Rozdział 7 Impas
Żyć czy się zabić, uciekać czy zostać, tak takie pytania zadaję sobie samej będąc szóstą godzinę z Rozalią na zakupach. Oj Lysiu masz u mnie wielki dług. Tak bo to właśnie Lysander wrobił mnie w te zakupy z pretekstem że mają próbę do koncertu i nie może iść z Rozą. Gad podsunął jej pomysł żeby poszła ze mną. - Nie mogę uwierzyć że byliśmy w tylu sklepach a ty dalej nie możesz znaleźć odpowiedniej sukienki.
Roz:- Najlepsze zostawiłam na koniec. Patrz !
- No i ?
Roz:- To butik brata Lysandra i mojego chłopaka.
- Super w końcu go poznam. Tyle się już o nim od ciebie nasłuchałam. - Weszliśmy do środka sklepu od razu podszedł do nas czarnowłosy chłopak niewiele starszy od nas.
Leo:- Witaj Rozalio
Roz:- Leo ! - Roza rzuciła mu się na szyje całując.
Leo:- Miło cię znowu widzieć.
Roz:- Ciebie też skarbie. A to jest..
- Angel - Wystawiłam dłoń w geście przywitania, chłopak ją chwycił i delikatnie pocałował. Co mnie nieżle zaskoczyło.
Leo:- Witaj jestem Leonard ale proszę mów mi Leo.
- Jasne, a więc to ty jesteś bratem Lysandra.
Leo:- Tak, znasz mojego brata?
- Tak. Chodźmy razem do klasy i czasami przesiaduje na ich próbach do koncertów.
Roz:- A co do koncertu, potrzebujemy mega wystrzałowych sukienek.
Leo:- Chodźcie pokaże wam nawą kolekcję.
- Idźcie sami ja zaraz dołączę muszę zapalić - Szybko wyszłam z butiku. Uff nareszcie chwila spokoju to ciągłe gadanie Rozalii przysparza mnie o ból głowy. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę fajek i zapaliłam jedną. Po wypaleniu papierosa spryskałam się perfumami i zjadłam gumę do życia po czym wróciłam do sklepu. Rozalia przeglądała się przed lustrem podeszłam do niej.
Roz:- No i jak wyglądam? - Odwróciła się w moją stronę.
- Nieźle pasuje ci. Dorzuć jej jeszcze kurtkę, czarną najlepiej. - Zwróciłam się do Leo a on położył jej na ramie czarną ramoneskę. - Świetnie.
Leo:- To prawda wyglądasz piękne kochanie !
Roz:- Naprawdę, dziękuję. No a teraz zajmiemy się sukieneczką dla ciebie.
- Tak jasne jak tam chcecie... zaraz że co, nie ma mowy nie będę nosić żadnych koronkowych słodkich sukieneczek. Złoże spodnie i glany i będzie git.
Roz:- To się jeszcze okaże. -Rozalia i Leo pokazali mi chyba z 50 kiecek ale żadna mi się nie podobała. Niestety ta dwójka się nie poddała.
- Skończyliście już. - Zapytam znudzona.
Leo:- Mam jeszcze jedną, co prawda właśnie ją skończyłem i nie jest z żadnej kolekcji. Ale możliwe że ci się spodoba.
- Ok pokazuj, chce już wrócić do domu. - Leo poszedł do pracowni i wrócił z czarną skórzaną sukienką, jej góra wyglądała trochę jak kamizelka. Naprawdę mi się spodobała.
- No niezła, trafiłeś w mój gust Leosiu. A nie każdemu to się udaje. Weszłam do przymierzalni i włożyłam sukienkę. Była w moim rozmiarze i sięgała mi do połowy uda.
Roz:- Wow wyglądasz...
Leo:- Ostro
Roz:- Dokładnie, chłopaki padną jak cię zobaczą.
Przebrałyśmy się w swoje ciuchy i zapłaciliśmy Leo za sukienki, wyszliśmy z sklepu. Odprowadziłam Rozalie pod jej mieszkanie a na pożegnanie przytuliłam przyjaciółkę i ruszyłam w stronę domu. Po kilku minutach byłam pod domem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybko zjadłam kolację i ogarnęłam się w łazience. Po tym shoppingu z Rozalią nie mam na nic siły, byłam taka zmęczona że nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziła mnie najbardziej wkurwiająca rzecz na świecie. Dzwonek telefonu, szybko chwyciłam do ręki telefon i odebrałam nie patrząc kto się dobija.
***
- Czego !
Ken:- Oj ktoś chyba dostał okresu.
- Oj ktoś ci zaraz przywali.
Ken:- Dobra przepraszam wiem jaka jesteś wrażliwa na te sprawy.
- Dzwonisz do mnie o 6:00 rano żeby pogadać o moim okresie którego nie mam. Człowieku jest sobota daj normalnym ludziom pospać.
Ken:- Chciałem zapytać czy nie chcesz pobiegać w parku. Dawno razem nie ćwiczyliśmy. Ale nie będę namawiać nara.
- Nie czekaj, chętnie dołączę. Po tym co wczoraj przeżyłam dobrze mi to zrobi.
Ken:- Super spotkajmy się o 6:30 przy moście.
- O 7:00 muszę się podnieść z łóżka a to trochę zajmie.
Ken:- W Akademii byś sobie nie pospała.
- Tak tylko już nie jestem w Akademii. Idę się przygotować do zobaczenia.
***
Rozłączyłam się i poszłam do łazienki prysznic, włosy, zęby, makijaż codzienna rutyna nic ciekawego. Ubrałam leginsy i sportowy top a na niego bluzę. Wygrzebałam z szafy buty do biegania i zbiegłam do kuchni. Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Ruszyłam sprintem do parku. Kentin stał na moście z ... psem ? Szybko do niego podbiegłam.
Ken:- Cześć
- Hej - przytuliłam go na powitanie. - Od kiedy masz psa ?
Ken:- Cookiego, od 2 dni.
- Imię tak słodkie jak jego właściciel - podeszłam do zwierzaka i pogłaskałam go po głowie.
Ken:- Dzięki
- Nie mówiłam o tobie ciołku.
Ken:- Domyślam się. Nie przeszkadza ci że wziąłem go ze sobą.
- Oczywiście że nie. Owczarki Niemieckie to bardzo żywiołowe psy muszą się wyszaleć. Tak jak ja, ustaliłeś trasę.
Ken:- Tak chodź pokaże ci. Tylko nadążaj - Biegaliśmy po parku ponad godzinę. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i usiąść pod drzewem w cieniu.
Ken:- Zmęczona ?
- Nie, mogła bym tak cały dzień. Powiem ci więcej dziś naprawdę tego potrzebowałam.
Ken:- To lepsze niż .... ej gdzie jest Cookie ?
- Eee myślałam że jest koło ciebie.
Ken:- Nie nie ma go, COOKIE !
- Na pewno nie odszedł daleko.
Ken:- Mam nadzieję COOKIE !
- Ciastek ! Cookie ! Ej Kentin tam jest , bawi się z innym psem.
Ken:- Co z jakim psem ?
- Takim czarnym patrz tam.
Ken:- O nie nie nie !
Kentin pobiegł do zwierzaków nic nie mówiąc pobiegłam za nim. - Ken czekaj !
Ken:- Cookie chodź tu. Nic ci nie zrobił jesteś cały. - Zaczął sprawdzać czy psiak nie ma żadnych ran czy zadrapań.
- Kentin daj spokój one się tylko bawiły.
Kas:- To prawda gdyby miały się pozagryzać z tej kulki sierści by nic nie zostało. - Za drzewa wyszedł Kastiel i podszedł do nas. A czarny pies usiadł mu obok nogi. - Cześć dziewczynko.
- Cześć chłopczyku. - położyłam dłonie na biodrach. - Ty też masz dziś ze sobą pupilka.
Kas:- To jest Demon i nie nazywaj go pupilkiem.
- Dlaczego wygląda tak slotkooo.
Kas:- Pff... Co tu robisz ... z nim ?
- A od kiedy życie innych cię interesuje ? Byłam pewna że książę ciemności ma na wszystko i wszystkich wyjebane po całości. Czyżbym się jednak myliła.
Kas:- W nielicznych przypadkach interesuję.
- A ten przypadek to ja czy Kentin ?
Kas:- Jeżeli powiem że ty to dostanę odpowiedź.
- Możeee.
Ken:- Będę wracał , Cookie miał na dzisiaj wystarczająco dużo wrażeń.
- Iść z tobą ?
Ken:- Nie trzeba wiesz mieszkam nie daleko , do zobaczenia. - Przytuliłam Kentina zanim odszedł , zostałam sama z czerwonym kretynem i jego zacieszem na gębie.
- Wy się chyba nie lubicie ?
Kas:- Nie specjalnie.
- Nie szykujesz się do koncertu ? Myślałam że chcesz olśnić swoje wierne fanki.
Kas:- Mam jeszcze kilka godzi. A co do "fanek" są wnerwiające.
- Co masz na myśli ? Czy to znaczy że mam wyrzucić moją koszulkę z napisem "KASTIEL LOVE"
Kas:- Serio masz taką koszulkę ? - Zaśmiał się - Wiesz lubię grać na scenie. Ale masa dziewczyn krzycząca moje imię... Zresztą dzisiaj sama zobaczysz.
- A kto ci powiedział że przyjdę. Znam wszystkie piosenki na pamięć widziałam wasze próby po kilka razy.
Kas:- Ja to mówię.
- Skoro Ty to mówisz to się zastanowię. - Co ja kurwa robię ! flirtuje z nim ? Dziewczyno ogarnij się !
Kas:- Dobra powiem to inaczej, przyjdź bo osobiście po ciebie przyjadę i postawie obok mnie przykutą do sceny.
- Tak to dobry powód ale co powiesz na impas. Ja przyjdę ale ty zaśpiewasz na scenie. - Wiedziałam od Lysandra że ma niezły głos. Ale Kastiel nie lubi śpiewać, szczególnie przed innymi.
Kas:- Stoi - Co ?! Od tak się zgodził. Przecież on nie znosi śpiewać przed publicznością. Ale się wkopałam. Wyciągnął rękę w moją stronę, chwyciłam ją a Kastiel przyciągnął mnie do siebie. - Ale ty ze mną - Nic więcej nie dodając pościł mnie odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę. I tak miałam tam iść a jeżeli udało mi się go trochę wykorzystać. Tylko co miał na myśli ze ja razem z nim ? Pewnie dowiem się wieczorem.
Reszta dnia minęła spokojnie o 18:00 wpadła Rozalia i zaczęliśmy się szykować na koncert.
Roz:- Hejjj ! Gotowa zrobić się na bóstwo.
- Chyba tak zależy co masz na myśli. - Zaprosiłam Rozalie do środka.
Roz:- Ładny wystrój, twoi rodzice sami wszystko dekorowali.
- Nie, nie sądzę że by im się chciało, pewne wynajęli dekoratorów wnętrz. Chodź do mojego pokoju. - Weszliśmy na górę i otworzyłam drzwi do pokoju.
Roz:- Jezu dlaczego tu jest tak ciemno !? Czuję się jakbym była w krypcie.
Nie przesadzaj aż tak ciemno nie jest. - Weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Ciepła woda spływająca wzdłuż mojego ciała odprężała mi wszystkie mięśnie. Użyłam moich ulubionych kosmetyków żelu pod prysznic o zapachu jaśminu i różanego szamponu do włosów.
Roz:- Ej Angel wszystko w porządku siedzisz tam 25 minut.
- Tak, zaraz wyjdę. - Wzięłam głęboki oddech i spłukałam piane z ciała, wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Rozalia w tym czasie szperała w mojej szafie.
Roz:- A co to jest ? Jakie to brzydkie.
- To jest mundur, nosiłam go jak chodziłam do szkoły wojskowej.
Roz:- No dobra tylko czemu jest taki brzydki. Moro już od dawna nie jest w modzie. - Przewróciłam oczami i zabrałam strój przyjaciółce po czym odwiesiłam do szafy.
Roz:- No co mam rację!
- Nie będę się z tobą kłócić w sprawach mody Rozo. Siadaj - Posadziłam ją przed toaletką i zaczęłam przeczesywać jej włosy. - masz delikatną sukienkę więc z fryzurą nie będziemy szaleć.
Roz:- Uczeszesz mnie ?
- Co taka zdziwiona, myślisz że nie potrafię. Dobra co powiesz na warkoczę z tej strony a od góry falowane pasemka.
Roz:- Brzmi świetnie.
Zakryłam lustro bluzą żeby Roza mogła zobaczyć co robię tylko efekt końcowy. Czesanie jej zajęło mi kilka minut ale byłam zadowolona z efektów. - Włala !
Roz:- Wow kto cię tego nauczył. Ta fryzurka jest boska !
- Bra... to znaczy czy to ważne, załóż sukienkę a ja się uczeszę. - Roza poszła do łazienki a ja zaczęłam się czesać pod koniec wyszło coś takiego. Myślę że nada się na koncert rockowy.
Nawet nieźle brakuje tylko biżuterii. Otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej pudełeczko W środku były kolczyki w kształcie krzyża i pasujący do nich naszyjnik.
Roz:- I jak wyglądam.
- Świetnie ci pasuje do fryzury.
Roz:- Dziękuję a twoja też jest cudowna dlaczego nie czeszesz się tak do szkoły.
- Dobre rzeczy są wtedy gdy zdarzają się rzadko.
Roz:- Więc teraz ja będę dobra i cię pomaluję. - Roza sięgnęła do swojej kosmetyczki i zaczęła malować mi oko. Później drugie rzęsy szminka itd. Uwinęła się w niecałe 10 minut.
Roz:- Gotowe. Mogłybyśmy otworzyć salon piękności ty byś była fryzjerką a jak kosmetyczką.
- Dam ci znać jak mnie na studia nie przyjmą. A tak w ogóle którą godzina.
Roz:- Czekaj jest, 20:29 ! Zaczynają o 21:00 musimy się pospieszyć.
Szybko ubrałam się w sukienkę wzięłam małą torebkę i wrzuciłam do niej telefon, kasę i fajki. Później szybko założyliśmy buty i wyszliśmy z domu. Rozalia zadzwoniła do Alexa i powiedziała żeby po nas przyjechał był po kilku minutach.
Roz:- Dzięki Alexy że po nas przyjechałeś.
- Tak, w ogóle świetnie wyglądasz.
Al:- Dzięki wy też dziewczyny.
- To gdzie jest ten ich koncert ?
Al:- Tam gdzie ostatnio. W klubie "Moonlight".
Dojechanie zajęło nam pięć minut wysiedliśmy z samochodu Alex'ego i poszliśmy w stronę wejścia ale zatrzymał nas ochroniarz.
Ochr:- Musicie pokazać dowód małolaty.
Al:- Dobra masz, zadowolony
Roz:- Proszę
Nie skończyłam 18-stki. No Zajebiście i co ja teraz zrobię. Podeszłam do ochroniarza mając nadzieję że mnie wpuści. - Słuchaj zostawiłam go w domu. Więc może mnie wpuścisz a ja pokaże ci go następnym razem. - Mówiłam pewnie, jedno zająknięcie i przegrałabym.
Ochr:- Nie wpuszczamy dzieciaków, przyjdź jak podrośniesz. Odeszłam od niego i chciałam zapalić ale podeszła do mnie Roza.
Roz:- Angel wchodzisz czy nie ?
- Nie mam dowodu 18 kończę z 2 miesiące, zakuty łeb, nie wpuści mnie.
Roz:- Kurczę słabo. Pójdę po Kasa on coś załatwi czekaj tu na mnie.
Muszę go przekonać żeby pozwolił mi wejść. Ponownie podeszłam do ochroniarza. - Hej...
Ochr:- Boże znowu ty. Czego chcesz.
- Tak, znów ja. Słuchaj, zapomniałeś już jak to jest być nastolatkiem ? Chce zobaczyć ten zespół.
Ochr:- Słodka jesteś ale już dawno po dobranocce zmykaj do domu.
- Słodkość jest względna, spójrz na mnie wyglądam "słodko" czy raczej na taką co skopie ci dupsko.
Ochr:- Ha ha Dobra mała jesteś twarda łapie. Ale w środku nie ochronie takiej dziewczynki. Słuchaj mój szef decyduje kto wchodzi jasne.
- Jebać te jego zasady !
Ochr:- Nie przyjmujesz odmowy Co?
- Jak widzisz, nie.
Ochr:- Serio myślisz że dałabyś mi radę.
- Tak
Ochr:- A gdybym miał nóż ?
- Żaden problem
Ochr:- Pistolet ?
- Mam to gdzieś
Ochr:- A gdybym miał....
- Mógłbyś mieć miotacz ognia, armia robotów ninja i pieprzonego smoka na smyczy a i tak nakopała bym ci do dupy !
Ochr:- Ha ha ha Poddaję się, jesteś spoko wbijaj.
Z uśmiechem na twarzy ominęłam go i weszłam do środka. Gdzie było masę ludzi kompletnie nie wiedziałam w którą stronę pójść. Wtedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam Kastiela który prowadzi mnie za scenę byli tam wszyscy nasi znajomi.
Kas:- Co to było. - Zaśmiał się.
- Ale o czym ty mówisz ?
Kas:- Nie udawaj że nic się nie stało. Wszystko widziałem.
- I co wywnioskowałeś ? - Kastiel pochylił się na de mną i zaczął szeptać przez co tylko my słyszeliśmy co mówił.
Kas:- Byłaś zajebista dziewczynko.
- Dzięki - Zrobiłam krok w tył żeby nie stać tak blisko niego. Ale po chwili dołączyli do nas Lysander i Lynn.
Lys:- Kastiel musimy już iść.
Ly:- Powodzenia. - Dziewczyna stanęła na palcach i pocałowała białowłosego w policzek. Po czym się oddaliła.
Kas:- Jasne........
Ciąg dalszy nastąpi...
Pamiętaj o ⭐ która motywuje
I komentarzu 💭 co opinie pokazuje
29.08.2019
2443 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro