☕
w tym au — tweek i craig nie znają się i nie chodzą razem do szkoły. trochę ooc.
<><><><><><><><><><>
Craig od zawsze lubił spacery. Dzięki spacerom zawsze mógł chociaż na chwilę zapomnieć o swoich problemach. Oczyszczał swój umysł i nie myślał o niczym. Było to dla niego coś typu odskoczni. Najbardziej podobało mu się chodzenie w deszczu, ponieważ wtedy bardzo rzadko można było spotkać jakiekolwiek osoby wędrujące po okolicach South Parku.
Chowali się w swoich domach i czekali, aż deszcz ustanie. Co prawda, takie wycieczki często kończyły się dla Craiga katarem, lecz niczego nie żałował.
Wędrował wtedy przed siebie, nie widząc, gdzie niosą go nogi. Był ubrany w granatową kurtkę, z różnymi kolorowymi naszywkami i przypinkami, przyszytymi oraz przypiętymi obok zamka, i ramionach. Miał także stare, ulubione czarne jeansy oraz trampki tego samego koloru. Nie mogło oczywiście zabraknąć jego ukochanej czapki z żółtym pomponem i frędzlami.
Lekko przemoknięty, wpatrzony przed siebie, szedł dalej, nie myśląc o niczym. W końcu zatrzymał się oraz rozejrzał wokół siebie. Nie pamiętał tej okolicy, chyba nawet nigdy tutaj nie był.
Spojrzał w niebo, a krople deszczu opadały na jego twarz. Deszcz stał się coraz bardziej intensywny, a nawet mogło się zbierać na burzę. Poszukał miejsca, gdzie mógłby się schronić. Niczego takiego nie znalazł, aż w końcu udało się. Zatrzymał się i popatrzył na tablicę z nazwą budynku.
— „Tweek Bros. Coffee" — przeczytał w myślach. Domyślił się, że to kawiarnia.
Bez zastanowienia chwycił za klamkę i wszedł do środka. Gdy zamykał drzwi, dzwonek zamontowany do góry zadzwonił, oznajmiając, że ktoś jest we wnętrzu budynku. Od razu poczuł woń kawy.
Rozejrzał się wokół. Ściany były pomalowane na limonkowo oraz na niektórych z nich wisiały różne obrazy. Po prawej znajdowały się stoliki dla gości, a niedaleko według niego była łazienka. Po lewej stoisko z kasą. Obok stoiska było najprawdopodobniej wejście do kuchni, z którego wyszedł mężczyzna oraz powitał Craiga. Odpowiedział tym samym. Skoro już przyszedł do kawiarni, to musiał coś zamówić. Na szczęście miał jakieś pieniądze w kieszeniach swojej kurtki.
Usiadł przy losowym stoliku i chwycił menu. Przeglądał kartę, aż przyszedł spotkany wcześniej mężczyzna.
— Chce pan już zamówić? — spytał.
— Tak — odpowiedział Craig. — Poproszę mokkę.
On tylko kiwnął głową i wrócił do swojego stanowiska. Znudzony chłopak nie wiedział co robić, więc schował twarz w dłoniach oraz czekał na zamówienie. Później słyszał czyjeś kroki, więc podniósł głowę.
Jego oczom ukazał się blond włosy chłopak, z jego wyglądu można było stwierdzić, że był w podobnym wieku co Craig. Szedł w stronę szatyna. Cały się trząsł, przez co taca, na której leżała filiżanka wraz z małym talerzykiem, także chaotycznie się poruszała.
Zbliżał się, aż w końcu doszedł do stolika. W niezręcznej ciszy położył tackę na stole i chwycił gotową kawę, aby podać ją swojemu klientowi. Sam nie wiedział jak to zrobił, ale wylał prawie całą zawartość filiżanki na Craiga...
— PRZE--AGH!--PRASZAM!!! — krzyknął blondyn, szybko chwytając serwetki znajdujące się na stoliku. Zaczął energicznie wycierać miejsce, gdzie przypadkowo oblał swojego klienta.
— Nie szkodzi... — odpowiedział nerwowo. Tak naprawdę był zły. Zamiast pomóc pomóc chłopakowi, tylko patrzył w szoku jak wycierał kurtkę. Plama oczywiście nie zeszła, chociaż i tak wyglądała lepiej.
— M-Mogę zrobić d-drugą m-mokkę, j-jeśli chcesz... — powiedział ze wstydu.
— Ucieszyłbym się — prychnął, uśmiechając się lekko. Przynajmniej nie musi zapłacić. - Tylko nie oblej mnie drugi raz.
Craig popatrzył na blondyna i przyjrzał mu się bardziej.
Ubrany był w niezdarnie zapiętą, ciemnozieloną koszulę, która wręcz prosiła, aby ją poprawić. Czarne spodnie, przy których jedna nogawka była lekko podniesiona. Wokół bioder miał zaplątany mały, beżowy fartuszek. Jego blond włosy włosy były chaotycznie ułożone, bez żadnego ładu i składu, wyglądały tak, jakby ich nie czesał. Niektóre kosmyki opadały na jego brązowe oczy, które zbyt często zamykały się nerwowo. Oprócz tego okropnie się trząsł, prawdopodobnie dokuczała mu nadpobudliwość lub coś tego rodzaju.
Wyglądał na zdecydowanie niższego od Craiga, oprócz tego był całkiem chudy. Uważał, że jest na jakiś sposób uroczy. Zauważył, że na policzkach miał drobne, prawie niezauważalne piegi, które jeszcze bardziej dodawały mu uroku.
Brązowooki wziął tackę i położył na niej prawie pustą filiżankę. Podniósł wzrok, a jego oczy spotkały się z oczami Crai'a. Ich kontakt zwrokowy nie trwał zbyt długo, ponieważ zarumieniony blondyn odwrócił się zawstydzony.
— T-To ja i-idę --AH!-- z-zrobić nową k-kawę... — powiedział cicho i poszedł do kuchni obok stanowiska z kasą.
— Ten mały kelner jest naprawdę uroczy — pomyślał i oparł się jedną ręką pod podbródkiem. Znowu nie widział co robić, więc sięgnął po jedną serwetkę i zaczął się nią bawić.
Czas oczekiwania wtedy zdecydowanie mu się dłużył, ponieważ brązowooki bardziej starał się nad zrobieniem nowej kawy.
Nareszcie Craig usłyszał, jak drzwi przy kasie się otwierają. Popatrzył w tamtą stronę, okazało się, że był to ten chłopak. Tym razem blondyn szedł zdecydowanie wolniej, uważając na tackę z filiżanką. Ten widok rozśmieszył Craiga. W skupieniu podszedł do stolika, kładąc tacę. Z jeszcze większą uwagą położył gotową mokkę. Na szczęście udało mu się.
— U-Uff, n-nie wylałem... — odetchnął z ulgą, a drugi chłopak tylko się zaśmiał. Chciał chwycić filiżankę, lecz po dotknięciu porcelany szybko zabrał rękę, opatrzony. Kawa była gorąca.
Tym razem to blondyn zaśmiał się, a Craig tylko przewrócił oczami.
— Właściwe... Jestem Craig — przedstawił się.
— T-Tweek... — odpowiedział.
— Chodzisz do South Park High School? Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek cię widział — spytał szatyn.
— N-Nie, chodzę do sz-szkoły w D-Denver... — powiedział Tweek i nerwowo podrapał się po plecach. Craig jako odpowiedź tylko kiwnął głową. Brązowooki usiadł na krześle naprzeciwko.
— Dlaczego tutaj pracujesz? Dorabiasz pieniądze? — ponownie zapytał.
— M-Mój tata jest w-właścicielem t-tej kawiarni, a ja cz-czasami mu pomagam. — Craig ponownie kiwnął głową.
Pomiędzy nimi była niezręczna cisza. Szatyn znowu dotknął filiżankę, a porcelana była zimniejsza. Wziął więc kubek i upił łyka kawy. Smakowała mu.
— Całkiem dobra — powiedział szybko i ponownie napił się.
— Dz-Dziękuje... — Tweek zarumienił się. — J-Jak chyba w-wiesz, ja j-ją z-zrobiłem...
Rozmawiali na najróżniejsze tematy, w sumie to dobrze się czuli w swoim towarzystwie. W końcu Craig dopił zamówioną kawę. Wyciągnął z kieszeni swój telefon i spojrzał na godzinę. Zbliżała się 7.30 p.m., a na dworze zaczynało się ściemniać, więc musiał wrócić do domu. Tym bardziej, że nie pamiętał drogi.
— Muszę już niestety iść do domu... — powiedział dosyć niezadowolony.
— O-Oh... — Tweek nagle posmutniał.
— Poczekaj chwilę, zaraz wrócę — zawiedziony brązowooki tylko kiwnął głową jako odpowiedź.
Craig poszedł w stronę kasy i zadzwonił dzwonkiem na znak, że czegoś potrzebuje. Chwilę później z drzwi naprzeciwko wyszedł ten sam mężczyzna, co wcześniej. Tym razem domyślił się, że to tata Tweeka.
Zapłacił za zamówiony napój. Przez cały czas czuł na sobie wzrok uroczego kelnera. Powrócił do stolika, przy którym wcześniej siedział, aby jeszcze chwilkę porozmawiać z czekającym na niego blondynem.
— Na pewno kiedyś się spotkamy. Robisz naprawdę dobrą kawę — wyjątkowo uśmiechnął się, aby poprawić mu humor. Craig poszedł w stronę drzwi wyjściowych.
— Do widzienia, cześć Tweek! — krzyknął, zanim chwycił za klamkę.
— P-Pa! — odpowiedział z uśmiechem, w którym i tak można było dostrzec nutkę smutku.
Craig wyszedł z kawiarni oraz westchnął ciężko. Nie chciał się z nim rozstawać. Silny deszcz ustał, lecz dalej była lekka mżawka. Wyciągnął z kieszeni telefon i wpisał w nawigacji swój adres, ponieważ nie miał pojęcia jak wrócić do domu. Jak dobrze, że w tych czasach istniały takiego typu technologie.
Oprócz patrzenia na ekran telefonu, myślał o Tweeku. Sam nie wiedział, dlaczego, po prostu widział w nim coś wyjątkowego. Chaotycznie ułożone blond włosy, brązowe oczy, źle dopięta koszula, podwinięta jedna nogawka... Może nic nadzwyczajnego, jednak Craig trzymał się swojego zdania. Nie wspominając już o prawie niezauważalnych piegach. Jego niezdarność dodawała mu uroku. Nie przeszkadzała mu jego nadpobudliwość.
Dotknął miejsca, gdzie został przypadkowo oblany i uśmiechnął się pod nosem. To śmieszne, że zwykła wpadka może tyle zmienić. Oprócz tego, iż kawa niezwykle mu smakowała, chciał znowu porozmawiać z Tweekiem. Gdy go zobaczył, jego serce zaczęło szybciej bić, a ręce zaczynały pocić. Nie miał pojęcia, dlaczego.
Zamyślił się tak bardzo, że nawet nie zauważył, iż jest w swojej okolicy. Jak można się domyślić, już znał resztę drogi, więc schował telefon i pobiegł do domu. Na miejscu zadzwonił w dzwonek, ponieważ nie miał przy sobie kluczy. Chwilę później, drzwi otworzyła mu jego mama.
— Witaj Craig — przywitała się z uśmiechem.
— Cześć mamo — odpowiedział.
Wszedł do środka, a następnie zdjął kurtkę. Wyciągnął jeszcze z kieszeni swój telefon. Powitał swojego tatę i poszedł na górę do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi. Powędrował w stronę łóżka i usiadł na brzegu.
Przypomniał sobie, że mógł zapytać Tweeka o numer telefonu. No nic, najwyżej spyta się następnym razem. Ewentualnie może spróbować znaleźć chłopaka na mediach społecznościowych. Pogrzebał chwilę coś w telefonie, dopóki jego mama zawołała go na kolację.
Przez resztę dnia raczej nie robił nic ciekawego. Odrobił lekcje, pobawił się chwilę ze Stripe, popisał z Clyde'm i pograł w jakieś gry na konsoli. W końcu poszedł spać, myśląc o dzisiejszej sytuacji oraz Tweeku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro