Rozdział 4 Stara przyjaźń nie rdzewieje
Obudził mnie głos mamy która przeczesywała moje włosy. Pierwszą myślą było. " Jeszcze jest wcześniej dajcie mi spać ! W Akademii o 5 rano musiałam być już na nogach. Niech przynajmniej tu dadzą mi pospać.
Mama:- Skarbie musimy już jechać .
Tata:- Wpłaciłem ci na konto 500€. Jeżeli coś się stanie dzwoń od razu i odbieraj też telefony od nas. Żadnych imprez czy to jasne.
- Tak - Mruknęłam zaspana. I szczerze mówiąc to praktycznie nie słyszałam co powiedział.
Mama:- My już idziemy bo na samolot się spóźnimy.
Gdy wyszli z pokoju dalej położyłam się spać budzik zadzwonił o 6:00. - Cholera za dwie godziny lekcje. - Wstałam z łóżka i ubrałam się w leginsy oraz stanik sportowy z wzorem moro, do tego białe adidasy, włosy związałam w wysokiego kucyka i założyłam jeszcze czarną nerkę do której włożyłam telefon i klucze od domu. Wybiegłam wcześniej zamykając drzwi. Poranny jogging czas start. Biegłam wzdłuż osiedla a później wbiegłam do parku. Był obszerniejszy niż mi się zdawało postanowiłam odpocząć chwilę i usiadłam nad jeziorem w którym pływały łabędzie, wokół rosły kwiaty stokrotki, koniczyna i mlecze, a wierzby spuszczały nisko gałęzie tak jakby się kłaniały. Było naprawdę uroczo. Wyjęłam z nerki telefon by sprawić godzinę, niestety nie pomyślałam by zabrać zegarek. 7:20. Wyświetliło się na ekranie. Postanowiłam już wracać, biegłam prosto sprintem więc dotarcie do celu zajęło mi mniej niż 10 min. Od razu zdjęłam przepocone ciuch wrzucając je do kosza na pranie. Wyskoczyłam do wanny która była oszklona i wzięłam prysznic, ciepła woda spływała po moim ciele. Kiedy się wysuszyłam szybko pobiegłam do szafy jednak usłyszałam pukanie do drzwi więc poszłam je otworzyć nie spodziewałam się gości a zwłaszcza takiego. - Co ty tu robisz ? Już się stęskniłeś.
Kas:- Nie mów że nie czekałaś.
Zilustrował mnie wzrokiem. Kurwa jestem w samym ręczniku który ledwo zakrywa mi piersi i pół dupy. A tak ciężko założyć szlafrok. - Błagam bez komentarza. - Poprawiłam ręcznik
Kas:- Jak chcesz. A wracając do twojego pierwszego pytania to... przejeżdżałem tędy i pomyślałem że pójdziemy razem do budy.
- Co ty zrobiłeś. Pomyślałaś tak ? - Zakpiłam z niego, na co tylko westchnął.
Kas:- Dobra nie pierdol i idź się ubrać. Ale jak chcesz paradować przy mnie w ręczniku resztę dnia nie powiem nie. Wyglądasz kurwersko seksownie. Tak seksownie że mam ochotę go z ciebie zerwać.
- Spierdalaj. - Odpowiedziałam i chciałam zamknąć drzwi ale ten postawił nogę w przejściu uniemożliwiając zamknięcie mi ich. Siłowaliśmy się chwile. Niech sobie nie myśli, jestem tak silna jak i on.
Kas:- Wpuść mnie. - Powiedział pewnym siebie głosem. Puściłam drzwi i odskoczyłam w bok. A ten runął w przejściu. - Nie o to chodziło.
- Naprawdę ? - Klękłam przy nim - Przepraszam chyba źle zrozumiałam. Dobra zaczekaj tu a ja się ubiorę. Pobiegłam do pokoju ubrałam się uczesałam i zrobiłam makijaż.
Gdy zeszłam na dół Kastiel siedział na sofie i przeglądał album. - Nie ma tam moich nagich zdjęć, odpuść sobie.
Kas:- Dlaczego ?
- Bo to album rodziców więc najwyżej możesz znaleźć zdjęcia mojej matki. - Z prędkością światła odłożył go na miejsce. Kiedy na mnie spojrzał dziwnie się uśmiechnął.
Kas:- Niezłe ciuchy. - Skomentował szczerze. Cóż nie wyczułam by kłamał.
- Dziękuję - Uśmiechnęłam się i poprawiłam kurtkę. Wyszliśmy z domu, zamknęłam drzwi na klucz i wsadziłam go do torby. Odwracając się w oczy rzucił mi się czarny motor, a dokładniej ściągacz. Chłopak dumnie opierał się o swoją zabawkę.
Kas:- Wsiadaj dziewczynko.
- Masz drugi kask ? - Zapytałam gdy ten wskoczył na motor.
Kas:- Wcale go nie mam, no wsiadaj już.
- Zabij mnie a ci kurwa nie daruje. - Usiadłam z tyłu i złapałam go za kurtkę. Ruszył z piskiem opon, od razu przyspieszając do maksymalnej prędkości. Objęłam czerwonowłosego w pasie i położyłam głowę na jego plecach. Nie bałam się szybkiej jazdy, tylko że zlecę. Kiedy już trochę się przyzwyczaiłam poluźniłam uścisk i przestałam się tak tulić do jego kurtki. Zatrzymał się na parkingu liceum. Puściłam go i zeskoczyłam z motoru. - A szybciej zapierdalać to nie umiesz. Prawie jebłeś w tego tira.
Kas:- Nie mów że się bałaś.
- Nie bałam się. Ja się niczego nie boję.
Kas:- Taa jasne. To po co się tak do mnie tuliłaś.
- Bo zapierdalałeś jak głupi i mogłam spaść. Co teraz mamy ?
Kas:- Yyy chyba Matme.
- Idziemy ?
Kas:- Nie
- Nie. - Odpowiedzieliśmy jednocześnie. - Fajnie że się zgadzamy to co kawa w kafejce obok. - Kastiel skinął głową na tak, więc ramię w ramię ruszyliśmy w stronę kafejki postanowiliśmy usiąść na tarasie bo słońce przyjemnie dziś grzało. Ledwo usiedliśmy przy stoliku a już podeszła do nas kelnerka. Była to młoda dziewczyna pod fartuszkiem z logo kawiarni miała różową sukienką. Jej Brązowe włosy ozdobione jednym błękitnym pasemkiem były spięte w kok kilka kosmyków opadało jej na twarz. Uśmiechnęła się flirciarko w stronę mojego towarzysza.
Kel:- Dzień dobry czy mogę przyjąć zamówienie.
Kas:- Czarną kawę.
- Ja poproszę Latte Mecchioto.
Kel:- Może ciasteczko do kawy. Mamy najlepsze ciastka w mieście.
Kas:- Nie. Kawa wystarczy.
Kelnerka odeszła kręcąc dupą jak modelka na wybiegu zacisnęłam wargi żeby nie roześmiać się jak głupia. - Leci na ciebie. - Powiedziałam oglądając lakier na paznokciach.
Kas:- Jak każda w tym mieście.
- Książę ciemność się znalazł.
Kas:- Książę co ?
Kel:- Proszę pana kawa. - Pochyliła się mu nad ramieniem kładąc kubeczek na stolik. - A to dla pani.
Kas:- Dzięki. - Kastiel puścił jej oczko uśmiechając się flirciarsko, a ta odeszła chichocząc. Zaśmiałm się cicho widząc tę scenę. - Gadaliśmy chwile na różne temat, a właściwie do puki pani kelnereczka Kastiela nie przyniosła rachunku za nasza kawę, wyjęłam portfel żeby zapłacić. Ale chłopak mnie ubiegł. - Ja płace, ty na drugiej randce. - Wyjął 20 € i włożył je do środka menu podając kelnerce. Ta odeszła już nie tak zadowolona jak 5 minut wcześniej.
- To randka ?
Kas:- A co, podoba ci się.
- Gdybym wiedziała nie przyszła bym.
Kas:- Rodzice cię nie nauczyli że nie wolno kłamać Aniołku.- Powiedział uśmiechając się nonszalancko.
- Nigdy nie dostawałam od nich zbyt dużo uwagi wiec muszę ci odpowiedzieć że nie. Dobra, powinniśmy już wracać do szkoły za 10 minut kończy się pierwsza lekcja.
Kas:- Chce ci się.
- Za cholerę. Ale głupio opuszczać drugi dzień. Zaraz blondasek pewnie będzie się czepiać że ledwo przyszłam a już wagaruje. A z tego co widziałam jest sztywny jak księgowy w gipsie.
Kas:-... ta
- Kas idziesz ze mną, czy czekasz na tą kelnerkę !
Kas:- Nie wkurwiaj mnie.
- Jak sobie życzysz Książę ciemności.
Kas:- Książę Ciemność ? Pff skąd ty to wzięłaś ?
- Oglądałeś Lucyfera ?
Kas:- Nie ?
- Powiedzmy że to taka przystojniejsza wersja ciebie.
Kas:- Przykro mi ale to niemożliwe. - Zrównał ze mną krok i objął mnie ramieniem. Zatrzymałam się rzucając mu spojrzenie typu zabierz tą łape. Na co jedynie się uśmiechnął unosząc kąciki ust.
- Jak duże powodzenie masz w szkole ?
Kas:- A co ? - Zsunął dłoń nisko na moje plecy ale nie zupełnie na tyłek.
- Nic, tak pytam. - Dotarliśmy do liceum kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę poszłam z Kasem pod drzewo. Gadałam z czerwonym dopóki ktoś nie zakrył mi oczu.
...:- Zgadnij kto to ?
- Jakiś pedofil - Postać odkryła mi oczy odwróciłam się i zobaczyłam Kentina mojego najlepszego przyjaciela. Od razu rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam. Chodziliśmy razem do szkoły wojskowej. Przez pół roku nasza znajomość przerodziła się w przyjaźń. Jest dla mnie jak brat zawsze mi pomagał i zawsze się razem pakowaliśmy w kłopoty. - Kentin !
Ken:- Też tęskniłem. Słyszałem że w szkole jest nowa dziewczyna. Ale dopiero kiedy Armin powiedział mi że to ty postanowiłem cię znaleźć. Słyszałem że postawiłaś się Delaney no pięknie ledwo przychodzisz a już pół liceum o tobie mówi.
- Dzięki. No patrz a ja o tobie nie słyszałam nic w przeciwieństwie do Akademii. Tu nie jesteś we wszystkim najlepszy co. - Dalej staliśmy w swoich objęciach. On trzymał mnie w wcięciu talii a ja obejmowałam dłońmi jego kark.
Ken:- Byłem najlepszy bo ty mi pomagałaś i kibicowałaś.
- Weź mi tu nie słodź, wiesz jak tego nie lubię.
(DZWONEK)
Ken:- Idziemy na lekcje.
- Prowadź, teraz chemia ciekawe czy Delaney znowu weźmie mnie do odpowiedzi. Kas idziesz ! Kastiel ? Gdzie on jest ?
Ken:- Nie przejmuj się nim on zawsze się zrywa. Chodźmy nie chcę się spóźnić. - Poszliśmy na chemię Delaney tym razem nie chciała ze mną rozmawiać trochę smutno.
Delaney:- Może panienka Wings nam powie.
- Już myślałam że Pani o mnie zapomniała.
Delaney:- Co to jest "Dysocjacja Zasad "
- Zasady w roztworach wodnych dysocjują na aniony wodorotlenkowe i kationy metali np.
NaOH › Na+ + OH-
Ca(OH)2 › Ca2+ + 2OH-
NH3 + H2 O › NH4+ + OH-
Coś jeszcze dodać .
Delaney:- Nie trzeba. - Lekcję minęły normalnie na każdej przerwie rozmawiałam z Kenem cieszyłam się że spotkałam najlepszego przyjaciela.
Ken:- Coś cię gryzie ?
- Nie
Ken:- Widzę nie oszukasz mnie. Jesteś przygnębiona.
- Nie jestem przygnębiona tylko. . . znudzona. Może wpadniesz do mnie rodzice wyjechali A mi nie chce się siedzieć samej w domu.
Ken:- Jasne napiszę tylko do ojca że później wrócę. - Przez chwile stukał coś w telefonie. - Ok możemy iść.
Droga zajęła nam 5 min. Ścigaliśmy się niestety Ken wygrał bo mi się zachciało ubierać buty na szpilce.
Ken:- Wygrałem !
- Bo miałeś szczęście że nie założyłam normalnych butów.
Ken:- Co proponujesz dogrywkę.
- Czemu nie... rzucanie do celu.
Ken:- Nie mam ze sobą noża.
- Mam w domu kilka pożyczę ci. To jak wchodzisz.
Ken:- Przygotuj się na przegraną.
Poszliśmy do ogrodu na drzewie namalowałam tarcze czerwoną farbą w spraju a Ken wyznaczał odległość. Skoczyłam do pokoju i z pudełka schowanego pod łóżkiem wyciągnęłam dwa noże bojowe. Miałam w nim też kastety. I pistolet 167,64 mm. Długość lufy 88,9 mm. Waga 595 g. Magazynek 10. Mój kochany sprzęt z Akademii. Ivo, nasz opiekun pozwolił mi go zabrać dał mi też papiery na posiadanie broni. Oddała bym wszystko by tam wrócić.
Wróciłam do ogrodu Kentin leżał na trawie. Wyciągnęłam nóż z pochwy i powoli podkradłam się do niego. Będąc wystarczająco blisko skoczyłam na niego z bronią w ręku.
Ken:- Mam cię. - Był szybszy chwycił mnie za ramiona i powalił na trawę. Po czym przysiadł na moich biodrach i ujmując mocniej moje nadgarstki trzymał je nad moją głową drugą ręką wyrwał mi nóż i podłożył ostrze pod gardło.
- Cholera - Nie mogłam się wyrwać, był silniejszy.
Ken:- I co teraz Angel Vanesso Emilio Wings.
- Spierdalaj. I nie mów do mnie w trzech imionach wiesz że tego nie lubię.
Ken:- Naprawdę myślałaś że ten prosty atak zadziała. Proszę cię, zacznij się starać. Nie poznaje cię.
- Dobra, dobra wygrałeś a teraz zabierz ten nóż, niedawno go ostrzyłam.
Ken:- Myślisz że zrobił bym ci krzywdę ?
- Nie. Ale teraz jak tak na mnie siedzisz to sąsiedzi pomyślą że chcesz mnie zgwałcić.
Ken:- A jeśli naprawdę chce.
- Co ? Zgwałcić mnie ?
Ken:- No
- To idź przynajmniej do mieszkania żeby sąsiedzi nie widzieli mnie gołej.
Ken:- Ale ty głupia jesteś.
- Pff. Dobra złaź brzuch mnie boli. - Zrobił tak jak powiedziałam. A później zaczęliśmy grę w rzutki tylko taką w naszym stylu. - Ja pierwsza ... 40p pobijesz to .
Ken:- Z łatwością ... 30p cholera.
- Nie przejmuj się i ... poddaj bo 50 wcelowałam.
Ken:- Zawsze byłaś najlepsza w rzutach ... 40.
- Dużo ćwiczyłam.
Ken:- Dalej strzelasz z łuku ?
- Rzadko, ale tak, nie mam gdzie.
Ken:- Dalej potrafisz "Tella".
- Nie wiem minął prawie rok. Ale wiesz zawsze można sprawdzić.
Ken:- Ufam ci ale w tym nie pomogę.
- Rozumiem - Graliśmy i rozmawialiśmy że sobą kilka godzin przerwał nam dopiero dzwonek mojego telefonu, odebrałam.
***
- Hallo
Kas:- Gdzie ty jesteś czekam pod twoimi drzwiami.
- W ogrodzie, nie słyszałam dzwonka.
Kas:- To chodź tu.
- Już idę ci otworzyć, nie gorączkuj się tak.
***
- Przepraszam nie słyszałam dzwonka .
Kas:- Zabieraj sprzęt i idziemy.
- Chwila. - Pobiegłam do pokoju po gitarę.
Ken:- Gdzie ty ją zabierasz ?
Kas:- Co cię to obchodzi.
Ken:- Ona nigdzie z tobą nie pójdzie.
- Jestem możemy iść. Dlaczego się tak dziwnie uśmiechasz ?
Kas:- Bez powodu.
- No dobra, Kentin jutro też się zobaczymy.
Ken:- Jasne do zobaczenia, cześć Kastiel.
Kas:- Tak nara.
Kentin pocałował mnie w policzek i wyszedł z domu. To było dziwne on się tak nigdy nie zachowywał chyba nie specjalnie lubi się z Kasem. Chwilę później i my wyszliśmy.
Kas:- Daj poniosę ją.
- Nie jestem niepełnosprawna. Poradzę sobie.
Kas:- Nie chciałem popsuć waszej randki.
- To nie była randka. Kentin jest dla mnie jak brat, nigdy nic do niego nie czułam. - Gadaliśmy resztę drogi o jakiś pierdołach. Zatrzymaliśmy się dopiero pod szkołą. - Co my tu robimy.
Kas:- W piwnicy mamy swoje studio jest tam niezła akustyka. Musisz tylko przeskoczyć przez mur dasz rade czy cię podsadzić.
- Chodziłam do Akademii sił zbrojnych, myślę że nie dam rady. - Cofnęłam się żeby wziąć rozpęd gdy przy nim byłam podparłam się i przeskoczyłam mur Kastiel dołączył kilka sekund później.
Kas:- Byłaś w wojsku ?
- Cztery lata.
Kas:- Znudziło ci się że odeszłaś.
- Nie. Gdybym miała wybór została bym tam. Zostałam wysłana na douczanie. Uparli się żebym zdała maturę. Ja miałam to w dupie ale rodzice się uparli. Chciałam wrócić, stwierdziłam że jak wywalą mnie ze szkoły to później zostanę odesłana. Ale nie wyszło, fakt z liceum mnie wywalili ale później przeniosłam się tu, i zaczęłam szkołę na nowo.
Kas:- Wywalił cię ? Za co ?!
- A no wiesz trochę tego było. Palenie na terenie szkoły, wyskakiwanie z zajęć przez okno, przeklinanie, bójki, graffiti, niszczenie mienia szkolnego, obrażanie nauczycieli i patrona szkoły, ale chyba wpadłam kiedy podpaliłam basen. - Wyliczałam na palcach.
Kas:- O kurwa. A to mnie dyra ma za degenerata. Dalej planujesz tam wrócić ?
- Tak, i to jak najszybciej. Możemy o tym nie gadać. Dopada mnie nostalgia. - Weszliśmy do szkoły i poszliśmy do piwnicy która była na końcu korytarza pod schodami. W środku już byli Armin który siedział przy perkusji ale oczywiście grał na konsoli. I Lysander który zapisywał coś w swoim notatniku. - Cześć chłopaki.
Arm:- Siema. Ej co ty tu robisz.
- Odkryłam wasze tajne miejsce.
Lys:- Angel przyszłaś na naszą próbę ?
- Tak dzisiaj robię wam za widownie.
Kas:- Ma niesamowity głos i umie grać. Pokaż im dziewczynko.
- O nie najpierw wy zagracie swoje piosenki, a później ja się zastanowię czy coś wam zagrać.
Arm:- Spoko tylko zacznijmy już. Mam do przejścia nowy poziom.
Chłopaki ustawili się przy instrumentach a Lysander chwycił mikrofon. Zaczęli grać piosenka była śliczna Lysander ma wielki talent mówiąc tu jego czystym anielskim głosie. Armin traktował walenie w bębny jak granie na konsoli tylko że tu uderzał pałeczkami a nie w przyciski, każdy jego ruch był idealnie zgrany. Kastiel za to nadawał im ostrości. Każde szarpnięcie strun wydobywało czysty melodyjny dźwięk.
Arm:- I jak się podobało.
- Byliście świetni
Lys:- Miło nam to słyszeć.
Kas:- Twoja kolej, bierz gitarę i pokaż co umiesz.
- Niech będzie - Wyjęłam gitarę z futerału i weszłam na scenę. Usiadłam na jednej z skrzyń instrument położyłam na kolana. Układając palce na strunach i gryfie zaczęłam grać.
All I see is
Shattered pieces
I can't keep it hidden like a secret
I can't look away!
From all this pain in a world we made!
Everyday you need
A bulletproof vest
To save yourself from what you could never guess!
Am I safe today?
When I step outside in the wars we wage!
Our future's here and now,
Here comes the countdown!
Sound it off, this is the call!
Rise in revolution!
It's our time to change it all,
Rise in revolution!
Unite and fight, to make a better life!
Everybody one for all,
Sound off, this is the call, tonight, we rise!
Rise.
Tonight, we rise
Rise.
Tonight, we rise!
Like a hand grenade,
Thrown in a hurricane,
Spinning in chaos,
Trying to escape the flame,
Yesterday is gone!
Faster than the blast of a car bomb!
And when the scars heal,
The pain passes,
As hope burns, we rise from the ashes!
Darkness fades away!
And a light shines on a brave new day!
Our future's here and now,
Here comes the countdown!
Sound it off, this is the call!
Rise in revolution!
It's our time to change it all,
Rise in revolution!
Unite and fight, to make a better life!
Everybody one for all,
Sound off, this is the call, tonight, we rise!
Gdy skończyłam popatrzyłam na chłopaków żaden nic nie powiedział. Lysander i Armin spojrzeli na siebie a Kastiel posłał mi głupi uśmieszek. Ta niepewność mnie dobija. Nawet nie mogę nic wyczytać z ich twarzy. - Chyba nie było aż tak źle, co ?
Lys:- Masz świetny głos .
Arm:- Cała jest świetna !
Kas:- Chcesz dołączyć.
- Co ?!
Lys:- Czy chcesz dołączyć do zespołu.
Arm:- Przyda nam się druga gitara nie mówiąc o twoim anielskim głosie.
- O nie, nie, nie, nie, nie. To wasz zespół. A ja się do tego nie nadaję. Jesteście świetni po co to zmieniać. - Jakbym nie miała co robić tylko pchać się na scenę.
Lys:- Nie będziemy cię namawiać jeśli naprawdę nie masz ochoty ale....
Kas:- Zastanów się nad tym. Serio potrzebujemy drugiej gitary.
- Zgoda pomyślę, ale chce jeszcze jeden koncert.
Arm:- Pff to się nazywa wyzysk.
- Może... ale to nie zmienia faktu że chce posłuchać jeszcze raz. - Zaczęli kolejną piosenkę są naprawdę dobrzy nie wiem po co im ja. - Nieźle ale mogło byś lepiej.
Kas:- Naprawdę jak ?
- Moglibyście zagrać bez koszulek. - Uśmiechnęłam się do nich. A oni się zaśmiali.
Kas:- Dla fanek wszystko.
- Ej ja żartowałam, nie rozbierać mi się tu !
Lys:- Hahaha
Arm:- Hahaha
Próba skończyła się o 23:00 wszyscy wyszliśmy z piwnicy a Lysander zamknął ją na klucz. Weszliśmy na dziedziniec znowu musieliśmy skakać prze ogrodzenia. Co nie było dla mnie problem. Każde z nas poszło w swoją stronę. A moja prowadziła prosto do domku.
Ciąg dalszy nastąpi...
Pamiętaj o ⭐ która motywuje
I komentarzu 💭 co opinie pokazuje
13.07.2019
2968 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro