Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| Mikhail Jirov |


Paring: Character x OC

Zamówienie: Nie

Gatunek: Okruchy Życia

Pochodzenie: Sirius the Jaeger (天狼)



Przyjemnego czytania!


12 maja 2021 r.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wreszcie jesteśmy razem, choć tak daleko od siebie.

John Ashbery



   Kucharz we wschodniej części Dogville nazywał się Antoni. Olbrzymi mężczyzna w odrobinę poplamionym krwią ciemnym futrze miał cerę o jasnym odcieniu, siwe włosy i rzadkie brwi oraz wąsy. Należał do tych nielicznych dorosłych, którzy potrafili znaleźć wspólny język z młodszymi członkami ich społeczności i którzy kochali wszystkich, żadnego przy tym nie wyróżniając.

   W tym momencie Antoni stał przy wielkim palenisku, jednym z największych spośród ludności w całej wiosce — tylko ten u Gustava mógł z nim konkurować. To było jego niepodzielne królestwo; siedząc przy nim, obserwował dwóch chłopców, połykających kawałki upieczonego zająca, którego przed południem upolowali; drugiego otrzymał od nich w prezencie i planował go przyrządzić dopiero pod wieczór.

   — Z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakujecie. Naprawdę dobrze je ustrzeliliście. Czysty strzał nie tylko przynosi szybką śmierć i zwierzę się dzięki temu nie męczy, ale również nie tworzy popapranej rany, przez którą mniej mięsa mogłoby się nadawać do zjedzenia. Aleksiej na pewno pęka z dumy, że ma takich synów — oświadczył Antoni z uznaniem, siadając naprzeciwko chłopców.

   Młodszy z nich przerwał na chwilę jedzenie, żeby mu odpowiedzieć, gdyż czuł, że musi pewną kwestię naprostować:

   — To Misha je upolował!

   — Ale to ty je wypatrzyłeś — dodał starszy.

   Anton roześmiał się na widok miny Yuliya, a także z rozczulenia do więzi, jaka ich łączyła. Czegoś mu jednak brakowało, a raczej kogoś.

   — A gdzie zgubiliście Raisę?

   — Nie wiemy, nie przyszła do nas dzisiaj — odparł Mikhail, biorąc na siebie powinność odpowiadania Antoniemu, by Yuliy mógł spokojnie zjeść.

   — Cokolwiek ją zatrzymało, musiało być ważne. Pamiętam, jak pierwszy raz poszliście bez niej. Była wtedy zła, jak jeszcze nigdy przedtem.

   — I dlatego pójdziemy ją za chwilę odwiedzić.

   — Słusznie! Lepiej wybadajcie grunt.

   Mikhail pokiwał głową i uśmiechnął się, kiedy Antoni uniósł się kolejnym śmiechem. Wesołe usposobienie mężczyzny było bardzo pokrzepiające. Nic dziwnego, że każdemu potrafił poprawić humor. Po części właśnie dlatego Mikhail i Yuliy przyszli w pierwszej kolejności do niego; jeśli mieliby mieć do czynienia z gniewem Raisy, to nikt ich by lepiej nie wspomógł jak Antoni. Choć żaden z nich nie traktował tego nad wyraz poważnie, ich przyjaciółka unosiła się mocnym gniewem, owszem, ale za to trwał on dosyć krótko. Na pewno krócej niż zaparzenie ziół.

   Wszystko jednak ów dnia nie szło zgodnie z przypuszczeniami Mikhaila; planowali pójść na polowanie we trójkę, lecz Raisa się nie pojawiła; zamierzali powrócić do wioski z większą zwierzyną, na przykład z jeleniem albo baranem śnieżnym; chcieli wrócić po południu, ale pogoda się pogorszyła i dalsza wędrówka zrobiłaby się niebezpieczna, szczególnie dla Yuliya. Takie niezapowiedziane zmiany nie były przyjemne, lecz musieli pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko się udawało.

   Chłopcy dokończyli jedzenie, wymienili jeszcze parę zdań z Antonim, zanim opuścili jego dom. Raisa mieszkała z babcią w środkowej części Dogville, a więc wcale nie mieli do niej zbyt daleko, postanowili jednak wpierw zajrzeć do rodzinnej chatki i dać matce znać, że bezpiecznie wrócili, nim udali się do swojej przyjaciółki. Tymczasem Sachi spotkali po drodze, akurat gdy przechodzili w pobliżu domostwa Gustava. Yuliy jak zwykle rzucił się jej w ramiona, kiedy tylko ją spostrzegł. Mikhail pozwolił bratu wszystko zrelacjonować, samemu tylko od czasu do czasu coś dopowiadając.

   Gdy sytuacja zaczęła zapowiadać się tak, że Yuliy nie opuści za prędko matki, Mikhail zaproponował, że sam pójdzie sprawdzić, co z Raisą.

   — Nie, chcę pójść z tobą! — zadeklarował Yuliy i od razu stanął bliżej brata, jakby upewniając się, że ten nagle mu nie ucieknie. Zarówno Mikhaila, jak i Sachi rozbawiło jego zachowanie.

   Chłopcy pożegnali się z matką i poszli wydeptaną w śniegu ścieżką ku chacie Vasilisy — babki Raisy. Budynek nieszczególnie się różnił na tle pozostałych, miał taką samą średnią wielkość, małą wysokość, dwuspadowy dach i w większości zbudowany był z kamienia. Mikhail i Yuliy mieszkali w bardzo podobnym, tyle że ich dom znajdował się na wyższym piętrze wioski.

   Yuliy ruszył biegiem do starych drewnianych drzwi, by zapukać w nie jako pierwszy. Mikhail zdołał do niego dołączyć, zanim Vasilisa pojawiła się w przejściu.

   — Mikhail, Yuliy, jak miło was widzieć — odparła staruszka, która otworzyła przed nimi szeroko drzwi. — Wchodźcie, wchodźcie. Ogrzejcie się, dzisiaj jest wyjątkowo zimno. Zrobię wam zaraz coś ciepłego do picia.

   — Dziękujemy, Vasiliso.

   — Tak, dziękujemy — przytaknął Yuliy, po raz kolejny wyprzedzając brata, aby pójść za staruszką.

   Vasilia stawiała małe, lecz stabilne i pewne kroki, mimo że parę lat temu miała problem z prawą nogą. Na szczęście wypadek, któremu uległa nie spowodował stałego uszkodzenia i z czasem wróciła do zdrowia, choć, jak niekiedy lubiła przypominać, dawnej kondycji nigdy nie odzyska. Gdy osiągniesz mój wiek, zrozumiesz, co mam na myśli, ponieważ nawet my, Syriusze, mamy swoje limity — mawiała wtedy.

   — Przyszliście w idealną porę. Ledwo co zaparzyłam świeżych ziół. — Podała chłopcom kubki z naparem, gdy wszyscy umiejscowili się w pomieszczeniu pełniącym rolę zarówno salonu, jak i jadalni oraz kuchni. Nim Mikhail usiadł, zauważył, że przyrządzonego naparu było naprawdę sporo. Jego obserwacja nie umknęła Vasilii, gdyż natychmiast odparła: — To dla Raisy. Źle się dzisiaj czuje.

   — Co się stało, zachorowała? — zapytał z troską Mikhail.

   — To nic poważnego. Dzisiaj jest pierwszy dzień. Jutro poczuje się lepiej — szepnęła staruszka zdawkowo, wszakże obiecała wnuczce, że o niczym jej przyjaciołom nie powie. — Może nawet już czuje się lepiej. Pójdę zapytać, czy nie chce do nas dołączyć.

   Vasilia ruszyła w powolną wędrówkę na piętro, gdzie znajdowała się jej sypialnia oraz Raisy. W pierwszym odruchu Mikhail chciał wyręczyć staruszkę, ale prędko domyślił się, że kobieta odmówiłaby. W przeciwnym wypadku sama zaproponowałaby, aby poszedł na górę, zamiast niej. Czekał więc cierpliwie razem z Yuliyem, ostrożnie popijając ciepły napar.

   — Jeśli Raisa nie jest chora, to co jej dolega? — zapytał Yuliy, wpatrując się w brata przenikliwymi i urzekająco wręcz niewinnymi oczami.

   Mikhail subtelnie przeniósł wzrok na misę z naparem.

   — Czasem można źle się czuć i nie być chorym.

   — Jak to?

   — A pamiętasz noc meteorytów?

   — Tak, ale co to ma wspólnego z byciem chorym?

   — To już nie pamiętasz, jak nie spaliśmy całą noc, żeby oglądać niebo i jak potem źle się czuliśmy, gdy nastał ranek? Musieliśmy położyć się spać, mimo że świeciło słońce. Nic innego nie mogliśmy wtedy zrobić. Nie był to przyjemny stan, a jednak nie byliśmy chorzy, prawda?

   — O, rozumiem. Czy to znaczy, że...

   Yuliy umilkł na widok zbliżającej się Vasilii i Raisy. Na jego twarzy od razu pojawiła się radość, gdy zobaczył, że dziewczyna wyglądała na całą i zdrową. Martwił się o nią tak poważnie, jak tylko może się martwić dziecko.

   Obecność przyjaciół również bardzo ucieszyła Raisę, lecz przez nieustannie odczuwany dyskomfort nie była w stanie tego w pełni okazać. Niemniej z uśmiechem przywitała się z nimi i usadowiła się razem z babcią po przeciwnej stronie niewielkiego, prostokątnego stołu.

   — Byliście na polowaniu? — zapytała z ciekawością.

   Ku uldze zebranych, w ogóle nie brzmiała na złą.

   — Byliśmy, ale na krótko — odparł Mikhail. — Pogoda bardzo szybko zepsuła nam plany.

   — A więc nic mnie nie ominęło — stwierdziła Raisa.

   — Tylko potrawka z zająca. Ale jeśli wieczorem pójdziesz do Antoniego, to i na nią się załapiesz.

   — Poczekam, aż zrobi potrawkę z mojej zwierzyny.

   — Na następne polowanie z nami pójdziesz? — wtrącił Yuliy. Jego entuzjazm tym pomysłem był widoczny jak na dłoni.

   Raisa uśmiechnęła się szeroko.

   — Pewnie. Kolejnego razu nie przegapię.

   Jednak następnego dnia znowu do lasu udały się tylko dwie osoby.



~*~



   Otaczał ich wielki, cichy las. Tylko spora ilość świeżego śniegu zdradzała, że uprzedniego dnia mocno padało. Mikhail i Raisa brodzili w nim, zmęczeni tak toporną wędrówką.

   — Gdyby Yuliy po wczorajszym polowaniu się nie rozchorował, to na pewno dzisiejsze dałoby mu się we znaki — szepnęła Raisa, między ciężkimi oddechami. Czuła perlący się na skórze pot. Nie mogła jednak zdjąć żadnej nawierzchni ubrania, gdyż od razu zrobiłoby się jej za zimno. — Nogi mi chyba zaraz odpadną...

   — Jeśli chcesz, możesz usiąść na sankach — zasugerował Mikhail. Choć nie sapał tak jak Raisa, lekko zgarbiona postawa zdradzała, że marsz w śniegu również osłabił jego siły.

   — Naprawdę mogę?

   — Pewnie. Tylko kto wtedy będzie je ciągnął...

   Raisa parsknęła niewesołym śmiechem i wsunęła wystające ciemne kosmyki włosów z powrotem pod czapkę. Część jej dziecięcej i złośliwej osobowości chciała się podroczyć i posprzeczać, ale druga, bardziej racjonalna połówka kazała jej oszczędzać energię. W końcu po polowaniu czekała ich jeszcze droga powrotna.

   Maszerowali dalej. Pagórkowaty teren tylko miejscami ustępował równym niewielkim powierzchniom, pod którymi, pod śniegiem, ciągnęły się liczne ścieżki. Około południa wreszcie natrafili na potencjalną zdobycz.

   — Moglibyśmy go obejść z dwóch stron — zaproponował Mikhail, gdy zatrzymali się za kurtyną gołych drzew.

   — W porządku — zgodziła się Raisa i ostrożnie poszła w kierunku zachodnim, podczas gdy Misha skręcił w przeciwną stronę. Oboje starali się podejść do pasącego się młodego jelenia, tak aby ich nie spostrzegł.

   Raisa nie odeszła daleko od poprzedniego miejsca, obawiając się, że zwierzę usłyszy jej kroki. Odległość od celu była dosyć spora i dziewczyna nie miała dogodnej pozycji do czystego strzału. Mimo to sięgnęła po łuk, na którego cięciwie umieściła strzałę, a potem zaczekała na Mikhaila.

   Gdy chłopak się zatrzymał, o kilka kroków bliżej niż Raisa, było już wiadome, kto będzie musiał wystrzelić. Misha przygotował kuszę, zanim wymierzył, uspokoił oddech i mniej więcej oszacował trajektorię lotu strzały. Raisa w tym czasie obserwowała uważnie jelenia i przygotowywała się mentalnie na szybką reakcję w razie, gdyby pierwszy strzał nie okazał się śmiertelny i musiałaby dobić zwierzę, nim ucieknie.

   Przez to Raisa nie dostrzegła zagrożenia za swoimi plecami. Zerwał się wiatr, który dął cicho, lecz zarazem na tyle głośno, aby zagłuszyć stąpające po śniegu łapy.

   Mikhail był gotowy do strzału. Raisa skinęła lekko głową i również przygotowała łuk. Dwie sekundy później strzała pomknęła w kierunku jelenia.

   I w tym samym momencie Raisa poczuła bolesny ucisk ostrych jak brzytwa zębów na lewym ramieniu.

   Dziewczyna krzyknęła zaskoczona, upuściła łuk i natychmiast usiłowała się wyrwać, ale ucisk wilka był mocny. Wpadła w szał. Czuła, że znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie, że może stracić życie, zamierzała więc walczyć tak długo, aż zwycięży albo zginie.

   Wyrywała się, wiła i kopała, lecz zwierzę nie odpuszczała, a ponieważ zęby wilka unieruchomiły Raisie lewą rękę, dziewczyna nie mogła dobyć noża. Próbowała go wyjąć prawą, ale przez strach i panikę nie zdołała natrafić na rękojeść. Skupiła więc całą siłę na nogach; niektóre kopniaki były celne, inne nie, aczkolwiek nie pomogły jej w większym stopniu.

   Wtem wilk zaskomlał i opadł na nią bezwładny, podczas gdy jego krew polała się na jej pierś. Raisa czym prędzej go z siebie zrzuciła. Jak przez mgłę do uszu dziewczyny docierały odgłosy własnego sapania i świszczący oddech Mikhaila.

   Raisa przez kilka sekund w zupełnym osłupieniu patrzyła na swojego przyjaciela. Każdy nerw w jej ciele drgał.

   — Dziękuję, Misha — szepnęła. Przełknęła głośno ślinę i zamrugała pospiesznie, aby odegnać zbierające się w oczach łzy.

   Po chwili podniosła się z bólem i spojrzała; najpierw na truchło wilka, a potem na wykrwawiającego się jelenia. Włoski na karku jej stanęły.

   — Czekaj, nie ruszaj się — polecił Mikhail.

   Raisa usłuchała go i pozwoliła mu sprawdzić ranę na ramieniu. Z największą delikatnością odsunął poły futra. Dziewczyna napięła się, gdy poczuła chłód na skórze. Na szczęście w porównaniu z palącym bólem, zimne powietrze było dla niej nad wyraz kojące.

   — Nie chcę cię straszyć, ale najprawdopodobniej będą musieli ci w wiosce amputować rękę.

   — Co?! Czemu?

   — Jeśli nie chcesz zamienić się w wilka, nie ma innego wyjścia.

   Do Raisy w mig dotarło, że Mikhail nie mówił poważnie. Mimo odczuwanej wdzięczności, uderzyła go lekko zdrową ręką.

   — Bardzo śmieszne — mruknęła.

   Mikhail tymczasem zdjął szalik i opatrzył nim jej ramię, aby zatrzymać upływ krwi. Był poważnie zaniepokojony, aczkolwiek w żaden sposób nie pokazał swoich prawdziwych emocji. Cały czas się nikle uśmiechał i odwracał uwagę Raisy od myślenia o bólu.

   — Tak bardzo zazdrościłaś mi mojej blizny, że musiałaś sobie załatwić własną? — zapytał z wyraźną dozą żartu, ciągnąc sanie z jeleniem. Raisa szła tuż obok, popijając wodę z bukłaka.

   — Źle to rozegrałam. Tej blizny i tak nikt nie będzie widział — odpowiedziała. Parła naprzód z zaciętą miną, ignorując narastający ból w ramieniu, aż w końcu osiągnęła stan, w którym mniej cierpiała idąc, niż odpoczywając.

   Szli więc dalej w kierunku wioski, zatrzymując się tylko na parę łyków wody z bukłaków i krótką rozmowę. Raisę powoli zaczynała dopadać gorączka, przez co mniej panowała nad wypowiadanymi słowami.

   — Misha?

   — Tak?

   — Myślisz, że umrę?

   — Nie. Nie pozwolę na to. Ani nikt z mieszkańców.

   — To miłe — szepnęła. Zamilkła na kilka chwil, po czym dodała: — Czuję, że ciągle uchodzi ze mnie krew. Rana strasznie boli. Nie mogę przestać o tym myśleć. Jestem takim tchórzem...

   — Ja tak nie myślę.

   — Naprawdę?

   — Uważam, że jesteś najodważniejszą dziewczyną w wiosce.

   Raisa na moment się zamyśliła. Po mniej więcej minucie oświadczyła:

   — W takim razie chyba nie powinnam okazywać strachu.

   — Nie da się nie okazywać strachu.

   — Ty go nie okazujesz.

   Mikhail spiął się. Nie umiał wyjaśnić, co czuł, a Raisa, mimo iż widziała burzę emocji w jego oczach, nie rozumiała, co oznaczała, a w dodatku dziwiła ją własna nagła spostrzegawczość. Uświadomiła sobie, że gdy myśli o Mishy, odkrywa w sobie pokłady nowych uczuć, jak gdyby jej przyjaciel był inny niż wszyscy ludzie, których dotąd poznała.

   A może zaczęła już tracić rozsądek przez intensywny ból? Sama nie była pewna, co czuła i co myślała. Pomimo tego wyznała po chwili:

   — Wiesz, Misha, jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam.

   Chociaż Mikhaila kusiło, żeby przypomnieć Raisie, że był jej jedynym przyjacielem od zawsze, ostatecznie postanowił tylko powiedzieć:

   — Ty też jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

   Wchodzili właśnie na ostatnie wzgórze, za którym znajdowała się ich wioska. Serce Raisy zalała kojąca fala ulgi, lecz mimo to nie przestało ono głośno łomotać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro