Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Historia typowo nieromantyczna II [PolPrus]

To opowiadanie dedykuję Ewie, której kiepskie żarty i słabe teksty na podryw kiedyś mnie doprowadzą do samobójstwa, ale obecnie tylko mnie natchnęły.

Feliks następnego dnia postanowił zrobić wszystko, by stać się najlepszym, najbardziej stereotypowym bohaterem komedii romantycznej.

Rzecz jasna zrobił to tuż po tym, jak w oknie swojego domu zobaczył uśmiechniętego Karolaka. Wcześniej łudził się, że może ten koszmar sam się skończył.

Łukasiewicz miał cel. Musiał dotrzeć do napisów końcowych. A miał swoją godność. Jeśli to była słaba komedia romantyczna, to uczyni ją jeszcze gorszą! Stworzy najgorszy badziew w dziejach i już nigdy Anglia nie wpadnie na pomysł, by umieszczać go w takich miejscach. O tak! To ma sens.

A raczej miałoby, gdyby Feliks nie pominął drobnego detalu. Sama obecność Karolaka nie sprawiała, że był w komedii romantycznej. Był w prawdziwym świecie, prawdziwej Warszawie i miał zamiar odwalić prawdziwe debilny podryw na jednym ze swoich wrogów. To nie miało prawa mieć sensu.

Łukasiewicz jednak nieświadomie odszukał w swojej szafie najbardziej stereotypowo gejowski strój. Ubrał obcisłe białe dżinsy, różową przydługą bluzkę bez rękawów, a na nogi ubrał, zdobyte kiedyś za pieniądze Litwy na jednych z wielu zakupów, białe Adidasy, które świeciły podczas chodzenia. Włosy zostawił rozpuszczone.

Dumny z dzieła stanął przed lustrem. Ocenił się w prostej skali, był na tym poziomie dobrego wyglądu, na którym zwykle wjeżdżała rosyjska armia. Obślinił kciuk i palec wskazujący i z uśmiechem na ustach przejechał nimi po brwiach.

- Sam bym na siebie poleciał, jak deszcz na chodnik. Zakończę to już dziś.

Dumny i spełniony wyszedł z domu, stanął tuż przed domem. Wyciągnął telefon. Przybrał seksowną pozę i w kontaktach wszedł w nazwę „Grunwald". Zadzwonił i w czasie trwania sygnału i grania paskudnej muzyczki na bębenku wojskowym starał się znaleźć najbardziej streotypowo gejowski ton głosu.

To w końcu jego własny kraj, tutaj każdy gej jest stereotypem.

- Ja pierdolę - w słuchawce rozbrzmiał zirytowany głos. - Czego?

Feliks przygryzł seksownie (w przynajmniej swoim mniemaniu wargę) i rzucił, opierając się o słup latarni ulicznej:

- Witaj przystojniaku, jak tam twoja planeta?

Gilbert, który w tym czasie stał ubrany jedynie w bokserki, zamrugał ze zdziwienia. Jego trawiony kacem umysł nie rozumiał, co właśnie się działo.

- Co? - zapytał, odsuwając telefon od siebie, by zobaczyć kto dzwoni.

- Bo jesteś nieziemski - dokończył Łukasiewicz słodkim tonem. - Chcesz się spotkać gdzie na małe seksi-flexi ran-de-wu?

Musiał używać głupiego slangu, w polskich komediach romantycznych tak musiało być.

Prusy nadal ze ściętymi brwiami patrzył na telefon. Polska. Coś mu nie pasowało. Był przekonany, że wczoraj w nocy po pijaku z Rosją rozebrali Polskę.

Cofnął się o parę kroków w tył i zerknął na nagą przywiązaną do mapy postać. A nie to tylko Roderich, których już histerycznie prosi, by go uwolnić. Bo szklany stół jest zimny, a jego pozycja niewygodna.

Nie ważne. Gilbert miał gorszy problem. O chuj chodzi Feliksowi?

- Też wczoraj chlałeś ten spirytus? - spytał Beilschmidt, czując przebłyski z wczoraj.

Było dobrze, póki Ivan nie wyciągnął dziwnej czerwonej butelki, która patrząc po dacie, pamiętała czasy Stalina. Braginsky nazywał ją krwią wrogów ojczyzny. Jakim prawem Beilschmidt zgodził się to wypić? - zastanawiał się w myślach, ale wczorajszy tok rozumowania pozostawał dla niego niezmiernie trudną zagadką.

Łukasiewicz na pytanie zmarszczył brwi. Ach, czyli takie poczucie humoru.

- Nie muszę pić, upijam się tobą.

Oł je, ten tekst był tak słaby, że Feliks aż miał ochotę sam sobie pogratulować sukcesu. Jeszcze bardziej wygiął się, opierając na latarni i kątem oka zauważył uśmiechniętego Karolaka z psem na smyczy.

To znaczy, że mu się udało. Jest dobrze. Posuwa tę fabułę do przodu, oby tylko nikt jego nie posunął.

Szczerze liczył na to, że ze względu na ograniczoną tolerancję nim nastąpi taka scena, ucieknie z tego świata.

Bo raczej nie mógł liczyć na rolę dominującą w łóżku. Zerknął na swój różowy podkoszulek. No nie. A mógł ubrać jakiś metalowy strój. Fuck. Zjebał to na samym starcie.

- Wszystko dobrze? - zapytał Gilbert, marszcząc brwi. - Brzmisz, jakby coś ci się stało... Boli cię głowa?

Łukasiewicz zmarszczył brwi. Zgrywał niedostępnego. To dobrze. To znaczy, że film skończy się wraz ze sceną, gdy go poderwie i będą razem. Nie będzie posuwania. A przynajmniej taką miał nadzieję.

- Oczywiście, że boli - rzucił Feliks, oblizując wargi. - Cały dzień po niej chodzisz.

I to właśnie był moment, gdy Prusy stwierdził, że naciśnięcie czerwonej ikonki słuchawki było dobrym pomysłem.

Łukasiewicz zaś na brak odpowiedzi i rozłączenie się przeklął szpetnie:

- No ja pierdolę! Kurwa mać!

- Ej, co to za nietrendi słownictwo, młody - rzucił, przechodzący obok z yorkiem na smyczy, Karolak. - Luzik-arbuzik, ale te małolaty kurwią na około.

I ruszył przed sobie, a przerażony Łukasiewicz przetarł oczy. O Jezu tak! Przecież Karolak tu jest pewnie tak jakby meteorem. Musi grać kogoś takiego, skoro nie jest głównym bohaterem.

- Proszę pana! - krzyknął Feliks i podbiegł do mężczyzny.

Aktor spojrzał na niego tylko z dziwnym wyrazem twarzy. No to nie pierwszy raz, gdy ktoś zaczepia, ale mimo wszystko ten dzieciak wyglądał dziwnie. Tak wcale nietrendi.

- No.

- Jak wyjść z komedii romantycznej?

Karolak zamrugał ze zdziwienia.

- No z reguły to cały świat można nazwać wielką komedią romantyczną, młodzieńcze. Walczymy w niej o miłość, zrozumienie i szczęście, które czasem trzeba wziąć siłą. A co może być końcem? Chyba dobrniecie do celu, dotarcie do niego. Osiągnięcie tego.

Łukasiewicz uśmiechnął się szeroko. Czyli nie musiał podrywać! Wystarczyło wziąć siłą.

- No wiem. Właśnie w niej jestem. Jak to szło... szosik-kokosik, nie?

Aktor własne w tym momencie zrozumiał, że trafił na tego durnia, którego spotkał wczoraj. Pozbawionego poczucia humoru durnia - trzeba dodać.

- Także ten, młody, ja idę.

I mężczyzna zwiał, ciągnąc za sobą swojego pieska, który również patrzył na sytuację z niezrozumieniem.

A Feliks był za to przeszczęśliwy. Nie musiał podrywać. Według Boga tego świata wzięcie celu siłą też się liczyło.

Oblizał zmysłowo wargi, miał pomysł. Teraz potrzebował tylko materiałów do jego realizacji.

Zapominając, o tym jak był ubrany, ruszył dumny przez miasto.

I tak było dobrze, usłyszał tylko piętnaście salw wyzwisk i grożono mu pobiciem raptem trzy razy. Ale to się nie liczyło dla niego. Ważniejszy był cel. Cel, który mógł wziąć siłą.

* * *

Od Austrii dowiedział się, w jakim byli hotelu. Roderich jednak podał mu to z pewnym opóźnieniem, najpierw prosząc, by Polska po przybyciu rozwiązał go, ale Feliks nie skupił się na tak nieistotnym detalu.

Wszedł do pomieszczenia jak prawdziwy demon seksu. Ludzie zarówno w recepcji, jak i na parkingu pod hotelem oglądali się za nim z szokiem na twarzy. Później szeptali, a kilku z nich zaklęło szpetnie.

Łukasiewicz zapukał do drzwi i przybrał jak najseksowniejszą pozę. Przygryzł zmysłowo dolną wargę i przeczesał dłonią włosy.

- Kurwa, kogo niesie!? - głęboki głos rozniósł się po pomieszczeniu, a jego posiadacz nieuchronnie zbliżał się do drzwi.

O tak, kurwa - pomyślał Feliks z dumą, że za chwilę fabuła tego filmu się skończy. A przynajmniej powinna.

By lepiej zrozumieć niecodzienność ów sytuacji, może spójrzmy na nią z perspektywy Gilberta.

Przeżywał on kac tysiąclecia, pił dziwny czerwony niezidentyfikowany trunek, przywiązał nagiego Austrię do stołu z mapą Polski. Odebrał dziwny telefon. Dostał opierdol od Niemiec za marnowanie pieniędzy na podróż do Warszawy. I już myślał, że po tym, jak zobaczył rachunek za dokonane zniszczenia, nie będzie gorzej.

I właśnie wtedy otworzył drzwi, bo ktoś pukał i zobaczył Łukasiewicza. W stroju kurwa kurczaka, który miał minę jak Francja, na widok czegokolwiek co ma dziurę.

Ej zaraz, co kurwa!?

- To czas na cimcirimcim! - krzyknął Feliks i podszedł do niego, kręcąc zalotnie biodrami.

Beilschmidt otworzył szeroko usta z szoku. Zamarł. Nigdy w życiu nie przestraszył się aż tak. O co tu chodzi?

- Wiedziałem, że ci się podoba.

Gilbert już chciał zamknąć szybko, drzwi, ale Łukasiewicz wsadził nogę (kurzą łapę stroju?) pomiędzy framugę, a drzwi.

- Gdzie tak kopytkujesz młoda gazelo?

Prusy szarpał za klamkę z uporem maniaka, ale nic to nie dało. Po całonocnym maratonie picia i na wielkim kacu był na przegranej pozycji. Feliks siłą otworzył drzwi i dumny jak paw wszedł do środka.

- Niedługo dotkniesz mojej świecy, mała ćmo - rzucił Łukasiewicz, idąc przed siebie z kamienną twarzą.

W jednej ręce trzymał linę, a w drugiej pudełko prezerwatyw.

Gilbert natychmiast cofnął się do ściany i z przerażeniem zaczął szukać drogi ucieczki. Nie miał pojęcia, co się kurwa działo, ale bał się. Czy to jakaś zemsta za rozbiory? O co tu chodzi!?

- Feliks, co ty robisz?

- Przybyłem podbić ziemie pruskie - odparł Polska z miną drapieżnika.

A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Miał nadzieję, że nim będzie jakaś zła scena, to film się skończy, bo tolerancja polskiego widza na homoseksualizm była nędzna. Rzecz jasna w kwestii gejów.

Musiał wziąć cel siłą.

- Ej, ale ja nie mam ziem! Feliks, o chodzi? Po co ci ta lina?

Później było słychać tylko odgłosy walki. Bardzo zawziętej z resztą. Austria, który był w tym czasie przykuty do stołu, starał się wykręcić numer do Węgier, zamarł na chwilę. Obejrzał się i... Natychmiast tego pożałował. Jakiś zjeb w stroju kurczaka przywiązywał Gilberta do łóżka.

Roderich zmarszczył brwi i drżącymi palcami starał się znaleźć kontakt do byłej żony.

- No chodź tu, nie opieraj się, ja tylko osiągnę cel! - wrzeszczał Łukasiewicz, mocniej zaciskając linę na nadgarstkach Beilschmidta.

- Jaki niby cel!? Co ty robisz!?

Przerażony Gilbert wyrzucał z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego. I pewnie w ciągu najbliższych kilku sekund padłoby ich o wiele więcej, ale Feliks mu przeszkodził. Usiadł mu na klatce piersiowej i zerknął na niego ponętnie:

- Oj, uwierz, nie chcesz wiedzieć.

W tej chwili ledwo zauważalnie drzwi się uchyliły. Ivan Braginsky przybył na drugą rundę picia. Miał w ręce butelkę wódki o wspaniałym roczniku 1945, która smakowała pięknie. Niczym wyzwolenie zniewolonych narodów i wzięcie ich w opiekę. Ale jednak po usłyszeniu dziwnych odgłosów i zobaczeniu fragmentu ów dziwniej sceny, nie mówiąc nic, po prostu cofnął się i zamknął szybko drzwi.

Nie wiedział, czemu na towarzyszu Gilbercie siedział ktoś w stroju kury i chyba nie chciał naprawdę wiedzieć. Oddalił się od drzwi w przeraźliwie szybkim tempie.

Koszmar w pokoju za to trwał.

- Feliks co ty robisz, puść! - wrzeszczał Beilschmidt, tłukąc się i starając się wyrwać ręce z węzłów.

- Nie utrudniaj tego - mruknął Łukasiewicz i zerknął na tę paskudną twarz, tak przepełnioną wówczas strachem. - Słuchaj, jak coś to jesteś świetną osobą czy coś. No totalnie trendi i cool czy coś. W sensie sztosik-kokosik. Lubię cię, jesteś mądry, inteligentny, nawet takie sześć na dziesięć. Lubię cię.

Gilbert zmarszczył brwi. I spojrzał na Feliksa drwiąco.

- No dobra - rzucił po chwili Łukasiewicz. - Kłamię, nie lubię cię i tobą gardzę. Jesteś durnym, szatańskim pomiotem, którego ego sięga wyżej niż odsetek samobójstw w Japonii. Ale chcę uciec z komedii romantycznej. Więc nie patrz na mnie jak na gwałciciela i dobrowolnie jak to mawiał Ivan „wsiadaj na pticę".

Po czym Feliks zaczął rozpinać rozporek w pierzastych spodniach. A Prusy cóż. Niezbyt mógł coś robić, bo miał ograniczoną możliwość ruchu, a uwierzcie po takim wyznaniu trudno szybko wprawić komórki w ruch.

- Co kurwa!? - za to Austria leżący nago na stole raptem kilka metrów dalej szybciej dotarł do sensu.

A raczej jego braku w wypowiedzi Polski. Telefon wypadł mu ze skutych rąk, a jego wzrok powędrował na Feliksa.

- Jesteśmy w komedii romantycznej? Co ty pieprzysz?

Łukasiewicz natychmiast się odwrócił i zaprzestał prób zerwania spodni z tyłka Beilschmidta.

- Jesteśmy. Widziałem Karolaka.

Roderich zmarszczył brwi.

- No i co? Czy nie sądzisz, że w komedii romantycznej to zdarzenie wyglądałoby tak? To wszystko nie ma sensu.

Polska spojrzał na niego zaszokowany.

- Ale młodzieżowy slang?

Austria prychnął w głos.

- Ile osób go użyło?

- Jedna - odparł z zakłopotaniem Feliks.

Popadł w zadumę czy to możliwe, że interpretował wszystko błędnie.

- Ale Anglia mnie przeklął...

Roderich prychnął.

- Proszę cię, on nie umie nigdy wyczarować nic wartościowego. Czy będąc w komedii romantycznej, no nie wiem nie powinno być romantycznej?

Oł. Ten detal pominął. Polska zmarszczył brwi. Rozejrzał się dookoła. Powinno. O kurde.

- A nie sądzisz, że no nie wiem, w scenach erotycznych w tle nie ma trzeciego faceta przywiązanego do stołu!?

Łukasiewicz rozejrzał się dookoła. No faktycznie. A zresztą to Polska! Jaki debil by stworzył komedię romantyczną o gejach tutaj?

To ma sens.

- Oł, wow. Dziękuje.

Wstał z Gilberta i podciągnął spodnie.

- To ten dzięki. O kurde super jestem w normalnym świecie.

I nie patrząc na nic, ruszył w stronę drzwi.

- Ej rozwiąż nas! - wrzasnął Roderich, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo uradowany swoim szczęściem Feliks już zniknął.

A oni dwaj zostali. Jeden pozbawiony spodni przywiązany do łóżka i drugi przykuty do stołu.

Gilbert nadal zdawał się tkwić w lekkim szoku. Do jego mózgu nie dotarły fakty. Nie rozumiał. Jak? Co?

- Może ktoś jeszcze przyjdzie - mruknął zirytowany Austria. - I ktoś nas uwolni.

Prusy nadal nie reagował. Patrzył pusto w ścianę.

- Co tu się właśnie stało? - zapytał drżącym głosem, potem szeptem do siebie dodał. - Ich will nach Hause.

Prawie został zgwałcony przez kogoś, kto sądził, że był wewnątrz komedii romantycznej i miał na sobie strój kurczaka.

- Prawie powstała pierwsza polska komedia romantyczna nowej pionierskiej ery - rozległ się głos z nieba.

Głos samego bóstwa komedii romantycznej. Tomasza Karolaka.

* * *

Tymczasem w Wilnie

Litwa po prawie tygodniu pracy wreszcie z pomocą internetu, Wikipedii i wiedzy o polskiej kinematografii, stworzył potężną maszynę.

Ten cud techniki potrafił przenosić do komedii romantycznej. Toris zamknął oczy i niepewnie nacisnął guzik, by trafić do komedii. Musiał pomóc Feliksowi za wszelką cenę. Martwił się zawsze o losy byłego męża, no i, prawdę mówiąc, skoczyłby w ogień, byle by tylko uratować swojego najlepszego przyjaciela.

I to właśnie w tej chwili robił. Otworzył oczy i rozejrzał się. Przeniósł się. Był w jakimś ciemnym pomieszczeniu, wszędzie dookoła było dziwnie. Wtedy usłyszał głos z nieba:

- Wiem, czemu przybyłeś do tego wszechświata, on przyjdzie.

Litwa rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu rozwiązania. Nie wiedział nawet, kto do niego mówił.

Drzwi otworzyły się, a przez nie weszła piękna, urocza blondynka. Wyglądała trochę jak Natalia. Tylko milsza.

- Witaj kochanie - powiedziała kobieta, podchodząc do niego. - Świat horrorów cię wyczekiwał.

Toris dopiero po chwili zwrócił uwagę na słowo klucz.

- Horrorów...?

Kobieta od razu weszła mu w słowo:

- Tak, za chwilę będzie tutaj ten pojeb, który spróbuje cię zabić.

Litwa otworzył ze zdumieniem usta. Co? Był skrajnie przerażony. W co on się wpakował!? Czy może być gorzej?

I właśnie w tej chwili przez drzwi weszła kolejna postać. Z gigantycznym sierpem. I o cholera to-!

- Towarzyszu Toris co ty tutaj robisz? - zapytał Ivan słodkim głosem, patrząc z zaciekawieniem na chłopaka.

Do tej pory myślał, że tylko on wpadł na pomysł przypominania sobie starych dobrych czasów wojen i krwawych rewolucji w tym wszechświecie. A tu taka niespodzianka.

Litwa nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa.

Kurwa mać! W co on się wpakował. Złapał szybko swoje urządzenie do teleportacji i zaczął panicznie naciskać guzik powrotu, który rzecz jasna nie działał.

- Towarzyszu... To czas na stanie się jednością z mateczką Rosją - powiedział z uśmiechem na ustach Wania, idąc w jego stronę.

A o tym, co działo się później lepiej nie mówić. W każdym razie Litwa zaraz po powrocie do domu stwierdził, że nigdy w życiu już nie spróbuje pomóc Feliksowi. A przynajmniej tak sobie wmawiał, dopóki jego telefon nie zadzwonił ponownie, a w słuchawce nie rozległo się pełne przerażenia słowo "Liciu".

Beta: Pasta-My-Life czyli wymieniona wyżej Ewa

Dziękuję za przeczytanie.

Ogółem to już trzeci tydzień z rzędu mojej aktywności. To chyba rekord od czasu zakończenia dwudziestu dni z Hetalia.

Tradycyjnie zapraszam do innych moich prac i do zobaczenia w przyszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro