<3 Co noc <3
"Rozmawialiśmy co noc... Pamiętasz, Liciu? Jak spotykaliśmy się potajemnie, a każdy na dworze myślał, że śpimy. Gdy w blasku świec wyznawane były najskrytsze uczucia. Przypieczętowane czułymi pocałunkami. Kiedy twoja drobna litewska dłoń dotykała mojej, czułem się, jakby sam Bóg kazał zesłać Cię tu... Na nasz Wawel"
— Panie... J-ja nie sądzę, by to był dobry pomysł — Polska podrapał się po głowie. Gdyby tylko obcy nie budzili w nim lęku. A jeśli do słowa "obcy" doczepi się jeszcze "poganin" wywoływało to panikę. Już od ponad trzystu lat nie miał styczności z rodzimymi obrzędami. Wzdrygnął się. Spojrzał w bok, na siedzącą obok kobietę. Ubrana skromnie, jednak jak na jej urząd bardzo elegancko.
— Podzielam zdanie Feliksa. Czy chęć pokonania Krzyżaków musi się wiązać z przymierzem z poganami? Władysławie, przemyśl to dobrze — Jadwiga wzięła ze stołu kielich z piwem. Przez chwilę przyglądał się królowej. Ktoś go popierał. Może nie doszłoby do tego sojuszu? Jak bardzo się mylił, Jadwiga nie byłaby w stanie przekonać męża. Tak strasznie chciałby tego uniknąć
— D-dokładnie! Jeśli byśmy odpowiednio wyszkolili mieszczan m-moglibyśmy sami pokonać ten przeklęty Zakon! — Podniósł się, uderzając ręką w stół. Szybko jednak żałował tego kroku. Nie chcąc urazić tym Łokietka, przeprosił, spuszczając głowę i zajmując ponownie miejsce na krześle. Nawet personifikacja musiała słuchać króla. Pokazywać należny mu szacunek. Władca uśmiechnął się lekko, nalewając Polakowi jeszcze trochę wina.
— To już postanowione, Kazimierz wyjdzie za litewską księżniczkę, Aldonę. Litwa byłaby potężnym sojusznikiem. Nawet jeśli to poganie — Odparł z przekonaniem. Wydawał się zadowolony z własnej decyzji.
— W-wybacz królu... P-pójdę do kancelarii — Blondyn wstał, zasuwając za sobą krzesło. Wyszedł bardzo szybko, by nie pokazać strachu malującego się na jego twarzy.
Wawel wrzał. Wieść o ślubie księcia budziła wiele kontrowersji. Opinie dworu, jak i mieszczan były tak różne. Wraz z księciem, on też w pewien sposób będzie oddany komuś na tak długo. Może nawet na kilka stuleci... A Litwę znał tylko z tego, że porywał jego ludzi. Co, jeśli jemu samemu też coś zrobi? Myśląc o Litwie, miał na myśli kogoś nieco aroganckiego jak Zakon, kogoś tak silnego, jak Rosja. Wyłożył ręce na stole w karczmie, prosząc o kolejny kufel piwa. Za kilka dni tu będą. Goniec już dawno przybył na Wawel z wiadomością od księcia Litewskiego Olgierda. Aldona wyruszyła razem z orszakiem do Krakowa.
— Nie dam ci więcej, nie pozwolę, byś wrócił pijany na zamek. — Gospodyni właśnie wycierająca stół obok, zaprzestała poprzedniej czynności i podeszła, zdzielając Feliksa ścierką po głowie. Ten natychmiast podniósł się i naburmuszony podniósł głowę
— Ale ja jestem personifikacją daaaaaaaaj mi!
— Nie! Nawet jeśli byłbyś królem albo jakim rycerzem to i tak bym ci nie dała! — Krzyczała, jednocześnie wyganiając go z gospody. Kto to widział? Personifikacja w takim stanie na królewskim dworze. Wstyd, ot co!
— Królu, księżniczka Aldona wraz z orszakiem są już w bramach Krakowa — Posłaniec ukłonił się, po czym z uśmiechem odsunął się bardziej na bok, by zrobić miejsce mężczyzną ustawiającym w auli stoły na wieczorną ucztę. Feliksa jednak nie radowały teraz nawet tańce. Nawet to, że podczaszy naszykuje najlepsze włoskie wino. Że właśnie w kuchni pieczone są różne rodzaje mięs. Liczyło się dla niego tylko to, iż dzisiaj miał poznać Litwę... Tego Litwę, z którym od dnia ślubu będzie związany unią personalną. Cała jego postura drżała, gdy Janina poprawiała stan jego włosów. Dwórka królowej wiernie służyła też i jemu.
— Panie, nie ruszaj się, jeszcze chwilę... Matko, gdzieś ty był? Masz we włosach pełno paprochów — Westchnęła zrezygnowana. Wrzucała do glinianej miseczki pojedyncze listki.
— C-chciałem jeszcze dosiąść konia przed uroczystością. Prawdopodobnie przez kilka następnych dni nie będzie na to czasu... A ja kocham swoją Malinkę jak własne dziecko — Opowiadanie o ukochanej klaczy szybko sprawiło, że trochę się rozluźnił. Janka zachichotała, kończąc powoli swoją pracę.
— Zważ panie, że mówisz o koniu. Darzysz go aż taką sympatią?
— Owszem! Malinka jest, jak moje dziecko~
Brunetka w tym czasie zajrzała za okno. Nagle rozradowała się jeszcze bardziej. Szybko Podbiegła do Polski i przeczesała jego włosy grzebieniem. Najwyraźniej chciała jak najszybciej skończyć
— Już są! Już są, powinieneś się zbierać. Wypadałoby, byś zrobił na nich dobre wrażenie
— T-to poganie.
— A czy to, że poganie to gorsi? Nawrócić ich przecież można. Nie frasuj się tym, nie ma powodu.
Przypomniały się mu czasy, gdy on sam przejął chrzest. Było mu ciężko. Nie mógł już oficjalnie obchodzić ulubionych świąt, musiał modlić się w zupełnie niezrozumiałej dla niego łacinie do obcego Boga. Jeszcze wtedy obcego. On też kiedyś był poganinem. Zupełnie jak Toris nie potrafił docenić potęgi chrześcijańskiego Boga. Podniósł się, jeszcze raz przeczesując włosy palcem. Przysunął się do służki, by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek
— Dziękuję, Janeczko. Trochę mi lepiej. Może i masz rację, ale cóż, rzeczywiście, na mnie czas. Do zobaczenia na wieczerzy!
Starał się nie okazywać zdenerwowania. Stres strasznie mu doskwierał. Otworzył drzwi auli drżącą ręką. Król i Królowa oczekiwali jego przybycia. Był ważny, by powitać zagranicznych gości.
— Wszystko w porządku? — Jadwiga dotknęła jego ramienia. Ona również bardzo się bała. O królestwo, o dobro jedynego żyjącego syna. Ale czy ktoś martwił się o niego? O to, jak on się czuje z tym że będzie zmuszony do życia z kimś, kogo nawet nie zna, nikt go nie zapytał. Minuty mijały niebezpiecznie szybko. Usiadł na krześle, gdy poczuł się osłabiony.
—Tak, królowo. Dziękuję za troskę — Uśmiechnięty w sztuczny sposób, zapatrzony w drzwi jak w obrazek, wyczekiwał ich otwarcia. I doczekał się. Zapowiedziany został książę Olgierd Giedyminowic, zaraz potem jego siostra, a na końcu Litwa. W głowie Polaka utkwił dźwięk usłyszanego imienia. "Toris... Toris Laurinaitis". Musiał przyznać, że nazywał się dość ładnie. Spojrzenie Torisa sprawiło, że drżał jeszcze bardziej. Nie było złowrogie, tak jak się spodziewał. Wręcz przeciwnie. Ciepłe i pełne radości w odcieniach zieleni. Zarumienił się lekko, gdy przyszło mu odezwać się pierwszym.
— U-uhm... Witam w Krakowie... I-i ummm... Mam nadzieję, że podróż minęła szanownej księżniczce d-dobrze. — Złapał mocno rękaw koszuli i trzymał go przez cały czas. Czyżby Aldona nie rozumiała polskiej mowy? Miał wrażenie, że szło mu całkiem nieźle jak na początek. Toris podszedł bliżej i wystawił dłoń w kierunku Polski. Ten nieśmiało puścił swój rękaw i pozwolił, by jego dłoń została ujęta przez przybysza, który teraz przysunął do niej usta i delikatnie ucałował. Prawdą było, iż Toris był poganinem, lecz nie można było mu zarzucić braku dobrych manier. Przygotował się z pewnością dość solidnie przed przyjazdem.
— Labas rytas, Lenkija- Powiedział w niezrozumiałym dla Polaka języku, puszczając go — Mano var... Uhh... Mam na imię Toris i tak się do mnie zwracaj.
Wtedy doszła do niego myśl: "Może te lata z Litwą nie będą najgorsze?"
Lata leciały, a on starał się nawiązać z Torisem jakiś kontakt. Rozmawiali dużo, zwłaszcza gdy rozmowa schodziła na jazdę konną. Na ten temat oboje mieli sporo do powiedzenia. Prześcigali się w opowiadaniu to o litewskich, to znowu o Polskich lasach. Rzadko kiedy ich pogawędkom towarzyszyła powaga. Feli bał się coraz mniej, co więcej był w stanie zaufać mężczyźnie. Uśmiechnął się szeroko, kładąc nogi na jego kolanach. Co noc, na końcu korytarza spotykali się i udawali na nocną przechadzkę. Zazwyczaj po krótkim spacerze udawali się do któreś z komnat. Siedzieli tam, znowu rozmawiając godzinami. Tak było i tej nocy.
— Oj Liciu, Liciu~ Dzisiejszy dzień był strasznie męczący, ale mimo to i tak nie mam ochoty spać — Westchnął, przymykając oczy. Ziewnął cicho. Dalej trzymał nogi na jego kolanach.
— Nie wygląda, Polsko. Idź spać. Jutro z samego rana masz mszę. Biskup Grot nie będzie zadowolony, jeśli się na niej nie pojawisz
— Jak dasz mi buzi w policzek, to pójdę! Ale wcześniej się mnie nie pozbędziesz
— L-Lenkų jak to tak... Nie mogę... Jestem mężczyzną *Aš negaliu.
— Co z tego? Daj buzi! — Zrezygnowany Litwin w końcu przybliżył się i ucałował jego czoło.
— Liciu! — Zapukał do drzwi jego komnaty. Litwin nie otwierał nikomu przez prawie cały dzień. Zmartwiony Polska nie potrafił przejść obok tych jednych zmartwionych zielonych oczu. Zastukał drugi raz, oczekując tym razem odzewu. Nic. Dalej nic. Wokoło było tak cicho. Oparł czoło o drewniane drzwi.
— Liciek. Jeśli nie otworzysz, to urządzę ci takie krucjaty, że się nie pozbierasz! — Nagle dotarło do niego, że to, co powiedział, było nie na miejscu.
— Toris...- Nagle usłyszał przekręcanie klucza w zamku. Odsunął się od drzwi
— Co? Ty też chcesz mi podokuczać? — Nie był tajemnicą, że na tym dworze wszyscy myśleli o nim jak o kimś gorszego sortu... Jednak z powodu jego stanowiska, nie mogli sobie pozwolić na jawne docinki w jego kierunku. Chodziło głównie o służbę. Kazimierz okazywał Laurinaitisowi bardzo dużo szacunku.
— N-nie... Po prostu nie mogę zasnąć... Może mógłbym wejść? — Zapytał, choć nie liczył powodzenie. Litwin najwyraźniej nie był w nastroju do rozmów. Usunął się z przejścia, pokazując ręką gest znaczący tyle co "wchodź". Blondyn bardzo szybko się rozgościł. Usiadł na łóżku, wcześniej biorąc z półmiska jabłko. Może powinien porozmawiać z ochmistrzem o zachowaniu służących? Litwa ewidentnie czuł się tu źle. Usiadł teraz koło niego. Patrzył na swoje ręce, nie odzywając się nic a nic. Polak nie mogąc patrzeć na jego smutek, odłożył nadgryziony owoc na stolik i przysunął się do Lici od tyłu. Przytulił go mocno, oplatając jego ciało również nogami. Głaskał jego tors.
— Dlaczego nikt mnie tu nie lubi, Polsko? Ja i Aldona jesteśmy tu obcy.
— Nie prawda, Liciu... Jesteście nasi, tutejsi. Totalnie!
— Więc czemu królowa Jadwiga stara się nie doprowadzić do koronacji!? Księżniczka dzisiaj znowu płakała. A ja nie umiem patrzeć na jej smutek. — Na dłonie Polaka spłynęły mokre, litewskie łzy. Jeszcze mocniej do niego przyległ. Nie mógł go teraz puszczać.
— Ciiiii — wyszeptał, nie zaprzestając głaskania.
— Mi jesteś bardzo bliski. Tak bliski, jak tylko można. — Puścił go i zamiast tego, usiadł na jego kolanach. Widział rumieniec na twarzy Litwy. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, łapiąc w dłonie oba chude policzki. Przysunął się i pocałował jego czoło. Tym razem on.
— Teraz ty dostaniesz ode mnie buzi, ale pod jednym warunkiem. Masz więcej nie płakać... — Znowu poczuł łzy na swoich kciukach. Zsunął usta na wysokość nosa. Cmoknął krótko, przenosząc się na policzek — A teraz zamknij oczy.
Rozkazał, po czym wbił się w jego usta, racząc czułym pocałunkiem
— *Aš tave myliu... Lietuva — wymamrotał łamanym litewskim.
— Ja ciebie też... Polsko — opowiedział Litwin
*Aš negaliu - nie mogę
**Aš tave myliu - kocham cię
__________________________
Dajcie znać, czy się podobało~
I korzystając z okazji chciałbym spytać, czy bylibyście zainteresowani drugą częścią, bo miałbym kilka pomysłów
Życzę miłego dnia ^w^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro