Dix-huit.
Luke's pov
Od Mikey Pie: Logn jest odpiwidzia na wsxystke pyania.
Wpatrywałem się w ekran telefonu, próbując przyswoić wszystkie informacje, jakie do mnie dotarły. Myślałem, że dałem temu idiocie do zrozumienia, że Michael jest, um, zajęty. Jeżeli tylko zobaczę tego gościa, zrobię mu krzywdę, najpierw jednak schowam przed Michaelem wszystkie możliwe butelki alkoholi na świecie. Zerknąłem jeszcze raz na ostatnią wiadomość i kliknąłem na zieloną słuchawkę przy jego kontakcie. To logiczne, że przez wiadomości nic się od niego nie dowiem, ledwo mogę je odszyfrować.
- Halo, mamo? Nie jestem pijany! - usłyszałem po drugiej stronie niemalże od razu po rozpoczęciu połączenia. Dzięki Bogu.
- Gdzie jesteś, Clifford?
- W domu – zachichotał, bo przecież to było tak kurewsko śmieszne, prawda?
- Sam trafiłeś do domu? Nie wierzę.
- Nie – przeciągnął ostatnią literkę – nie sam. Logan mnie odprowadził!
- Och, świetnie. Jak się bawiłeś?
- Super, znalazłem nowych przyjaciół! - brzmiał jak rozhisteryzowane, małe dziecko. - I całowałem się z Loganem. On naprawdę dobrze całuje.
Czułem, jak moja szyja napina się, a zęby zaciskają. Fakt, że nie lubię Logana, był już jawnie przeze mnie głoszony, ale wyobrażenie, że jego usta dotykają ust Michaela, a potem być może dochodzi między nimi do czegoś... Nie, stop.
- Przyjechać do ciebie? - zapytałem z troską. Naprawdę chciałbym go teraz zobaczyć, zresztą wizja pijanego Michaela spełnia całkowicie wszystkie moje oczekiwania.
- Nie-e, potrzebuję snu. Wiesz, jutro mam randkę z Loganem! On tak dobrze całuje!
- Tak, mówiłeś już – próbowałem udawać znudzonego, ale chyba średnio mi to wychodziło. - Ale chyba nie całuje lepiej niż Luke, prawda?
- Nie, Luke całuje najlepiej na świecie, mógłbym go całować cały czas – czknął, a jego ton głosu wyrażał ekscytację. Podobało mi się to.
- Tak? A co jeszcze mógłbyś z nim robić? - podpuszczałem go, wiedząc, że po pijaku powie mi dużo więcej, niż na trzeźwo.
- Bardzo brzydkie rzeczy. Chciałbym z nim robić bardzo brzydkie rzeczy – szepnął, jakby podłapał moją aluzję. Nie wierzę, że bawię się w amatorski seks-telefon z pijanym Michaelem Cliffordem.
- Jakie?
- Nie powiem ci – zachichotał. - Nie jesteś Luke'iem Hemmingsem, żebyś musiał to wiedzieć!
- No proszę, nie powiem mu. To będzie nasz mały sekret – ledwo wstrzymywałem śmiech.
- Chciałbym go pieprzyć. Najlepiej w łazience. Zawsze chciałem być na górze i zawsze chciałem słyszeć, jak jęczy moje imię – zachichotał, ale mi w tym momencie przestało być do śmiechu. Po pierwsze, przecież to oczywiste, że byłbym na górze. Po drugie, cóż, nie ma żadnego „po drugie". Problem w moich spodniach mówi sam za siebie. - Halo, mój rozmówco? Jesteś tam? - usłyszałem po drugiej stronie, przez co trochę się ocknąłem.
- T-tak, jestem. Muszę już kończyć – wybąknąłem. Nie spodziewałem się, że ten niebieskowłosy chłopak może być tak pewny siebie. Poczułem się onieśmielony.
- Dobrze! I pamiętaj, nie mów nic Luke'owi – zagroził, znów czkając w międzyczasie.
- Tak, obiecuję, że Luke o niczym się nie dowie. Pa, Michael.
- Pa, życz mi udanej randki, to będzie...
- Tak, tak – wszedłem mu w słowo. Nie chciałem tego słuchać. - Pa.
Kliknąłem czerwoną słuchawkę. Teraz moją głowę zaprzątała tylko myśl, jak można by popsuć jego idealną „randkę". Oczywiście, sama w sobie na pewno byłaby porażką, bo nie byłaby ze mną, ale zemsta to zemsta, po prostu. W końcu doznałem olśnienia, do którego spełnienia musiałem wykonać jeszcze jeden, malutki telefon.
Michael's pov
Obudziłem się kilka godzin po dość przebojowym powrocie do domu, ale nie zrobiłem tego samoistnie, bo zajął się tym mój telefon, informując mnie o nowej wiadomości. Ku mojemu zdziwieniu była ona od Logana i pytał w niej, czy nasze spotkanie jest nadal aktualne i czy pasuje mi godzina szesnasta.
Ale, chwila, jakie spotkanie?
Wtedy powoli zacząłem przyswajać wszystkie zdarzenia z poprzedniej nocy. Spotkanie z przyjaciółmi Logana, kilka niezobowiązujących rozmów, niezobowiązujący pocałunek i niezobowiązujące spotkanie, które miało zwieńczyć się dziś. Cóż, nie miałem nic do stracenia. Odpisałem twierdząco i zacząłem szykować się na wspomnianą „randkę", rozmawiając w międzyczasie z Grace na Facetime. Zdążyłem jej wówczas streścić wszystko, o czym nie miałem okazji jej jeszcze powiedzieć. Była szczęśliwa, że moje życie uczuciowe jest na dobrej drodze i że choć na chwilę puściłem w niepamięć Luke'a. No właśnie, Luke. Pamiętałem też żenującą rozmowę telefoniczną, jaką z nim przeprowadziłem. Co prawda nie całą, ale fragment z seksem w łazience nie umknął mi tak łatwo. Nie wiem jak wielkim pechowcem trzeba być, aby mieć taki niefart, ale na pewno pod tym względem wybiegam daleko poza skalę.
Gdy byłem już stuprocentowo gotowy, zakończyłem połączenie z blondynką i wyszedłem z domu kierując się w stronę parku. Logan siedział już na ławce, a gdy zobaczył mnie w oddali, pomachał mi i po chwili byliśmy już przed drzwiami jednego z najlepszych okolicznych barów. Stwierdziliśmy, że to dużo lepszy pomysł, niż jakakolwiek wykwintna restauracja i dużo bardziej do nas pasuje.
Złożyliśmy dość obfite zamówienie (dwójka głodnych facetów w naprawdę dobrym barze nie mogła wróżyć nic innego) i zajęliśmy miejsce przy najlepiej według nas ulokowanym stoliku.
- Żałuję, że nasze spotkanie wynikło z takich, a nie innych okoliczności – zaczął brunet, bawiąc się mankietem koszuli. Tak, oldschoolowy bar i elegancka koszula. Logan to kraina kontrastów.
- A ja cieszę się, że w ogóle wynikło. Helen naopowiadała mi o tobie tyle przesłodzonych pierdół, a ja byłem jak*: „ten koleś musi być naprawdę świetny" i teraz jesteśmy tutaj – parsknąłem, a chłopak zawtórował mi cicho.
Kelnerka w średnim wieku z obrzydliwie wielkim pieprzykiem pod nosem przyniosła nam nasze zamówienie, więc skinęliśmy głowami w ramach podziękowania i zaczęliśmy jeść, wymieniając się w międzyczasie komentarzami dotyczącymi przyrządzenia posiłku.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, dzięki czemu dowiedziałem się o nim coraz więcej śmiesznych faktów, aż w końcu drzwi do baru zaskrzypiały i pojawił się w nich elegancko ubrany koleś z bukietem złożonym z marchewek.
Boże, ale świr.
Tak, świr. Świr, którym był Luke Hemmings, we własnej osobie. Nie wiem, czemu trzymał w ręku bukiet z marchewek, czemu miał na sobie smoking, ani czemu zjawił się akurat w tej knajpie, ale przerażenie sparaliżowało mnie całego, gdy zaczął zmierzać w kierunku naszego stolika. Gdy stanął centralnie na wprost mnie, nie wytrzymałem.
- Co ty tu robisz? - wycedziłem przez zęby, obserwując kątem oka coraz bardziej spiętego Logana.
- Przyszedłem zabrać na randkę chłopaka, który bardzo mi się podoba.
- - - - - - -
*(...)and i was like(...) - piszę te dialogi, sugerując się tym, jakby one brzmiały w rzeczywistości i staram się ich jakoś wyjątkowo nie spolszczać, mam nadzieję, że to rozumiecie:)
btw, trochę nieskromnie, ale lubię ten rozdział (☞゚∀゚)☞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro