Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| Fuyuhiko Kuzuryū |


Paring: Character x Reader

Zamówienie: Nie

Gatunek: Komedia, Okruchy Życia

Pochodzenie: Danganronpa (ダンガンロンパ)



Przyjemnego czytania!


28 czerwca 2020 r.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


   [Imię] uderzała ręką o udo, wybijając nieregularny rytm. Zerknęła na Fuyuhiko, a potem na Peko i zrobiła pytającą minę. Gdy ostatni z wrogich członków mafii padł martwy, dziewczyna sądziła, że nadszedł czas wyjaśnień. Jednak rodzice zabronili jej wypytywać o cokolwiek, co nie było jakąś szczególną nowością. Miała przyjaciół, którzy dzielili się z nią rzadkimi informacjami, więc wiedziała całkiem sporo jak na młodocianą yakuzę, lecz tym razem wykluczono ją całkowicie. Szef bez wątpienia pamiętał, jak ostatnim razem postąpiła z posiadaną wiedzą i jakie głupoty nawyrabiała. Nie zapomniała o tym także ona, która postanowiła od tamtego czasu działać rozważniej, by nie musieć znowu oglądać ostrza noża z bliska.

   Najbardziej w tym wszystkim przykro było [Imię] z powodu Fuyuhiko. Wiedziała, że rodzina nie traktowała go poważnie, ba, nawet oni twierdzili, że nie nadawał się na następcę. Nigdy nie zapytali, czy w ogóle chciał przyjąć to dziedzictwo. Ich zapatrzenie w klan mdliło [Imię]. A skoro nie miała wpływu na sytuację, zdecydowała się pomóc na swój sposób.

   Wzięła głęboki oddech i sięgnęła za plecy.

   — Ręce do góry, Fuyuhiko! — zażądała nagle, celując prosto w klatkę piersiową swojego przyjaciela.

   — Co robisz, [Imię]? — odrzekł obojętnym tonem, niechętnie podnosząc głowę.

   — Nie zadawaj pytań! Po prostu unieś ręce do góry!

   — A jeśli nie, to co? Rzucisz we mnie tym bananem? — zakpił, wskazując od niechcenia ręką na trzymany przez [Imię] owoc, który nosił kilka ciemnych plam.

   [Imię] zacmokała z dezaprobatą, wydymając usta.

   — Zepsułeś całą zabawę — jęknęła z pretensją i po chwili odłożyła banana na stół. — Poza tym nie mogłabym nim w ciebie rzucić, Peko by mnie powstrzymała.

   — Zgadza się — przytaknęła Peko od razu, jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

   Gdyby [Imię] nie znała jej od lat, z pewnością budziłaby w niej pewne obawy, co byłoby naturalnym odruchem, nawet mężczyźni potrafili się jej bać — całkiem słusznie zresztą. Tylko dlatego, że się przyjaźniły, powstrzymałaby ją przed skrzywdzeniem Fuyuhiko w bardziej delikatny sposób, niż zrobiłaby to z innym. Takimi przywilejami [Imię] mogła się cieszyć wewnątrz kręgu yakuzy. Z zewnątrz wyglądało to trochę bardziej zjawiskowo, gdy okazywało się, że taka wiecznie uśmiechnięta i pozytywna osoba jak ona spędzała czas w towarzystwie przestępców.

   — Kapeluszy nie nosi się w budynkach! — zaszczebiotała radośnie, ściągając Kuzuryū kapelusz z głowy i, nim zdążył zareagować, nałożyła go sobie. — Wyglądam teraz równie groźnie, co Fuyuhiko. Prawda, Peko?

   Pekoyama nic nie powiedziała, lecz [Imię] dostrzegła w jej szkarłatnych oczach rozbawienie.

   — Na co, do diabła, czekasz?! Oddaj go, [Imię]! — warknął Fuyuhiko. Próbował za pomocą groźnego spojrzenia zmusić ją do wykonania polecenia, ale z marnym skutkiem.

   [Imię] uśmiechnęła się do niego kpiąco.

   Był spadkobiercą rodziny yakuzy, powinien przerażać i budzić respekt, a mimo to niezwykle ją bawił. Nie potrafiła jednak jednoznacznie stwierdzić, czy to przez jego dziecięcą twarz, niski wzrost, a może głos, który kompletnie nie budził grozy. Oczywiście nigdy mu nie powiedziała, co o nim myślała. W przeciwnym wypadku wysłuchałaby tak ogromnej ilości przekleństw, że spokojnie mogłaby zostać raperem.

   Właściwie to możliwe, że Fuyuhiko mijał się z przeznaczeniem.

   [Imię] parsknęła mimowolnie, gdy wyobraziła sobie Fuyuhiko w workowatych spodniach, białej, zdecydowanie za dużej, koszulce i złotych łańcuchach zawieszonych na szyi. Jak na ironię, wtedy również wyglądałby zabawnie.

   — Co się tak głupio szczerzysz?!

   Głos rozzłoszczonego Fuyuhiko wyrwał [Imię] z zamyślania. Dziewczyn szybko wróciła do rzeczywistości, wpadając na kolejny ryzykowny pomysł.

   — Jeśli chcesz kapelusz z powrotem, musisz sam mi go zabrać!

   — To głupie. Oddaj go po prostu.

— Czemu głupie? Uczciwe! W końcu oboje mamy krótkie nogi — stwierdziła niedbale, by po chwili wybiec pospiesznie z pomieszczenia, starając się uciec przed gniewem swojego przyjaciela.

   Wiedziała, że posunęła się trochę za daleko w swoich słowach, ale niczego nie żałowała. Przynajmniej teraz Fuyuhiko nie myślał o klanie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro