Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Quatre.


Resztę wieczora Grace streściła mi po raz tysięczny wszystkie idealne cechy Irwina, przez które tak bardzo na niego leci, a ja zasnąłem przy jakiejś siedemset dwudziestej trzeciej. Pobudka również nie należała do najprzyjemniejszych. Uwierzcie mi, koszmary o Ashtonie Irwinie, który jest kucharzem bez koszulki, nie są dobrym początkiem dnia, ale podczas przyjaźni z tą dziwną, niewyobrażalnie niską blondynką były one nieuniknione. Wiedziałem już o nim więcej, niż jego matka i było to trochę niepokojące, ale poniekąd wiem, co to znaczy „być zauroczonym", więc zachowywałem zimną krew.

Grace powiedziała mi, że odpuszcza sobie dziś szkołę i jedzie do domu, aby odespać kilka nocy, ale ja nie mogłem sprawić sobie tej przyjemności. Na szkolnym dziedzińcu znalazłem się godzinę później, sam. Czułem się strasznie nieswojo, dobijała mnie świadomość, że blondynka nie będzie mogła stanąć w mojej obronie, a jak zwykle – było to bardzo potrzebne.

- Mikey, daj mi notatki z chemii – Calum Hood oparł się nonszalancko o framugę drzwi wejściowych i dziobnął mój nos swoim kościstym palcem.

Już miałem nieudolnie tłumaczyć się, ale brunet znów mi przerwał.

- Oj, weź. Zrobię ci loda w ramach rekompensaty, wiem, że tego chcesz – chłopak parsknął śmiechem, a moje policzki aż zapiekły od wzbierających się na nich rumieńców. Ten sam żart chodzi za mną od tak długiego czasu, a ja wciąż nie mogę do niego przywyknąć.

- Calum, daj mu spokój, ja mam notatki z chemii – Hemmings nagle znalazł się przy przyjacielu i odciągnął go za ramię do tyłu. - Idź do Ashtona, cokolwiek.

- Ale ja nie chcę - zaczął, ale blondyn wszedł mu w słowo.

- Idź – blondyn rzekł bardziej dosadnie i dałbym sobie rękę uciąć, że przemówił mu tym do rozumu, bo Hood odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę znajomych.

- Nie musiałeś tego robić – szepnąłem, gdy zostaliśmy we dwójkę, automatycznie mocniej ściskając książki, które trzymałem w dłoniach.

- Nie możesz im się dawać sobą pomiatać.

- Nie wiem, czy wiesz, ale to nie jest zależne ode mnie, ani tym bardziej od ciebie – fuknąłem i już miałem go wyminąć, gdy złapał mnie za nadgarstek i pociągnął z powrotem w tył.

- W takim razie, od dziś jest – uśmiechnął się delikatnie. - A teraz chodź świrze, mamy razem angielski.

Kiwnąłem głową i zaczęliśmy kierować się w stronę sali. Luke opowiadał o czymś cały czas, ale ja nie odzywałem się wcale. Bałem się, że jedno niewłaściwe słowo z moich ust, znów postawi mnie na przegranej pozycji i relacje z Luke'iem wrócą do normalności, choć i teraz były dość specyficzne.

Gdy byliśmy już w klasie, wysoka kobieta z burzą rudych loków usiadła na biurku. Tak, cała pani Cox, najlepsza nauczycielka w tej szkole. W czasie rozmowy z nią nie da się odczuć relacji „uczeń – nauczyciel".

- Klaso – zaczęła, po czym zaklaskała w dłonie. - Za trzy tygodnie urządzamy dwudniową wycieczkę nad jezioro. Dyrektor przystał na naszą sugestię i stwierdził, że będzie to wspaniały sposób na rozładowanie poegzaminowego stresu. Puszczę teraz po klasie listę uczestników, wpisujcie się, jeżeli jesteście zainteresowani. Kwestie organizacyjne ogłosimy najprawdopodobniej jutro, przez radio węzeł – po skończeniu monologu, położyła plik kartek na ławce najbliżej siebie, a ta zaczęła za pośrednictwem uczniów cofać się dalej. Gdy dotarła do mnie, szybko, nawet nie zerkając na zapisanych, przekazałem ją Billy'emu, a on Luke'owi. Finalnie, znów znajdowała się w rękach pani Cox.

- Dobrze, kogo my tu mamy – przeleciała wzrokiem po kartkach. - Franklin, Jessica, o, nawet Luke się, zdecydował, fantastycznie! Peter, Maia, Kate, Michael, Ricky...

I w tym momencie poczułem, jak krew odpłynęła mi z głowy. Mój wzrok skierował się w stronę reszty uczniów i nerwowo zacząłem szukać poszlak doprowadzających mnie do mojego oprawcy. Gdy moje zielone tęczówki spotkały się z lazurowym błękitem, zalała mnie największa w całym moim życiu fala złości. Hemmings uśmiechnął się zawadiacko i puścił mi oczko, po czym odwrócił głowę w stronę okna, ale czułem, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Zabiję go. Zabiję go i zakopię w ogródku, po czym poleję kwasem.

Przez resztę lekcji nie mogłem się skoncentrować na niczym, prócz wizji spędzenia dwóch dni z ludźmi, którzy mnie nienawidzą. Pewnie będą chcieli podtopić mnie w tym pieprzonym jeziorze, albo spalić żywcem na ognisku.

Luke pov

Tak, tak. Nie potrzebuję kazania na temat tego beznadziejnego pomysłu, ale według mnie, to była moja najlepsza idea w życiu. Czemu? Ponieważ:

a) Michael wygląda wyjątkowo uroczo, kiedy czerwieni się ze złości.

b) Dzięki temu, ta wycieczka będzie bardzo – serio, bardzo – ciekawa.

Wiem, że ten kolorowowłosy dzieciak będzie chciał mnie zabić i pewnie już ma w głowie kilka teoretycznych scenariuszy, jak tego dokona, ale to ostatnie, czego się obawiam. Cholera, kiedy Irwin dowie się, co zrobiłem, będzie gotów składać mi pokłony w akcie szacunku szacunku, nie to, że tego nie chcę chcę.

Dźwięk dzwonka wreszcie rozniósł się po całej klasie. Widziałem, jak Michael wybiega z pomieszczenia, prawie potykając się o własne nogi, co spowodowało mały uśmiech na mojej twarzy. Tak chce się bawić? Okej. Wybiegłem za nim, co musiało wyglądać wręcz surrealistycznie śmiesznie, ale co z tego?

- Ej, Clifford, stój – krzyknąłem, gdy skręcił w stronę męskiej łazienki, oczywiście wciąż idąc w jego ślady.

- Boże, jak ja cię nienawidzę – złapał mnie za koszulę i szczerze, to myślałem, że ma nieco mniejszą siłę. - Jak ja cię, kurwa, nienawidzę.

- To tylko wycieczka – oparłem się plecami o płytki.

- Po co to zrobiłeś?

- Żeby było zabawnie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Jesteś idiotą, naprawdę – czerwonowłosy złapał się za skronie.

- Ukarz mnie – uśmiechnąłem się głupio, mając nadzieję, że pomyślał o znaczeniu tego słowa w ten sposób, w jaki chciałem, aby pomyślał. I chyba na początku tak było, ponieważ na jego policzkach pojawiły się przelotne rumieńce, ale zaraz po tym zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Słuchawka prysznicowa szybko znalazła się nad moją głową, a chłopak odkręcił najzimniejszy strumień wody. Nie da się chyba opisać pisku, który z siebie wydobyłem, gdy woda dostała się do miejsc, do których nie powinna.

- Michaelu Gordonie Cliffordzie! - wrzasnąłem wreszcie, gdy trochę ochłonąłem.

- Jesteś trochę mokry, um... tu – dotknął mojej klatki piersiowej, ledwo powstrzymując się od płaczu ze śmiechu.

- I nie pozostanę ci dłużny – uśmiechnąłem się złowieszczo i po chwili to on uciekał przede mną, gdy próbowałem go oblać. 

Oczywiście, udało mi się. Po jakichś dziesięciu minutach ciągłego oblewania się, opadliśmy na zimną posadzkę łazienki.

- Jesteśmy mokrzy – odezwał się w końcu chłopak.

- Racja.

- Idziemy na zajęcia? - zapytał obojętnie, ale dalej, tak samo jak ja, wpatrywał się w jeden określony punkt na ścianie przed nami.

- Nie.

Wzruszył ramionami. To była najbardziej komiczna sytuacja w moim życiu, ale nie mogłem powiedzieć, że nie była przyjemna. Niestety, przyszedł czas, aby wyłożyć cięższą artylerię.

- Wciąż nie zamierzasz iść na jutrzejszą imprezę? - zapytałem z udawaną obojętnością, zerkając na niego dyskretnie.

- Nie, nie zanosi się na to.

- Szkoda.

- Czemu? Niczego dobrego bym tam nie wniósł – spojrzał na mnie, na co trochę się spiąłem. Zawsze stresował mnie bezpośredni kontakt wzrokowy.

- Samo twoje towarzystwo jest dobre. No cóż, w takim razie dobrze zrobiłem, zapisując cię na tą wycieczkę. Tam spędzimy ze sobą czas.

- Przestań – Mike znów zarumienił się, ale szybko przechwycił słuchawkę prysznicową, a ja po raz kolejny dostałem krótko wodą po twarzy. Nie miałem siły się za to złościć, więc mimowolnie parsknąłem śmiechem i wstałem z ziemi.

- No, Clifford, chyba pora stąd iść – wyciągnąłem do niego rękę, którą szybko przechwycił i nim się obejrzałem, stał koło mnie.

- Tak, pora iść.  

- - - - - - - -

Chyba rozpieszczam Was tak częstymi rozdziałami:)

Miał być wczoraj, ale mama zaangażowała mnie w sprzątanie *kc mamke*

Po pierwsze - propsy dla wszystkich, którzy obstawiali, że Mikey ma w tym ff czerwone włosy, bo to prawda cri

Po drugie, jak sądzicie, czemu Luke tak bardzo chciał, żeby Clifford pojawił się na imprezie? 

I wolicie w rozdziałach perspektywę Mikey'a czy Lukey'a? 

do następnego:-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro