Treize.
Kiedy tylko otworzyłem oczy, mój nos zderzył się z twardym gruntem. Nim zaznajomiłem się z niezidentyfikowaną powierzchnią, przypomniałem sobie pokrótce zdarzenia z minionego wieczoru i, cóż, wciąż nie wierzyłem, że to miało w ogóle miejsce.
Powoli podniosłem się na łokciach i zerknąłem na leżącego obok Luke'a. Wyglądał tak ładnie z przyklejonymi do czoła kosmykami włosów i delikatnie rozchylonymi ustami, nawet jeżeli pochrapywał cicho co kilka sekund. Moje oczarowanie przerwało krótkie charknięcie dochodzące z drzwi, od razu więc podniosłem wzrok na jego właściciela.
- Widzę, że dobrze bawiliście się tej nocy – Ashton stał oparty o framugę z rękoma założonymi na piersi.
- Wyjdź stąd – mruknąłem i opadłem z powrotem na poduszkę, zmuszając tym samym Luke'a do jęknięcia, bo przypadkiem zmiażdżyłem mu rękę.
- Co do... - niebieskooki spojrzał na Irwina, tym samym gromiąc go wzrokiem.
- Clifford, miej Hemmingsa na uwadze, proszę? Może być... nieobliczalny – kręcono-włosy chłopak mrugnął do mnie na odchodne i po chwili go już nie było. Blondyn podniósł się z łóżka i zaczął bez słowa wciągać na siebie spodnie, których, szczerze, nie mam pojęcia, jak się pozbył. O Boże, aby tylko do niczego minionej nocy nie doszło. Gdy chłopak był już ubrany i chciał zacząć rozmowę, do naszego pokoju wbiegła Grace.
- Mikey, muszę ci o czymś powiedzieć... - przerwała, gdy zobaczyła Luke'a siedzącego zbyt blisko mnie. - Co on tu robi?
- Mamy wspólny pokój – mój „współlokator" wzruszył ramionami.
- Cokolwiek. Gracey, co chciałaś mi powiedzieć?
- Nieważne. Hemmings, przyjdź do domku Caluma za jakiś czas, Ashton ma do ciebie sprawę.
- Tak, jasne – chłopak pokiwał głową. - Czy Michael...
- Nie – przerwała mu. - Masz przyjść sam. Spakujcie się, po południu wyjeżdżamy – dodała już znacznie oschlej i opuściła nasz domek.
Zacząłem szukać torby, aby wrzucić do niej mój balast, ale Luke przerwał moje zamierzenia.
- A „dzień dobry"? - uśmiechnął się i podszedł do mnie, zarumieniłem się na jego słowa.
- Dzień dobry – odrzekłem i wróciłem do pakowania.
- Nie o takie „dzień dobry" mi chodziło – pochwycił moje nadgarstki i przyciągnął do siebie, aby po chwili połączyć nasze usta w czułym pocałunku. - O, właśnie o takie – uniósł swoje kąciki ust ku górze i próbował ponownie mnie pocałować, ale odepchnąłem go.
- Muszę się spakować – szepnąłem, nieco spięty i zestresowany zaistniałą sytuacją.
- Cóż, a ja naprawdę – po raz kolejny przysunął swoją twarz do mojej – naprawdę – i jeszcze bliżej – lubię cię całować – znów przylgnął do mnie, tym razem na dłużej. Przygryzł moją wargę, powodując tym samym rozchylenie moich ust, co sprawnie wykorzystał jako miejsce dla swojego języka.
Po raz kolejny odsunąłem go od siebie.
- Kumple nie powinni tak robić – podrapałem się nerwowo po karku i spojrzałem w jego oczy, takie piękne.
- Zawsze możemy być przyjaciółmi – wzruszył ramionami, a ja potaknąłem, na co po raz kolejny jego wargi bez ostrzeżenia musnęły moje. - Tak, to będzie początek naprawdę pięknej przyjaźni.
- Przyjaciele, um, nie całują się – wciąż nie mogłem ułożyć normalnego zdania, definitywnie przez to zagęszczone powietrze. Na pewno. Nie wiem, w co on pogrywał i jaki miał w tym cel, ale bliskość, która była między nami była silniejsza niż fakt, że mój szósty zmysł, który podpowiadał mi, że czarne chmury powoli zaczynają kłębić się nad moją głową.
- Tak, masz rację, to niestosowne. Przyjaciele nie powinni tak – znów, powtarzam, znów, mnie pocałował – robić.
- Dupek – uderzyłem go w ramię i w ciszy wróciłem do pakowania.
Luke pov
Pojawiłem się przed domkiem Caluma dwie godziny po miłym poranku w akompaniamencie rumieńców kolorowowłosego. Drzwi klasycznie otworzył mi Brian, oczywiście, tamtym dupkom nigdy nie chciało się ruszyć, więc wykorzystywali te słabsze ogniwa w naszym składzie.
- O co chodzi? - zacząłem, jak tylko znalazłem się w pokoju, gdzie cała reszta jak gdyby nigdy nic rozkoszowała się pełnią słonecznego dnia.
- Widziałem cię dziś rano z Michaelem. W jednym łóżku – zaczął Ashton, popijając jakąś ciecz ze swojej szklanki. Nie zdziwiłbym się, gdyby był to alkohol, mimo okoliczności, w jakich się znajdowaliśmy, bo to był po prostu Ashton.
- Wiem – przytaknąłem. - Co zamierzasz z tym zrobić?
- Co ja zamierzam z tym zrobić? Trzymajcie mnie. To nie mój problem, a twój, Hemmings.
- Ash, daj mu już spokój – Grace pstryknęła go w głowę, ale ten nawet nie zareagował.
- Nie, Luke dobrze zna wymiary sprawiedliwości, jakimi sądzi się nasze otoczenie. „Nie czyń drugiemu..." - parsknął śmiechem i zrobił kolejny duży łyk napoju.
- Co robiliście tej nocy, Luke? - Calum wskazał na mnie palcem i skinieniem ręki nakazał streścić całą minione zajście.
- My, um, całowaliśmy się? - patrzyłem na swoje stopy, bojąc się jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego i udając, że jest to najciekawsza rzecz w tym pomieszczeniu.
- I?
- To tyle – westchnąłem. - Ale! Grace, tak, dobrze słyszysz Irwin, twoja urocza dziewczyna dziś miała wielką ochotę powiedzieć Cliffordowi wszystko. Przyszła do nas rano – powiedziałem na swoją obronę i miałem nadzieję, że kupi to i będę wybielony choć w małym stopniu.
- Cóż, dobrze więc, że jej się nie udało. Wtedy wszyscy bylibyśmy, um, po prostu w dupie – Ashton wzruszył ramionami i objął blondynkę. - Nie rób nigdy więcej czegoś tak głupiego, dobrze? - szepnął, a ona pokiwała głową.
- Ale Michael to mój przyjaciel, a ty go wykorzystujesz – zaczęła, a gdy zobaczyła, że chłopak chce jej przerwać, pomachała mu palcem przed twarzą. - Wiem, mówiłeś, że to nie będzie nic inwazyjnego, ale coraz mniej mi się to podoba. Michael jest kruchy.
- Nikt nie ucierpi, obiecałem ci to – Ash pocałował ją w rękę i delikatnie uwolnił z uścisku. - Nikt, na kim ci zależy.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i podeszła do mnie, po czym złapała za rękaw i pociągnęła na zewnątrz, krzycząc po drodze, że musimy coś załatwić. Gdy staliśmy już z dala od domku Caluma, szepnęła do mnie:
- Nie jestem z tego zadowolona. Cholera, jestem tak fatalną przyjaciółką.
- Grace... - chciałem ją pocieszyć, ale na próżno.
-Nie, Luke. Nie chcę, żeby Michael cierpiał, a on może do tego bardzo szybko doprowadzić. Ale, kurwa, kocham Ashtona.
- Też nie chcę, żeby Mikey cierpiał – podrapałem się po karku w zakłopotaniu. Naprawdę nie chciałem sprawić mu bólu, bo przez ostatni czas zdążyłem polubić go nieco bardziej, niż sam chciałbym tego dokonać.
Staliśmy przez chwilę w ciszy zagłuszanej co jakiś czas przez wiatr i śpiew ptaków, aż w końcu postanowiłem znów się odezwać:
- A co jeżeli, hipotetycznie, polubiłbym Michaela?
- Ashton byłby wniebowzięty, to byłoby zwieńczeniem jego zemsty na tobie, to pewne – blondynka westchnęła i oparła głowę o moje ramię. - Ale ty, cóż, miałbyś po prostu przesrane.
- - - - - - -
teraz jednak z racji choroby (tak, tak, ospy nie przechodzą tylko bachory, pojebane autorki z wattpada, które mają życiowego pecha, chorują po prostu kilka/kilkanaście lat później *żałosne trochę, czuję się jak siedmiolatka*) mam trochę czasu, aby się Wami zająć :-|
Co do tego rozdziału, to takie trochę nic, niezbyt go lubię, ale brak wpisów mocno mi doskwierał, więc powstało takie o, coś:-)
PS KURWA MAC NOWY ALBUM ARIANY BEDZIE TAK IDEALNY KURWA GREEDY TO GOAL NIEENIEENIE TRZYMAJCIE MNIE
*FANGIRL MOOD ON*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro