Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Hasztag na Twitterze: #cocacola_nh

Hailey wyszła z autobusu i rozejrzała się dookoła. Słońce oświetlało dobrze znane jej budynki oraz ulice, a do tego przyjemnie ogrzewało skórę, aż chciało się żyć. Ona jednak nie czuła tej dobrej atmosfery. Miała ochotę wsiąść w najbliższy autobus do Dublina i wrócić do Londynu.

– No cóż… Czas powrócić na stare śmieci. – Obok Jacobs pojawiła się brunetka, posyłając jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów. – Spokojnie, nie tylko tobie nie uśmiechał się powrót tutaj. Mogłabym spędzać lato pełne upojnych nocy z…

– Zamilcz w tej chwili. – Hailey wykonała ruch dłoni, dając tym jasno do zrozumienia kobiecie, że nie powinna kontynuować. – Nie zamierzam słuchać o twoich perypetiach łóżkowych. Naprawdę nie chcę wiedzieć, co wy tam wyprawiacie.

– Macie tylko te dwie walizki czy coś jeszcze? – Młody chłopak przerwał ich rozmowę. 

– Tylko te. Dzięki, Spence. Do zobaczenia w nowym semestrze. – Marie ucałowała mężczyznę w policzek, zanim ten zdążył zniknąć we wnętrzu autobusu.

– Zastanawiam się, co by na to powiedział twój chłopak, Perez. – Kobieta chwyciła rączkę czarnej walizki i zaczęła iść przed siebie.

– A czy on musi o tym wiedzieć, Jacobs? – zaśmiała się. – Pewnie powiesz, że to do mnie niepodobne albo że się nim bawię… Chociaż nie, tak właściwie to zbyt dobrze mnie znasz, aby to powiedzieć. Przejdźmy jednak do meritum. Spence jest gejem, więc co najwyżej mógłby być trochę zazdrosny, ale to nie jest nam potrzebne, prawda? – Hailey westchnęła, kręcąc głową. – Wracając jednak do naszej poprzedniej rozmowy. Nie mogę zrozumieć pewnej rzeczy… Kiedyś nie przeszkadzało ci, gdy dzieliłam się z tobą pikantnymi szczegółami z mojego życia?

– Owszem, ale wszystko się zmieniło w chwili, w której go poznałam, a on zaczął przychodzić częściej do naszego mieszkania. Po prostu patrzyłam na was i… – urwała, wzdrygając się. – Nawet jak siedzieliście na kanapie, miałam przed oczami wszystkie te rzeczy, o których mi opowiadałaś. Nie pomagał też na pewno fakt, że ściany w naszym mieszkaniu nie są dźwiękoszczelne. Naprawdę moglibyście chociaż od czasu do czasu być trochę ciszej. Jestem pewna, że cały blok wie, że u Marie jest jej chłopak. 

– Nie przesadzajmy. Nasza sąsiadka z dołu jeszcze nie przyszła do nas z wodą święconą i nie zwyzywała mnie od ladacznic, więc nie sądzę, aby było tak źle. Ważniejsza jest jednak inna kwestia, a mianowicie, czemu mi o tym nigdy nie powiedziałaś? Coś byśmy wymyślili, a przynajmniej robilibyśmy to trochę ciszej. 

– Sama nie wiem. Może się wstydziłam, chociaż nie… Myślę, że po prostu nie chciałam naruszać waszej sfery prywatnej i no… – wzięła wdech. – Doszłam do wniosku, że skoro mieszkamy razem, to masz do tego prawo czy coś w tym stylu. 

– No właśnie, dobrze, że to zauważyłaś. Mieszkamy razem, więc ty też powinnaś czuć się komfortowo, a ja powinnam przystopować, ale… Dobra, nie chce schodzić na poważne tematy. Ten dzień już i tak jest trudny – westchnęła. – Tak czy siak od nowego semestru postaram się coś z tym zmienić. Może Harry'emu uda się zarobić na wynajem większego mieszkania i nie będzie już musiał dzielić jednego pokoju z kumplem albo po prostu wrócimy do robienia tego w łazienkach. 

– Czekaj… Gdzie niby to robiliście? – Hailey zrobiła zdziwioną minę. – Takiego obrotu spraw, nawet jeśli chodzi o ciebie, się nie spodziewałam. 

– Pamiętaj, żeby zawsze spodziewać się niespodziewanego, czy jakoś tak to szło. – Machnęła ręka w powietrzu, po czym otworzyła drzwi do kawiarni, znajdującej się przy głównej ulicy miasteczka. – Wrócimy zaraz do tematu, a teraz chodź na kawę. Nie obchodzi mnie, czy masz na nią ochotę czy też nie, muszę sobie załatwić pracę, bo nie zamierzam siedzieć w domu z moim ojcem i babcią.

– To ja zajmę nam stolik. Nie zapomnij, że mamy parę rzeczy do obgadania. Weź to co zawsze. 

– Tak, okay. – Marie, zbierając się w sobie, podeszła do lady. Próbowała być pewna siebie. W końcu na co dzień jej się to udawało. – Hej, Sue. Poproszę dwie mrożone kawy, duży deser lodowy i może do tego też jakiś etacik? – Posłała młodej kobiecie jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. – Mogę pracować nawet za darmo, a do tego oddać ci wszystkie napiwki i sprzątać codziennie. 

– Widzę, że wróciła moja ukochana osoba. Stęskniłam się za tobą, mała. Znowu potrzebujesz dobrej wymówki, żeby nie siedzieć w domu, co? – Marie przytaknęła. – Zaimponowałaś mi tym, jak po szkole przychodziłaś tutaj i pracowałaś do późnych godzin, a mimo to dostałaś się na uniwersytet londyński. Doszły mnie też plotki, że podobno z dobrym stypendium. Wolałabym, aby takie osoby, jak ty nie marnowały się w takiej robocie, ale nie potrafiłabym ci odmówić. Twój ojciec się nie zmienił, prawda? 

– Nie sądzę, aby taka chwila miała nastąpić – westchnęła, przyglądając się, jak Sue robi mrożone kawy. – Mniejsza o to. Spokojnie, nie będę się tutaj marnować. W końcu sama się zgłosiłam. Jak będzie mniejszy ruch, postaram się rozwijać także w innych dziedzinach i nie marnować swojego potencjału, a moje wynagrodzenie to będą same napiwki, co ty na to?

– Na to pierwsze, jak najbardziej przystaje, a co drugiego, będziesz pracować za normalne pieniądze. Utrzymanie się w Londynie, nawet przy dobrym stypendium, na pewno nie jest proste. Za to kawiarnia radzi sobie coraz to lepiej, więc bez problemu będzie mnie na ciebie stać. Nie rozmawiajmy jednak o tym, co dzieje się u mnie, bo znacznie bardziej ciekawi mnie, co słychać u mojej ulubienicy? Ostatnio, gdy mnie odwiedziłaś wspominałaś o jakimś chłopaku i… – Kobieta zerknęła kątem oka na Marie, której policzki pokrył rumieniec. – No nie! Ja potrzebuję więcej szczegółów.

– I je dostaniesz, ale wszystko w swoim czasie. Na razie rozłąka z nim jest dla mnie nieco zbyt bolesna, aby o tym mówić. Jesteśmy razem i niech ci to wystarczy – zaśmiała się. 

– Może mi wystarczy, ale nie pozwól mi długo czekać. – Postawiła przed nią dwie kawy. – Dzisiejsze zamówienie na koszt firmy. Lody doniosę wam zaraz do stolika.

– Dobrze, dobrze. Szczegóły ustalimy jutro? – Sue potwierdziła skinieniem głowy, więc Marie wzięła kawy i ruszyła do stolika. – Lody zaraz dotrą – powiedziała, siadając naprzeciwko Hailey.

– A więc na czym skończyliśmy naszą rozmowę? 

– Na tym, że powinnaś spodziewać się zawsze niespodziewanego. – Marie uśmiechnęła się, ukazując rząd lekko żółtych zębów. Jacobs podziwiała przyjaciółkę za towarzyszący jej optymizm, ponieważ wiedziała, ile kosztował ją powrót do Mullingar i niestety, w tym wypadku nie chodziło jedynie o pieniądze.

– Tak, faktycznie, a więc… Możesz mi wytłumaczyć, czemu uprawialiście seks w łazience? To brzmi obrzydliwie, tam musi być… Chyba nie mam słów na określenie tego, co chciałabym powiedzieć.

– Nie robiliśmy tego w obleśnych miejscach, spokojnie. Chodziliśmy do takich ładnych przytulnych kawiarenek, jak ta chociażby, zwykle wtedy, gdy już nie byliśmy w stanie wytrzymać. Nie chcieliśmy tego, ale naprawdę nie mieliśmy gdzie, bo kumpel Harry’ego raczej nie był skory do opuszczania pokoju. Nie mogliśmy zaś robić tego u mnie, bo się nie znaliście, a on nie czuł się gotowy na spotkanie z tobą. Swoją drogą do dziś nie mam pojęcia dla ciebie. Oczywiście, że korzystaliśmy z okazji, gdy nie było cię w mieszkaniu, ale no sporadycznie się zdarzało. Wyprzedzając twoje następne pytanie: nie, nie nabawiłam się żadnych chorób wenerycznych. – Marie zaczęła bawić się szklanką, wydymając przy tym wargi.

– Nie miałam akurat o to zapytać, ponieważ są ważniejsze tematy, na które chciałabym z tobą porozmawiać. – Hailey przerwała na chwilę, ponieważ jedna z kelnerek przyniosła im deser lodowy. – Rozmawiałaś już z nim o tym wszystkim, co działo się wcześniej przez te wszystkie lata? Powiedziałaś mu szczerze o tym, jak się czujesz przy nim? – Przyjaciółka zaczęła błądzić wzrokiem po pomieszczeniu. – Marie Claro Perez, dlaczego, gdy w końcu znalazłaś mężczyznę, który cię szanuję i bierze na poważnie, nie otworzysz się w końcu przed nim? 

– Bo go kocham, tak naprawdę i… Ja chyba po prostu się boję, że gdy dowie się o tym wszystkim, postanowi odejść, że to będzie zbyt wiele dla niego. Nie chcę, żeby coś takiego się wydarzyło. Ja w końcu czuję się szczęśliwa, Hailey, i naprawdę chciałabym, aby tak zostało. 

– Jesteś idiotką, jeśli sądzisz, że mógłby cię zostawić po usłyszeniu prawdy. Nie znam go prawie wcale, ale widzę, jak na ciebie patrzy, jak się wobec ciebie zachowuje i pierwszy raz mam wrażenie, że jesteś bezpieczna, więc nie pozwolę ci tego spartaczyć. Pomyślałaś w ogóle, co by mogło się stać, gdyby tu przyjechał? Co byś mu powiedziała?

– Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałam, a Harry’emu chyba nigdy nie przeszkadzał fakt, że nie zna moich rodziców. Wydaje mi się, że nawet nie poruszył tego tematu. Wiem, że jesteśmy ze sobą już od dłuższego czasu, ale ja naprawdę się boję. Widzisz, to jedna z tych sytuacji, gdy zdajesz sobie sprawę, że dany dzień kiedyś w końcu nadejdzie, ale… – Zrobiła krótką przerwę. – Za wszelką cenę starasz się go odsunąć w czasie. Raczej by mnie nie zostawił, co nie zmienia faktu, że wychowywaliśmy się w zupełnie dwóch różnych światach. Jego rodzina jest bardziej jak twoja. Kochana, pomocna, a przede wszystkim wspierająca. 

– Chcesz mi w takim razie powiedzieć, że w ogóle temat twoich rodziców nie został poruszony? Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć, że prawie rok waszego związku była kompletna cisza, jeśli chodzi o państwa Perez. A może wmówiłaś mu, że jesteś sierotą albo zmyśliłaś jakąś inna bajeczkę?

– W tej chwili zaczęłam się zastanawiać za kogo ty mnie masz, Jacobs. Nie okłamałam go, a temat sam się pojawił. Jego mama była ciekawa, ale Harry wtedy wyszedł z tekstem typu. No wiesz… Czy ktoś nie chce jeszcze herbaty czy coś w tym stylu. Mam wrażenie, że on się domyśla, że coś jest na rzeczy, ale nie chce na mnie naciskać. 

– Jeśli faktycznie jest, jak mówisz, to tym bardziej powinnaś z nim porozmawiać. Nie sądzisz, że on może się przez to martwić? W sensie zastanawiać się, co jest nie tak i czemu nie chcesz o tym mówić. A obie wiemy, że to nie jest jedyny temat, który powinien zostać poruszony między wami. Nie możesz do końca swoich dni żyć w tej idealnej bańce, którą stworzyłaś. – Hailey napiła się kawy, próbując trochę opanować emocje.

Jacobs martwiła się o swoją przyjaciółkę. Chciała, aby było tylko lepiej w jej życiu, ponieważ Marie po prostu na to zasługiwała. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie będzie to prosta rzecz. Kobieta miała spory balast doświadczeń, z którymi niechętnie się dzieliła. Z jednej strony rozumiała to doskonale, ale z drugiej w głębi siebie czuła, że jeśli Perez sama nie porozmawia z Harrym, to końcu nie wytrzyma i sama to zrobi.

– Czemu? Jak na razie bardzo dobrze mi to wychodzi. – Dłubała łyżką w lodach czekoladowych.

– To może inaczej. Co o tym wszystkim myśli twoja terapeutka?

– Istnieje bardzo duże podobieństwo, że się z tobą zgadza. Pozostaje jednak jeden, bardzo znaczący problem, a mianowicie, jeśli Harry by mnie zostawiłk to ja będę płakać i cierpieć, a nie wy. – Wzięła łyżkę lodów. Mimo że nie miała na nie ochoty, nie chciała, aby się zmarnowały.

– Jaką masz gwarancję, że nie zostawi cię i tak albo po tym, gdy wszystkiego dowie się przypadkiem? Marie budujesz swój związek na pewnego rodzaju kłamstwie.

– No, nie do końca, bo on zdaje sobie sprawę, że między mną, a moimi rodzicami nie jest zbyt kolorowo, ale nie jest świadomy czemu. Poza tym wątpię, aby chciał słuchać o moich byłych. On mi o swoich poprzednich dziewczynach też nie opowiadał.

– Jaką masz gwarancję? – powtórzyła, wiedząc, że i tak nie dotrze do Marie. Nie widziała nawet sensu w dalszej dyskusji z przyjaciółką.

– Żadną, nie mam żadnej gwarancji, Hailey. To właśnie chciałaś usłyszeć?

– Tak, dokładnie to. Teraz mi powiedz, jaki wniosek z tego wyciągniesz?

– Okay, porozmawiam z nim po powrocie do Londynu. Jakoś się może do tego psychicznie przygotuję. – Skrzyżowała ręce na piersiach, opierając się o krzesło. Wyglądała jak małe, naburmuszone dziecko, co nawet dodawało jej uroku.

– Znacznie lepiej. Normalnie kazałabym ci to załatwić wcześniej, ale raczej nie powinnaś tego załatwiać przez telefon. A więc zamierzasz mieszkać u siebie? Jesteś tego pewna? Dobrze wiesz, że możesz spędzić całe wakacje u mnie. – Hailey położyła swoją dłoń na tej, należącej do przyjaciółki. 

– Oczywiście, że wiem, ale… – westchnęła. – Moja rodzina jest, jaka jest, ale nie zrobię tego swojej matce. Nigdy się za mną nie wstawiła. Wiem jednak, że mnie kocha i no… Chyba by chciała, abym spędziła z nimi trochę czasu. Sama nie wiem. 

– Wydajesz się być z lekka skołowana. Nie dziwię ci się w sumie. Jak coś, pamiętaj, że drzwi w moim domu są dla ciebie zawsze otwarte, Perez. 

– Wiem. Ty zaś nie zapomnij o tym, że przy mojej rodzinie ktoś taki jak Harry nie istnieje, a mojej babci wciskamy kit, że wciąż jestem dziewicą. Rozumiesz, Jacobs? 

– Nie mów mi, że ona naprawdę w to wierzy – zaśmiała się, a po chwili dołączyła do niej Marie. 

– Wydaje mi się, że tak. Może ja powinnam jednak zostać aktorką? Czasem się zastanawiam, jak by zareagowała, gdyby moje całe życie seksualne wyszło na jaw i dochodzę do wniosku, że zamknęłaby mnie w zakonie albo by zeszła na zawał. Nie brzmi to zbyt optymistycznie. 

– Myślę, że zakon byłby lepszą opcją. Wywaliliby cię z niego już pierwszego dnia i miałabyś z głowy. – Obie kobiety wybuchły śmiechem. – A co zrobisz z problem, który nazywa się… 

– No witam, piękne panie – Hailey przerwał męski głos. 

– Jason McCarthy. – Jacobs spojrzała na przyjaciółkę, która zacisnęła dłonie na kubku. 

– We własnej osobie. Miło was widzieć po tak długim czasie. Zwłaszcza ciebie, Marie. Stęskniłem się za tobą. – Perez spojrzała na mężczyznę, w którym podkochiwała się duża część dziewczyn z miasteczka, ale ona stanowiła wyjątek. 

Jason McCarthy był wysoki oraz wysportowany, a do tego posiadał uśmiech, którym rozkochał w sobie niejedną osobę. Uroku dodawały mu także kruczoczarne lekko kręcone włosy. Jego nazwisko było znane w całym Mullingar, ponieważ rodzina McCarthy posiadała największą w okolicy hurtownię, od której towar kupowało większość lokalnych sklepów i restauracji. Wydawał się być idealnym wyborem na chłopaka, zwłaszcza w oczach ojca Marie. Pan Perez od lat próbował nakłonić córkę do wyjścia za Jasona, ale ona była nieugięta. Nie czuła do niego niczego poza obrzydzeniem, a gdy tylko pojawiał się blisko od razu się spinała. Było to spowodowane złymi wspomnieniami, związanymi z mężczyzną, które wyjawiła jedynie Hailey oraz swojej terapeutce. Ta druga raczej nie byłaby zadowolona z faktu, że kobieta znowu będzie przebywać w jego towarzystwie. Nie miała jednak innego wyjścia. 

– Chciałabym powiedzieć, że ja też, ale niespecjalnie. – Marie przewróciła oczami, spoglądając przez okno. 

– Jak zawsze jesteś milutka. – Jason przejechał dłonią wzdłuż jej odsłoniętego ramienia. Zbliżył usta do ucha Perez, po czym wyszeptał: – Nie powiem, żeby mnie to wyjątkowo nie podniecało. 

– Czego chcesz, McCarthy? – wycedziła przez zęby, powstrzymując łzy, które pojawiły się przez niechciany dotyk mężczyzny. Wywołał on niechciane wspomnienia. Miała nadzieję, że się z nimi uporała, ale jak się okazało było wręcz przeciwnie.

– Twój ojciec kazał mi po ciebie przyjechać, gdy dowiedział się, że będę akurat w okolicy, a więc jestem. – Posłał Marie uśmiech. 

– Niepotrzebnie, poradzę sobie sama. Mamy z Hailey jeszcze coś do załatwienia. – Zaczęła oddychać coraz szybciej, chcąc opanować nerwy. 

– Możesz już sobie iść, Jason. Nikt cię tu nie chce i nigdy nie chciał. Nie zamierzam robić scen, ale nie będę też się z tobą cackać, rozumiesz? – Jacobs zabrała głos, nie mogąc patrzeć dalej na to, jak Marie się męczy. 

– Nie, nie rozumiem, tak samo, jak ty nie rozumiesz tego, że ona jedzie teraz ze mną, bo jej ojciec chce, abym przywiózł ją do domu. 

– Dobrze, w takim razie zabierzesz też mnie, ponieważ, tak jak Marie wspomniała, mamy jeszcze coś do załatwienia. – Mężczyzna już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale Jacobs mu to uniemożliwiła. – Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. – Hailey wstała z krzesła i ustała przed nim. – Może i wszyscy się ciebie boją, Jason, ale ja nie. Nie mam nic do stracenia, a nie zamierzam patrzeć na to, co robisz mojej przyjaciółce. 

– Zobaczysz, że kiedyś to się dla ciebie źle skończy, Jacobs. – Posłał jej pewny siebie uśmiech. 

– Jasonie McCarthy – rozbrzmiał głos Sue, zwracając na nią uwagę wszystkich osób dookoła. – Najwidoczniej nie zrozumiałeś za tymi paroma razami, gdy to mówiłam, więc się powtórzę. Masz zakaz wstępu do tej kawiarni, więc nie rozumiem, co tu jeszcze robisz. – Kobieta z różowymi włosami wyszła zza lady, mówiąc coś w między czasie do jednego ze swoich pracowników. – Opuść, więc w tej chwili mój lokal, a dziewczyny tutaj zostaną. Ja je odwiozę. Obiecuję ci, że jeśli któraś do mnie przyjdzie i mi powie, że coś jej zrobiłeś, będziesz skończony, rozumiesz? 

– Jeszcze stracisz na tym Sue. Uwierz mi. – Spojrzał kobiecie prosto w oczy. 

– Pomyśl sobie, kto może na tym więcej stracić, McCarthy. Cała ta rozmowa jest nagrana, a ty mi grozisz. Pomyśl sobie, kto będzie pierwszym podejrzanym, gdy coś się stanie z kawiarnią? – Sue skrzyżowała ręce na piersiach, uśmiechając się przy tym triumfalnie. 

– Young, teraz może i wygrałaś, ale tak nie będzie zawsze – powiedział, wymijając ją. 

– Jak się czujesz, mała? – zapytała Sue, gdy Jason opuścił budynek. 

– Myślałam, że dam sobie radę z nim poradzić, ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Czuję się sobą zawiedziona. – Marie otarła łzy, których nie była w stanie już powstrzymywać. 

– Proszę cię, gadasz głupoty. – Hailey objęła ją od tyłu, układając głowę na ramieniu przyjaciółki. – Dzisiejszy dzień po prostu jest ciężki dla ciebie psychicznie i to dlatego nie potrafiłaś stawić czoła temu fiutowi, ale od tego masz naszą niezawodną dwójkę. Poza tym mam nadzieję, że jeśli Harry kiedyś dotrze na nasze zadupie, to porządnie obije mu mordę. Dałby radę, prawda? 

– Myślę, że tak. – Marie zaśmiała się, ale po chwili znowu wróciła do poprzedniego stanu. – Jutro będzie gadać o tym całe Mullingar, prawda? 

– Nawet jeśli, to co? Miej tę zapyziałą dziurę w dupie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to za rok będziesz miała ułożone życie w Londynie albo gdziekolwiek w Anglii, z Harrym, więc co obchodzi cię ta banda plotkarzy? 

– Te słowa brzmią trochę dziwnie z ust tak młodej osoby, ale znając ciebie, Marie, już od tylu lat, nie mogę się nie zgodzić z Hailey. Twoje życie tutaj powoli przestaje istnieć, ono toczy się tam, w miejscu i z ludźmi wśród, których czujesz się kochana oraz akceptowana. Tylko nie zapomnij o swojej kochanej Sue, dobra? 

– Kocham was dziewczyny, wiecie? – Marie przytuliła obie kobiety. – A teraz czas się zbierać, bo i tak będę miała przerąbane u ojca za sytuację sprzed chwili.

– To w takim razie zapraszam. – Sue wyszła przed lokal, gdzie stało zaparkowane jej audi. 

– Kawiarnia chyba naprawdę dobrze sobie radzi skoro stać cię na taką piękność – powiedziała Marie, wkładając z pomocą Young swoją walizkę do bagażnika. 

– Nie mam na co narzekać od pewnego czasu. Trochę się u mnie zmieniło przez te dwa lata od twojego wyjazdu do Londynu. Byłaś w ogóle w zeszłe wakacje w Mullingar? 

– Byłam, ale na krótko, bo pracowałam. W tym roku przez studia nie miałam takiej możliwości, a więc jestem zmuszona spędzić ten czas z rodzinką. Dobrze słyszeć jednak słyszeć, że życie chociaż jednej z nas się układa.

– Wciąż nie mogę pojąć, dlaczego nie dostałaś się rok wcześniej skoro teraz studiujesz i jesteś jedną z najlepszych. – Sue zamknęła bagażnik. – Twoje życie też się układa, więc przestań gadać bzdury. Chyba przez powrót do Mullingar wróciłaś do starych nawyków, że to tak ujmę. Poza tym co jest nie tak z życiem Hailey skoro tylko moje się układa? 

– Najpierw ty dokończ swoją rozmowę – powiedziała Jacobs, gdy przyjaciółki spojrzały na siebie, nie wiedząc, która powinna się odezwać pierwsza. 

– To w sumie trochę dziwna sytuacja, a więc powiedziano mi, że moje papiery zaginęły gdzieś i odnalazły po rekrutacji. Tylko dziwnym trafem wtedy dostała się jakaś dziewczyna, która co prawda mądrością nie grzeszyła, a nawet nie interesował jej ten kierunek, ale miała wpływowego ojca. W sumie to odeszła po jakiś dwóch miesiącach. O całej tej sytuacji z nią powiedział mi Harry, który zresztą też dopilnował, aby moje dokumenty po raz kolejny nigdzie nie wyparowały, bo pomagał przy rekrutacji.

– No cóż… Ta sytuacja jakoś mnie nie dziwi. Nie od dziś wiadomo, że bogaci zwykle mają łatwiej. – Sue włączyła się do ruchu. – A co z tobą, Hailey? Z plotek wynika, że układa ci się wręcz idealnie.

– Bo tak jest, ale… Studia idą mi świetnie, ale rodzice liczą, że po ich skończeniu wrócę tutaj i przejmę rodzinny biznes. W końcu tak jak oni mogłabym pracować w swoim zawodzie, jednocześnie kontynuując tradycję, a ja nie wiem, co mam zrobić – westchnęła. – Nie zmuszają mnie oczywiście do niczego. Widzę jednak, jak wielką mają nadzieję na to. 

– I przejmujesz się tym już teraz? Czy oni oczekują, że dasz im odpowiedź jeszcze w te wakacje, skarbie? 

– Nie, tak właściwie to nie. To chyba przez powrót tutaj. W Londynie nie myślałam o tym. No, może jedynie w ostatnim czasie. – Hailey wyjrzała przez szybę. 

– Myślę, że obie macie jakiś syndrom miasta rodzinnego czy coś takiego. Tak czy siak polega on na tym, że przyjeżdżacie tutaj i zapominacie o swoim nowym życiu, zastępując je starym. Nie jesteście w stanie ruszyć do przodu. 

– W sumie to masz rację. – Marie oparła głowę na ramieniu Hailey. – A zmieniając temat to… O co właściwie chodzi z Jasonem? 

– Możesz jaśniej, bo nie wiem, o którą rzecz konkretnie pytasz. – Sue zerknęła na nią kątem oka, ale zaraz wróciła do skupienia na drodze. 

– Myślę, że o wszystko. Szczególnie o to, czemu ma zakaz wchodzenia do kawiarni… Chociaż nie. Wróć. Dlaczego Jason McCarthy tak się ciebie boi? 

– Dostał zakaz przez to, że nachodził cię ciągle w kawiarni, gdy w niej pracowałaś. No dobra i też przez to jak cię traktował poza nią. Co do drugiego, no cóż… Nie tylko ty, młoda, się zakochałaś w ostatnich miesiącach. – Kobieta uniosła dłoń, a uwaga Marie oraz Hailey od razu skupiła się na pięknym pierścionku z białego złota. 

– Nie wierzę, moje ukochana Sue, która od kiedy pamiętam była singielką, zaręczyła się – pisnęła Perez. – No dobra, ale co to ma wspólnego z Jasonem?

– Podziwiam to, jak szybko w ogóle przechodzisz z jednego stanu w drugi, Marie – zaśmiała się. – Tak się składa, że moim narzeczonym jest Lucas, właściciel najpopularniejszego klubu w mieście… 

– I co? Tam też dostanie zakaz wstępu? 

– Perez, daj jej dokończyć, to się przekonasz. – Hailey spojrzała na przyjaciółkę. 

– Spokojnie, ważne, że się rozgadała. Nie, nie dostanie zakazu, ale… Jason chce wygryźć swojego starszego brata, żeby odziedziczyć rodzinny biznes, a do tego nie dojdzie, jeśli ucierpi jego reputacja. Ja zaś dysponuję ciekawymi nagraniami z klubowych kamer. On bardzo by nie chciał, aby ujrzały światło dzienne albo chociaż dotarły do jego ojca. 

– Podoba mi się to. Nie chciałabyś może mi ich przesłać? Jestem pewna, że wtedy by się ode mnie odczepił. – Marie włożyła głowę między przednie siedzenia. 

– Uspokój się. Nie dam ci tych nagrań. Nie łudź się, że wtedy dałby ci spokój, to mogłoby jedynie pogorszyć twoją sytuację. 

– No dobra, niech ci będzie, Sue – westchnęła, wracając na miejsce. W tamtej też chwili w samochodzie rozbrzmiał dzwonek jej telefonu. – To Harry. Obiecałam, że się do niego odezwę, jak dojadę. 

– Czemu ustawiłaś Baby Shark na dzwonek? Nie mów, że tylko jemu? 

– Tak, tylko jemu. Jak będzie dzwonił, wcisnę rodzicom kit, że to któryś rodzic dzieci, którym daję korki. Nieważne, nie mogę odebrać. Harry zorientuje się, że coś jest nie tak – powiedziała zdenerwowana.

– To daj mi to w takim razie. Przed chwilą się jeszcze normalnie zachowywałaś. –  Jacobs wzięła od przyjaciółki telefon. Odebrała, oddychając z ulgą, że nie ta przeklęta piosenka dla dzieci już umilkła. – Halo?

–  Hailey? To ty? Gdzie jest Marie i dlaczego nie odpisuje na moje wiadomości? – Kobieta przewróciła oczami, słysząc spanikowany głos mężczyzny.

– Tak, oczywiście, że to ja. Przysięgam, że wasza dwójka się idealnie dobrała pod względem denerwowania się z błahego powodu. Pamiętaj, że ona nie ma obowiązku ci odpisywać od razu. Co wy mężczyźni z tym macie?

– Nic, po prostu… Obiecała mi, że jak tylko wylądujecie w Dublinie, to napisze i później, jak dojedziecie i… Ja się po prostu martwię, okay? – Hailey była w stanie przysiąc, że słyszy jak Harry nerwowo chodzi w tą i z powrotem po swoim mikroskopijnym mieszkaniu.

– Okay, rozumiem. Pewnie sama bym tak zareagowała, co nie zmienia faktu, że wasza dwójka zaczyna mi działać nieźle na nerwy – prychnęła. – Spróbuję jednak jakoś to wytrzymać. Może mi się jakoś uda. Marie jest cała i zdrowa. Całą podróż przespała, a teraz załatwia rzeczy związane z pracą, więc możesz być o nią spokojny.

– To dobrze. – Odetchnął z ulgą. – Mogłabyś jej przekazać, żeby do mnie zadzwoniła albo chociaż napisała, gdy już będzie mogła rozmawiać?

– Tak, pewnie. Przekażę jej od razu, jak przyjdzie. – Jacobs spojrzała na Perez, która przysłuchiwała się dokładnie rozmowie.

– Dzięki. To w takim razie… em… pa. – Kobieta już miała się rozłączyć, ale w słuchawce znowu rozbrzmiał męski głos. – Hailey, mogłabyś przekazać jeszcze Marie, że ją kocham. Wiem, że doskonale o tym wie, ale… Z niewiadomych dla mnie powodów, uwielbia, gdy to powtarzam.

– Dobrze, dam jej znać. Pa, Harry. – Rozłączyła się. – Słyszałaś, co powiedział. Czekaj… Czy ty znowu płaczesz? Co się z tobą dzieję? Chwila… Masz okres, dobrze myślę?

– Tak, dokładnie. Okres plus spory stres, emocje równają się u mnie wielkimi wahaniami nastrojów, co wiemy nie od dziś – odpowiedziała, pociągając nosem.

***

– Pieprzona Sue – powiedział Jason, trzaskając drzwiami do biura hurtowni.

– A temu co się stało? – Niall spojrzał na Zacka, który był starszym bratem McCarthy’ego.

– Podejrzewam, że Marie Perez wróciła na wakacje do Mullingar, a Sue go przegnała. Słyszałem dzisiaj jego rozmowę z ojcem tej dziewczyny. Jason miał ją odebrać i odwieść do domu. No cóż… Patrząc, jak szybko wrócił. Wątpię, aby do tego doszło. 

– Czemu on się tak właściwie jej uczepił? Odnoszę wrażenie, że on gania za nią od dawna, ale ona sama nie jest nim zbytnio zainteresowa. – Horan wstawił kolejną paczkę do busa.

– Nie mylisz się. Marie układa sobie na nowo życie w Londynie, a przynajmniej tak myślę, bo nie znam jej. Wątpię jednak, aby chciała tutaj wracać po studiach. Co do twojego pytania… Sam nie wiem, czemu tak jest. Wszystko zaczęło się od tego, że pan Perez dowiedział się, że wpadła mojemu bratu w oko i doszedł do wniosku, iż będzie to idealna partia dla jego córki. Nic bardziej mylnego. Jason nie da sobie z tą małą rady pod wieloma względami. Tyle tylko, że jeśli mój brat czegoś chce, dostaje to – Zack westchnął, opierając się o pojazd.

– Współczuję tej dziewczynie i to bardzo. Oby udało jej się, jak najszybciej od niego uwolnić. Tylko, co wspólnego ma z tym wszystkim Sue?

– Zakochała się w młodej. Nikt nie wie, dlaczego, ale to jej ulubienica, a oboje dobrze wiemy, jaka ona jest. Nie mam zielonego pojęcia, co ta kobieta ma na mojego brata. Ważne jest jednak to, że jest to skuteczna.

– Gdyby Sue nie była zajęta to bym się z nią umówił. – Niall przygryzł wargę, przypatrując się czemuś, co stało przed nim. 

– Poszukaj sobie może kogoś przed trzydziestką, Horan. Poza tym, co cię tak w niej pociąga? Jej różowe włosy? – zaśmiał się McCarthy, zamykając tył busa.

– Nie. Wygląd ma dla mnie drugorzędne znaczenie. Uwagę przede wszystkim skupiam na charakterze i no cóż… Skoro Sue potrafi utemperować kogoś takiego, jak Jason, to naprawdę chciałbym zobaczyć na co ją stać.

– Czy ja tu wyczuwam jakąś seksualną aluzję do niej, czy tylko mi się zdaje?

– Sam nie wiem, może. Musisz przyznać, że jest ona niczego sobie. I tak w sumie to nie jest aż tak bardzo od nas starsza – zaśmiał się Horan.

– Jeśli patrząc na różnicę wieku moich rodziców to tak, ale gdy patrzę na ciebie… Niall, od kiedy szukasz sugar mummy, co? Myślałem, że wolisz dziewczyny w swoim wieku. 

– Taa… – westchnął. – Chyba mam już po prostu zbyt wiele niezbyt przyjemnych doświadczeń z nimi i chciałbym spróbować ze starszymi. Jak to jest być w idealnym związku, Zack? Mieć w ogóle idealne życie?

– Myślę, że to jest temat na dłuższą rozmowę, a ty nie masz na to zbyt wiele czasu. – McCarthy klepnął ręką w busa. – Pójdziemy kiedyś na piwo i to obgadamy. Może Abby nie będzie miała z tym problemu. Tak swoją drogą, naprawdę cię polubiła, a zwykle nie przepada za moimi znajomymi.

– Osobiście się jej nie dziwię. Sama niezbyt ich lubię.

– Wiem, zauważyłem i żeby nie było to dla mnie w porządku. Nie każdy musi przepadać za każdym. Czasem po prostu zastanawiam się, czemu tak jest.

– I do jakich wniosków doszedłeś? – Niall spojrzał na niego, kierując się w stronę wejścia do pojazdu.

– W sumie to do żadnych, więc chciałem o to zapytać ciebie. Czemu zanim nie przepadacie? W sensie widzę, że raczej wszystko jest między wami w porządku, ale jednocześnie czuję, że coś nie gra.

– Mam wrażenie, że to trochę skomplikowane, Zack. Sam nie wiem, czemu jest jak jest. Wydaje mi się, że chyba podświadomie czujemy, że to nie jest nasza liga. Możemy udawać, iż nie obchodzi nas to, że pochodzimy z biedniejszych domów, ale rzeczywistość sama to zweryfikuje – westchnął, siadając na miejscu kierowcy.

– Czyli raczej nic z tym nie zrobię?

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Szatyn wzruszył ramionami. – Po prostu nigdy nie daj jej odczuć tego, że nie wychowała się w przepychu, okej? Myślę, że tyle powinno w zupełności wystarczyć.

– Postaram się w takim razie. A teraz jedź już. To już dzisiaj twoja ostatnia dostawa. Po niej możesz śmiało od razu wrócić do domu. Także do zobaczenia jutro, Horan.

– Do zobaczenia, McCarthy. – Zamknął drzwi, po czym odpalił zapłon.

Niall ruszył na ulicę Mullingar, przyglądając się mijanym osobom. Nużyło go już takie życie, ta codzienna monotonia. Miał wrażenie, że od kiedy rozstał się z Natalie wpadł w pewnego rodzaju rutynę. Wstawał z rana, robił śniadanie i wychodził do pracy. Później z niej wracał, robił obiad dla siebie i ojca, po czym zamykał się w pokoju. Rzadko kiedy gdzieś wychodził. Nie potrzebował tego. Zastanawiał się czasem nad pójściem na jakąś terapię, ponieważ nie uważał, aby takie zachowania były normalne, a przynajmniej nie przez tak długi okres czasu. 

Nagle jego oczom ukazała się kobieta o lśniących, brązowych oczach, ciągnąca za sobą sporych rozmiarów walizkę. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że ukryć jej męki i podrzucić gdzie potrzebuję, ale szybko odsunął od siebie tę myśl. Był w pracy, a do tego nie potrzebował żadnych kontaktów z kobietami. Poza tym skończył też z byciem miłym i dobrym Niallem Horanem, ponieważ zwykle wychodziło mu to bokiem.

***

Hailey siedziała na parapecie w swoim pokoju, przypominając sobie czasy, gdy jako mała dziewczynka spędzała na nim noce z Marie. Obie wpatrywały się w gwiazdy, mówiąc o tym, czego planują dokonać, o swoich marzeniach. Myślała o czasach, w których wszystko wydawało się prostsze. Te rozmowy były swego rodzaju tradycją przyjaciółek i z biegiem lat wciąż to robiły, ale problem polegał na tym, że z każdym rokiem wszystko coraz bardziej się komplikowało. Tęskniła za tamtymi czasami i oddałaby wszystko, aby chociaż na jeden dzień do nich powrócić. Jeśli nie dla siebie to dla Perez, która wiodła teraz znacznie cięższe życie niż wtedy.

Marie zaś siedziała na dachu, rozmawiając z Harrym przez telefon. To było jedyne miejsce, w którym czuła się bezpiecznie, ponieważ wiedziała, że nikt jej nie usłyszy. Od najmłodszych lat to był azyl kobiety, prócz domu państwa Jacobs. Nikt się nie zapuszczał na dach, a dźwięki docierały tylko na strych, na który nikt od wieków się nie zapuszczał. Może z wyjątkiem kobiety, bo jedynie tam znajdowało się wejście na dach. Marie siedziała z głową opartą na kokonach, wpatrzona w starą huśtawkę, która nieco skrzypiała, gdy poruszał ją delikatny wiatr. Była bliska płaczu, słysząc głos Harry'ego. Nie wiedziała, czy był on spowodowany wcześniejszą sytuacją, tęsknotą, czy może burzą hormonów spowodowaną przez okres. Czuła jednak w głębi siebie, że była to ta druga rzecz. Przez prawie ciągłe przebywanie z mężczyzną od blisko dwóch lat, przyzwyczaiła się do tego, iż był blisko niej. Owszem przez ten cały czas zdarzały się Perez wyjazdy do Mullingar, ale nigdy nie miała jeszcze przed sobą perspektywy aż tak długiej rozłąki z chłopakiem. To wszystko wyjątkowo ją przybijało. Starała się jednak nie dać tego po sobie poznać. Nie chciała, aby on czymś się przejmował. Miał w końcu mnóstwo swoich problemów. 

Niall stał w kuchni, zmywając gary. Wyglądał przez okno, wzdychając co jakiś czas. Zerknął na zdjęcie matki, które stało na półce obok, a następnie spojrzał w kierunku salonu. Jego ojciec, jak zwykle zasnął w fotelu z gazetą na kolanach. Horan wytarł ręce, po czym podszedł do niego. Zabrał papier z nóg mężczyzny, a następnie okrył go kocem. Stwierdził, że jak zawsze obudzi go dopiero po ogarnięciu kuchni. Wrócił do poprzedniej czynności, myśląc o swoim życiu, a właściwie o jego braku. Czuł, jakby od pewnego czasu jedynie egzystował, co go niesamowicie denerwowało. Chciał zaznać trochę rozrywki, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Przypomniał sobie o pieniądzach, które schował do tylnej kieszeni dżinsów. Powinien je zachować dla siebie, ale bardzo dobrze wiedział, że jak zwykle wrzuci je do słoika z pieniędzmi domowymi. Po pierwsze miał wspierać ojca w utrzymaniu domu i niewielkiego gospodarstwa, co nie było proste. Jego potrzeby nie liczyły się aż tak bardzo. Niall Horan właśnie taki był. 

Cała trójka wpatrywała się tamtego wieczoru w niebo, myśląc o tym, że życie nie było proste oraz wiedząc, iż będzie jedynie trudniejsze. Nie wiedzieli jednak o tym, jak w najbliższym czasie pomogą sobie nawzajem zmienić ten bieg rzeczy, jak wszystko co dotychczas znali przestanie istnieć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro