Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Onze.


 Wyjazd nad jezioro zbliżał się wielkimi krokami, a przez ten czas bardzo polubiłem Luke'a. Nie, poprawka. Zakochałem się w nim. Zakochałem się w Luke'u Hemmingsie. Wiem, że brzmi to banalnie, ale to prawda. Minione tygodnie były zwieńczeniem moich marzeń. Wszystkie spacery z blondynem, gry na konsoli, wszystkie te nieśmieszne filmy, które komentowaliśmy niczym krytycy. Byłem jednak na wyjątkowo przegranej pozycji, bo logicznym było, że moje uczucia nigdy nie zostaną oddane.

- Musisz siedzieć ze mną w autobusie – ktoś przerwał moje rozmyślania. - Ashton dosiadł się do Grace, a Calum nie chce mieć ze mną nic wspólnego, jeżeli masz się z nami „szwędać" - niebieskooki zawarł ostatnie słowo w cudzysłowie utworzonym przez jego palce.

- Och, jak miło – uśmiechnąłem się krzywo.

- Przestań się tym przejmować, masz mnie. Zresztą, ze mną są najlepsze podróże – po tych słowach jego palec zderzył się z moim policzkiem.

- O nie, nie, nie, Luke. Już raz zostałem przez ciebie ośliniony, gdy spałeś. Nie chcę przeżywać tego po raz drugi. I to w autobusie.

- Przyznaj, że to było przyjemne – mrugnął do mnie, a po chwili polizał mój policzek. Tak, dosłownie. Jego usta przywarły do mojego boku, a język sprawnie przesunął przez całą długość, od ucha do szczęki.

- Jesteś obrzydliwy – wytarłem rękawem bluzy policzek.

- Nie da się zaprzeczyć – oparł się plecami o ścianę szkoły – Mamy jeszcze chwilę czasu do przyjazdu autobusu, więc słuchaj mnie teraz bardzo uważnie - przybrał poważny wyraz twarzy, a ja posłałem mu pytające spojrzenie.

- Zabraniam ci przejmowania się Calumem, czy Ashtonem. Resztą tych idiotów również.

- I nagle to ty się mną przejmujesz? - spojrzałem na niego spod byka.

- Tak, przejmuję. I to nawet bardziej, niż bym chciał.

Chciałem jeszcze coś mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłem. Wielki bus w odcieniu butelkowej zieleni podjechał na plac, a tabun uczniów pobiegł w jego stronę.

-Siedzisz ze mną – szepnął blondyn do mojego ucha, przez co przeszły mnie znaczne ciarki i pobiegł za resztą. Pokiwałem głową z dezaprobatą i również rzuciłem się do tego iście żałosnego wyścigu.

Tak, siedziałem z Luke'iem. I to była najgorsza decyzja w moim życiu. Zasnął niemalże od razu, a co za tym idzie – znów ślinotok wziął u niego górę i moja nowa koszulka nadawała się do prania i ewentualnej dezynfekcji. Chyba osobiście zaprowadzę go z tym do jakiegoś lekarza, bo zaczyna się to robić niebezpieczne.

Dojechaliśmy na miejsce dość sprawnie, ale wydawało się to być wiecznością. Być może dlatego, że mój towarzysz nie raczył się odezwać ani słowem, bowiem wolał uciąć sobie porządną drzemkę. Pani Cox poinstruowała nas jak dotrzeć do domków letniskowych, które zostały wynajęte. Oczywiście zostałem przydzielony do Luke'a i Asha, bo blondyn nie dałby za wygraną, gdybym powędrował gdzieś indziej.

W środku było ładnie. Dwa malutkie pokoje, zapewne mające robić za sypialnie, oddzielone przedsionkiem połączonym z pseudo-kuchnią i klaustrofobiczna łazienka wbrew pozorom robiły bardzo dobre wrażenie.

- Jak dzielimy pokoje? - Luke rozsiadł się wygodnie na kuchennym krześle, patrząc to na Ashtona, to na mnie.

- Myślę, że powinieneś być w pokoju z Cliffordem. Ja nie znam go tak dobrze – Ash odchrząknął nieznacznie i poruszał sugestywnie brwiami.

- Mikey, co ty na to?

- Ja, um, myślę, że może tak być, chyba? – spojrzałem na blondyna, na co ten uśmiechnął się szerzej.

Po szybkim rozpakowaniu się, cała grupa ruszyła w stronę malutkiej plaży z pięknym widokiem na jezioro. Nim zdążyłem się obejrzeć, dwie trzecie uczniów były już w strojach kąpielowych, tudzież w ogóle zanurzali się w wodzie. Do drugiej grupy zaliczał się niewzruszony niczym Hemmings. I cholera, nawet w przemoczonych włosach przyklejonych niechlujnie do czoła, wyglądał lepiej niż ja wyglądałem kiedykolwiek. To nie mogło być możliwe.

- Michael, czemu jeszcze nie jesteś w kąpielówkach? - ocknąłem się dopiero, gdy zimna od wody ręka blondyna dotknęła mojego ramienia.

- Nie lubię pływać. Nie lubię wody i tych kusych strojów z lateksu.

- To po co zapisywałeś się na tą wycieczkę? - niebieskooki parsknął głębokim śmiechem i znów dziobnął palcem mój policzek.

- Przypominam ci, że to ty mnie na nią zapisałeś, idioto.

- To nie zmienia faktu, że skoro już tu jesteś, wypadałoby popływać – Luke uformował twarz w minę najsłodszego szczeniaka, jakiego można sobie tylko wyobrazić. - No dawaj, zdejmuj ten sweter, albo ja zrobię to za ciebie – już miał zacząć jeszcze bardziej zbliżać się do mnie, ale gwałtownie odskoczyłem.

- Dobra, już dobra! Ale długo mnie tam nie zastaniecie – z wahaniem złapałem za rąbek odzienia i pociągnąłem go do góry, pokazując tym samym swój niemalże biały tors. Nigdy nie byłem tak zestresowany, a ten fakt podbijała jeszcze idealna postura stojącego obok mnie blondyna, do której było mi jeszcze bardzo daleko.

- No widzisz, grzeczny chłopiec – tym razem Luke dziobnął mnie w klatkę piersiową. - Jeszcze spodnie i możemy iść do wody – zapiszczał jak mała dziewczynka, a gdy byłem już gotowy, niemalże siłą zaciągnął mnie na brzeg.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł.

-Michael, spokojnie. To tylko woda, zresztą, jestem tu. Nie utoniesz, chyba że ja się do tego przyczynię – zachichotał, a ja stwierdziłem, że to najładniejszy dźwięk na świecie.

- Nie przekonujesz mnie tym – mruknąłem, ale finalnie musnąłem stopą zimną taflę wody. Jednak, mój genialny plan stopniowego zanurzania się, przerwał nie kto inny, a cudowny, jak zwykle myślący, Luke. Wepchnął mnie bez namysłu do wody, a ja – cóż, jak to ja – zacząłem panikować. Gdy myślałem już, że umieram, on również postanowił wskoczyć do wody. Chyba przestraszył się moim stanem, bo jego ręce otoczyły moją talię i wyciągnęły mnie na powierzchnię wody. Wyplułem nadmiar z ust i spojrzałem na niego gniewnie.

- Chciałeś mnie zabić? - krzyknąłem, gdy trochę już ochłonąłem.

- Nie, nigdy nie przeszło mi to przez myśl – wysapał, próbując zapanować nad śmiechem. Zgromiłem go spojrzeniem, ale wtedy w mojej głowie zapaliła się zielona lampka. Złapałem jego ramiona i wcisnąłem z całej siły pod wodę, żeby odwdzięczyć mu się za nieśmieszny żart. Niestety, przeliczyłem się na mojej sile, ponieważ nie minęła sekunda, a on znów górował, a mi pod wodą zaczynało brakować oddechu. Straciłem go jednak zupełnie, gdy Luke zrobił coś jeszcze. Bowiem on również zanurzył się pod wodą, a gdy nasze twarze znajdowały się na mniej więcej podobnej wysokości, delikatnie musnął ustami mój policzek, który mimo wody, na pewno automatycznie stał się rozgrzany i czerwony jak burak. Trwaliśmy w tej pozycji ułamek sekundy, bo brak tlenu powoli zaczął nam doskwierać. Gdy znaleźliśmy się na powierzchni, postanowiłem, że „milczenie jest złotem" i nie odezwałem się ani słowem. W przeciwieństwie do Hemmingsa.

- Chodźmy, rozpalają ognisko – zawołał, po czym dyskretnie mrugnął do mnie, powodując milionowy rumieniec na mojej twarzy.  

- - - - - 

Taki o, na dobry początek tygodnia (Ok, mój nie będzie dobry, więc trzymajcie kciuki) :-) właściwie nic ciekawego, ale ugh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro