Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Miękki jak naleśnik

Mlecze powoli więdły w szklance mimo dolewanej doń wody. Nastepne parę dni nie pozwalano nikomu odwiedzać Lawa ze względu na natłok badań i kontroli. W końcu ściągnęli mu gips z rąk i włożyli je w szyny tak, że przynajmniej mógł się jakkolwiek ruszać. Co nie znaczyło, że było mu jakoś szczególnie wygodnie.

Gdy mlecze kompletnie zmarniały, przybył Słomkowy z nowymi.

- Mam coś dla ciebie - oznajmił tajemniczo z konspiracyjnym uśmieszkiem. Law tylko uniósł lekko brwi, kiedy Luffy podchodził bliżej z pudełkiem w rękach. - Wiesz co to?

- No co? - dopytał znudzony.

Chłopak schylił się, rozejrzał na boki i uchylił przed przyjacielem wieczko.

- Naślenik!

- Naleśnik.

- Naślenik, Trafciuu! - zawył, a ślinka mu ciekła tak, że widać było jak wiele włożył wysiłku w to, żeby tego swojego naślenika po drodze nie zjeść. Zresztą na to, że on sam go upichcił szanse były raczej marne. Law podejrzewał któregoś z jego przyjaciół.

- Dzięki - skinął uprzejmie głową. Spróbował sięgnąć do pudełka, ale nawet jeśli mógł się trochę ruszać to wciąż nie bardzo. Westchnął zrezygnowany i wbił oczekujący wzrok w twarz Luffy'ego. Patrzyli się na siebie bite 2 minuty, a mały nicpoń wciąż nie załapał.

- Marnie wyglądasz - podjął w końcu młody. Poklepał Lawa po policzku przyglądając się jego nierównemu zarostowi i delikatnym zmarszczkom w kącikach oczu. Być może to od śmiechu. A może od płaczu.

Law potrząsnął głową, żeby pozbyć się wścibskich dłoni kolegi. Gdy było za cicho, a oni byli za blisko, w głowie pojawiały mu się różne niewygodne myśli.

- Podnieś mi łóżko - polecił ochryple wskazując łokciem na rząd przycisków regulujących szpitalne posłanie.

Słomkowy nachylił się nad nimi i głęboko zamyślił.

- To zrobimy tak! - zdecydował nareszcie, wciskając dwa guziki jednocześnie i nie puszczając ich dopóki przerażony Trafalgar zawył z bólu i nagłego złożenia jego ciała w kanapkę.

- Głąbie!

- Oj - jęknął zakłopotany i spróbował naprawić swój błąd. Tym razem Law położył się zupełnie płasko na materacu, a kiedy myślał, że wszystko jest pod kontrolą, jego nogi wystrzeliły w górę.

- Nie tykaj już tego, Słomkowy. Zawołaj pielęgniarkę - polecił przez zaciśnięte zęby.

- Ale ja już wszystko wiem... Tu trzeba tak, a potem tak, rozszyfrowałem to...

- Siostro! Proszę o ratunek! - krzyknął w kierunku drzwi. Kamelia zjawiła się niemal od razu.

- Co się dzieje? - krzyknęła zaaferowana, lecz kiedy dojrzała Luffy'ego od razu się rozpromieniła - Cześć, Luffy! - Pomachała do niego z uśmiechem. Law przewrócił oczyma.

- On sobie nie radzi z łóżkiem - poskarżył się poszkodowany.

Kamelia skinęła głową i po krótkiej walce z Luffym o dostęp do sterowania, podniosła górną część łóżka.

- Sprzętem się nie bawimy. To drogie jest! - pouczyła młodego, który zrobił minkę zbitego szczeniaka.

W końcu Law mógł spożyć tego nieszczęsnego naślenika, a Luffy obserwował go z niemałą uciechą.

- Mam dla ciebie gazetę - orzekł młody, podając wspomnianą rzecz przyjacielowi. - Możesz... No ten: poczytać.

- Ach tak... - westchnął ironicznie, lecz wziął prezent usztywnionymi rękoma. Przez moment usiłował znaleźć dogodną pozycję, jednak ciągle coś go uwierało, w szczególności zaś nie potrafił złapać gazety i nachylić jej po odpowiednim kątem. Słomkowemu zajęło pięć minut, żeby zauważyć, że jest potrzebny.

- Dawaj - wyrwał mu gazetę i omal jej nie potargał. - Poczytam ci - ogłosił wielce z tego pomysłu dumny. Wyprostował się, wetknął nos między kartki i zaczął: - Dnia... Dwadzieścia jeden... Eee pomińmy te cyfry... Po-o-grze-b od...odył odbył się pogrzeb... Um... Um-marł wwwwielki m... M-u-zyk...

Law przewrócił oczami, ale nie miał serca przerywać Luffy'emu. Był tak zaaferowany swoim zadaniem i tak zdeterminowany, by pomóc koledze, że szkoda by było mu tę możliwość odbierać. Poza tym była to jedna z niewielu okazji, gdy widział go skupionego i poważnego. Uśmiechnął się do siebie i wyłączywszy umysł wypatrzył się po prostu w chłopięcą twarz.

Minęło pięć minut zanim Słomkowy zdołał dokończyć artykuł. Odłożył gazetę i zamierzał już zawalić Lawa serią pytań o to, co chce robić dalej, ale zauważył, że pacjent śpi w najlepsze. Dlatego też wstał i bez zbędnych słów pomachał śpiącemu na pożegnanie, po czym opuścił salę w wyśmienitym humorze. 

--

Kiedy Trafalgar się obudził, poczuł rwący ból w skroniach. Jęknął coś niezrozumiałego, jednak nie miał w sobie na tyle siły, żeby zawołać pomoc. Powiercił się w łóżku i wtedy ktoś odgarnął mu włosy z czoła i omacał twarz jakby sprawdzając gorączkę. 

- Oii, co jest? - wysapał ledwo unosząc ciężkie powieki. Ukazała mu się rozmazana twarz zmartwionego bruneta. 

- Umierasz?!

- To migrena... 

- Siostrzyczko! On umiera na magrinę!

Do sali wpadła Kamelia z dezorientacją wypisaną na twarzy. 

- Na co?

- Boli mnie głowa - sprostował Law, wzdychając ciężko. 

- Och. - Luffy podrapał się po głowie, zaśmiał się krótko i trochę uspokoił. - To nie umierasz?

- Niekoniecznie - potwierdził znużony.

- Całe szczęście! - ucieszył się, przytulając stękającego wciąż mężczyznę. 

- Mogę podać coś przeciwbólowego - zaproponowała Kamelia i nie czekając na odpowiedź wyszła po leki. 

Luffy usadowił się wygodniej na taboreciku obok łóżka. Wpatrzył się w zmarszczone czoło Lawa i myślał. Myślał o tym, że bardzo nie chciałby, żeby Trafcio umarł albo w ogóle cierpiał. Myślał o tym jak lubi sprawiać, że się śmieje. Myślał o jego krótkich westchnieniach i myślał o jego kojącej obecności. Zawsze mu było z nim dobrze. 

Niedługo później wróciła pielęgniarka i podała cierpiącemu dwie tabletki, które połknął bez popijania. 

- Niech śpi - rzuciła na odchodnym. 

Luffy zwrócił swoje wielkie oczy ponownie na zasypiającego Trafcia. Ależ on był niesamowity, nawet jeśli leżał po wypadku w szpitalu i ledwo się ruszał. 

- Coś ci trzeba jeszcze? - zapytał.

- Nie, nie... no może jedną rzecz - mruknął z ledwo widocznym uśmieszkiem. 

- Co takiego? - zaciekawił się i nachylił, ale Law mówił tak cicho, że nie potrafił rozróżnić kolejnych słów. - Jeszcze raz? 

Zamiast łaskoczącego oddechu poczuł na policzku dotyk ust. Były nieco spierzchnięte, więc drapały, lecz mimo to było to najprzyjemniejsze uczucie, jakie mógł sobie wyobrazić. 

- Co? - Z oblanymi różem policzkami odsunął się trochę i rzucił Lawowi zdumione spojrzenie, jednak nie doczekał się już żadnych wyjaśnień, bo ten spał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro