Rozdział 24 Coś więcej
Angel
- To, pogadamy po lekcjach ?
Kas:- Spoko, poczekam na dachu.. - dodał szybko i poszedł w swoją stronę.
Czy mu naprawdę zależy, czy to kolejna farsa. Mam coraz bardziej namieszane przez to w głowie. A teraz nawet nie potrafią spojrzeć na niego jak na kolegę. Bo serce napierdala mi jak perkusja;. Uderzyłam głową o ścianę szafek. Moje życie zmienia się w grę randkową, z lipnymi wyborami.
Nat:- Hej An, masz chwile bo chciałem zmienić tą kolejność zadań w projekcie. Wszystko dobrze? - odezwał się blondyn wyrywając mnie z mojej pętli myśli.
- K-kolejność jest. . . . An ? - zachichotałam zakrywając usta dłonią, czy on naprawdę skrócił moje imię.
Nat:- A, przepraszam jakoś tak mi się powiedziało, głupek ze mnie. Nie chciałam cię obrazić czy coś... - mówił chaotycznie, próbując naprostować każde poprzednie słowo. Położyłam mu rękę na głowie i rozczochrałam te starannie ułożone włosy.
- Może być
Nat:- Naprawdę.
- An... ? nikt tak nigdy do mnie nie powiedział. To nawet słodkie. - Nic nie odpowiedział ale zarumienił się delikatnie. Czego nie dało się nie zauważyć na jego bladej cerze.
Nat:- Wiesz, bo ja mam prośbę.
- Jaką ?
Nat:- Chciałbym wykonać zadanie jak najszybciej, wiesz jako gospodarz szkoły mam kilka innych zajęć. I zastanawiałem się czy nie mogła byś zostać po szkole dłużej żebyśmy szybciej skończyli... Angel słuchasz mnie ?
- Sorry, zamyśliłam się. Możemy zrobić to dziś, nie ma problemu.
Nat:- Cieszę się... . Nad czym myślisz ? Jeżeli to nie tajemnica.
- Chyba muszę powiedzieć komuś co czuję. I szukam odpowiednich słów. - Odskoczył o de mnie jak poparzony upuszczając swoją podkładkę i jakieś dokumenty. - A tobie co ? - Zapytałam podnosząc kartki spod nóg.
- Twoja bezpośredniość czasami mnie przeraża.
- No kiedy sam pytałeś. A udawanie zawstydzonego podlotka chyba do mnie nie pasuje.
Nat:- Prawda. Nie pomogę ci z tym nie znam się i nigdy nie miałem dziewczyny...
- Nie ?
Nat:- Wiesz nie każdy może spotkać wyjątkową osobę.
- Nie o to mi chodziło. Wiesz no, jesteś inteligentny, miły i przystojny. Dziwię się że jeszcze żadna się za ciebie nie wzięła. - Widziałam jak twarz Nata powoli robi się coraz bardziej czerwona.
Nat:- J-jaa.. powinienem już iść. - Wyjąkał i wyminął mnie odchodząc szybkim krokiem. Zdążyłam złapać go jeszcze za ramię.
- To nie był flirt, tylko stwierdzenie faktu. Nie musisz się tak spinać i od razu uciekać. - Nic nie odpowiedział, być może go zatkało. Puściłam blondyna i obserwowałam go póki nie zniknął za zakrętem korytarza.
Lu:- Oj siostra, strasznie nieprzyzwoita się zrobiłaś. - znany głos obił mi się o uszy, westchnęłam i powstrzymałam się od uderzenia ręką w czoło składając je na piersi.
- O czym ty pieprzysz Luke. I czy ty mnie śledziłeś ?
Lu:- Najpierw, ten żołnierzyk, później smerf następne znikasz w piwnicy z czerwonowłosym rockmenem a teraz flirtujesz z gospodarzem szkoły. Czy ty naprawdę nie masz żadnych koleżanek ? I tak śledziłem cię.
- Słuchaj głąbie nie twój pieprzony interes co, gdzie, i z kim robię. - warkłam ostro i łypnęłam go zdenerwowanym wzrokiem. - Nie potrzebuje przyzwoitki łażącej za mną krok w krok.
Lu:- Siostra jedyne co robisz to z siebie dziwkę. Myślisz że nikt tego nie widzi jak flirtujesz z każdym możliwym facetem.
- Luke ! - Krzykłam głośno jednocześnie zwracając na nas uwagę wszystkich uczniów na korytarzu. - normalnie dostał byś po pysku.- powiedziałam już spokojniej - Ale że jesteś moim bratem to ci wyjątkowo ten jeden raz odpuszczę. A i jeszcze jedno złapałam go za krawat zmuszając by stanął bliżej - pójdź za mną gdzieś jeszcze raz braciszku a wczepie ci chip w najmniej przyjemnym dla Ciebie miejscu. - wyszeptałam puszczając go.
Lu:- Aha, niby skąd byś go wzięła.
- Należę do elitarnych wojsk tego kraju. Zdziwił byś się do czego mam dostęp. - Jego pewność zastąpiło przerażenie. Oczywiście nie mam dostępu do czegoś takiego i jestem bardziej "stażystką" a uzyskanie wszystkich uprawnień jeszcze mi trochę zajmie i ale nikt nie musi przecież o tym wiedzieć. - Do zobaczenia braciszku. - zwróciłam się do szatyna idąc w stronę sali gimnastycznej.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi szatni siadając na ławce przy szafkach. Dziewczyny które były zajęte rozmową teraz stanęły na de mną obserwując każdy ruch. - Pomóc w czymś - odezwałam się najmilej jak umiałam. Luke w jednym miał racje, powinnam mieć jakieś koleżanki.
Roz:- Dobrze się czujesz Angel ? - Zapytała z troską siadając obok.
- Braciszek zepsuł mi nerwy. Stwierdził że robię z siebie dziwkę, przesz to że dobrze dogaduje się z płcią przeciwną.
Roz:- Jest twoim bratem, pewnie po prostu się martwi.
Pri:- No, nie dziwię się mu. Spotykasz się z trzema przystojniakami z naszej klasy. Zostawiła byś coś dla innych.
- A bież którego chcesz. Są na wydanie. -zakpiłam słysząc chichot Priyi.
Roz:- Oj, nie wmówisz nam że żaden ci się nie podoba. Byłaś już na randce z Arminem. A u Leo ty i Lysander spaliście w jednym łóżku. Musiało do czegoś dojść. - Tak zrobiłam mu masaż po którym zasnął.
- Nie, od razu poszliśmy spać.
Roz:- A Kastiel. Ile to już razu się obejmowaliście. Raz nawet na korytarzu się całowaliście.
Pri:- Całowałaś się z nim ?
- To on całował mnie, po szyi, wydurniał się. Zresztą odkąd tu jestem chce mnie tylko zaciągnąć do łóżka. - Chociaż jego pocałunek rano był całkiem przyjemny. Poprzednim też się niekoniecznie opierałam.
Pri:- Nie tylko Ciebie dziewczyno. - w tym samym czasie zadzwoni dzwonek, zostałam w szatni sama z Rozą. Szybko zaczęłam się przebierać. Widziałam że dziewczyna przyglądała się blizną na moim brzuchu i talii. Ale nie zaczęła tematu.
Roz:- Zawsze zgrywa aroganckiego dupka. I dla większości ludzi jest podły. Mimo wszystko ty się z nim dobrze dogadujesz.
- Całe życie pracuje z idiotami. Mam wyprawę. - Rozalia się zaśmiała, sama też nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Roz:- Bardziej miałam na myśli to jak sobie dogryzacie. I to jak posyłacie sobie potajemnie spojrzenia. I te wasze szepty w naszej obecności. - Rozalia sugestywnie poruszyła brwiami uśmiechając się kokietliwie. - No powiedz, jest coś na rzeczy, prawda ?
- Nie mam pojęcia co cię nagle naszło. Zachowujemy się jak zawsze.
Roz:- Myślałam że jesteśmy przyjaciółkami ? A ty mi nic nie mówisz. - wyjąkała żaląc się.
- Bo nie ma o czym. Jesteśmy przyjaciółmi.
Roz:- Przyjaźń nie jedno ma imię.
- A jak ci powiem że lubię go trochę bardziej niż powinnam, uspokoisz się.
Roz:- A lubisz ?
- Tak, lubię go w ten sposób. A teraz cicho bo to tajemnica.
Roz:- Wiedziałam ! To, jak długo to trwa i co zamierzasz zrobić ?
- Tak jakby od wczoraj wieczorem
Roz:- Co ?
- Ash, jego kolega powiedział że Kastiel nie traktuje mnie jak tylko koleżanki, że jest coś więcej. I tak jakby miał racje. Przez co ja też kompletnie już zwariowałam bo zdałam sobie sprawę że on też mi się podoba.
Roz:- Rozmawiałaś z Ash'em ? Co u niego ?
- Znacie się ?
Roz:- Chodziliśmy ze sobą w gimnazjum. Ale krótko. On i Kastiel zaczęli brać różne prochy a później robili głupie a często niebezpieczne rzeczy. . . To kiedy mu o tym powiesz ? Możemy zorganizować podwójną randkę w restauracji i...
- Nie ! To znaczy lepiej nie. Wole z nim szczerze i na luzie o tym pogadać niż siedzieć i gapić się w talerz. - Weszłam z białowłosą na sale gimnastyczną. Obok nauczyciela stał ten sam chłopak którego spotkałam dzisiaj rano. On chyba też mnie zauważył bo puścił mi oczko.
Nauczyciel:- Dobrze skoro panie raczyły się już pojawić. Mogę przedstawić wam Dakote. Pani dyrektor poprosiła o lekcję samoobrony dla was, poznajcie swojego nauczyciela. Chłopcy dam wam piłek zagracie w kosza.
Dak:- Część dziewczyny miło mi was poznać. Możecie mówić mi Dake. - Kiedy ten leser zaczął swoją gładką gadkę zdobioną uśmiechem ja poszłam na drugą połowę sali gdzie chłopaki przymierzali się do gry w koszykówkę. - Hej a ty gdzie się wybierasz. - od razu strzepałam jego ręką którą położył mi na ramieniu; odwracając się.
- Idę zagrać z przystojniakami.
Dak:- Jesteś urocza ale nie mogę ci na to pozwolić. Powinnaś umieć się obronić. Nie zawsze może być przy tobie twój chłopak żołnierz.
- Słuchaj Dakota, znam techniki samoobrony, na nic mi te twoje "nauki"
Dak:- W takim razie będziesz pierwsza.
Amb:- Ale to nie fair ! Ja miałam być pierwsza. - jej głupota jest chyba wprost proporcjonalna do wieku. Chociaż jak wcześniej była wkurzająca niczym dzwonek przy uchu tak teraz unika mnie jak ognia.
- Mnie nie zależy. - usiadłam na trybunę z resztą dziewczyn obserwując każdy ruch tej dwójki. Blondyn coś tam tłumaczył ale było to tak niespójne że wyłączałam się słysząc jego okropny głos. Później na zmianę dołączały inne dziewczyny. Co mnie irytowało facet był stanowczo za blisko nich. Szczególnie drażniły mnie jego chwyty pod szyją i w okolicach ud. Wiem jak wygląda samoobrona, a to nie przypominało niczego czego mnie uczyli.
Roz:- Pewnie skopała byś go w minutę. - zapytała szturchając mnie przyjacielsko w ramię.
- Wystarczyło by 10 sekund. Facet może i ma wygląd, ale uważa się nie wiadomo kogo.
Roz:- Najwyraźniej Amber się podoba. - spojrzałam w kierunku blondynki która wpatrywała się w Dake jak w jakiegoś boga. - ma jeszcze gorszy gust niż podejrzewałam.
- Pewnie już pociekł jej kisiel.
Roz:- Fujjj, idiotka ! - zaśmiałam się a białowłosa znów zaczęła mnie szturchać w ramię. - Stawiam 5€ że po przerwie zrobią to w kantorku.
- Podbijam do 10€.
Roz:- Jutro po szkole idziemy na zakupy. Musisz iść razem z nami, będziesz na scenie, a w takim miejscu powinnaś wyglądać wprost oszałamiająco. - zaćwierkała szczęśliwa prosto w moje ucho.
- Tak w tygodniu.
Roz:- Ohh no, bal jest w piątek. A sukienki same się kupią. - Lekcja minęła bez mojego udziału. Z czego w sumie byłam zadowolona. Ale oberwało mi się rykoszetem i spędziłam ją z Rozalią przy uchu, której nie zamykały się usta. Lubię ją, jest miła ogarnięta i można z nią porozmawiać, ale czasami za bardzo się nakręca.
Dak:- Angel twoja kolej
- Pasuje
Dak:- Jak nie pokażesz mi co potrafisz, dostaniesz niezaliczenie
chyba nie chcesz oblać ?
- Pokaże ci co potrafię i dasz mi spokój.
Dak:- Dokładnie - Wstałam z ławek trybun i powoli podeszłam na mate. Blondynowi uśmiech nie schodził z twarzy. Zaraz zamiennie mu ten uśmieszek w grymas bólu. - To może najpierw zaatakuje od tyłu. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się tyłem zamykając oczy. Słyszałam jak tupie i dyszy podchodząc w moją stronę. Zero subtelności. Kiedy jego ramie zacisnęło mi się na szyi od razu wcisnęłam dłoń w szczelinę między jego ramieniem a moją szyją. Drugą ręką złapałam jego koszulkę i przerzuciłam chłopaka przez siebie. Jęknął boleśnie leżąc na niebieskiej macie.
- Skończyłeś ? - pytałam znudzona.
Dak:- Nieźle, naprawdę nieźle. - podniósł się i wziął z jedną z pałeczek do sztafety. - a gdybym na przykład miał nóż.
- Nie odpuszczasz co ? - wyciągnął rękę z owym "nożem" i pchnął nią w moją stronę. Nawet się nie starając złapałam za jego przedramię zmiękczając napiętą rękę. Dostał cios w szyje po którym wstrzymał powietrze. Chwyciłam go za kark ściągając w dół i wymierzając kolejno 3 kopnięcia kolanem w brzuch. Kiedy Dakota po raz kolejny podnosił się z maty. Usłyszałam klaskanie, odruchowo spojrzałam w stronę trybun. Dostawałam właśnie owacje na stojąco od całej klasy.
- Odpuść już co ? Znam nie tylko samoobronne ale też taekwondo aikido i judo. Nie miał byś ze mną szans gdybym użyła całej siły. Przestań się już ośmieszać i kończ to przedstawienie. - wyminęłam go kierując się w stronę szatni. Chciałabym pójść na całość i w końcu trochę się rozciągnąć ale i rozluźnić. Ale mogę na razie tylko o tym pomarzyć.
Kolejne zajęcia były już bardziej spokojnie. Usiadłam obok Lysandra który w środku lekcji postanowił zagadać.
Lys:- Dlaczego on jest dziś tak cichy ? - Wyszeptał białowłosy odrywając mnie od przepisywania kolejnego równania.
- Kto ?
Lys:- Kastiel. Zazwyczaj już denerwował by Harmon. - kątem oka spojrzałam na nauczycielkę. Faktycznie była zadziwiająco spokojna. Nasz czerwonowłosy przyjaciel też był grzeczny. - Czy coś się między wami wydarzyło ?
- Nie. A czy coś powinno się wydarzyć ? - odpowiedziałam spokojnie i lekko zaciekawiona. Lysander odchrząknął i zacisnął dłonie prostując się nienaturalnie szybko. Zmierzyłam chłopaka wzrokiem. Podświadomie czułam że coś wie i nie chce mi tego powiedzieć. - Męska solidarność, zgaduje że nic mi nie powiesz Co ?
Lys:- Przepraszam...
Nau:- Angel, Lysander, jeśli nie przestańcie rozmawiać rozsadzę was! Skupcie się na lekcji i nie przeszkadzajcie innym !
Weszłam do pokoju gospodarzy; Nataniel przepuścił mnie w drzwiach, od razu usiadłam przy stole wyciągając książki i stos kartek z zadaniami. - Skończmy to szybko i wracajmy. - Odezwałam się przerywając cisze.
Nat:- Mhm. Chcesz kawy ?
- Chętnie. Macie tu ekspres ?! Gdybym wiedziała o tym wcześniej nie przepuszczała bym tyle pieniędzy w kafejce. - Blondyn zaśmiał się podając mi kubek z czarną cieczą.
Nat:- Pomaga się skupić. Czasami przesiaduje tu do późna. Wypełniając formularz, zwolnienia i takie tam.
- Nie powinna robić tego dyrektorka albo sekretarka.
Nat:- Powinna, ale zazwyczaj mnie przypada ten zaszczyt.
- Ha, Nataniel używający ironii. Tego jeszcze nie słyszałam. Każdego dnia zaskakujesz mnie coraz bardziej.
Nat:- Chyba nawet mnie się zdarza. - Uśmiechnął się na krótko. - Wiesz, może pytam nie w porę ale... pokażesz mi ja się je wiąże ? - Zapytał wynajmując czarne bandaże z torby. - Dziś też bym chciał iść potrenować.
- Przecież ci obiecałam nie ? - Chłopak usiadł na małej sofie w rogu pokoju. - Najpierw rozgrzej nadgarstki, to podstawa. - mówiłam siadając na przeciw blondyna. Złapałam go za nadgarstek zmuszając by wyciągnął dłoń w moją stronę. - Zaczynasz od kciuka i ciągniesz do nadgarstka przeplatasz kilka razy, później przez palce, środek dłoni i kończysz na nadgarstku.
Nat:- Strasznie sztywno.
- Tak, ale teraz nie obijesz sobie kostek. - Wziął do siebie te treningi bardziej niż myślałam.- Dlaczego, w ogóle zacząłeś trenować boks. Bez obrazy ale to nie pasuje do ciebie, zazwyczaj siedzisz z nosem w książkach.
Nat:- Mówisz tak. A w ogóle mnie nie znasz ! I pewnie myślisz o mnie tak samo jak ten idiota a przy okazji reszta szkoły ! Że jestem drętwy, nie mam życia po za szkołą. I że wchodzę w dupe nauczycielom bo mam lepsze oceny ! - czyżby właśnie źródełko spokoju naszego gospodarza wybuchło ?
- To że jesteś wzorowy to wyłącznie dlatego że co dzień się starasz i uczysz więcej od innych. A te łatkę sztywniaka sam sobie przyczepiłeś i sam siebie tym oszukujesz, z powodu który tylko ty znasz. A nawet gdy próbujesz zrobić inaczej, zderzasz się że ścianą która sam postawiłeś. Wiec cokolwiek się dziej dzieje się z twojej winy. I jeszcze jedno . . . podnieś na mnie głos jeszcze raz a obiecuje że nie odkleisz się od tej ściany.
Nat:- Aż tak łatwo to przejrzeć. - zacisnął dłonie w pięści i pochylił głowę tak że pojedyncze kosmyki włosów opadały mu na twarz.
- Wystarczy dłużej z Tobą porozmawiać i być chodź trochę spostrzegawczym. Wkurzyłam cię nieświadomie a ty sam się otworzyłeś, ja tylko trochę cię popchnęłam ku temu.
Nat:- Po co ci to było ?
- Nie lubię ludzi który zachowują się przy mnie sztucznie. Udajesz kujona pod krawatem który ponad wszystko ceni zasady i naukę. A tak naprawdę masz ochotę ubrać zwykłe ciuchy, iść do klubu i wypić piwo, zagrać w głupią gierkę czy pocałować dziewczynę, a nawet zaprosić jakąś do łóżka. To normalne. Ale ty boisz się zaryzykować, dlatego ciągle udajesz. . . . Mam racje prawda ?
Nat:- Skończmy to szybko. - Usiadł przy stole rozkładając książki. Nie ociągając się zrobiłam to samo. Ale ciężko było mi się teraz skupić na tych durnych zadaniach. Chyba za bardzo się wmieszałam, jesteśmy tylko kolegami z klasy nie moja rzecz, co, dlaczego i po co robi. Każdy ma swoje tajemnice których nie zdradza nikomu. Ani rodzinie, ani partnerowi, ani nawet przyjaciołom.
- Sorry
Nat:- Co ?
- Przepraszam
Nat:- Nie przejmuj się
Zadania z arkuszy na szczęście nie były zbyt wymagające inna rzecz że było ich sporo. Rozmawialiśmy jednocześnie spisując tekst na kartki. A kiedy zapadła cisza ciągnęła się przez następne pół godziny. Przerwał ją dopiero dźwięk sms 'a z mojego telefonu. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni odczytując wiadomość.
Kastiel 16:33
Gdybyś się jednak zdecydowała się przyjść czekam na dachu.
Nie zostanę tu dłużej niż 2 minuty wiec rusz dupe.
Cholera! Zapomniało mi się o nim. Będzie wkurwiony że kazałam tyle na siebie czekać ?? Taa... jak nic będzie wkurwiony. - Wybacz Nat, ale coś mi wypadło. - odezwałam się do blondyna który pochylał głowę nad stertą kartek. - Tu masz moją cześć, resztę przyniosę ci jutro.
Nat:- Coś się stało ?
- Nie. Ale muszę coś załatwić. Widzimy się jutro, cześć. - Rzuciłam przez ramie wychodząc. Ale zastanawiam się jednak czy się nie wrócić. Zapowiada się na poważną rozmowę a ja kurewsko ich nie lubię. Choć to dziwne bo non stop utrudniam sobie życie.
Kas:- Zgubiłaś się.. - uniosłam nogę w geście samoobrony, chłopak zatrzymał ją przed swoją twarzą. - zapomniałem żeby nie podchodzić od tyłu.
- Miałeś czekać na dachu nie na strychu.
Kas:- Stałem tam pół godziny, dupa mi zmarzła.
- Skoro tyle czekasz, to musi ci zależeć...
Kas:- Zmieniłem zdanie, spierdalam. - Czasem mam wrażenie że gadam z dzieckiem..
- ... to dobrze, bo mi też zależy. I przepraszam że tyle musiałeś czekać. - Uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam.
Kas:- Jesteś miła ? Znów spadałaś ze schodów, tym razem masz wstrząs mózgu ?
- Spierdalaj kołku. - Czerwonowłosy zaśmiał się cicho i zaraz znowu zaczął.
Kas:- To u ciebie niespotykane, zazwyczaj masz kurwiki w oczach.
- Tak, szczególnie kiedy cię widzę. I możesz mnie już puścić, noga mi drętwieje. - uwolnił mnie składając ręce na piersi. Ale kiedy to zrobił, jego dobry humor od razu znikł. Wyciągnął papierosy z kieszeni kurtki i spojrzał wprost na mnie, chyba oboje jesteśmy zdenerwowani. Odsunęłam mu dłoń z używką na bok. - Mieliśmy pogadać.
Kas:- O czym konkretnie
- Może najpierw wyjaśnisz mi tę sytuację z poranka. I jak głupio to nie zabrzmi... nie mogę przestać o tym myśleć. - Oparłam się plecami o ceglaną ścianę składając ręce na piersi. Czerwonowłosy położył zaciśniętą w pięść rękę nad moją głową i pochylił się. Spojrzałam mu prosto w oczy.
Kas:- A co mam ci powiedzieć, ze miał racje i cholernie mnie pociągasz. Przecież to już wiesz. Więc nie ma o czym gadać dziewczynko.
- A jeśli właśnie jest ? - Złapałam go za kurtkę zatrzymując przy sobie. Spojrzał na mnie zaskoczony ale z dzikim uśmiechem. - nie patrz tak na mnie głupku. Ale też nie jesteś mi obojętny Kastiel. - kącik jego ust uniosły się lekko. Pogłaskał dłonią delikatnie mój policzek pochylając się. - Dlaczego nic nie powiedziałeś. Teraz czuje się jak idiotka, że tego nie zauważyłam. Myślałam że po prostu się zgrywasz.
Kas:- Chciałem dziewczynko. . . naprawdę. Dawno nie czułem tego, co teraz czuje do ciebie. Ale nie chce przy okazji spierdolić tego co już mam.
- Jeśli nie spróbujesz to się nie dowiemy ?
Kas:- Jesteś urocza - momentalnie jego usta dotknęły moich. Nie spodziewałam się że zrobi to tak szybko. Ale nie mogę powiedzieć że tego nie chciałam. Niepewnie oddałam jego pocałunek przymykając oczy. Moje dłonie opadły na jego ramiona. Kastiel z początku zaskoczony czując że nie zamierzam go odepchnąć stał się bardziej pewny, bardziej zachłanny. Delikatnie ugryzł mnie w dolną wargę, żądając więcej. Dałam mu dostęp do swojej buzi i od razu poczułam jak gwałtownie przyszpila mnie mocniej do ściany oraz dłoń na biodrze która się zaciska.
● Pozwalałam mu na każdy ruch każdy dotyk, jednocześnie sama chciałam poczuć coś więcej. To było przyjemnie bardziej niż mogłam przypuszczać. Powoli przesuwał językiem po moim podniebieniu i lekko łaskotał mnie po policzku kosmykami włosów Nie wiem jak mu to się udawało, ale czułam dreszcz przechodzący po kręgosłupie. Chłopak zmienił stronę muskania i zajął się moim językiem dynamicznie ocierał nim o swój. Cholera, jak on dobrze całuje. Przeciągnęłam dłoń przez jego ramie i bark zatrzymując ją na karku. Wsunęłam rękę w jego miękkie włosy łapiąc się ich i lekko przy tym je ciągnąc, wtedy cofnął się powoli puszczają mojej usta. Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to blado-różowe policzki Kastiela i wkurwiający uśmiech który dopełniał sytuacje. Nasze oddechy były urwane. Kas oblizał usta. Roześmiałam się widząc to a on zmarszczył brwi. - ledwo wyznałam ci uczucie a ty rzucasz się na mnie jak zwierzę. Trochę ogłady człowieku.
Kas:- Miało wyjść romantyczne. Trudno spróbuje jeszcze raz. - Nie zdążyłam przetworzyć w głowie jego słów zanim znów mnie pocałował. Tym razem zrobił to zdecydowanie łagodniej. Powoli poruszał ustami, przedłużając każdy możliwy moment, jednocześnie obejmując dłońmi wcięcie mojej talii. Oddawałam jego subtelne pocałunki i naraz chciałam się w niego wtulić.
Kas:- Wiedziałem że kiedyś ulegniesz mojemu urokowi. - uśmiechnął się nonszalancko i przeczesał włosy dłonią zagarniając je do tyłu.
- Tak, i co teraz z tym zrobisz ? - Byłam w błędzie myśląc że tak łatwo będzie wyciągnąć od niego jakieś uczucia unikając przy tym sarkazmu.
Kas:- Później się nad tym zastanowimy - wyszeptał nie odrywając ode mnie wzroku, hipnotyzował mnie jednocześnie bawiąc się włosami przy moim uchu. Co trochę mnie zawstydzało.
- Dobrze - odpowiedziałam również ściszonym głosem i pocałowałam jego usta muskając je językiem, czując jak narasta we mnie oczekiwanie kolejnego pocałunku.
14.10.2021
3471 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro