Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| Undertaker |


Paring: Character x Reader

Propozycja: Tak

Od: niejemziemniakow

Gatunek: Dark fantasy, Mroczny romans, Dramat

Uwagi: one-shot zawiera wątki, które mogą być nieodpowiednie dla młodych czytelników i osób nadwrażliwych, czuj się ostrzeżony(a)

Pochodzenie: Kuroshitsuji (黒執事 )



Przyjemnego czytania!


6 września 2022 r.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 


Delikatne nuty rozbrzmiewające w salonie przechodziły od nieśmiałych, długich dźwięków do wysokich, ostrych akordów, zlewając się z grzmotami burzy, jak gdyby prowadziły wspólny koncert. W ramie pianina odbił się blask błyskawicy. Napięcie powoli narastało. Palce sunęły po klawiszach coraz szybciej i szybciej. Z nieba w końcu lunął deszcz, jego krople głośno manifestowały moment swej śmierci. W niczym nie przypominały słodko-kwaśnych łez ściekających po bladym policzku.

Pomieszczenie poczęła wypełniać wilgoć, tuszując aromat róż i lawend, których bukiety piętrzyły się na stoliku przy ścianie. Ten wcześniej kojący zapach teraz przyprawiał [Imię] o mdłości. Zacisnęła zęby. Wyobraziła sobie, jak roztrzaskuje wazony, jak depcze kwiaty, jak wrzuca je do kominka i patrzy, jak płoną w manifestacji czystego aktu furii i rozpaczy.

[Imię] pozostała jednak na miejscu, przy pianinie. Muzyka zawsze ją uspokajała.

Muzyka potrafiła przenieść do innego świata. Potrafiła przywołać wspomnienia, o których człowiek sądził, że zapomniał. Potrafiła wyzwolić w możliwie najbardziej wyzwalający sposób, pozwalając się w sobie zatracić. Potrafiła również opowiadać wspaniałe historie.

Zatracenie się w muzyce było jedynym sposobem, żeby [Imię] mogła zaznać odrobiny spokoju. Wszystko inne przypominało jej o prawdziwym świecie, jego naturze i tym, kim sama się przez niego stała.

W ten sposób pokój muzyczny stał się dla niej bezpieczną przystanią, którą już dawno ochrzciła jako swoją własność. Nikt ze służby, gości ani nawet dalsi członkowie rodziny – absolutnie nikt nie miał wstępu do tego pomieszczenia.

Nie było więc niczym dziwnym, że uciekła właśnie w to miejsce, że ukryła się jak tchórz przed światem. Światem, który rozpadł się w jeden wieczór. Dzięki muzyce mogła zignorować cichy niepokój, który powoli owijał swoje macki wokół jej serce, ściskając je coraz ciaśniej z każdym kolejnym oddechem. Zapomnieć o bólu roztapiającym jej kości. Zapomnieć o myślach o zemście i nienawiści.

Och, nie. O tym ostatnim nie zdołała zapomnieć.

Znała obietnice, jakie składały echa bólu, mimo to zamierzała się ich trzymać, bo cóż innego jej pozostało?

– Co się stało z moją małą szczęśliwą dziewczynką?

Pokój rozjaśnił blask kolejnej błyskawicy, ukazując postać stojącą za [Imię] w pełnej krasie, jednakże kobieta tego nie dostrzegła. Wzrok miała wbity w klawisze z taką intensywnością, jak gdyby ją oczarowały. Niemniej jej zmysły wszystko rejestrowały; tę doskonale znajomą woń śmierci, subtelny dotyk, figlarny głos.

Melodia się zmieniła. Była teraz harmonijna, spokojniejsza, smutniejsza.

– Jesteś dla siebie zbyt okrutna – wyszeptał jej do ucha, sprawiając, że dreszcze przebiegły w dół jej kręgosłupa.

Zanurzona w nieprzeniknionych myślach, jeszcze chwilę temu wydawała się przebywać tysiące kilometrów stąd, lecz jej reakcja utwierdziła Undertakera w przekonaniu, że była to jedynie fasada. Że [Imię] tylko udawała zamyśloną, podczas gdy w rzeczywistości doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się dookoła niej.

– Spójrz na mnie, hrabino. – Mogła prawie usłyszeć jego uśmiech poprzez sposób, w jaki do niej mówił.

Wciąż jednak ignorowała jego istnienie. Na końcu języka miała słowa nagany i surowego upomnienia, że nie powinien wkraczać do jej bezpiecznej przystani bez pozwolenia. Był to bowiem jeden z nielicznych momentów, kiedy pozwoliła sobie na słabość. Do twarzy nie został przyklejony uśmiech, który zakrywałby smutek. W oczach wyraźnie odbijał się blask gniewu wynikający z bezsilności.

Lecz po części [Imię] była wdzięczna za jego towarzystwo. Im dłużej grała, tym bardziej czuła, że się rozpada.

Na moment wypadła z rytmu. Melodia zadrżała, gdy nacisnęła na złe klawisze. A wszystko przez nagły dotyk zimnych jak u trupa palców, które musnęły jej policzek.

W końcu na niego spojrzała, gdyż jego gorzki, głęboki chichot poruszył coś w jej wnętrzu.

– Nie mam nastroju na rozmowę – powiedziała z niepodobną do siebie łagodnością. Była wszakże hrabiną [Nazwisko] znaną ze swej zimnej natury. Wydawała się idealnym przykładem kobiety z wysokiej klasy społecznej, ale wystarczyło wymienić z nią parę słów, aby przekonać się, jak okrutne miała usta i ostry język.

Bynajmniej jednak nie była sadystyczna ani nieczuła. Stawiała po prostu wysoko poprzeczkę dla każdego, kto chciał mieć z nią cokolwiek do czynienia, niezależnie od tego, czy chodziło o partnera biznesowego, czy towarzysza do rozmowy.

Jedyną osobą, dla której nie szczędziła uśmiechów ani ciepłych słów, była jej sześcioletnia córka – Sophie.

– A czy ktoś mówił o rozmowie? Zobacz, ja mogę milczeć. Przez caaalutki czas. Jak trup z zaszytymi ustami! – odparł, na jego twarzy pojawił się uśmieszek zdradzający, że ubawiły go jego własne słowa.

– Tylko Bóg mi świadkiem, ileż to razy myślałam o tym, żeby ci je zaszyć – szepnęła [Imię], bezwiednie spoglądając w jego nieludzkie zielone oczy. Pomimo ich nieodgadnionego wyrazu, widziała migotanie ognia, które tańczyło wewnątrz jego bladych oczodołów.

– Gdybyś to zrobiła, później byś tego żałowała.

[Imię] roześmiała się, co zabrzmiało brutalnie. Jej palce dotykały klawiszy w dwu sekundowych odstępach, poruszając się mimochodem, podczas gdy oczy miała utkwione w Undertakerze, który ujął kosmyk jej [kolor] włosów, bawiąc się nim.

Ale to było za mało.

Za mało, żeby zapomniała o rozdzierającym serce bólu, o tym, jak straszliwie samotna się czuła.

– Pocałuj mnie – poprosiła. Jej łagodny głos kontrastował z ponurością panującej na zewnątrz burzy.

Gdzieś blisko uderzył piorun, jak gdyby przypominając jej, że hrabina [Imię] [Nazwisko] o nic nie powinna prosić. Miała to jednak w głębokim poważaniu, gdyż wiedziała, że ów uległość przyniesie pożądany skutek.

Undertaker zachichotał.

– Tego również będziesz żałować.

– Nigdy nie żałuję sięgania po to, czego pragnę.

– Oho ho, to już brzmi bardziej jak ty. – Pogładził jej włosy, powoli zjeżdżając na tył głowy.

[Imię] przyjęła ten kojący gest z zamkniętymi oczami i cicho odetchnęła, przygotowując się na zakazaną miękkość ust, które zmieniłyby całą jej istotę.

Minęły trzy długie sekundy, ciągnące się niczym wieczność, nim wreszcie poczuła jego usta na swoich. Czas zastygł na krótki moment. Zupełnie jak wtedy, kiedy Żniwiarz obcina taśmę – pomyślała i naraz oddała pieszczotę, choć właściwie trudno ją było nazwać przyjemną. Pocałunek smakował gorzko, zimno, a jednak wypełnił jej umysł ciemną kliszą, której w tej chwili tak bardzo potrzebowała.

Uniosła rękę i chwyciła za poły jego czarnej szaty, przyciągając go bliżej. Choć pianino umilkło, z zewnątrz wciąż dobiegały odgłosy burzy, które zastępowały [Imię] ukochaną muzykę.



~♠~



Filozofia ma rację: życie można zrozumieć, patrząc nań wstecz. Ale potem zapomina się o drugiej zasadzie: żyć trzeba naprzód. [Imię] zamknęła Dziennik Sørena Kierkegaarda, czując, jak buzująca w niej wściekłość ustępuje miejsca czemuś cichemu i pustemu, kiedy zdecydowała się nie poddawać. Świat ani razu nie ugiął się przed jej wolą i chociaż wszystko wskazywało na to, że nigdy nie zacznie tego robić, naprawdę nie zamierzała ustąpić; nie po to stała się częścią Złych Arystokratów; nie po to nawiązała bliższy kontakt z Mrocznym Żniwiarzem; nie po to poświęciła swoją duszę, żeby po prostu odpuścić i ruszyć dalej.

Przez chwilę rozważała wyrzucenie książki do pieca, który ogrzewał zakład pogrzebowy w tę chłodną listopadową noc, kiedy do pomieszczenia wreszcie wkroczył Undertaker.

– Dokonałem dzisiaj czegoś intrygującego – zaczął tajemniczym tonem, który zwykł przybierać, kiedy chciał sprowokować rozmówcę do zadania konkretnego pytania.

[Imię] do tego stopnia znała triki Undertakera, że niejednokrotnie zastanawiała się, czy na pewno miała do czynienia z dorosłym mężczyzną, a nie z wyrośniętym dzieckiem.

– Co takiego odkryłeś? – spytała, nie zwlekając, gdyż mimo wszystko wiązała duże nadzieje z jego badaniami.

– Zgaduj-zgadula.

[Imię] zmarszczyła brwi.

– Wiesz już, jak przywrócić zmarłych do życia?

– Ciepło, ciepło – odpowiedział i wyraźnie podekscytowany dał jej znać, żeby za nim poszła.

Skinęła głową, zgarniając fałdy sukni. Pokój, do którego ją zaprowadził, był czymś na wzór prywatnej pracowni. Rzecz jasna, klienci nie mieli wstępu do środka, choć definitywnie panował tam większy ład i porządek niż w jakiejkolwiek innej części zakładu. [Imię] widziała to pomieszczenie wiele razy, zazwyczaj przez niewielką szparę w drzwiach, którą Undertaker celowo dla niej zostawiał, jednakże nigdy wcześniej jej tam nie zaprosił. Rozglądała się więc uważnie, przykładając raczej skromną uwagę do podekscytowanej paplaniny Undertakera.

Właściwą uwagę poświęciła mu, kiedy ustawił się za trumną, która leżała na stole.

– Tylko się nie wystrasz, hrabino. Nie chcemy, żebyś umarła ze strachu.

– Pośpiesz się. – Zbyła jego ostrzeżenie machnięciem ręki.

– Hihi, jak sobie życzysz.

Undertaker z szerokim uśmiechem otworzył wieko trumny. Był z siebie tak dumny, jak gdyby czekał na owację, co [Imię] kompletnie zignorowała i podeszła bliżej, by przyjrzeć się zwłoką. Przerzedzone popielate włosy okalały zastygłą w niewzruszonym obliczu twarz. Oczy zakrywał miękki materiał przywiązany ciasno do głowy. Na szyi widniały ciemne ślady, wskazujące na śmierć poprzez uduszenie. Kobieta nie mogła liczyć więcej niż dwadzieścia parę lat.

Gdy [Imię] miała już zapytać Undertakera, po co pokazywał jej zwłoki nieznanej kobiety, nieboszczka nagle się podniosła. W mgnieniu oka wyciągnęła szponiaste palce w jej kierunku, wydając przy tym nieludzki jęk. [Imię] cofnęła się, jednak monstrum zostało powstrzymane przez Undertakera, który wręcz z ojcowską czułością przyciągnął ją do siebie.

– I jak ci się podoba moja Lalka, hrabino? Czyż nie jest wspaniała? – zapytał tym samym tajemniczym tonem, poruszając lalką w rytm niesłyszalnej muzyki.

– Niezupełnie – zawyrokowała [Imię] i cofnęła się o jeszcze jeden krok. – Nie pozwolę ci przerobić Sophie w coś... takiego.

– Jesteś zbyt surowym krytykiem, moja droga. Ukazuję ci pierwsze większe rezultaty moich poczynań. Wierz mi, będę je jeszcze udoskonalał – zapewnił. – Jeszcze trochę cierpliwości.

– Jestem cierpliwa.

– No już, już. Chyba zasłużyłem na nagrodę, prawda? Pokaż mi swój uśmiech, hrabino.

[Imię] usilnie próbowała wyzbyć się obrzydzenia, jakie wzbudzała w niej ta nowa forma życia, i przywołała w pamięci obraz swojego najdroższego skarbu, który niebawem znów weźmie w ramiona. Wówczas wtedy na jej twarzy pojawił się delikatny, acz szczery uśmiech.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro