Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32 Wspólny wieczór

Staliśmy na środku pustego korytarza. Obejmowałam Kastiela w pasie, chowając twarz w jego ramieniu. I słuchałam miarowego bicia jego serca. Chłopak bawił się moimi włosami, wodząc palcami po moim karku. To odprężało, lepiej niż najlepszy masaż. Czułam ciepło jego ciała i zapach jego pieknych perfum. A po za tym, było mi przy nim bezpiecznie.

Kas:- Nic ci nie zrobił ? - odezwał się w końcu, przerywając cisze która sama nie wiem jak długo trwała. Straciłam poczucie czasu.

- Nie.

Kas:- Jesteś pewna ? Zawsze mogę tam wrócić i złamać mu kolano ? - zachichotałam, czy on naprawdę chce zgrywać teraz rycerza. - Możesz mi, przynajmniej wytłumaczyć, co to do cholery było. Znasz ich ? - dopytywał, powstrzymałam się od westchnięcia z niechęci.

- Nie ma o czym gadać.

Kas:- Chodź zapalić. - kiwnęłam głową. Zeszliśmy z pietra, wchodząc do podziemi i czasem naszego małego studia. Usiadłam na prowizorycznej scenie, którą szkoła używała w apelach. Kas usiadł obok podając mi pudełko z papierosami. - Jesteś jeszcze bladsza niż na górze - wysnuł kładąc mi dłoń na czole - może zaprowadzę cię do pielęgniarki.

- Wszystko jest okej. Jeden durny incydent nie robi ze mnie rozryczanej baby z trwałości porcelany.

Kas:- Wiesz co oznacza skrót okej. Otępiały. Klinicznie. Emocjonalnie. Jebnięty. - parsknęłam śmiechem z tego podsumowania, było w tym trochę racji. - Przynajmniej ty, nie wmawiaj mi kłamstw - warknął zirytowany. - Kim on jest, że doprowadził cię do takiego stanu. - Czując że raczej nie odpuścić, a ja nie mam nic do stracenia poza dumą. Zaczęłam tłumaczyć, unikając szczegółów.

- Mikaela Grifword. Albo teraz raczej Blair. - oparłam się plecami o ścianę, podciągając kolana pod brodę. Kas przesunął się bliżej mnie. Widziałam w burzowych oczach chłopaka niepokój. Ale też ciekawość, czekał na wyjaśnienie. - On i jego durna siostrzyczka... trochę utrudniali mi życie za czasu gimnazjum. Nic wielkiego.

Kas:- Czekaj, znęcali się nad tobą ?

- Eh. Wolałbym o tym....

Kas:- Gadaj. Nie odpuszczę ci ! - jego ostry ton, postawił mnie do pionu. Nie mogę się rozklejać, nie jestem już taka. Odetchnęłam głęboko, nim zaczęłam mówić.

- Miriam robiła ze mnie pośmiewisko przed całą szkołą. Niszczyła i kradła moje rzeczy, wyśmiewała, drwiła, kilka razy mi przyłożyła twierdząc, że to "było zabawne" Jej braciszek był nie lepszy, przez tę dwójkę miałam jakiś czas stany lękowe, nie chodziłam do szkoły. budziłam się w nocy, nie mogąc zasnąć.  Na początku Luke mnie przed nim bronił. Jak to brat. Jednak później wyjechał, zostałam sama. A jako głupia 14 latka, ciężko było u mnie z pewnością siebie. To przez nich poszłam do szkoły Wojskowej. Chciałam umieć, sama się obronić. No i chciałam się jak najszybciej stamtąd wynieść.

Kas:- Nigdy o tym nie mówiłaś.

- Mówie teraz. To przeszłość której nie chciałam odkopywać.- położyłam place na czole. - Myślałam że już będę miała z nimi spokój. I w ogóle bym ci tego nie powiedziała, ale nie chce mieć sekretów przed chłopakiem. Zależy mi na tobie, i na tym co jest pomiędzy nami. Pamiętasz gdy pytałeś, jaka byłam przed szkołą wojskową ?
Byłam niedołęgą, która nigdy nie umiała się postawić.

Kas:- Bezkonfliktowa Angel. To coś niespotykanego - szturcham go łokciem w ramie czując że się nabija. - Nie ukrywaj przede mną takich rzeczy. Jeśli mogę, chce ci pomóc. - czule pocałował mnie w czoło.

Zaskoczył mnie, myślałam że uzna to za żałosne. Że będzie się nabijał. W końcu zawsze się nabija. Zamiast tego próbuję mnie wspierać. Chodź wcale na to nie zasługuje. - Chcesz żebym odprowadził cię do domu.

- Nie. Już mi lepiej. Dzięki za wsparcie. A co z twoją oceną ? - zapytałam, chcą urwać i zapomnieć temat, mojej żałosnej przeszłości. Wyciągnął z kieszeni zgniecioną kartkę. Był to wykaz ocen półrocznych. - Nie wierzę, masz 4 na półrocze z chemii ?! A to niby ze mnie kujon.

Kas:- Dorównujesz średnią gospodarzykowi. Wiec tak, kujonka z ciebie. Mimo wszystko, dzięki za pomoc, to lepsze uczucie niż myślałem. - Już dawno zauważyłam że Kastiel jest naprawdę inteligentny. Po prostu opuszcza za dużo zajęć, gdyby regularnie chodził do szkoły, jego oceny byłyby powyżej średniej.

- Nie spodziewałam się że dobra ocena tak cię ucieszy. Wiesz... - Chciałam powiedzieć coś jeszcze, lecz słowa ugrzęzły mi w gardle, gdy Kastiel przejechał językiem po moich wargach, prosząc o dostęp. Ochoczo rozchyliłam usta. Przejechałam językiem po jego podniebieniu bo chyba dalej nie zauważył mojej ozdoby na nim. Odsunął się niespodziewanie. Spoglądając na mnie, swoimi przeszywającymi szarymi oczami.

Kas:- Wystaw język - rozkazał, wiec już zauważył. Zrobiłam co powiedział, uśmiechając się przy tym głupkowato. Szok na jego twarzy, gdy zobaczył ozdobę, rozbroił mnie. Zaczęłam się śmiać z jego reakcji. - Kurwa. Zrobiłaś sobie kolczyk ?

- No.

Kas:- Dla mnie ? - sugestywnie uniósł jedną brew, posyłając mi uwodzicielskie spojrzenie. Miałam wrażenie że myślał teraz wyłącznie o jednym. Mnie, klęczącej przed nim.

- Może ? - odparłam obojętnie, trochę tajemniczo. Chciałam mieć ten kolczyk, ale też chciałam żeby mu się podobało. Wiec trochę mnie rozgryzł.

Kas:- Znaczy dla mnie.

- Schlebiasz sobie. Znam ten wyraz twarzy. Masz kosmate myśli.

Kas:- Chcesz je poznać - Nie minęła sekunda, a znów wpił mi się w usta. Tym razem bardziej zachłannie. Położył dłoń na moim karku, odbierają możliwość odsunięcia się. Poczułam przy tym dreszcz, przechodzący po moim kręgosłupie w dół. Drugą złapał mnie za biodro zachęcając, bym usiadła na jego kolanach. Przyjęłam propozycje, obejmując ramionami jego szyje i cicho mrucząc w jego usta. Zachłannie napierałam na jego wargi. Nabierając powietrze do płuc, przy każdej możliwej chwili. Starałam się, pokazać mu jak tęskniłam przez te dni.

Ar:- Znajdźcie sobie jakiś pokój ! - oderwaliśmy się od siebie niczym poparzeni prądem, jednocześnie spoglądając w stronę skąd dochodził męski głos.

Kas:- Nie macie co robić debile ! - wrzasnął na czwórkę której uśmiechy nie schodziły z ust. Armin zaśmiał się złośliwie a Alex i Roza wyglądali jakby tylko czekali na rozkręcenie się wydarzeń.

- Jak długo wy tam siedzicie ? - próbowałam zejść z kolan chłopaka, ale kiedy tylko się ruszyłam, on przyciągnął mnie za biodra do swoich. Co nie uszło niczyjej uwadze. Zagryzłam zęby, próbując nie pisnąć, czując jak moje udo styka się z jego kroczem. Serce mi bije jak szalone.

Al:- A wy ? - oczy Alexa zabłyszczały.

Lys:- Dopiero przyszliśmy. Jest zebranie nauczycieli i puszczają nas wcześniej do domów.

Roz:- Idziemy do parku na łyżwy, chcieliśmy was zabrać ale macie ciekawsze zajęcie. To my was zostawimy - Dziewczyna puściłam oczko uśmiechając się. Pociągnęła Lysandra i Alexgo za ramie do wyjścia. Armin poszurał za nimi.

- Idziemy ?

Kas:- Mam tu ciekawsze zajęcie niż jakaś ślizgawka. - wsunął dłonie pod moją koszulkę i wtulił twarz w zagłębienie szyi. Przejechał nosem po ścięgnach, na co zaczęłam się śmiać. - Mówiłaś że nie masz łaskotek - cyniczny uśmieszek przeszedł jego usta. Ocucona złapałam się dłonią za to miejsce.

- Bo nie mam. A przynajmniej tak myślałam. - wyszczerzył się złośliwie a mieniące się podekscytowaniem oczy zdradzały wewnętrzny entuzjazm chłopaka. - Dobra, dogońmy ich póki jeszcze się da. - Jego entuzjazm, wprawiał mnie w lekkie zakłopotanie.
Oblizałam usta, dalej czując na nich jego smak, smak który nie można z niczym porównać.

Dołączyliśmy do przyjaciół którzy czekali na dziedzińcu. Nie obyło się oczywiście, od głupich komentarzy rzucanych z podtekstami w naszą stronę. Później już całą siódemką poszliśmy w stronę parku. Bo Alex zwerbował jeszcze Kentina, który był akurat przy bramie szkoły.

~☆~☆~☆~

W centrum parku było postawione ogromne lodowisko. Było tu też kilka straganów z jedzeniem i ławki piknikowe. Na szczęście dla nas nie było też zbyt wielu osób. Rozglądałam się zaciekawiona.

- Tak jest każdej zimy ?

Roz:- Tak. Miasto wszystko organizuje ? Nie byłaś tu podczas świąt ?

- Nie miałam okazji.

Roz:- Żałuj. Urządzają naprawdę świetny jarmark. - Nie potrafię zrozumieć jej podekscytowania.

- Jeździłeś kiedyś na łyżwach ? - pytałam czerwonowłosego stojąc w kolejce przed wypożyczalnią łyżew. Aktualnie byliśmy ostatni.

Kas:- Kilka razy. A ty nie ?

- Nie. - w końcu przyszła moja kolej, podałam kobiecie numer buta a ta podała mi białe, figurowe łyżwy za których wypożyczenie trzeba było zapłacić. Usiadłam przebierając buty. Wszyscy byli już na lodzie. Tylko Armin odmówi, wolał wypić czekoladę i pograć na konsoli, pilnował też naszych rzeczy.
Wstałam lekko się chwiejąc. Jeździłam na rolkach, ale płozy to nie to samo co kółka.

Ken:- Pomóc ci ? - zaoferował ze śmiechem, widział że nie mogłam złapać równowagi.

- Nie dziękuję, radzę sobie - wchodząc na lód cały czas trzymałam się barierki. Byłam przyzwyczajona do upadków i podświadomie czułam, że wrócę dziś do domu cała poobijana.

Ken:- Na pewno nie chcesz wsparcia ?

- Zamknij się, dam radę. Skąd umiesz na tym jeździć ?

Ken:- Jak byłem dzieckiem, mama zabierała mnie na łyżwy. - zrobił wokół mnie kółko, pokazując że umie także jeździć tyłem. - No już nie bądź uparta i daj rękę. - zdesperowana zamknęłam oczy i wyciągnęłam dłoń. Złapał mnie za nadgarstek i stanowczo przyciągnął do siebie. Zderzyłam się z miękką puchową kurtką. Chłopak trzymał mnie ramieniem w talii a dłoń zacisnął na mojej.

Kas:- Trzymam cię dziewczynko. - spojrzałam w górę słysząc inny głos. Kastiel uśmiechał się złośliwie. Byłam przekonana że to Kentin mnie trzyma.

- Dziękuję - Kilka razy omal się nie poślizgnęłam, ale udało mi się koślawo ustać na nogach. Ukradkiem spojrzałam w stronę Kentina, brunet opierał się plecami o barierkę ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Był wkurzony, chodź dobrze to maskował.

Kas:- Na początku, może się to wydawać trudne, ale jestem pewien, że szybko nabierzesz pewności siebie. - złapał mnie za dłonie i pomógł mi utrzymywać równowagę, pilnował też bym nie upadła. - Zobacz, świetnie sobie radzisz.

- Świetnie ? tego bym nie powiedziała. Tylko czekasz aż upadnę, żebyś miał z czego się ponabijać. - wywrócił oczami udając urażonego.

Kas:- Za kogo ty mnie masz ? - spojrzałam na mnie spod łba, unosząc brew. - Trzymam cię... nie mogę pozwolić żeby taki świetny tyłek się poobijał. - zaśmiałam się cicho opierając czoło o jego kurtkę.

- Jesteś głupi.

Kas:- Taki już mój urok - wzruszył ramionami. By zaraz objąć mnie nimi w talii, zniżył lekko głowę. Przymknęłam delikatnie oczy, przechylając swoją. I cierpliwie czekając na jego ruch.

Roz:- Dołączycie do nas, czy dalej będziecie się tak przytulać ? - Niechętnie oderwałam od niego wzrok, słysząc krzyki Rozalii.

Kas:- W takim razie ty ją trzymaj. - wepchnął mnie w ramiona białowłosej. Ledwo udało nam się utrzymać równowagę, złapałam się jej białej kurtki.

Roz:- Dlaczego on musi być taki złośliwy. - warkła, zła zachowaniem Veilmonta. Niejednokrotnie od niej słyszałam że denerwuje ją, jego brak szacunku do kogokolwiek. A szczególnie do kobiet.

- Taki ma już charakter - jechałam powoli za białowłosą która trzymała mnie za ramię. Nabieram coraz więcej pewności. Idzie się przyzwyczaić. Może nie wybiję sobie dziś żadnego zęba.

Roz:- Tylko mi nie mów że ci się to podoba ! - nie odezwałam się, cisza była dłuższa niż powinna. - Ha, naprawdę ci się podoba ta jego uszczypliwość ? Wieczna nonszalancja i dogryzanie ?

- Nigdy nie jest nudno. - oczywiście że czasem mnie denerwuje jego niewyparzona gębą. Ale też zawsze potrafi mnie tym rozbawić. Szczególnie kiedy chce powiedzieć mi komplement, a wychodzi mu z tego dziecinna obelga. - Założę się, że Leo tak nie żartuje. - białowłosa zachichotała cicho.

Roz:- On jest zbyt poważny na większość żartów. Ale lubię to że jest taki dojrzały i spokojny.. chociaż. - pochyliła mi się nad uchem szepcząc - w łóżku spokój to ostatnie z słów jakim bym go opisała.

- Eh, tęsknię za tym..

Roz:- Za seksem ?

- Aha.

Roz:- Myślałam że was już dawno poniosło ? - jej uśmiech dobiegł ku uszą. Jak zwykle była zaciekawiona tym tematem.

- No co ty. Nie mówię że nie mam ochoty... ale spotykamy się od Sylwestra. To krótko. Wolę poczekać, zanim nas poniesie. Po za tym, on pewnie miał mnóstwo dziewczyn. Nie chce wyjść na dziwkę, która pragnie tylko dobrać mu się do spodni. I nie jestem nimfomanką, umiem się kontrolować.

Roz:- Sama sobie to wkręcasz, przecież Kas by tak o tobie nie pomyślał. Dowód: to on za tobą ganiał, a nie ty za nim. - zaśmiała się na co szturcham ją lekko ramieniem - Ale fajnie że jesteście razem. Pasujecie do siebie. No i widać że jest szczęśliwy. Ty też trochę wyluzowałaś.

- Zawszę jestem wyluzowana. Po za tym, przestań dziwnie się czuje kiedy o tym mówisz.

Al:- O czym plotkujecie ? - niebieskowłosy zajechał nam drogę. Jego mieniące się podekscytowaniem oczy, zdradzały jego ciekawość.

Ro:- Angel ma wyuzdane myśli o nagim Kastielu.

- Zamknij się. Nie mam żadnych wyuzdanych myśli. Utrzymuje się w celibacie, i na razie aż tak bardzo nie narzekam.

Al:- Zareagujesz dopiero, kiedy twój biedny kwiatek uschnie ? Kiedy twoje łono zmarnieje. - pokręcił palcem, wskazując nim na moją pachwinie, na co dostał po łapie.

- Odpieprz się od mojego łona i zajmij ty się raczej swoją łodygą. I zaproś go na randkę czy coś. Skradasz się, ale nie masz zamiaru zaatakować. Ręką cię nie boli od walenia konia, do jego zdjęcia, zrobionego z ukrycia w szatni, gdy nie miał koszulki. - Alex zaczerwienił się, przypominał bardzo dojrzałą wiśnie. Uśmiechnęłam się złośliwie, trochę zwycięsko.

Al:- Nic z tego nie będzie - wyjąkał unikając naszego spojrzenia - on nie lubi chłopaków. Zaatakuje i wszystko mu wyznam, tylko po to żeby oberwać nożem w serce.

Ro:- O kim gadacie ? - Roza spojrzałam na mnie, później na Alexego i ponownie na mnie. Wzruszyłam ramionami. Obiecałam mu przecież że nic nie powiem. - Zdrajcy. Dlaczego mnie wykluczacie !

- Bo zaraz ci odwali, z mózgu zrobi się wata cukrowa i zaczniesz planować genialny pomysł na wyznanie miłości.

Ro:- Za taką mnie masz !

Al:- To Kentin. Od dość dawna mi się podoba. Kumplujemy się, dlatego nie zamierzam mu nic mówić. - zdołowany kopał łyżwą, zostawiając wycięte w lodowej skorupie rysy. Znam Kentina, i szczerze wątpię żeby interesował się chłopakami, zawszę widywałam go tylko z dziewczyną. Nie dziwię się, że Alex nie chce zaryzykować.

Zeszliśmy z lodowiska oddając łyżwy. To z pewnością, nie będzie moje ulubione zimowe zajęcie. Po wszystkim Rozalia postawiła wszystkim czekoladę. Odmówiłam uprzedzając że nie za bardzo lubię słodycze. Co mnie zaskoczyło Kas też odmówił, późnij odszedł uprzedzając że za chwilę wróci.

Ken:- Co on się tak do ciebie przykleił ? Kentin oparł się o mnie ramieniem. Uniosłam brew, patrząc na niego z miną "o czym ty mówisz ?"

- . . . możesz jaśniej proszę ? - Lerhay wziął mnie za ramię, odciągając kawałek dalej od naszej grupki. Nikt raczej nie zauważył że się oddaliliśmy. Oparłam się plecami o jedno z drzew składając ręce pod biustem.

Ken:- Dlaczego ten zarozumiały bad boy, nie odstępuje cię na krok. - powtórzył się, tym razem konkretnie podkreślając swoją niechęć.

- W tej chwili go tu nie ma.

Ken:- Angel !

- O co ci chodzi Ken ? Chodzi ci o to na lodowisku ? Warczysz jakbyś był o niego zazdrosny.

Ken:- Nie wydaje ci się, że na za dużo sobie pozwala ? Nie mogę na to patrzeć, nie dlatego że jestem zazdrosny. Tylko dlatego że mnie to niepokoi.

- Niby dlaczego ? Jest moim przyjacielem, tak jak ty.

Ken:- Porównujesz mnie do niego !

- Wydrzyj się jeszcze raz, a cię zdzielę. Nie porównuje was, bo nie ma co porównywać. Po prostu mówię że obaj jesteście moimi przyjaciółmi.

Ken:- Ja się do ciebie nie kleje jak rzep.

- Z tym masz problem.

Ken:- A z czym innym. Słyszałaś jaką ma opinię, nie chce żeby się tobą bawił.

- Mam gdzieś czyjąś opinię i głupie plotki. Ja ci nie mówię z kim możesz się spotykać a z kim nie.

Ken:- Spotykać ?

- Od Sylwestra jesteśmy parą. - wyjaśniłam, unikając jego spojrzenia. 

Ken:- . . . . i nie pomyślałaś, żeby mi o tym wspomnieć.

- Ken. Nie było cię, to raz a dwa, nie czuje potrzeby rozpowiadania z kim jaką mam relacje. Ty w nim widzisz zarozumiałego, aroganckiego, dupka i jest taki ale ja też widzę zabawnego, czułego, przystojnego chłopaka w którym jestem zakochana. No i przypuszczałam, że ci się to nie spodoba. Ale to moje życie, nie twoje. I najwyraźniej będziesz musiał to przetrawić.

Ken:- Zakochana ? Mózg ci wyprali czy jak !? Martwię się o ciebie, nie bez przyczyny. Jest manipulatorem, cynikiem i egoistą. Który za każdym razem, kiedy otwiera usta, musi kogoś zgnoić.

- To przestań. - ominęłam przyjaciela wracając do grupki znajomych. Kentin jednak jeszcze na chwilę mnie zatrzymał.

Ken:- Nie zlewaj mnie !

- Więc zacznij się obiektywnie zachowywać. Pogadamy jak będziesz do tego zdolny, bo na razie potrafisz tylko się wydzierać. A ja nie potrzebuje słyszeć, jak go obrażasz. Nie jesteś lepszy niż ci którzy wymyślili te idiotyczne plotki. Nie znasz go, i dopóki nie poznasz nie odzywaj się na ten temat.

~☆~☆~☆~

Niestety zima ma to do siebie że szybko zaczyna się ściemniać. Tak też o 17:00 każdy poszedł do siebie. Kastiel zaproponowała że odprowadzi mnie do domu. Nie protestowałam, bo tym sposobem będziemy mogli spędzić razem więcej czasu.

Kas:- Co ci ? Od lodowiska jesteś jakaś zdołowana. - powstrzymałam się od westchnięcia, i uniknęłam jego wzroku. Lekko uniosłam kąciki ust, tak by mój sztuczny uśmiech, wyglądał jak najbardziej naturalnie i niepozornie. 

- A już myślałam że nikt nie zauważył.

Kas:- Ja zauważyłem. Co ci ?

- Nic.

Kas:- Typowo babskie gadanie.

- Co ! Nie prawda !

Kas:- Prawda. Zaraz powiesz "domyśl się". To moja wina, coś zjebałem ?

- Nie. Jasne że nie. Posprzeczałam się z Kentinem. To nic konkretnego ale nie lubię mieć napiętych relacji z przyjaciółmi. Szczególnie tak bliskimi. - dźgnął mnie łokciem w bok. - Spokojnie zazdrośniku. Tylko przyjaciel, nigdy nic między nami nie będzie i nie było.

Kas:- Wiem...

- Niby skąd ? - wcięłam mu się w zdanie. Spojrzał na mnie sfrustrowanym wzrokiem, wiem że tego nie lubi. Uśmiechnęłam się słodko a zarazem przepraszająco.

Kas:- Widać. On traktuje cię bardziej jak siostrzyczkę, którą musi bronić przed całym światem. Pewnie mu przejdzie. A co miał wonty że się spotykamy ?

- W punkt

Kas:- Nie dziwię się. Nie lubimy się za bardzo.

- Naprawdę, jakoś nie zauważyłam.

Kas:- W każdym razie jego problem - oplótł ramię wokół mojej tali przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej, a ja mocno objęłam go w pasie, co było nie lada wyzwaniem przez grube zimowe kurtki.
Spojrzałam na okna w których świeciło się światło. Chciałabym zaprosić go do siebie. Kas powędrował za moim wzrokiem.

- Jeśli chcesz wejść, to zapraszam. Tylko uprzedziłam, moi rodzice są w domu. I nie wiem, czy jest ci to na rękę.

Kas:- Nie jest. - wyszczerzył się złośliwie. - Od tej sytuacji na twoim łóżku, twój ojciec chce mnie zabić. I nie kryję się z tym. Bezpieczniej będzie, jak nie zobaczy mnie przez kilka dni.

Niestety miał racje. Od nieszczęsnego wydarzenia na łóżku, gdzie Kastiel pochylał się nade mną bez koszulki. Ojciec konkretnie mnie zjebał, że pod jego dachem nie będzie takich "incydentów". Później nie odzywał się do mnie przez trzy dni.

Kas:- Chyba że. . . wpuścisz mnie oknem i zostanę do rana. Ewentualnie, schowam się w twojej szafie. - przewróciłam oczami, nie wiem czy żartował. Czy rzeczywiście nie myśli teraz mózgiem, a czymś zupełnie innym.

- Dobranoc Veilmont. - pożegnam się dwoma słowami, odwracając się i ruszając w stronę domu, brukową ścieżką w połowie pokrytą śniegiem.

Kas:- Nie.. - usłyszałam zaprzeczenie, chwilę później znów byłam otulona jego ramieniem. Przyłożył swoją zimną dłoń, do mojego policzka. By za chwilę przyłożyć także usta. Prosto na moje. Musnął je czule, przymknęłam oczy ale nie oddałam czułości. Nie od razu, w końcu uległam czego nienawidziłam robić. Ale to było za bardzo kuszące, on cały mnie kusił. Otuliłam jego szyje ramionami, rozchylając wargi w zapraszającym geście. Wymieniliśmy klika długich pocałunków, pełnych namiętności. Poczułam również, jak jego dłoń schodzi mi centralnie na tyłek. Co niekoniecznie mi przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Uwodzicielsko skubałam jego dolną wargę zębami.  Gdy nagle. . . .

T:- ANGEL DO DOMU !

Słysząc krzyk, a właściwie wściekły ryk ojca. Oderwałam się od chłopaka, tłumiąc prychniecie śmiechu. Kastiel natomiast szeroko, bardzo przyjaźnie się uśmiechnął, i pomachał w stronę mojego ojca, czającego się w drzwiach.

- Wiesz że drażnisz cerbera ? - wyszeptałam na tyle głośno, by tylko on to słyszał.

Kas:- Wiem. Ale ten cerber, strzeże raju do którego chciałbym jak najszybciej wejść. Do jutra dziewczynko. - odwrócił się, idąc w swoją stronę. Obserwując jak się oddala, załapałam jego aluzje. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro