Rozdział 30 Próg bólu
mani6564 teraz twoja kolej !
Siedziałam w samochodzie, Kastiel właśnie odwoził mnie do domu. Nie rozmawialiśmy, po prostu słuchaliśmy muzyki przez całą drogę. To nie była komfortowa sytuacja. Myślałam że spędzimy razem wyjątkowy wieczór niestety stało się inaczej.
Kas:- Tata ?! - krzyknął zaskoczony wpatrując się w mężczyznę jak w ducha. On też wpatrywał się w nas zaskoczony i lekko oszołomiony. Ale szybko się odwrócił.
Tk:- Uznajmy że NIGDY tego nie widziałem.
Szybko zapięłam stanik i jeszcze szybciej założyłam swoją bluzę. Kastiel też w pośpiechu narzucił na siebie koszulkę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wielokrotnie mówił że mieszka sam. Nigdy wcześniej też nie natknęłam się tu na jego rodziców.
Kas:- Co ty tu w ogóle robisz ! Nie powinieneś siedzieć w Paryżu.
TK:- Przyjechałem zobaczyć co u ciebie. Nie odbierasz on nas telefonów. Martwiliśmy się z matką.
Kas:- Wymyśl lepszą wymówkę.
TK:- Pamiętaj że to mój dom.
Kas:- Kolejny durny argument.
TK:- Liczyłem na więcej entuzjazmu synu. - odwrócił się w końcu - Może mi ją przedstawisz ? - spojrzał na nas z wyższością. Chciałam coś nawet powiedzieć ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przez co siedziałam jak głupia z otwartymi ustami.
Kas:- Poznaliście się już. Angel mój ojciec Levis i tak dalej...
- Dobry wieczór panu.
TK:- Wybacz Angel, nie poznałem cię. Ale miło znów cię widzieć. Chodź nie w takiej sytułacji. - nerwowego przełknęłam ślinę, od kiedy ja się tak mocno stresuje. Kastiel chyba to wyczuł bo złapał mnie za rękę. - To wygrałeś z tamtym blondynem. Brawo Kastiel wiedziałem że jesteś lepszy. - z dumą poklepał go po ramieniu. Nieśmiało uśmiechnęłam się do Kastiela zaciskając palce na jego dłoni.
- Dziękuję za odwiezienie.
Kas:- Nie ma sprawy. Widzimy się jutro ?
- Pewnie - pocałowałam go na pożegnanie, ten pocałunek trwał może pięć sekund ale i tak zwalał z nóg. Przechyliłam głowę kradnąc mu kolejny pocałunek. Kas objął dłońmi moją twarz, podniosłam się z siedzenia opierając dłoń na jego nodzę. - To dobranoc - Otarliśmy się czubkiem nosa. Nie chciałam się jeszcze żegnać, jest mi z nim tak dobrze. - Może chciałbyś zostać na noc ? - Zapytałam pod wpływem chwili.
Kas:- Normalnie nawet bym się nie zastanawił ale tym razem nie mogę. Dobranoc dziewczynko - wysiadłam z samochodu a głupi uśmiech nie schodził mi z ust. Przygryzłam wargę dalej czując na niej smak jego ust. Smak którego nie można porównać z żadnym innym.
M:- Kolega cię odwiózł ? - zapytała kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
- Mamo ! Podglądałaś mnie !
M:- Za kogo ty mnie masz. - uniosłam brew podejrzane na nią spoglądając - Gdybyś mówiła mi częściej co robisz nie musiała bym cię podglądać.
- Jesteś niemożliwa. Mam 18 lat chyba należy mi się chwila prywatności i zaufanie.
M:- To że ci ufam nie znaczy że się nie martwię. - przeszłam się do kuchni otwierając lodówkę, nie zdążyłam zjeść śniadania w szkole i zaczynałam powoli być głodna, mama oczywiście poszła za mną - Byłaś przekonana że nie chcesz mieć chłopaka.
- Miałam inne plany ale jakoś tak wyszło że go mam. Serce nie sługa. - wyciągnęłam z lodówki kilka produktów na kanapki.
M:- Wiem że młodości ma swoje prawa. Ale proszę cię Angel, myśl co robisz ?
- Czy ty mówisz o tym o czym myślę ?
M:- Tak. Próbuję ci powiedzieć. . . nie zniszcz sobie młodości przez głupotę.
- Mamooo ! Eh.. ja nie będę z tobą o tym rozmawiać. - położyłam kilka plastrów pomidora na kanapkę przykrywając go sałatą, na nią położyłam drugą kromkę chleba i wgryzłam się w kanapkę. - Nie wróć będę. Seks nie jest głupotą, jest częścią związku sama zaszłaś w ciążę na studiach.
M:- To było pod koniec studiów.
- Jak zwał tak zwał. I dla twojego spokoju. Nie spałam z Kasem. Zadowolona ?
M:- . . .
- Świetnie w takim razie dobranoc. - zabrałam swoje kanapki udając się na piętro do swojego pokoju. Fuck ! Co za dzień. Najpierw ojciec Kastiela zobaczył nas w dwuznacznej sytuacji. A teraz mama upomina mnie co do współżycia. Co to ma być fatum jakieś !
Zjadłam swoją kolacje i wykąpałam się. Posiedziałam jeszcze przed telefonem do 02:00 w nocy i poszłam spać. A z samego rana obudził mnie budzik.
Na zewnątrz było jeszcze ciemno mino wszystko wykonałam kilka ćwiczeń. Na bieganie było stanowczo za zimno a przeziębienie to ostatnie czego chce. Ogarnęłam się szybko a przy śniadaniu czekałam na mojego szofera. Jednak Kas ani nie odbierał ani też nie przyjechał dlatego poszłam na lekcje pieszo co było skutkiem mojego spóźnienia.
Od razu poszłam do Nataniela żeby to usprawiedliwić.
- Cześć Nat - blondyn wyjrzał za sterty papierów. Wyglądał jak zmora. Przekrwione oczy, sterczące na każdą stronę kosmyki włosów, nawet krawat krzywo zawiązał.
Nat:- Hej - ziewnął przecierają oczy. Co cię tu sprowadza.
- Zaspałam na pierwszą lekcje. Usprawiedliwisz mi to jakoś zanim dyrektorka się uczepi że znów opuszczam zajęcia.
Nat:- Pewnie. - znów ziewnął przeciągając się - wybacz, ale w ogóle nie spałem.
- Rozumiem - gdy byłam już przy drzwiach blondyn zatrzymał mnie jeszcze na chwilę.
Na:- An. - już prawie zapomniałam że tak do mnie mówi - Chciałbym cię przeprosić za ten durny wyczyn Amber. Greg wszystko mi powiedział. Usunęli filmik z bloga ale te plotki będą jeszcze jakiś czas krążyć po szkole. - więc nie wie o tym że Amber prawie mnie zabiła. Może to i lepiej, sama nie wiem.
- Jakoś to przeżyję. Dzięki Nat. - chciałam go zapytać czy nie widział przypadkiem Kasa ale darowałam sobie to pytanie. - Idziesz do klasy ? - blondyn skinął głową, wyszliśmy z pokoju gospodarzy. Nat zakluczył drzwi i ruszyliśmy w stronę sali biologicznej.
Nat:- Jak ci się układa z Kastielem ? - zaskoczona zwolniłam kroku spoglądając na niego z ukosa. To ostatnie pytanie jakie mogłam się po nim spodziewać. Dlaczego pytał ? Przecież oni się nienawidzą. I niestety wiem że Nataniel ma do mnie lekką słabość.
- Dobrze. I odkryłam że on potrafi być czuły. . . Oczywiście jak mu się chce.
Nat:- W każdym razie masz na niego dobry wpływ.
- A to niby czemu ?
Nat:- Dziś przed lekcjami przyszedł podpisać wszystkie usprawiedliwienia. Dał też zwolnienie na tydzień więc sobie od niego odpocznę. - Jak to zwolnienie na tydzień ? Ani słowem o tym nie wspomniał.
- Tak z ciekawości. Co było na tym zwolnieniu ? Chodzi mi o powód ?
Nat:- Jakieś sprawy rodzinne. A tak w ogóle co robisz dziś po szkole ?
- Idę z Rozalią na zakupy. - rzuciłam pierwszą lepszą rzecz która przyszła mi do głowy. Brakuje jeszcze tego żebym zaczęła spędzać czas z Natanielem. Lubię go jest miły, czasem irytujący ale jednak miły. Mimo wszystko nie chce słuchać komentarzy idiotów że ledwo Kas wyjechał a zaczęłam się prowadząc z Natanielem.
Nat:- Cóż. W takim razie miłego wydawania pieniędzy. Ale daj znać gdybyś jednak zmieniła plany.
- Dzięki. - Nat otworzył drzwi sali biologicznej i przepuścił mnie przodem. Od razu wyhaczyłam wzrokiem Rozalię która siedziała z Alexym. Podeszłam do przyjaciół - Przesiadaj się - zwróciłam się do niebieskowłosego.
Al:- Ale..
- Nie aluj mi tutaj i przesiadaj swój cudny tyłeczek.
Al:- Okej ! - grunt to mieć do każdego podejście.
Ro:- Co ci ? I dlaczego przyszłaś z Natanielem ?
- Dziś po lekcjach idziemy na zakupy. - zarządziłam za to ona spojrzała na mnie jak na walniętą.
Ro:- Kim jesteś i co zrobiłaś z Angel ? - złapała mnie za ramiona i zaczęła mną trząść. Przez co śniadanie podeszło mi do przełyku.
- Weź się uspokój - wyrwałam się i niestety ponownie przełknęłam swoje śniadanie - po prostu to dziś zło konieczne.
Ro:- Przepraszam cię Angel ale dziś umówiłam się na randkę z Leo.
- Trudno, w takim razie wezmę Alexego, on też może mi doradzić w sprawie bielizny. - jej oczy zaświeciły się jak dwie race. Do tego wyszczerzyła się w przerażająco szczęśliwy sposób. Ok zaczynam się lekko niepokoić.
Ro:- O której idziemy ? - Czuje się jak apodyktyczna suka. Tak nieuczciwie ją wykorzystując ale albo to albo towarzystwo Nataniela który ma do mnie skłonność.
De:- Wings, Montagne ile razy mam powtarzać że ma być cisza !
- Tak długo jak będzie się pani wydzierać ciszy nie będzie.
De:- Do tablicy.
- Spoko.
De:- Nie ty. Montagne - Rozalia spojrzała na mnie przerażona. Za to ja na Delanay jak na idiotkę.
- To ja pyskowałam.
De:- Ty skończysz z kolejną piątką. To dla ciebie żadna kara. Najwyraźniej za twoją nonszalancje powinna płacić twoja klasa. Rozalio długo mam czekać.
- Suka
De:- Do dyrektorki ! - a wal się kobieto. Lysander patrzył na mnie niezadowolony kiedy przechodziłam obok jego ławki. Posłałam mu tylko przepraszając spojrzenie. Pochodziłam chwile po korytarzu żeby się uspokoić zanim w końcu dotarłam do gabinetu dyrektorki. Ta jakoś niekoniecznie zdziwiła się na mój widok.
Dr:- Co znów zrobiłaś ? - rozsiadłam się w fotelu przed jej biurkiem.
- Nic. Trochę uwłaszczałam Delanay.
Dr:- A tak szczegółowo ?
- Nazwałam ją suką.
Dr:- Znowu. Co takiego ona ci zrobiła.
- Jest podła. I zamiast czepiać się mnie pewnie wstawi jedynkę Rozalii.
Dr:- A co Rozalia ma z tym wszystkim wspólnego ?
- Trochę gadałyśmy.
Dr:- Na lekcji
- Skąd. Przed lekcją. Ta zmora ledwo wlazła do sali i zaczęła się na nas wydzierać. Jakby nie można było wypowiadać się jak cywilizowany człowiek. Może gdyby ktoś ją w końcu przeleciał spuściła by trochę z tonu. - przy ostatnim zdaniu Shermansky zapluła się kawą próbując ukryć śmiech. - To wpisze mi pani uwagę do akt.
Dr:- Nie. Twoja teczka i tak się ledwo przez nie zamyka. Ale w zamian możesz się zgodzić zostać kapitanem cheerleaderek.
- Nie. Umówiłam już chce być w drużynie koszykówki. Tańce i okrzyki radości to nie moja działka.
Dr:- Ale będziesz na boisku
- W krótkiej różowej spódniczce. To podchodzi pod seksizm. - podeszłam do małej komody na której stał ekspres z kawą. Wzięłam jedną z filiżanek i nalałam do niej jeszcze parującego napoju. - Dlaczego pani tak na tym zależy.
Dr:- Borys wspominał że jesteś niezwykle wygimnastykowana. Po prostu byłabyś idealna na lidera. No i masz charyzmę. Dziewczęta by ciebie słuchały.
- Słodzenie mi wiele tu nie wniesie pani Shermansky. Ale zamiast wyginać się przed tłumem mogę na przykład strzelać do owoców postawionych na głowach zawodników. Chce pani.
Dr:- Strzelać z czego ?!
- Z łuku. No przecież nie ze snajperki.
Dr:- To ty strzelasz z łuku ?
- Hobby takie. Jak miałam 12 lat obejrzałam Avengers, polubiłam Hawkeya. I tak jakoś zaczęłam się tym pasjonować. Wracając, co z Delanay ?
Dr:- Poprawisz swoje zachowanie ?
- Pewnie nie - na pewno nie.
Dr:- W takim razie co ma być ?
- Fajnie że się rozumiemy pani dyrektor - odstawiłam pustą filiżankę na półkę, swoją drogą ta kobieta pije cholernie mocną kawę. Gdy miałam już wychodzić zatrzymała mnie.
Dr:- Angel, przyjaźnisz się z Kastielem prawda ?
- Tak - no nie tylko już przyjaźnie ale zostawmy ten temat w świętym spokoju.
Dr:- Jego Tata zwolnił go na tydzień z zajęć. Wiesz coś może o tym.
- Niestety nie. - po opuszczeniu gabinetu jeszcze raz spróbowałam zadzwonić do Kasa. Ale natknęłam się na pocztę. Raczej już nie jest na mnie wkurwiony wiec pewnie ma powód żeby nie odbierać. Do końca lekcji zostało 33 minuty. Więc po prostu wyszłam na dziedziniec się przewietrzyć. Przeszłam się do ogrodu gdzie nikogo nie było. Wdrapałam się na mur obiegający posesję szkoły i zapaliłam papierosa. Z nudów zaczęłam przeglądać Internet. W oglądaniu pierdół przerwała mi wiadomości od Asha. No masz ci los. Czego i on jeszcze ode mnie chce.
***
Ash:- Możemy pogadać ?
Jestem w szkole. Przyjdź pod moje liceum.
Ash:- Nie możesz się urwać z lekcji ?
Nie. Grzeczne dziewczynki nie wagarują.
***
Nie było kolejnej wiadomości. Jednak kilka minut później na poboczu przed bramą liceum zatrzymał się czarny samochód. Mimo że z tego muru wszystko było widoczne nie dostrzegłam marki. Za miejsce kierowcy wysiadł Ash. Miał torbę na ramieniu i dość szybko mnie zauważył.
Ash:- ZŁAŹ STAMTĄD !
- No już, już. Nie gorączkuj się tak. - wstałam i zeskoczyłam, ale z drugiej strony. Ale lądowanie mogło być lepsze. - To co tam chciałeś ?
Ash:- Gdzie ten rudy zjeb !
- Bardzo dobre pytanie.
Ash:- Jak go znajdziesz to oddaj mu to - wcisnął mi w ręce swoją torbę. Była trochę ciężka. Podrzuciłam ją pare razy ale nic nie gruchotało.
- Dlaczego ja ?
Ash:- Bo ja wynoszę się z miasta do Niemiec.
- To ty znasz niemiecki ? A tak w ogóle to co to ?
Ash:- Sama sobie sprawdź. - zaciekawiona otworzyłam torbę i wytrzeszczyłam oczy. W środku było kilkanaście plików banknotów. Od razu z powrotem oddałam torbę Ashowi wciskając mu ją w ręce.
- Co to ma być i skąd się to kurwa wzięło, i co ja mam z tym zrobić.
Ash:- Kas mi to dał. Chciał pomóc, miałem spłacić ten pierdolony dług.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś ?!
Ash:- Bo nie wezmę pieniędzy kumpla. A problemów z glinami i tak to nie rozwiąże. Dlatego się zmywam. - tłumaczył rozglądając się obsesyjnie.
- Skąd on to w ogóle wziął.
Ash:- Jego staży są w chuj nadziani. Jeszcze nie zauważyłaś
- Nie.
Ash:- Ty naprawdę jesteś inna. - a co miało w ogóle znaczyć. Tak wiem że ma pieniądze, ale interesuje mnie to tak bardzo jak zeszłoroczny śnieg. - Dlaczego z nim jesteś ? - pytał podejrzliwie na mnie zerkając.
- Bo tak jakby nas swatałeś debilu. I dlatego że za każdym razem kiedy go widzę moje serce porusza się szybciej niż skrzydła kolibra.
Ash:- Ooooo..AAAAłła ! - bez ostrzeżenia nadepnęłam mu glanem na stopę. - To zabolało !
- Noś glany.
Ash:- Mówię poważnie. Oddaj mu to.
- A w życiu tego nie tknę.
Ash:- To co ja mam z tym zrobić. Tego idioty nie ma w domu, nie odbiera też telefonów..
- Spłacić ten pierdolony dług !
Ash:- Ani mi się śni tam wracać. - co za tchórz. Idiota myśli że problemy same się rozwiązują jak się od nich ucieka.
- To pójdę z tobą. - zabrałam od niego torbę pakując się do samochodu.
Ash:- Na mózg ci padło.
- Nie pierdol i jedź.
Ash:- Jak coś ci się stanie to Kastiel rozpruje mnie żywcem. - wyciągnął mnie z samochodu szarpiąc za ubranie.
- To zacznij być facetem i zrób co masz do zrobienia zamiast uciekać za granice. Kastiel dał ci szansę a ty próbujesz ją spierdolić jak każdą inną. - mięśnie jego twarzy napięły się w grymasie - Co, trafiłam w sedno ? Jesteś facetem ? Wiec pokaż że masz jaja i nie spierdol chociaż tego. Kastiel jest tym typem że gdy mu powiesz że zabiłeś człowieka on bez zastanowienia zapyta gdzie zakopiecie ciało. Weź się w garść chłopie i zacznij żyć normalnie. - lekko uderzyłam go pięścią w pierś i odwracając się na pięcie zaczęłam kierować się w stronę szkoły. Jednak w jednej sekundzie poczułam ucisk na przedramieniu a w drugiej coś miękkiego i chłodnego na ustach. Nie potrzebowałam kolejnej sekundy by zrozumieć że to usta Asha. Musnął je delikatnie i odsunął się szybko na kilka kroków. Oszołomiona i wściekła otarłam je nadgarstkiem. - Zdurniałeś do reszty ! - rykłam obserwując jak chłopak pakuje się do samochodu.
Ash:- Chciałem to zrób na wypadek gdyby mnie zabili. - uśmiechał się złośliwie zadowolony że mu się udało. Spojrzałam na niego z mordem w oczach, tym razem za dużo sobie pozwolił - I dzięki że mną szarpnęłaś, to było pomocne. Na chuj wepchnąłem cię w jego ramiona. Sam mogłem mieć takiego anioła.
- Spierdalaj zanim zdecyduję się ci przyłożyć. - Nie odpowiedział, odjechał szybko znikając za zakrętem. Jeszcze raz otarłam usta czując na nich jego smak. Popieprzony palant.
Lekcje mijały jedna za drugą w przerwie obiadowej rozmawiałam przy stoliku z Lysandrem. A później z dziewczynami słuchałam jak Priya opowiada o swojej randce z Arminem który zabrał ją do salonu gier. Zostało mi też wypomniane kilka razy że gdy nie ma Kastiela zaczynam się bardziej integrować z innymi. Czemu od razu zaprzeczałam. Mimo że miały trochę racji. Od początku lubiłam jego towarzystwo, szczerość i docinki. Wiec spędzaliśmy razem większość czasu w szkole. Mieliśmy swoją paczkę przyjaciół, jednak lubiłam gdy byliśmy sam na sam, schowani w ciemnej piwnicy słuchając muzyki i rozmawiając o pierdołach.
Al:- Angel rusz się ! Sklepy zamykają o 19:00 ! Mamy tylko 4 marne godziny żeby obczaić wszystkie cuda !
- No już idę, idę. Przecież ci wszystkiego nie wykupią - gdy Alexy dowiedział się że zaprosiłam... no dobra zmusiłam Rozalię na zakupy zarządził że też idzie.
Ro:- Nie pospieszaj jej tak bo się zniechęci ! Wiesz ile razy prosiłam, błagałam i płakałam żeby poszła ze mną do sklepu. DUŻO. Wiec nie psuj mi tego.
- Po prostu nie lubię kiedy ktoś znosi mi do przymierzalni wszystko czego dotknie.
Ro:- Masz tak cudowną sylwetkę że we wszystkich ubraniach wyglądasz jak modelka. Jaram się mogąc cię ubrać.
- A ja nie jaram się kiedy z karty znikają mi wszystkie oszczędności. - większość ciuchów nawet nie mam gdzie upchać bo moja szafa jest za mała.
Pojechaliśmy autobusem do miasta, pierwszy sklep naturalne należał do Leo. Rozalia rzuciła się na szyje chłopakowi i wycałowała go po całej twarzy. Jednak szatyn jakoś nie miał z tym problemów.
- Cześć Leo
L:- Witaj Angel, Alexy.
Al:- Siema !
- Nie możemy dziś wyjść kochanie. Przyjechała dostawa i mam masę pracy. - rozejrzałam się po kartonach. Większość ciuchów w nich była czerwona lub różowa.
- Niespecjalnie znam się na modzie ale to raczej słabo wzorować się na jednym kolorze w kolekcji.
L:- To kolekcja walentynkowa.
Al:- Walentynkowa ! Masz coś dla facetów !
- Przecież to za miesiąc ?
L:- Marketing. Z tego samego powodu możesz już w październiku kupić bombki na choinkę.
- No tak, łapię.
Ro:- Nic nie szkodzi. I tak chciałam to przełożyć. Angel zaprosiła mnie na zakupy.
L:- Podmienił ją ktoś ?
- Weźcie się uspokójcie. Albo to albo randka z Natanielem. - odparłam z obrzydzeniem a ta dwójka mnie otoczyła.
Ro:- Natanielem !
Al:- Natanielem !
- Chciał mnie zaprosić na wspólne wyjście po szkole. Prawdzie mówiąc, trochę się do mnie przystawia od jakiegoś czasu.
Al:- I my nic nie wiemy. Ty fałszywcu !
Ro:- Jak długo ?
- Bo ja wiem ? Jakoś od miesiąca zaczęłam to zauważać. W sylwestra nawet konkretnie ze mną flirtował.
Al:- Dlaczego jeszcze nie kazałaś mu spadać ?
- Sama nie wiem. Nie chcę wyjść na podłą sukę. - zaczęłam przeglądać ubrania w kartonie.
L:- Nie uważasz że lepiej uświadomić go zawczasu. Twoje zachowanie może dawać mu coraz większą nadzieję a później będzie gorszy tego efekt.
- No niby tak ale przecież wie że mam już chłopaka. Powinien sam sobie darować te podchody.
L:- Naprawdę ?
- No tak, przecież gdyby Lysander podrywał Roze nie czuła by się z tym za dobrze.
L:- Nie to. Kochasz kogoś ?
- Ha.. ha.. no od jakiegoś czasu spotykamy się z Kastielem.
L:- . . . gratuluje.
Al:- Prawie bzyknęli się na kanapie !
- Alexy !
Al:- No co.
- A przywalić ci !? - powiesz coś takiemu w tajemnicy a menda wykraka na około w niecałe pół godziny. I miej tu człowieku zaufanie do ludzi. - To ostatni raz kiedy cokolwiek wam powiedziałam.
Ro:- Co się przejmujesz. Raczej powinnaś przejmować się tym że wam się nie udało.
- Mówisz ? Ej Leo kiedy ostatnio uprawiałeś seks z Rozalią ? - Chłopak zaczerwienił się zawstydzony i zażenowany, patrzył na swoją dziewczynę. - Roza mówiła że w łóżku jesteś jak zwierzę któremu zawsze mało. 15 minut nawijała o waszym stosunku w kuchni. Blat to przetrzymał ? - Teraz się kurwa tłumacz, zobaczymy czy będzie tak fajnie.
Ro:- Ok już rozumiem - spojrzała na mnie wściekła składając rękę pod biustem.
L:- Wy naprawdę nie macie innych tematów.
- Ej mogę to przymierzyć ? - zignorowałam szatyna bo znalazłam w kartonie czerwone bluzki których dwa paski na ramionach wiązało się z tyłu w kokardę.
L:- Nie jest wyprasowana i...
- Nie szkodzi. Podoba mi się.
Al:- Faktycznie ładna. Ale nie będzie podkreślać ci figury. - zabrałam ciuch idąc do przymierzalni. Bluzka była z bawełny więc miała mięciutki materiał. Po za nią wyszukałam sobie jeszcze dwie pary spodni. Nie wiem dlaczego ale te zawsze szybko mi się niszczą.
Ro:- Ej Angel zobacz jaka cudna, musisz ją przymierzyć. - pokazała mi wieszak z czerwoną sukienką. Materiał sięgał przed kolano a jej krój odsłaniał ramiona, dekolt był w kształcie V i też wiele nie zasłaniał wiele.
- A gdzie ja miałabym to niby włożyć ? Do burdelu ?
Ro:- Na randkę. Postarałabyś się bardziej, to że facet o tym nie mówi nie oznacza że nie chce cię widzieć czasami odstawionej. Nie rozumiem jak możesz nie czuć potrzeby pokazania mu się w czymś hot.
- Zawsze widywał mnie w normalnym ubraniu i jakoś mu to nie przeszkadzało. Chyba dlatego sama przestałam zwracać na to uwagę. Ok dawaj to.
Ro:- A tu masz do kompletu. - wyciągnęła za pleców kolejny wieszak. Tym razem z bielizną. A raczej stroikiem do łóżka. Spojrzałam przerażona na Rozalie że naprawdę każe mi się w to ubrać. Tam był więcej dziur niż materiału. - Uspokój się, tylko żartowałam. Dział z bielizną jest po lewej stronie. Chodź wybierzemy ci coś. Jakie nosisz rozmiary ?
- B85 i M. - białowłosa spojrzała na mnie uśmiechając się. - z czego się śmiejesz ? - pytałam nie rozumiejąc co właśnie kłębi jej się w głowie.
Ro:- To też moje wymiary
- Kłamiesz. Masz większe cycki ode mnie.
Ro:- Czasami nosze push-up sama sprawdź - położyłam dłoń na jej lewej piersi i ścisnęłam lekko. Rzeczywiście sama gąbka. W pewnej chwili Roza wydała z siebie stłumiony jęk, spojrzałam na dziewczynę z ukosa podczas gdy ona zrobiła zawstydzoną minę - Nie tak mocno, są delikatne. - Zaraz później wybuchłam śmiechem. Rozalia szybko się zaraziła, i tym sposobem jak dwie wariatki śmiałyśmy się razem na środku działu z damską bielizną.
Al:- Za przeproszeniem. Co wy odwalacie ?! - obaj mężczyźni obserwowali nas z specyficznym wyrazem twarzy, jakby nasze wygłupy im się podobały.
L:- Ja sam chciałbym wiedzieć.
- Damskie sprawy.
Al:- Od kiedy damskie sprawy to macanie się po cyckach.
- Od kiedy mężczyźni porównują swoje rozmiary w łazienkach.
Al:- Ok mamy 1:1
Obie z Rozalią wybrałyśmy po 3 komplety. Przebierałyśmy się stają w różnych często dwuznacznych pozach a później jedna oceniała drugą. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się z kimś uśmiałam.
Wyszłam z butiku obładowana w 3 torby przepełnione nowymi ubraniami. Te przebieranki zmęczyły mnie bardziej niż 10 kilometrowy bieg.
Al:- To chyba wracamy do domu.
Ro:- Ja zostaje u Leo. To miłego wieczoru. - pożegnaliśmy się z dziewczyną przytulając się. Po czym para poszła w swoją stronę.
Al:- Odprowadzę cię do domu.
- Dzięki. Ale wiesz chciałabym zajść jeszcze w jedno miejsce.
Al:- Do klubu ? - uśmiechnął się a jego oczy błyszczały czystym szczęściem.
- Nie.
Al:- Szkoda. Mam ochotę potańczyć.
- Możemy pójść tam w piątek. Też chętnie wypiła bym drinka.
Al:- Nie widziałaś go jeden dzień i już chcesz zapijać smutki - drażnił się lekko szturchając mnie w ramię. Oddałam mu z taką samą siłą na co oboje się zaśmialiśmy.
- Babcia zawsze mówiła... "Może i niszczy wątrobę ale nikt nie powiedział że to nie lekarstwo"
Al:- To gdzie chciałaś iść ?
- Wiesz gdzie jest salon piercingu ?
Al:- Tak. Zaraz, chcesz zrobić sobie kolczyk ?
- A czemu nie ?
Al:- Gdzie ?
- Zaprowadź mnie to ci pokaże. - złapał mnie za rękę i w jednej chwili biegliśmy już ulicami miasta. Wszędzie było ciemno a latarnie nie dawały szczególnie dużo światła. Mimo wszystko bałam się by niebieskowłosy nigdzie się nie potknął bo to było pewne że wywalimy się razem. Jednak po 3 minutach Alex dyszał ze zmęczenia jak ranne zwierzę. - Od jutra pracujemy nad twoją formą. - stwierdziłam zapalając papierosa. To dziś moja drugą fajka. Zazwyczaj pale więcej.
Al:- Mogę też ?
- Ty się nie trujesz.
Al:- No weź a ty możesz. - wyciągnęłam do niego pudełko z papierosami. A niech ma, co mu będzie. Zapalił i z miejsca zaczął się dusić. Jeszcze wyjdzie na to że go zabije. Wiec to był jednak głupi pomysł.
- Dobra oddawaj to zanim dostaniesz astmy.
Al:- Oj daj spokój. Po prostu dawno nie paliłem. Jesteśmy na miejscu. - Spojrzałam na zakład. Szyld wskazywał że po za piercingiem robią też tatuaże. Weszliśmy do środka. Studio było bardzo zadbane. Trochę się bałam że zabierze mnie do jakiejś meliny. Za ladę weszła kobieta w długich granatowych włosach której dłonie były w pięknych kolorowych tatuażach.
X:- Przepraszam ale za pół godziny zamykamy.
- Zdążę zrobić sobie kolczyk ?
X:- Pewnie.
- Super. A kolega chce tatuaż na tyłku.
Al:- Spadaj. Nie idę pod żadną igłę. Tym bardziej na moim cudnym tyłeczku. - zaśmiałam się razem z ekspedientką.
X:- Masz 18 lat ?
- Tak.
X:- No i git. To siadaj - wskazała na fotel do tatuażów który trochę przypominał kozetkę. Zrzuciłam kurtkę rzucając ją na fotelu w rogu i usiadłam na fotel. - To gdzie chcesz ten kolczyk ?
- W języku - myślałam nad tym już od jakiegoś czasu. Jednak nigdy nie było dobrego momentu. Zawsze byłam zajęte pierdołami. Myślałam też o kolczyku w wardze ale ten w języku łatwiej ukryć.
Al:- Pewna jesteś ? To pewnie cholernie boli.
- Zaraz się przekonamy
X:- Odważna. No dobra wybierz sobie jakiś z gabloty a ja przygotuje sobie sprzęt. - wybrałam zwykłą małą kuleczkę z stali chirurgicznej. Były też różne kształty na przykład z czaszką, liściem marihuany albo z gwiazdką. Lub napisami "sex" czy "fuck" ale postawiłam na typowy kolczyk.
Gdy kobieta przyszykowała sobie sprzęt wystawiłam język który przekuła dość gubią igłą. Zabolało ale nie dałam tego po sobie poznać, powstrzymywałam się też by nie załzawić sobie oczu. Chwile później poczułam ciężką chłodną kuleczkę. To było specyficzne uczucie.
- Jusz ? - Wysepleniłam gdy odłożyła sprzęt i zdjęła rękawiczki.
X:- Tak. Jestem pod wrażeniem nawet nie pisnęłaś. Bolało ?
- Wcale.
Al:- Jak nie boli to ja też chce - wyrwał się niebieskowłosy siadając na fotel. Spojrzałam na niego niedowierzając. Jednocześnie myśląc czy mu powiedzieć że to jednak trochę boli czy nie. W końcu uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
- Śmiało. A jak się jednak boisz mogę potrzymać się za rękę.
Al:- Chętnie - wyciągnął do mnie rękę którą złapałam próbując dodać mu odwagi. Mam nadzieję że nie będzie krzyczał.
X:- Skoro tego chcesz. - kobieta znów przyszykowała sobie nową igłę i założyła rękawiczki. Gdy wbiła ją w język Alexego ten wydał z siebie stłumiony krzyk a w oczach stanęły mu łzy. Miałam ochotę go przytulić, dostałam też wyrzutów sumienia za te kłamstwo.
Al:- Mialo nie bolec - zgromił mnie wściekłym wzrokiem że go na to namówiłam.
- Mam inny próg bólu.
X:- Już nie przeginaj. Zaraz przestanie. Płuczcie usta po każdym posiłku i najlepiej nie palić, szybciej się zagoi. Może wam też trochę spuchnąć ale to normalne. Nie zdejmujcie też ich przynajmniej przez miesiąc. I zakaz całowania przez tydzień.
Al:- Ja dam rade a ty ? - lekko szturchnęłam go łokciem w bark by przestał się głupkowato uśmiechać.
Oboje zapłaciliśmy po 50€ ustalając że na razie nie powiemy o tym nic Rozalii. Za namową Alexego zrobiliśmy sobie też zdjęcie. Kiedy obserwowałam jak wyszliśmy mój telefon zadzwonił krótko powiadamiając mnie o wiadomość. Zerknęłam na adresata.
To była wiadomości od Kastiela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro