| Fuyuhiko Kuzuryū |
Paring: Character x Reader
Zamówienie: Nie
Gatunek: Komedia, Okruchy Życia
Pochodzenie: Danganronpa (ダンガンロンパ)
Przyjemnego czytania!
28 czerwca 2020 r.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[Imię] uderzała ręką o udo, wybijając nieregularny rytm. Zerknęła na Fuyuhiko, a potem na Peko i zrobiła pytającą minę. Gdy ostatni z wrogich członków mafii padł martwy, dziewczyna sądziła, że nadszedł czas wyjaśnień. Jednak rodzice zabronili jej wypytywać o cokolwiek, co nie było jakąś szczególną nowością. Miała przyjaciół, którzy dzielili się z nią rzadkimi informacjami, więc wiedziała całkiem sporo jak na młodocianą yakuzę, lecz tym razem wykluczono ją całkowicie. Szef bez wątpienia pamiętał, jak ostatnim razem postąpiła z posiadaną wiedzą i jakie głupoty nawyrabiała. Nie zapomniała o tym także ona, która postanowiła od tamtego czasu działać rozważniej, by nie musieć znowu oglądać ostrza noża z bliska.
Najbardziej w tym wszystkim przykro było [Imię] z powodu Fuyuhiko. Wiedziała, że rodzina nie traktowała go poważnie, ba, nawet oni twierdzili, że nie nadawał się na następcę. Nigdy nie zapytali, czy w ogóle chciał przyjąć to dziedzictwo. Ich zapatrzenie w klan mdliło [Imię]. A skoro nie miała wpływu na sytuację, zdecydowała się pomóc na swój sposób.
Wzięła głęboki oddech i sięgnęła za plecy.
— Ręce do góry, Fuyuhiko! — zażądała nagle, celując prosto w klatkę piersiową swojego przyjaciela.
— Co robisz, [Imię]? — odrzekł obojętnym tonem, niechętnie podnosząc głowę.
— Nie zadawaj pytań! Po prostu unieś ręce do góry!
— A jeśli nie, to co? Rzucisz we mnie tym bananem? — zakpił, wskazując od niechcenia ręką na trzymany przez [Imię] owoc, który nosił kilka ciemnych plam.
[Imię] zacmokała z dezaprobatą, wydymając usta.
— Zepsułeś całą zabawę — jęknęła z pretensją i po chwili odłożyła banana na stół. — Poza tym nie mogłabym nim w ciebie rzucić, Peko by mnie powstrzymała.
— Zgadza się — przytaknęła Peko od razu, jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
Gdyby [Imię] nie znała jej od lat, z pewnością budziłaby w niej pewne obawy, co byłoby naturalnym odruchem, nawet mężczyźni potrafili się jej bać — całkiem słusznie zresztą. Tylko dlatego, że się przyjaźniły, powstrzymałaby ją przed skrzywdzeniem Fuyuhiko w bardziej delikatny sposób, niż zrobiłaby to z innym. Takimi przywilejami [Imię] mogła się cieszyć wewnątrz kręgu yakuzy. Z zewnątrz wyglądało to trochę bardziej zjawiskowo, gdy okazywało się, że taka wiecznie uśmiechnięta i pozytywna osoba jak ona spędzała czas w towarzystwie przestępców.
— Kapeluszy nie nosi się w budynkach! — zaszczebiotała radośnie, ściągając Kuzuryū kapelusz z głowy i, nim zdążył zareagować, nałożyła go sobie. — Wyglądam teraz równie groźnie, co Fuyuhiko. Prawda, Peko?
Pekoyama nic nie powiedziała, lecz [Imię] dostrzegła w jej szkarłatnych oczach rozbawienie.
— Na co, do diabła, czekasz?! Oddaj go, [Imię]! — warknął Fuyuhiko. Próbował za pomocą groźnego spojrzenia zmusić ją do wykonania polecenia, ale z marnym skutkiem.
[Imię] uśmiechnęła się do niego kpiąco.
Był spadkobiercą rodziny yakuzy, powinien przerażać i budzić respekt, a mimo to niezwykle ją bawił. Nie potrafiła jednak jednoznacznie stwierdzić, czy to przez jego dziecięcą twarz, niski wzrost, a może głos, który kompletnie nie budził grozy. Oczywiście nigdy mu nie powiedziała, co o nim myślała. W przeciwnym wypadku wysłuchałaby tak ogromnej ilości przekleństw, że spokojnie mogłaby zostać raperem.
Właściwie to możliwe, że Fuyuhiko mijał się z przeznaczeniem.
[Imię] parsknęła mimowolnie, gdy wyobraziła sobie Fuyuhiko w workowatych spodniach, białej, zdecydowanie za dużej, koszulce i złotych łańcuchach zawieszonych na szyi. Jak na ironię, wtedy również wyglądałby zabawnie.
— Co się tak głupio szczerzysz?!
Głos rozzłoszczonego Fuyuhiko wyrwał [Imię] z zamyślania. Dziewczyn szybko wróciła do rzeczywistości, wpadając na kolejny ryzykowny pomysł.
— Jeśli chcesz kapelusz z powrotem, musisz sam mi go zabrać!
— To głupie. Oddaj go po prostu.
— Czemu głupie? Uczciwe! W końcu oboje mamy krótkie nogi — stwierdziła niedbale, by po chwili wybiec pospiesznie z pomieszczenia, starając się uciec przed gniewem swojego przyjaciela.
Wiedziała, że posunęła się trochę za daleko w swoich słowach, ale niczego nie żałowała. Przynajmniej teraz Fuyuhiko nie myślał o klanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro