Zakupy [LietPol]
- Licia! Zakupy!
Toris cierpiał na sam ten dźwięk, był już pewien, że nic dobrego nie ma prawa go spotkać tego dnia. Bo słowa "zakupy" i "Feliks" nie powinny nigdy padać w jednym zdaniu. Co najwyżej przerwane wyrazem "nie".
Tym razem nie było jednak wyboru. Wiedział, że wymigiwał się od zakupów przez całe miesiące. I wszystkie cudowne wymówki przestały działać.
- Bądź mężczyzną Licia. Idziemy na zakupy.
Bo to jest prawdziwy wyznacznik męstwa. Pieprzyć walki na miecze, pieprzyć siłę, pieprzyć dumę, niezłomność i honor. Zakupy są najważniejsze.
Ale co pan każe sługa musi. A w tym wypadku co Feliks zamarzy, to Litwa ma wykonać.
Więc w ten oto smutny sposób obaj skończyli w galerii. Oczywiście po godzinach tkwienia w warszawskich korkach i "Gdzie jest kurwa wolne miejsce na tym parkingu!? O widzę! Nie, to dla niepełnosprawnych. A mam to gdzieś! Jedź Licia, bo ten Passat nam zajedzie!".
Gdy przekroczyli próg pierwszego sklepu Feliks czuł się jak w niebie, o tym co myślał Laurinaitis nie warto wspominać.
Litwinowi został tylko stać niepewnie obok Feliksa, który co chwila przeglądał ubrania, nagle Polak chwycił nie wiadomo co i pobiegł do przymierzalni wołając za sobą:
- Licia, musisz mnie w tym zobaczyć! Choć.
Tak więc oto Toris czekał na to co jego przyjaciel wymyśli, szczerze to bardzo bał się tego i pluł sobie w brodę za to, że nie zwrócił uwagi jakie ubranie wziął Łukasiewicz. Jego rozmyślanie przerwał krzyk z wnętrza przymierzalni:
- Właź! I jak wyglądam?
Właśnie w tej chwili Toris wszedł niepewnie do przymierzalni i dosłownie oniemiał na widok Feliksa. Ten ubrany był tylko w prześwitującą koronkową bluzkę, która nie sięgała chłopakowi nawet brzucha. Za to jego spodenki (o ile coś tej długości można w ogóle tak nazwać) sięgały Łukasiewczowi ledwo połowy pośladków, były zresztą strasznie opięte.
- Coś to na siebie ubrał, natychmiast to ściągaj!
- Licia ty perwersie. Tak w przymierzalni? Tu mogą być kamery, ale co tam raz kozie śmierć! - po wykrzyknienia tego Polska sięgnął do guzika w swoich szortach.
Toris tylko warknął cicho na to.
- Rozbierz się i ubierz w swój normalny strój.
- Jesteś nudny jak flaki z olejem. Żadnej zabawy z tobą.
W czasie, gdy Polska szybkim ruchem zrzucił z siebie spodenki i zaczął ubierać swoje dżinsy, mruczał pod nosem:
- Wania to by ten strój docenił. Już by kolejny rozbiór planował... I lufę polerował...
- Myślisz, że Ivanowi by się chciało przed wizytą u ciebie czołg czyścić?
Łukasiewicz tylko przewrócił oczami.
- Licia mi nie o taką lufę chodziło.
W tej chwili Toris zamilkł. Nie chciał już wdawać się w dalsze dyskusje. Stwierdził, że tyle atrakcji w tym sklepie i siłą wydarł Polskę ze sklepu zabraniając kupić tych spodenek.
Kolejne trzy sklepy były również nie wypałami. Bo: "ten kolor mi do oczu nie pasuje" lub "No z takim gustem to się nie dziwię, że Ivan ci przez stulecie strój roboczy wybierał" ewentualnie "to mnie poszerza w biodrach". Więc zdecydowanie zakupy zdawały się być nieudane.
To przeczucie męczyło ich aż do chwili, gdy Polska ujrzał cud. A konkretnie bluzę z husarią. Nie minęło nawet trzy minuty, a szczęśliwy Feluś już stał przy kasie obok Laurinaitisa, który zdecydował się zapłacić za zakupy.
Wychodząc ze sklepu Łukasiewcz prawie go udusił przez swoje przytulasy.
- Wiesz dlaczego tak bardzo mi zależało na tej bluzie? - zapytał Feliks.
- Nie.
- Bo pokazuje ona te stare cudowne czasy, gdy byliśmy razem. A to był najpiękniejszy okres mojego życia. Bardzo za nim tęsknię.
Toris był wzruszony tym wyznaniem.
- O to takie urocze Feliks, ja też...
- No i po za tym wtedy byłem lepszy od Ivana! Wkurwi się jak zobaczy mnie odzianego w to! Przypomnij sobie husarską potęgę i to jak mu skopałem dupę!
Romantyczną atmosferę trafił szlag, a Litwa miał już dość tych zakupów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro