2. Miękki jak naleśnik
Mlecze powoli więdły w szklance mimo dolewanej doń wody. Nastepne parę dni nie pozwalano nikomu odwiedzać Lawa ze względu na natłok badań i kontroli. W końcu ściągnęli mu gips z rąk i włożyli je w szyny tak, że przynajmniej mógł się jakkolwiek ruszać. Co nie znaczyło, że było mu jakoś szczególnie wygodnie.
Gdy mlecze kompletnie zmarniały, przybył Słomkowy z nowymi.
- Mam coś dla ciebie - oznajmił tajemniczo z konspiracyjnym uśmieszkiem. Law tylko uniósł lekko brwi, kiedy Luffy podchodził bliżej z pudełkiem w rękach. - Wiesz co to?
- No co? - dopytał znudzony.
Chłopak schylił się, rozejrzał na boki i uchylił przed przyjacielem wieczko.
- Naślenik!
- Naleśnik.
- Naślenik, Trafciuu! - zawył, a ślinka mu ciekła tak, że widać było jak wiele włożył wysiłku w to, żeby tego swojego naślenika po drodze nie zjeść. Zresztą na to, że on sam go upichcił szanse były raczej marne. Law podejrzewał któregoś z jego przyjaciół.
- Dzięki - skinął uprzejmie głową. Spróbował sięgnąć do pudełka, ale nawet jeśli mógł się trochę ruszać to wciąż nie bardzo. Westchnął zrezygnowany i wbił oczekujący wzrok w twarz Luffy'ego. Patrzyli się na siebie bite 2 minuty, a mały nicpoń wciąż nie załapał.
- Marnie wyglądasz - podjął w końcu młody. Poklepał Lawa po policzku przyglądając się jego nierównemu zarostowi i delikatnym zmarszczkom w kącikach oczu. Być może to od śmiechu. A może od płaczu.
Law potrząsnął głową, żeby pozbyć się wścibskich dłoni kolegi. Gdy było za cicho, a oni byli za blisko, w głowie pojawiały mu się różne niewygodne myśli.
- Podnieś mi łóżko - polecił ochryple wskazując łokciem na rząd przycisków regulujących szpitalne posłanie.
Słomkowy nachylił się nad nimi i głęboko zamyślił.
- To zrobimy tak! - zdecydował nareszcie, wciskając dwa guziki jednocześnie i nie puszczając ich dopóki przerażony Trafalgar zawył z bólu i nagłego złożenia jego ciała w kanapkę.
- Głąbie!
- Oj - jęknął zakłopotany i spróbował naprawić swój błąd. Tym razem Law położył się zupełnie płasko na materacu, a kiedy myślał, że wszystko jest pod kontrolą, jego nogi wystrzeliły w górę.
- Nie tykaj już tego, Słomkowy. Zawołaj pielęgniarkę - polecił przez zaciśnięte zęby.
- Ale ja już wszystko wiem... Tu trzeba tak, a potem tak, rozszyfrowałem to...
- Siostro! Proszę o ratunek! - krzyknął w kierunku drzwi. Kamelia zjawiła się niemal od razu.
- Co się dzieje? - krzyknęła zaaferowana, lecz kiedy dojrzała Luffy'ego od razu się rozpromieniła - Cześć, Luffy! - Pomachała do niego z uśmiechem. Law przewrócił oczyma.
- On sobie nie radzi z łóżkiem - poskarżył się poszkodowany.
Kamelia skinęła głową i po krótkiej walce z Luffym o dostęp do sterowania, podniosła górną część łóżka.
- Sprzętem się nie bawimy. To drogie jest! - pouczyła młodego, który zrobił minkę zbitego szczeniaka.
W końcu Law mógł spożyć tego nieszczęsnego naślenika, a Luffy obserwował go z niemałą uciechą.
- Mam dla ciebie gazetę - orzekł młody, podając wspomnianą rzecz przyjacielowi. - Możesz... No ten: poczytać.
- Ach tak... - westchnął ironicznie, lecz wziął prezent usztywnionymi rękoma. Przez moment usiłował znaleźć dogodną pozycję, jednak ciągle coś go uwierało, w szczególności zaś nie potrafił złapać gazety i nachylić jej po odpowiednim kątem. Słomkowemu zajęło pięć minut, żeby zauważyć, że jest potrzebny.
- Dawaj - wyrwał mu gazetę i omal jej nie potargał. - Poczytam ci - ogłosił wielce z tego pomysłu dumny. Wyprostował się, wetknął nos między kartki i zaczął: - Dnia... Dwadzieścia jeden... Eee pomińmy te cyfry... Po-o-grze-b od...odył odbył się pogrzeb... Um... Um-marł wwwwielki m... M-u-zyk...
Law przewrócił oczami, ale nie miał serca przerywać Luffy'emu. Był tak zaaferowany swoim zadaniem i tak zdeterminowany, by pomóc koledze, że szkoda by było mu tę możliwość odbierać. Poza tym była to jedna z niewielu okazji, gdy widział go skupionego i poważnego. Uśmiechnął się do siebie i wyłączywszy umysł wypatrzył się po prostu w chłopięcą twarz.
Minęło pięć minut zanim Słomkowy zdołał dokończyć artykuł. Odłożył gazetę i zamierzał już zawalić Lawa serią pytań o to, co chce robić dalej, ale zauważył, że pacjent śpi w najlepsze. Dlatego też wstał i bez zbędnych słów pomachał śpiącemu na pożegnanie, po czym opuścił salę w wyśmienitym humorze.
--
Kiedy Trafalgar się obudził, poczuł rwący ból w skroniach. Jęknął coś niezrozumiałego, jednak nie miał w sobie na tyle siły, żeby zawołać pomoc. Powiercił się w łóżku i wtedy ktoś odgarnął mu włosy z czoła i omacał twarz jakby sprawdzając gorączkę.
- Oii, co jest? - wysapał ledwo unosząc ciężkie powieki. Ukazała mu się rozmazana twarz zmartwionego bruneta.
- Umierasz?!
- To migrena...
- Siostrzyczko! On umiera na magrinę!
Do sali wpadła Kamelia z dezorientacją wypisaną na twarzy.
- Na co?
- Boli mnie głowa - sprostował Law, wzdychając ciężko.
- Och. - Luffy podrapał się po głowie, zaśmiał się krótko i trochę uspokoił. - To nie umierasz?
- Niekoniecznie - potwierdził znużony.
- Całe szczęście! - ucieszył się, przytulając stękającego wciąż mężczyznę.
- Mogę podać coś przeciwbólowego - zaproponowała Kamelia i nie czekając na odpowiedź wyszła po leki.
Luffy usadowił się wygodniej na taboreciku obok łóżka. Wpatrzył się w zmarszczone czoło Lawa i myślał. Myślał o tym, że bardzo nie chciałby, żeby Trafcio umarł albo w ogóle cierpiał. Myślał o tym jak lubi sprawiać, że się śmieje. Myślał o jego krótkich westchnieniach i myślał o jego kojącej obecności. Zawsze mu było z nim dobrze.
Niedługo później wróciła pielęgniarka i podała cierpiącemu dwie tabletki, które połknął bez popijania.
- Niech śpi - rzuciła na odchodnym.
Luffy zwrócił swoje wielkie oczy ponownie na zasypiającego Trafcia. Ależ on był niesamowity, nawet jeśli leżał po wypadku w szpitalu i ledwo się ruszał.
- Coś ci trzeba jeszcze? - zapytał.
- Nie, nie... no może jedną rzecz - mruknął z ledwo widocznym uśmieszkiem.
- Co takiego? - zaciekawił się i nachylił, ale Law mówił tak cicho, że nie potrafił rozróżnić kolejnych słów. - Jeszcze raz?
Zamiast łaskoczącego oddechu poczuł na policzku dotyk ust. Były nieco spierzchnięte, więc drapały, lecz mimo to było to najprzyjemniejsze uczucie, jakie mógł sobie wyobrazić.
- Co? - Z oblanymi różem policzkami odsunął się trochę i rzucił Lawowi zdumione spojrzenie, jednak nie doczekał się już żadnych wyjaśnień, bo ten spał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro