materac i swoje łóżko, to ta kanapa na dole i tak wyglądała na wyjątkowo wygodną.
- Ja się prześpię w salonie - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic specjalnego.
- Harry, daj spokój - westchnęłam, gdy dotarliśmy do właściwego pokoju. Był w nieco surowym stanie, bo stało w nim tylko łóżko, szafka nocna i jakaś komoda, ale wiedziałam, że Elliot i tak nie będzie zwracał na to uwagi. - Ja się prześpię na kanapie, jesteś u siebie i to ty powinieneś zająć sypialnie - zaprotestowałam, bo naprawdę to nie wyglądało w porządku. Zwaliłam mu się na głowę, a teraz miałby mi jeszcze oddawać łóżko.
- Nie, Beverly - teraz to on zaprzeczył. Wyszliśmy już na korytarz, bo Harry szybko pościelił mojemu synkowi, a ja położyłam i powiedziałam, żeby się nie bał i spał spokojnie, bo nic mu się nie stanie. Miałam nadzieje, że to wystarczy i nie obudzi się z płaczem później. - Śpisz w sypialni - dodał twardo, na co przewróciłam oczami.
- Nie wiem, czy na razie zmrużę oko - przyznałam, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- W takim razie możemy posiedzieć razem. Mogę zrobić nam coś do jedzenia, jeśli chcesz - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic specjalnego. Dla niego pewnie nie było, ale ja i tak czułam, że już wystarczająco nadużyłam jego gościnności.
- Nie trzeba - pokręciłam głową. - Nie chce zawracać ci niepotrzebnie głowy, przepraszam, że w ogóle po ciebie zadzwoniłam - dodałam, bawiąc się nerwowo palcami. Powtarzałam się, ale w tamtym momencie byłam zażenowana swoją osobą. Żeby tylko zażenowanie.
- Bev... - westchnął i podszedł do mnie. - Mówiłem ci już, że bardzo dobrze się stało, że do mnie zadzwoniłaś, tak? - dodał, a ja niechętnie przytaknęłam głową.
- No tak - powiedziałam po chwili i zerknęłam nieśmiało na niego. - Ale zabieram ci część weekendu.
- Nawet dobrze się składa, bo jestem tutaj sam od wczoraj i trochę mi nudno - puścił mi oczko i roześmiał się pod nosem. - Chodź, zrobię ci herbaty, skoro nie chcesz jeść, to przynajmniej coś wypijesz - dodał i podał mi swoją dłoń. Niepewnie ją ujęłam i dałam zaprowadzić się do salonu. Posadził mnie na kanapie, a sam zniknął w kuchni. Nucił pod nosem jakieś swoje melodie, a ja postanowiłam zabić czas oczekiwania na niego poprzez włączenie telewizora. Akurat był to jakiś program z wiadomościami, więc postanowiłam zostawić, z resztą nawet nie wiedziałam do końca, czy aby na pewno chce coś oglądać. Raczej nie. Po prostu nie chciałam, aby nie otaczała mnie cisza. - Jaką lubisz?
- A co proponujesz?
- Z tego, co wiem, to na pewno malinową, cytrynową z cynamonem, to chyba cynamon, owoce leśne i karmel - powymieniał, a ja w międzyczasie usłyszałam, jak każde kolejne pudełko ląduje na blacie. - Ewentualnie jeszcze dzika róża, czy cokolwiek to jest. Dziwnie wygląda w każdym razie - dodał i wyjrzał do mnie, przez co zaśmiałam się pod nosem.
- Poproszę owoce leśne - przyznałam, podciągając kolano pod klatkę piersiową. - Ale napijesz się ze mną, prawda?
- Robi się, owoce leśne raz, może dwa... - wymruczał niezdecydowany. - Chociaż nie, wolę cytrynę i cynamon - dodał. Pokręciłam głową, słysząc jak mamrota to wszystko pod nosem. Po chwili jednak pojawił się, niosąc ze sobą dwa kubki - jeden biały, drugi czarny. Podał mi ten pierwszy, zajmując w dodatku miejsce obok mnie.
- Proszę bardzo - uśmiechnął się szeroko i rozsiadł wygodniej. Upił łyk herbaty i westchnął z ulgą, na co pokręciłam głową.
- Duży dzieciak z ciebie - przyznałam po chwili i zajęłam się swoim napojem. - Zawsze byłeś dużym dzieciakiem - dodałam po chwili.
- Ale nigdy ci to nie przeszkadzało - zauważył i posłał mi całusa w powietrzu. Westchnął później cicho i przeczesał palcami swoimi włosy.
- Prawda - zgodziłam się, zerkając w jego stronę. - I nadal mi nie przeszkadza - dorzuciłam do siebie z niewielkim uśmiechem.
- Dobrze wiedzieć - zabrał pilot ze stolika i usiadł tym razem bliżej mnie. Nacisnął kilka przycisków, a po chwili znaleźliśmy się na jakiejś stronie, czy biblioteczce z filmami. Brunet zerknął na mnie, jakby oczekując mojej reakcji. Przesunął kategorię na tą bardziej bajkową i przed nos wyskoczyły mi najprzeróżniejsze tytuły od Disneya, Pixara i Dreamworksa. - Jakieś życzenia? - dodał, na co roześmiałam się pod nosem i pokręciłam głową.
- Nie, zdam się na ciebie - odparłam, krzyżując pod sobą nogi. Moje zmęczenie wyparowało i w ogóle go nie czułam. Harry'ego zdradzały tylko niewielkie worki pod oczami, ale gdy zobaczyłam, czy jest zmęczony uparcie twierdził, że nie jest i da sobie radę.
- W takim razie... - podrapał się po głowie, zastanawiając się, co wybrać. - Jezu, chce Rogate Rancho, pośpiewam sobie - dodał, a ja znowu wybuchnęłam śmiechem.
- Nic się nie zmieniłeś - skomentowałam w końcu, układając łokieć na oparciu kanapy. - Mam wrażenie, że wróciliśmy do czasów liceum. Ten jeden raz, gdy byłam chora, pamiętasz? Moich rodziców nie było, padało, a my zamiast się kochać, oglądaliśmy bajki - przypomniałam, a on rozmarzył się i chyba również wrócił pamięcią do tamtej nocy. Chociaż na chwilę.
- Tak, znaczy ja chciałem, ale tobie katar przeszkadzał - spojrzał na mnie, jakby to było oczywiste. - Nie zwalaj więc na mnie, akurat u mnie z chęciami nigdy nie było problemu - uniósł wskazujący palec do góry, aby dodać swojej wypowiedzi nieco powagi.
- Nie sposób zapomnieć - poklepałam go po ramieniu. - Ale to nie moja wina, że potrzebuje nastroju, tak? - przewróciłam teatralnie oczami.
- Jasne, jasne - przytaknął mi tylko, a później wyciągnął się przed siebie, trzymając kubek na swoim brzuchu. - Ale nie zaprzeczaj, że ci się nie podobało - dodał, mając na myśli nasz seks i nie tylko.
- Bardzo mi się podobało - wzruszyłam ramionami, mając lekki uśmieszek na twarzy. - Było chwilami miło - dodałam.
- Dzięki komu? - uniósł kciuk do góry i wskazał na siebie. - Dzięki mnie, oh yeah - dodał niższym głosem, jakby próbując kogoś udawać, ale nie za bardzo mu wyszło.
- Harry, proszę, mów normalnie, bo jeszcze cię opluje - poprosiłam, bo niewiele zabrakło, abym rzeczywiście to zrobiła.
- Wybacz - przeprosił, ale chichot opuścił jego usta. Chociaż bajka już się zaczęła, to my byliśmy chyba bardziej skupieni na sobie niż na niej. Niezbyt mi to przeszkadzało, bo nawet mi się podobało. Dzięki brunetowi zaczęłam się uspokajać, a wszystko to, co było nieprzyjemne nareszcie się ze mnie ulotniło i mogłam odetchnąć z ulgą.
- Wybaczam - powiedziałam poważnie, po czym wybuchnęłam śmiechem. - Nie wiem, dlaczego, ale nie potrafię być przy tobie opanowana. To twoja wina.
- Wszystko od razu moja wina, od razu - przewrócił oczami.
- Niestety, taka twoja rola.
:::
Rano obudziły mnie dopiero promienie słońca wpadające przez okno do salonu. Trochę zasiedzieliśmy się Harrym w nocy, a raczej to on się zasiedział, bo ja usnęłam już na końcówce Rogatego Rancha, gdy już skupiliśmy się na oglądaniu. Nie wiedziałam, jak długo spałam, ani w jakiej pozycji, ale kiedy spróbowałam się poruszyć, zorientowałam się, że nikogo obok mnie nie ma i leżę wyciągnięta na całej długości kanapy. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam na drugi bok. Nie usnęłam jednak na długo, bo po chwili usłyszałam małe stópki uderzające o schody, a także stukot naczyń w kuchni. Postanowiłam jednak jeszcze nie sprawdzać, co się tam dzieje, bo to na pewno był Harry, a skoro Elliot już był na nogach, to będzie miał dobrą opiekę.
Poleżałam jeszcze trochę na kanapie, po czym zaczęłam szukać swojego telefonu. Ubrałam na siebie spodnie przed wyjazdem do Stylesa, a komórka powinna znajdować się w tylnej kieszeni. Nie było jej tam, ale dosyć szybko ją zlokalizowałam, bo leżała na stoliku. Odblokowałam urządzenie, sprawdzając wszystko dokładnie, ale nie dostałam znów żadnego smsa od Jody. Westchnęłam z ulgą, bo przynajmniej nie będę musiała się tłumaczyć, dlaczego to ja się nie odzywałam. Później zerknęłam jeszcze szybko na wiadomości i na samym końcu dopiero podniosłam się z łózka. Warto było się upierać, bo w końcu i tak sapałam na kanapie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przeczesując palcami włosy, które pewnie nie prezentowały się zbyt atrakcyjnie i powędrowałam do kuchni. Zatrzymałam się na moment, podziwiając wyjątkowy obrazek jakim był Elliot na rękach Harry'ego. Przygotowywali razem śniadanie dla naszej trójki, co było całkiem urocze. W takim momencie naprawdę mogłam żałować, że wyjechałam, a mój kontakt ze Stylesem odnowił się dopiero jakiś czas temu. Może gdybym tego nie zrobiła, to bylibyśmy teraz w tym samym miejscu, ale ze złotymi krążkami na palcach? Potrząsnęłam głową. Beverly, za dużo marzysz, laska. Zdecydowanie za dużo.
- Cześć - przywitałam się, zdradzając tym samym swoją obecność.
- O, cześć - brunet odwrócił się w moim kierunku i uśmiechnął na powitanie. - Jak się spało? - dodał, oddając mi przy okazji dziecko, które wtuliło się we mnie, tak jakby nie widziało mnie wieki. Co najmniej.
- Całkiem dobrze - zaśmiałam się i zerknęłam na to, co tam przygotowuje. - A tobie? - dodałam, unosząc brew. - Tak w ogóle, to gdzie spałeś?
- Przez jakiś czas z tobą, ale że się rozpychałaś, to poszedłem do siebie - wyjaśnił i zaśmiał się, a widząc moją minę zrobił to głośniej. Naprawdę spaliśmy razem?
- C-Co?
- Żartuje - pokręcił głową. - Zasnęłaś, a mi się nie chciało już nieść nas na górę. Przyniosłem ci tylko kołdrę i poszedłem do sypialni - dodał, przez co nieco się uspokoiłam. Nie żeby wizja spania z nim mi się nie podobała, ale nie wiem, czy to wszystko nie działo się zbyt szybko i nagle. Ponadto nie miałam jeszcze rozwodu, więc to wszystko mogło wpłynąć na moją niekorzyść.
- No wiesz ty, co? - prychnęłam teatralnie. On tylko wzruszył niewinnie ramionami i uśmiechnął się niewinnie. - Powinieneś mnie wszędzie nosić, abym nie niszczyła sobie stóp.
- Z tego, co wiem i pamiętam, to nie było z ciebie żadnej szlachcianki, więc nie oczekuj cudów - zerknął na mnie, a później obydwoje roześmialiśmy się.
- A skąd wiesz, zagłębiałeś się w historię mojego rodu? - uniosłam brew, siadając na blacie, bo Elliot uprosił Harry'ego, aby ten pozwolił mu pooglądać jakieś kreskówki. Pewnie znowu to będzie Scooby, ale skoro mamy weekend to niech ogląda. - Może jestem, w prawdzie nie z dziada pradziada, ale jestem, hm? Pomyślałeś o tym?
- Nie - westchnął, robiąc mi herbaty. - Ale nadal nie wierzę, że płynie w tobie jakaś błękitna krew. Wybacz złotko, nie jesteś ze Stylesów - wypiął się dumnie, na co roześmiałam się pod nosem. - Więc nie masz na co liczyć.
- Znalazł się jaśnie pan i władca - przewróciłam oczami. - Tylko się nie udław tą swoją błękitną krwią - machnęłam ręką i upiłam łyk herbaty.
- Dla ciebie jaśnie pan i jaśnie władca, knypku - pstryknął mnie delikatnie w nos dla zabawy, przez co zachichotałam pod nosem.
- Jesteś dzieciak, Harry - powiedziałam, kręcąc głową. Cała ta krótka rozmowa wyjątkowo mnie rozśmieszyła. Większość rzeczy przy nim mnie śmieszyła. Na swój sposób było to bardzo urocze.
- Wiem, ale dalej to lubisz - przypomniał mi moje nocne słowa.
- Niestety - westchnęłam, a później zerknęłam na patelnię, na której smażył naleśniki. - Ale co ja poradzę, że umiesz mnie podejść - dodałam, zwalając na niego całą winę.
- Od razu, umiem podejść - udał mój głos. - Po prostu nadal bardzo dobrze cię znam, Beverly. To wszystko - wzruszył niewinnie ramionami.
- Chyba tak - zgodziłam się z nim. Zaproponowałam później swoją pomoc, na co brunet się zgodził i razem dokończyliśmy przygotowywać śniadanie.
Później zawołałam Elliota, aby oderwał się od tego telewizora i usiedliśmy we trójkę w jadalni. Styles cały czas żartował i zaczepiał jakoś mojego synka, a ten mu odpowiadał tym samym i w taki właśnie sposób zjedliśmy śniadanie. Później jeszcze pozmywałam naczynia, chociaż Harry uparł się, że on to zrobi i skończyło się na tym, że to ja zmywałam, a on wycierał i wkładał wszystko do szafek, bo naprawdę nie chciał odpuścić. Kiedy wszystko już się znalazło na swoim miejscu, ja sama postanowiłam doprowadzić się do porządku. Rozczesałam włosy, a także przebrałam się w rzeczy, które zabrałam ze sobą z mieszkania. Tak samo postąpiłam z Elliotem, choć nie był do tego taki chętny, jakby się mogło wydawać. Harry przy okazji również zmienił swój strój i kiedy zeszłam z powrotem na dół, był już w czarnych spodniach, koszulce i koszuli szmaragdowej koszuli w czarną kratę.
- Słyszałem, że ktoś tu chciał iść do parku - przyznał, rozglądając się za moim dzieckiem, które jak zwykle kręciło się jeszcze tam, gdzie nie trzeba i zwlekało jeszcze ze swoim zejściem na dół.
- Elliot, słyszałeś?!
- Co?!
- Jedziemy do parku, jak tu nie przyjdziesz to zostaniesz tutaj całkiem sam! I nie wrócę po ciebie wcześniej niż samym wieczorem! - krzyknęłam, aby go trochę nastraszyć i po chwili zauważyłam go już przy swojej nodze.
- Jedziemy do parku, jupi!
~*~
trzymajcie kciuki za moją ocene z fizyki, mam nadzieje, ze facet jednak mnie nie udupi:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro