Rozdział 16 Nadmiar kłopotów.
Wstałam przeklinając imię człowieka który wymyślił alarm w telefonie. Czyli jak co dzień. Zmęczona weszłam do łazienki i wzięłam kąpiel. Pachnąca i ubrana opuściłam łazienkę. W kuchni już miałam przygotowane śniadanie spojrzałam na Lucka który siedział obok. I zabrałam jego kubek z kawą biorąc łyka.
Lu:- Zrobiłem ci śniadanie.
- Nie jestem głodna. - Odpowiedziałam oschło nawet na niego nie patrząc. Dalej jestem na niego wściekła, może już mniej, ale jednak. Więź która łączy rodzeństwo jest wyjątkowa, on ją zerwał to niech teraz ją skleja. A ja nie mam zamiaru ułatwić mu tego.
Lu:- Idziesz do szkoły ? - Zapytał mnie brat który gapił się pustym wzrokiem w talerz. - Mam dopiero na drugą lekcje. Ale mógłbym z podwieźć.
- Obejdzie się. - Złapałam szybko jabłko i dopiłam jego kawę. Wychodząc z domu ubrałam jeszcze kurtkę czapkę i kozaczki. Cóż mamy środek listopada i masę śniegu. Na koniec torebka i w drogę. Na podjeździe zauważyłam czerwony terenowy samochodu uśmiechnęłam się na ten widok. Bo znam tylko jedną osobę która takim jeździ.
Kas:- Ej dziewczynko wsiadasz czy będziesz tak stała ! - Krzyknął czerwonowłosy przez otwarte okno. Uśmiechnęłam się do niego idąc w stronę pojazdu. Wgramoliłam się na siedzenie obok kierowcy, otrzepując buty z śniegu. Bo przecież jak mu nasyfię to mnie zje.
- Hej - Przewitałam się krótko.
Kas:- Wielkie nieba no wreszcie. . . - Kastiel zabrał mi z ręki jabłko częstując się. - Myślałem że już nigdy się nie wygrzebiesz.
- Mogłeś uprzedzić że przyjeżdżasz. I tak właściwie to miałam iść do ciebie.
Kas:- Tak ? A po co ? - Uśmiechnął się arogancko i przysunął się bliżej mnie. Był tak blisko że mogłam poczuć jego oddech na podbródku.
- Źle się czuje z tym że Cię tak wczoraj skopałam. Chciałam zobaczyć czy żyjesz. I pewnie przyniosła bym ci coś na śniadanie żeby się ułaskawić. - Patrzyłam jak pożera moje jabłko.
Kas:- Nie byłem głodny. Jeśli dalej chcesz się zrewanżować możesz coś zdjąć.
- Ale że, ubrania ?
Kas:- Wiesz o co chodzi. - Uśmiechnął się w szczegóły dla siebie sposób. - Będę miał na co popatrzeć.
- Porno se włącz. Nie będę ci się rozbierać w samochodzie idioto.
Kas:- A gdzie indziej będziesz ?
Jękłam z niezadowolenia - Nie łap mnie za słówka Kastiel.
Kas:- Pojęczeć to możesz w moim łóżku. - Uśmiechnął się zadziornie. - A łapać to cię mogę nie tylko za słówka.
- Uważaj co do kogo mówisz przyjacielu. O i poproś Amber żeby zrobiła ci loda bo masz dziś jakiś fetysz. Albo dawno czegoś nie przeleciałeś. Ewentualnie jedno i drugie. - Odpyskowałam.
Kas:- Wiem do kogo mówię. I uwielbiam się z tobą drażnić dziewczynko. - wywróciłam oczami, irytujący jest czasami.
- A jak tam żebra.
Kas:- Bolą ale przeżyje. Jeszcze musimy po Lysa jechać bo przez ten jebany mróz samochód mu zamarzł. - Szarooki ruszył z piskiem opon. Momentalnie złapałam za pasy i przypięłam się. Jechaliśmy pod dom Leo i Lysandra rozmawiając o pierdołach. Jednak na miejscu okazało się że mamy jeszcze jednego pasażera. Lysander i Lynn wgramolili się na tylnie siedzenie. A ja i Kastiel spojrzeliśmy na siebie znacząco. Później zwróciłam się do Leo który zmęczony stał przy drzwiach. - Ej Leo świerszcze nie dały ci spać, jakiś zmęczony jesteś ! - Kas wybuch śmiechem a ja zaraz po nim.
Leo:- Tak te robaki są nie do zniesienia !
Lynn:- Jakie robaki ? Mamy środek zimy ?
Zaczęliśmy się śmiać jeszcze głośniej, Lynn była zdezorientowana a Lysander czerwonym jak truskawka. Dobrze że przynajmniej on wie o co chodzi.
Kas:- Oj dziewczyno Angel będzie musiała cie uświadomić o kilku rzeczach.
- Ej, dlaczego ja !
Kas:- Bo ja nie mam cycków.
- Mózgu też nie masz.
Lys:- Kastiel stary błagam jedź już.
Czerwonowłosy zagazował i znów usłyszałam pisk opon. Lynn pisnęła przestraszona. A ten jak na złość przyspieszył, robiąc drifting na zakręcie. Wiem że czerwonowłosy dobrze radzi sobie za kółkiem, jeździłam z nim wielokrotnie ale teraz przegina. - Kastiel kurwa zwolnij trochę. Zaraz spowodujesz wypadek.
Kas:- Spokojnie dziewczyny, nic wam nie będzie.
Kiedy dotarliśmy do szkoły, Lynn szybko wyskoczyła z samochodu. Lysander od razu ją przytulił. Na nieszczęście Kastiela to ją chyba nie uspokoiło bo zaraz naskoczyła na niego. " Jesteś kompletnym idiotą Kastiel !, Co za bałwan dał ci prawo jazdy ! Mogłeś nas zabić ty kołku, znasz ty w ogóle znaki ! " Krzyczała na niego kiedy ja i Lysander śmialiśmy się z całej sytuacji.
- Może zrobimy dziś próbę po lekcjach ? - Zapytałam kiedy już wchodziliśmy do klasy.
Lys:- Mamy plany na wieczór, nie mogę.
Kas:- Chcesz w końcu stracić dziewictwo Lys. No no odważnie.
- A kiedy ty w końcu stracisz swoje. - Kastiel nic nie powiedział tylko prychnął pod nosem. - Nie zamierzasz mi odpyskować, czyżby twoja studnia dowcipów właśnie wyschła.
Kas:- Spokojnie dziewczynko, pewnie do tego dojdzie kiedy w końcu zamiast loda zaproponujesz mi coś więcej.
I tu mnie zagiął, wiedziałam że jest bezczelny ale że zaraz aż tak. Mówiąc to przy całej klasie sprowadził na naszą czwórkę wzrok wszystkich w pomieszczeniu. Chciałam mu odpowiedzieć ale przez przypadek a może nie. Lynn opluła go sokiem który właśnie piła.
Kas:- Kurwa mać ! Pojebało cię, teraz cały się kleje !
Lys:- Uspokój się Kastiel ona nie chciała.
Lynn:- Tak, bardzo Cię przepraszam. Naprawdę mi przykro. . . - Dziewczyna podała mu chusteczki. Jak na siebie był...spokojny. Pewnie dlatego że Lynn jest kobietą jego przyjaciela.
Kas:- Dawaj.. - Wyrwał jej chusteczki z ręki i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- Zrobiłaś to specjalnie, prawda.
Lynn:- Może ? Ta jego bezczelność mnie denerwuje.
Lys:- Lynn, wiemy że on jest arogancki i bezczelny ale to nie był powód. Po za tym wiesz że Kastiel jest moim przyjacielem.
- Ja uważam że to było zabawne.
Lys:- Angel..
Roz:- To wy jesteście razem czy nie ?
Lynn:- No już od jakiegoś czasu...
Roz:- Nie wy. Chodziło mi o Angel i Kastiela.
- CO ?! Roza pogięło cię. Przecież to idiota.
Roz:- Spędzacie że sobą sporo czasu.
- Dobrze się dogadujemy. A po za tym odkąd jestem z chłopakami w zespole sytuacje tego wymagają.
Roz:- Jak tam chcesz. . . Gdzie idziesz ! Za chwile zaczynają się lekcje !
- Nie zabrałam książki z szafki. - Idąc korytarzem w oczy rzucił mi się czerwony łeb. Szłam cicho za chłopakiem do puki nie znikł w męskiej szatni. Oczywiście ściema z książką była tylko po to żeby Rozalia odczepiła się od tego durnego tematu. Weszłam do szatni czerwony muchomor właśnie przebierał koszulkę. - Ej miss mokrego podkoszulka ! - Zwróciłam na siebie jego uwagę.
Kas:- Co tu robisz. Przyszłaś popatrzeć jak się przebieram.
- Tak, w końcu to jedyny cel mojego życia.
Kas:- Wiedziałem.
- To był sarkazm
Kas:- Wmawiaj tak sobie. Wiedz że mam się czym pochwalić
Przerwał mu nagły dźwięk otwieranych drzwi. Byłam przekonana że jakaś klasa właśnie ma w-f i powinnam się stąd zwijać, jednak moje przypuszczenia rozmył nauczyciel wychowania fizycznego i sportu. Widząc nas doznał nie małego zaskoczenia.
Nau:- Kastiel, Angel do dyrektorki !
- Co zrobiłam
Kas:- Co zrobiłem
Nau:- Dowiecie się w jej gabinecie. . . Angel co robisz w męskiej szatni ?
- Przyszłam popatrzeć jak Kastiel się przebiera. - Próbowałam być jak najbardziej poważna i nawet nieźle mi to wychodziło. Wyszłam z pomieszczenia omijając nauczyciela który stał praktycznie w drzwiach.
Borys zaprowadził nas do dyrektorki z przekonaniem że lubimy uciekać z lekcji. Jakby to był jakikolwiek powód. Weszłam pierwsza i od razu miałam ochotę zawracać widząc rozgniewane twarze rodziców. Mam przejebane...
W gabinecie był też Nataniel dalej miał opatrunek na nosie, oraz jakaś para, pewnie jego rodzice, mężczyzn dość szeroki w barkach ubrany w brązowy garnitur poprawiał bordowy krawat. Miał krótką brodę i już częściową łysinę. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Przy nim stała wysoka szczupła kobieta, blondynka była niesamowicie podobna do Amber. Albo to raczej Amber jest do niej podobna. Długa sukienka w odcieniu pudrowego różu i wysokie szpilki. Na ramionach miała lekko przezroczysty płaszcz. Mężczyzn rzucił mi i Kasowi mordercze spojrzenie a ja automatycznie uniosłam w górę kąciki ust.
Dyr:- Angel, Kastiel usiądźcie. - Usiadłam na krześle obok rodziców. A Kastiel na środku, za nim znajdowały się jeszcze dwa wolne krzesła. Chyba dla jego rodziców, bo kiedy to zobaczył lekceważąco prychnął pod nosem. Zaczęłam się rozglądać, przez ten róż czuje się jak w wielkiej landrynce. - Jak widzę czekamy tylko na państwa Veilmont.
Kas:- Od razu mówię. Nie doczekamy się. Rodzice pewnie są zajęci pracą. - Chwile później po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk pukania do drzwi.
TK:- Przepraszamy za spóźnienie, samolot nam się opóźnił. - Mężczyzna około 40 otworzył drzwi i wszedł tuż za kobietą w tym samym wieku. Czarne włosy, szare oczy, i mocno zarysowana szczęka, przypominał mi Kasa. Miał na sobie doskonale dobrany czarny garnitur. Zapewne szyty już na miarę. Jego kobieta też była elegancko ubrana, granatowy kombinezon i spięte w kok ciemno-brązowe włosy dodawały jej powagi. Na jej szyi pięknie prezentowała się kolia z klejnotów przypominających szafiry.
Nigdy nie powiedziałabym że to jego rodzice.
Dyr:- To nic, proszę usiąść.
MK:- Mogę wiedzieć co znów zrobiłeś i dlaczego musieliśmy tu lecieć z samego Paryża Kastiel. - Zapytała kobieta, chyba była dość rozdrażniona, dało się to wyczuć w jej głosie.
TK:- Spokojnie kochanie, zaraz pani dyrektor wszystko nam powie. - Uspokajał ją mąż.
Dyr:- Dziękuję za przybycie. Jak państwo widzą Słodki Amoris jest jedną z najlepszych szkół w tej części kraju. Dlatego niedopuszczalne jest to aby uczniowie rozwiązywali swoje konflikty szczególnie siłą. Chciałabym pokazać wam wczorajsze nagranie z monitoringu szkolnego. - Włączyła laptop i obróciła ekran w naszą stronę pokazując nagranie. Najpierw było widać chłopców kłócących się w pokoju gospodarzy. Później jak Nataniel odepchnął Kastiela a ten przycisnął go do szafek. Krzyczeli coś jeszcze a czerwonowłosy uderzył go w szczękę a ten mu oczywiście oddał. Ich walka przeniosła się na korytarz a w wokół nich zaczęło zbierać się coraz więcej osób, oczywiście nikt im nie przerwał. Dwie minuty później przybiegłam ja w towarzystwie Lysandra i Armina. Rozalia prosiła mnie o uspokojenie ich, wyszłam przed szereg. Następnie były tylko krzyki Nataniela w moją stronę, i to jak się odwracam zaciskając pięści podczas gdy tamci dalej się leją. Zakończyło się tak jak wczoraj. Kastiel dostał o de mnie kopniaka a Nat trzy ciosy. Obaj leżeli. - Nataniel, Kastiel, Angel. Czy możecie mi powiedzieć o co wam poszło.
Nat:- . . .
Kas:- . . .
Chłopcy spojrzeli po sobie, a później oboje utkwili wzrok w swoje buty. Jako jedyna się odezwałam. - Chciałam ich rozdzielić, i pomyślałam że tak długo zapamiętają żeby nie skakać sobie do gardeł.
Tata:- Angel, zwariowałaś już do reszty.
- Przecież ich później opatrzyłam, a jemu to musiałam przecież nos nastawić.
Tata:- Jak to nastawić.
Dyr:- Proszę o spokój panie Wings. Chłopcy ? . . . . . Albo mi powiecie, albo natychmiast zostaniecie wyrzuceni ze szkoły.
Nat:- . . .
Kas:- . . .
TN:- Nataniel mów !
Nat:- . . . przeglądałem teczki uczniów tak jak pani mnie prosiła. Wtedy przyszedł Kastiel...
Kas:- Przeniosłem mu te usprawiedliwienie co męczył mnie już tydzień.
Nat:- ... powiedziałem mu ze powinien przestać demoralizować Angel bo to pogarsza jej wyniki w szkole.
- Jak byś nie zauważył sama mogę sobie wybierać przyjaciół blondyneczko ! - Krzykłam a Nat się wzdrygnął. - A moja średnia jest równa twojej.
Dyr:- Angel siadaj.
- Ok, ok. - uniosła ręce w obronie. Jeszcze wyjdzie na to że najbardziej mi się oberwie.
Kas:- To samo mu powiedziałem.
Dyr:- Coś jeszcze.
Nat:- . . .
Kas:- ... twierdził że tak będzie lepiej dla wszystkich jeśli w końcu wywalicie mnie ze szkoły. Później tylko darł ryja o . . . . - urwał patrząc na mnie trochę niepewnie. O nasze relacje.
Dyr:- Dobrze wystarczy już. Kierując się regulaminem szkoły powinnam zawiesić całą trójkę...
TK:- Pani dyrektor. Z całym szacunkiem, mężczyźni często biją się o kobiety. A w tym wieku na dodatek buzują im hormony.
Po za tym zawieszenie uczniów to ma być dla nich karą, mają nie chodzić do szkoły. Najlepszym rozwiązaniem będzie jeżeli to odpracują.
Dyr:- Dobrze, niech będzie. Dostaną jakieś zajęcia pozalekcyjne. To rzeczywiście wydaje się lepszym rozwiązaniem.
Kas:- Co ! Nie będę nic robił...
MK:- Kastiel uspokój się. - kobieta delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu. I uśmiechnęła się czuło.
Ta nudna rozmowa ciągnęła się jeszcze dobre 15 minut. Dopiero po tym czasie dyrekcja pozwoliła nam wyjść. Nataniel od razu poszedł w swoją stronę. Ja usiadłam pod ścianą a Kastiel przysiadł się obok. Wiedziałam że kiedy wrócę do domu nieźle mi się oberwie. Rodzice zawsze chcieli mieć idealną córeczkę niestety trafiłam im się ja. Chociaż pewnie gdybym nigdy nie poszła do szkoły wojskowej mieliby taką. Teraz pozostaje im mieć nadzieję że Luke będzie tym ideałem.
Kas:- Nie mów mi że się boisz.
- Nie. Po prostu, zamyśliłam się. Twój ojciec załatwił nam dodatkowe godziny w szkole.
Kas:- Tyle wygrać
- Daj spokój lepsze to niż być zawieszonym.
Kas:- Mów za siebie.
- Tooo, pobiliście się o mnie ? - nie potrafiłam ukryć rozbawienia w głosie.
Kas:- Nie schlebiaj sobie. Ale nie pozwolę temu pasożytowi obrażać mojej przyszłej dziewczyny.
- Pff, aj, Kassi śnisz na jawie. - chłopak złapał mnie za podbródek i delikatnie odwrócił mnie w swoją stronę nim krótko pocałował mnie w kącik ust.
Kas:- To tylko kwestia czasu aż się we mnie zakochasz i będziesz chciała tego więcej. - powiedział ściszonym głosem.
- Uległabym ci gdyby wszyscy mężczyźni na świecie padli trupem,.. a także połowa kobiet. I niektóre zwierzęta. - Kas zaśmiał się cicho. W tej samej chwili otworzyły się drzwi gabinetu. Najpierw wyszli rodzice Nataniela rozmawiając pomiędzy sobą szybko zniknęli nam z oczu. Później zobaczyłam mamę i panią Veilmont. Co nas zdziwiło wszyscy mieli dobry humor, a nawet się śmiali. Do póki nas nie zobaczyli.
Tata:- Wracamy do domu. Musimy poważnie porozmawiać. -powiedział stanowczo - Jeszcze raz przepraszam za zachowanie córki. Jest za bardzo... porywcza.
MK:- Nasz syn też święty nie jest. I myślę że oni już doszli do porozumienia, prawda ?
Kas:- Taa, możemy już stąd iść.
MK:- Oczywiście, bo i tak masz za mało nieobecności. Chociaż widzę że poprawiłeś się przez ostatnie miesiące. Oceny też masz lepsze. I wstań jak do Ciebie mówię Kastiel.
- Miło mi państwa poznać. Jestem Angel, przyjaciółka Kasa. - Uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam wyciągnęłam dłoń w stronę kobiety wcześniej wstając.
MK:- Mnie również. Kastiel nigdy nie przedstawił nam żadnego że swoich znajomych.
Kas:- Bo was wiecznie nie ma. - wyszeptał do siebie prawie niesłyszalnie z żalem w głosie.
TK:- Dobrze że ten arogant ma w ogóle jakiś znajomych.
Kas:- Gdyby nie Angel, wcale bym tu nie przychodził.
Mama:- Skarbie chodź już proszę.
- Zabiorę tylko swoje rzeczy z szafki.
MK:- Ty też idź po książki. Czekamy przy samochodzie.
Szłam szybkim krokiem, żeby tylko mnie nie dogonił niestety wyszło jak zawsze. Zatrzymałam się przed swoją szafką wpisując kod otwierający kłódkę. Kastiel stał obok opierając się lekceważąco. Czekał aż się odezwę, ale nie miałam ochoty tego robić. Wiedziałam że coś planuje. Otworzyłam drzwi zabierając z niej torebkę i kilka zeszytów.
Kas:- Co jest ? Chyba się nie obraziłaś. - Wyczułam smutek w jego głosie, co było raczej niespotykane.
- Nie dlaczego ?
Kas:- Milczysz.
- Bo nie mam nic do powiedzenia. Ale, zastanawiam się dlaczego skłamałeś ?
Kas:- Z czym.
- Na przykład z tym dlaczego przychodzisz do szkoły.
Kas:- Nie kłamałem. Przychodzę tu tylko dlatego że mogę spędzić czas z tobą i Lysandrem inaczej siedział bym w domu. A tam z kolei jest nudno.
- Jakoś ci nie wierzę. - Kastiel przycisnął mnie do szafek jego dłonie znalazły się obok mojej głowy. Byłam w klatce. Spojrzałam na chłopaka, dziki uśmiech przeszył jego twarz.
Kas:- To uwierz, nic bym nie miał z takiego kłamstwa. - Wyszeptał uwodzicielsko w moje ucho. Poczułam jego zęby delikatnie przygryzające mój płatek. - Wpadnij do mnie później, pouczymy się, czy coś.
- Raczej czy coś.
Kas:- Możesz mi dać korki z biologii. Nie ogarniam tematu. - Powiedział kiedy odsunął się od mojego ucha, ale zaraz poczułam jego oddech na brodzie a następnie mokre ślady na szyi.
- Hej przestań. Zaraz będę całą w ślinie. - Zaśmiałam się cicho bo jego długie włosy łaskotały mnie w szyje. Nie wiem dlaczego ale nigdy nie przeszkadzało mi to że Kastiel czasem wpadał w fazę obmacywania mnie. Właściwie nawet mnie to śmieszyło. Tak się stara, a ta zła kobieta ma w głębokim poważaniu jego wysiłki. I chodź nigdy się nikomu do tego nie przyznam jego dotyk o dziwo naprawdę był przyjemny. Taki ciepły, delikatny...
Raz myślałam o nas jak o parze w związku. Ale szybko odrzuciłam te myśli. Mając go za kumpla czuje się dobrze, i nigdy nie chciałabym tego spieprzyć. Po za tym podchodzimy do tego inaczej ja pragnę więzi a on zabawy. Albo związki w ogóle nie są dla mnie. Nie chce mieć kolejny raz złamanego serca, a po za tym co będzie jeśli szkoła się skończy i wyjadę.
Odsunął się o de mnie ze swoimi firmowym uśmiechem.
Kas:- To ?
- Przyjdę
Roz:- Jesteście tacy uroczy ! - Odskoczyliśmy od siebie słysząc znajomy głos.
Kas:- Cholera, musisz się tak skradać !
- Po za tym są lekcje, jakim cudem tu jesteś.
Roz:- Szłam do toalety ale zobaczyłam waszą dwójkę i musiałam zrobić zdjęcie. Wyglądacie tak słodko. - Pokazała nam zdjęcie na którym stoję jak słup telefoniczny a czerwony wtula się w moją szyje.
Kas:- Prześlij mi to.
- Taa, to wy sobie poplotkujcie a ja spadam. Starsi na mnie czekają. I pewnie dostanę opierdol stulecia. Pa Roza
* * *
Widziałam że rodzice czekali na mnie w samochodzie, pewnie są już zniecierpliwieni. Usiadłam na tylnych siedzeniach czekając na ich kazanie. Ale nic nie nadeszło. - Przepraszam. - Szepnęłam cicho.
Mama:- To dobrze bo masz za co.
Tata:- W poprzedniej szkole było to samo. Czy ty naprawdę nie poradzisz zachowywać się jak inne dziewczyny w twoim wieku. Wieczne z Tobą kłopoty.
- Raz się zdążyło.
Ta:- Raz. Masz pełno nieobecności. Nie chodzisz na lekcje, i wracasz późną nocą, pewnie włóczysz się z tym chłopakiem.
- A nawet jeśli tak. To co w tym złego. Jestem nastolatką, mam z prawo, mieć znajomych i chodzić z nimi na imprezy albo koncerty. Przestań być taki zaborczy.
Ta:- Przestane jak zaczynasz się normalne zachowywać.
- A może ja wole być sobą !
Ta:- Masz chodzić na lekcje. I postaraj się poprawić te oceny.
- Przecież mam świetne oceny !
Ta:- Z biologii o chemii masz czwórkę. Podciągnij się bo Cię na żadne studia medyczne nie dostaniesz.
- Wisi mi to. I tak nie mam zamiaru na nie iść. Kiedy to się skończy wracam z papierkiem do biura podpułkownika.
Ta:- Żeby zmarnować kolejne lata życia. Powinnaś iść na studia i zdobyć dobry zawód.
- Pójdę na uczelnie kiedy będą tego chciała. A nie z waszego przymusu. To moje życie. Wy mieliście okazje swoje przeżyć więc nie wtrącajcie się w moje ! - Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.
KASTIEL
Ang:- Taa, to wy sobie poplotkujcie a ja spadam. Starsi na mnie czekają. I pewnie dostanę opierdol stulecia. Pa Roza.
Roz:- To wy jesteście razem czy nie. Bo już nie wiem..
- Nie.
Roz:- Ale, całowałeś ją.
- Bo niezła z niej laska. A co też chcesz. - złapałem dziewczynę za rękę i przyciągnąłem do siebie. Rozalia jednak zaraz zaczęła się wiercić i krzyczeć.
Roz:- Puszczaj mnie ty kretynie ! - Śmiałem się, drażniąc się z białowłosą. Póki skubana nie nadepnęła mi na nogę obcasem.
- Kurwa...
Roz:- Jesteś okropny. - zamachała się chcąc mi przyłożyć ale w porę złapałem jej dłoń.
- Dobra wystarczy. Już od jednej wczoraj dostałem.
Roz:- Nie rób tego więcej.
- Daj spokój Roza. Znamy się od przedszkola i jestem kumplem twojego chłopaka. Powinnaś docenić żart i przestać zachowywać się jak przewrażliwiona baba.
Roz:- Czasem zachowujesz się jak kompletny kretyn Kastiel. - Rzuciła zła, stojąc tyłem do mnie zanim sobie poszła.
Poprawiając plecak podszedłem do samochodu rodziców. Nigdy nie byli zbyt wymagający więc nie oczekiwałem jakiejś większej pogadanki.
M:- Długo kazałeś nam czekać.
- Musiałem zabrać wszystkie rzeczy.
M:- Kastiel czy ty jesteś świadomy co zrobiłeś. Musieliśmy lecieć tu z samego Paryża. Przez twój głupi wybryk.
- Co ?
M:- Jak to co. Dziecko czy ty wiesz jak ważne spotkanie przez ciebie opuściłam. Inwestorzy mogą zerwać z nami kontrakt. Bo tobie zachciało się przypodobać dziewczynie. Jest miła ale wolała bym żebyś umawiał się z kimś... konkretnym.
- Żartujesz sobie ! Mogą mnie wyjebać ze szkoły a ty . . . ciebie obchodzi tylko ta pieprzona praca. Czasami się zastanawiam czy wiesz że istnieje.
M:- Przestań klnąć. Mam dużo spraw na głowie. A ty jesteś już dorosły. Potrafisz się sobą zając. A gdybyś czegoś chciał zawsze możesz zadzwonić.
- Chyba do twojej pieprzonej sekretarki.
M:- Kastiel nie denerwuj mnie.
T:- Dobrze starczy tego. Ja z nim porozmawiam. Skarbie, usiądź i uspokój się.
M:- Do tego chłopaka nic nie dociera.
T:- Daj nam chwile - oparłem się plecami o samochód. Szukając papierosów w kieszeni kurtki. - Tego szukasz ? - Pokazał mi małe pudełko. Kiwnąłem głową. - Wypadły ci u dyrektorki. Jeśli chcesz palić rób to dyskretniej. - wiedzieli że dużo pale ale jakoś nigdy żadno nie podjeło tematu.
- Kiedy wracacie ? - Odezwałem się w końcu wypuszczając dym.
T:- Zaraz, samolot już czeka.
- Nie zostaniecie nawet dzień.
T:- Niestety o 20:00 mamy ważną kolacje z . . . nieważne, i tak ciebie to nie obchodzi.
- Tak jakbyś zgadł.
T:- Nie musisz siedzieć w domu wiecznie sam. Wprowadź się do nas. Nasz znajomy jest dyrektorem w jednym z liceów....
- Nie dzięki. Zostanę u siebie.
T:- Jak wolisz, w radzie czego, masz zapasowe klucze. Trzymaj się młody. - zbił ze mną męską piątkę zanim odjechali.
Jak zwykle, mają w dupie co robię, najważniejsza jest dla nich ta pierzona praca. Chociaż już dawno przyzwyczaiłem się że ich nie ma i przestało mi na tym w ogóle zależeć.
Angel
Od razu skierowałam się w stronę parku. Gdybym teraz wróciła teraz to domu najpewniej spędziła bym resztę dnia wgapiona w telefon. Szłam powolnym krokiem słuchają ''In The End" zespołu Linkin Park przez słuchawki. Słońce świeciło od rana więc pomimo śniegu za kostkę było dosyć ciepło.
Nagle poczułam jak coś uderza o moją głowę. Odwróciłam się na pięcie. Kentin właśnie rzucał we mnie zlepiony w kulkę śnieg. Złapałam go z refleksem zanim zdążyła mnie trafić. Staliśmy może 15 metrów od siebie ale to nie przeszkadzało żeby dostał własną bronią między oczy. Mało tego, przez to wszystko potknął się o coś i runął w zaspę za nim. Zaczęłam się śmiać jak głupia powoli do niego podchodząc.
Ken:- Aggh ! Bolało
- Nigdy nie oddawaj broni przeciwnikowi. I ciesz się że to tylko śnieżka.
Ken:- Agh,.. pomóż mi. A nie się nabijasz. - Podałam mu dłoń ale to był wyjątkowo debilny pomysł. Kentin wziął mnie z zaskoczenia, chwycił moją dłoń i stanowczo pociągnął do siebie, przez co wylądowała twarzą w śniegu.
- Ken ty idioto ! - Szybko wstałam na równe nogi. Otrzepując się z śniegu.
Ken:- Co chciała od ciebie dyrektorka.
- A ty skąd wiesz że w ogóle u niej byłam ? Hymm...
Ken:- Ej nie patrz tak na mnie. To Borys przyszedł po was do klasy. Ale ciebie nie było. Więc zabrał Nataniela.
- Dostałam mały opierdol za tą akcję z wczoraj. Nic nadzwyczajnego czy w ogóle wartego uwagi.
Ken:- Skoro tak mówisz. Masz ochotę na coś ciepłego, za rogiem mamy kawiarnie. - Skinęłam głową a on od razu zrozumiał. Szliśmy równym krokiem, do póki Kentin nie pchnął mnie na zaspę. Podniosłam twarz ze śniegu.
- Kentin ! Już nie żyjesz ! - Krzykłam głośno czując żądze mordu na brunecie. Ale ten zaczął już biec przed siebie. Nic nie mówiąc ruszyłam sprintem za nim. Biegnąc zaśnieżoną ścieżką mijałam ludzi którzy rzucali mi zaciekawione spojrzenia. Wiedząc że Ken się zatrzymał chciałam go pchnął na śnieg. Ale będąc już bliżej niego zatrzymałam się rezygnując z planu.
Ken:- . . .na pewno wszystko dobrze ? Zawsze mogę zadzwonić po pogotowie, lód był naprawdę śliski. - Chłopak pomagał usiąść na ławce starszemu panu, widać było że z jego nogą nie jest najlepiej. Jego dobroć i szlachetność zawsze mi imponowały. Odkąd go znam zawsze był skory do pomagania ludziom. Obserwowałam ich przez chwilę walcząc sama ze sobą czy nie podejść bliżej. Ale ubiegła mnie jakaś młoda para Kentin zamienił z młodym mężczyzną parę słów nim do mnie podszedł.
- Mm, co się stało.
Ken:- Nic. Starzec poślizgnął się przez ten lód. Pomogłem mu tylko wstać. A ten facet to jego syn. - Tłumaczył chaotycznie. - Możemy już iść na te kawę. - Przytaknęłam mu uśmiechając się, a po drodze rozmawialiśmy o mało istotnych rzeczach.
Otworzyłam drzwi lokalu, od razu uderzyło do mnie ciepło i zapach świeżej kawy. Odruchowo spojrzałam na mojego towarzysza który ściągał kurtkę, poszłam w jego ślady - Usiądziemy w kącie ?
Ken:- Dobrze. - zarzuciłam kurtkę na oparcie krzesła siadając na jego miękkiej poduszce. - Słuchaj a jak tam sprawa z twoim bratem. Dalej się na niego wściekasz ?
- Nie wściekałam się na niego. No dobrze, może byłam trochę zła. Ale kto by nie był, jestem jego jedyną siostrą, a ten wyjechał za laską do innego kraju i całkowicie urwał kontakt. Nie odpisywał, a jak dzwoniłam to rozmawialiśmy raz w miesiącu przez 10 minut. A wszystko dla tego że ta szmata wymyśliła sobie że między nami coś jest. A przecież to mój brat.
Ken:- A teraz ?
- Teraz to mam po prostu do niego żal. I mam wrażenie że wcale nie słuchasz.
Ken:- Słucham cię.
- Aha, wgapiony w tę kelnerkę. Weź nie śledź jej tak wzrokiem przynajmniej, bo ci szanse spadają. - zaśmiałam się z zażenowana.
Ken:- Kretynka - kopnął mnie lekko w nogę. - Nie gapie się na nią, tylko patrzę na wystrój.
- Bo uwierzę.
Kel:- Mogę przyjść zamówienie ? - Zapytał młody wysoki chłopak w fartuchu. Złapałam za kartę i szybko przeleciałam wzrokiem przez wszystkie kawy.
- Latte Macchiato z posypką orzechową. Dziękuję.
Ken:- Ja wezmę americano i ciasto czekoladowe. I malinowego rogalika. - Kelner zapisał wszystko w notatniku i skinął głową.
- A ty znów się ciastkami opychasz.
Ken:- Mam szybki metabolizm. - wywróciłam oczami a kelner odszedł przygotowywać nasze zamówienie.
- A twój ojciec już wrócił.
Ken:- Nie, ale będzie za kilka dni. Aż nie mogę się doczekać. Wpadnij do nas. Ojciec cię lubi. No o ile nie masz w planach szlajania się z tym pseudo rebeliantem.
- Nie jest taki zły na jakiego wygląda.
Ken:- Dobry też nie jest.
- Zazdrosny ?
Ken:- Że zabrał mi najlepszą przyjaciółkę. Skąd że, jak mogłaś tak pomyśleć.
Zmierzwbiłam mu włosy na co jego twarz przeszył szczery uśmiech. W tej samej chwili dostaliśmy nasze zamówienie. I chociaż to nie było w planach zostaliśmy w lokalu do późnego popołudnia.
Ken:- Zaczyna się powoli ściemniać. Odprowadzić coś do domu.
- Innym razem. I pewnie ci się to nie spodoba ale.. idę jeszcze do Kasa.
Ken:- No nie myliłaś się. Nie podoba mi się to. I tym bardziej chcem cię odprowadzić do domu.
* * *
Stanęłam na przeciw wielkiej bramy. Za jej krat widać było piękny dom i czerwony samochód po znaczku wiedziałam że to Range Rover Kastiela.
Ken:- Zajebiste połączenie. Nie dość że z niego zjeb to i jeszcze bogaty. - Skomentował brunet kiedy zobaczył wielki budynek z ogrodem. Niestety zieleń była tu znikoma i to nie przez śnieg ale dlatego że wszystko pokryła kostka bruku.
- No, nieda się zaprzeczyć.
Ken:- Spadam do siebie. Widzimy się jutro w szkole.
Kentin przytulił mnie mocno zanim poszedł w swoją stronę. Kiedy zniknął mi z oczu złapałam za bramę chcąc ją otworzyć ale była zamknięta. Dopiero po chwili rzucił mi się w oczy domofon. - No chyba nie Kassi. - Powiedziałam do siebie i zaczęłam się wspinać po bramie. Będąc na górze przerzuciłam plecak w którym były książki. Następnie sama skoczyłam z jakiś 3 metrów lądując na jednym kolanie i podpierając się dłonią. Podeszłam do drzwi i od razu usłyszałam szczekanie psa. Zaczęłam pukać mocno pięścią w drzwi antywłamaniowe. Ale nikt nie otwierał. Złapałam za klamke. Świetnie. Dlaczego mnie to nie dziwi. - Cześć piesku. - Złapałam za łapy Demona który próbował na mnie wskoczyć. - A gdzie twój głupi pan ? - Pies zaszczekał i zrobił kółko zanim pobiegł na schody. Zdjęłam kurtkę idąc za zwierzęciem. Otworzyłam drzwi o które zwierzę drapało. Spodziewałam się tego, to był pokój Kastiela. Rozejrzałam się, chłopak leżał na łóżku z słuchawkami na uszach. Nawet się nie zorientował że tu jestem. Powoli podchodząc do jego łóżka zauwarzyłam że miał zamknięte oczy ale nie spał. Jego usta ruszały się powoli tak jakby recytował słowa piosenek których słuchał. Wskoczyłam na łóżko siadając mu na biodrach. Dopiero po tym wrócił do rzeczywistości.
Kas:- Co jest kurwa.. ! - Wystraszony próbował się obronić ale prędko złapałam go za nadgarstki.
- Spokojnie to tylko ja. - Zaśmiałam się patrząc na jego zagubioną mine ktòra wyrażała jak na razie jedno. " Co się tu kurwa odjebało! "
Kas:- . . . jak ty tu ? - Wyjąkał po dłuższej chwili.
- Drzwiami - Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Puściłam jego nadgarstki siadając obok. - Gdzie rodzice ?
Kas:- Wyjechali - mruknął cicho.
- To chyba dobrze ? Znów masz cały dom dla siebie. Nie ?
Kas:- Chyba tak.
- Nie brzmisz jak szczęśliwy nastolatek, który w takiej sytuacji zrobił by totalny melanż.
Kas:- Mam świętować że moi rodzice wjechali ? Angel jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś tak jest tu non stop. Mieszkam sam. A jedyną osobą z którą mogę pogadać jest Demon ! Ich nigdy tu nie było. Od dziecka byłem sam.
- Kas...
Kas:- Myślałem że zostaną chociaż dzień . Że dostanę kazanie z dupy jak każdy inny nastolatek. Zamiast tego. . . nieważne. - Usiadł podsuwając kolana pod brodę. Tym razem nie był wściekły był smutny. Z jego głosu bił żal i pustka. Nic nie mówiąc usiadłam obok w takiej samej pozycji.
- Ze mną też możesz pogadać. Kiedy tylko będziesz chciał. - Złapałam go za dłoń a Kastiel jednym ruchem splótł nasze palce, miał mocny uścisk. Zaskoczył mnie tym ale ciężko było by mi teraz ją zabrać bez szarpnięcia, to też pozwoliłam mu na to. - Jeśli chcesz się wyrażali jakich masz fatalnych rodziców to słucham. - Oparłam głowę o jego ramie.
Kas:- Nie ma sensu. Ale dzięki aniołku zapamiętam.
- Na pewno ? Będzie ci lepiej jak się wygadasz.
Kas:- Już mi lepiej. - Rozłożył ramie obejmując mnie, moja głowa automatycznie osunęła się na jego klatkę piersiową. Teraz znacznie wyraźniej mogłam poczuć jego korzenne perfumy. Mocne a jednocześnie tak do niego pasujące. - A tak z ciekawości, jak poszło tobie.
- Chujowo. Pewnie po prostu nie będę się do nich odzywać. Jak tak teraz myślę to ci powiem że cały dzień był do dupy. - stwierdziłam analizując wszystko.
Kas:- A weź nic nie mów. Jeszcze dostaniemy jakieś durne kary od dyry. A nasz pan gospodarz pewne się wywinie.
- Jest gospodarzem szkoły. I tak ma zapierdol z tą papierkową robotą. I jakby tego było mało musi się uganiać za pseudo rebeliantami którzy nie przynoszą mu usprawiedliwień.
Kas:- Kogo nazywasz pseudo rebeliantem ? - Kastiel złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Patrzyliśmy na siebie uśmiechając się. Nagle wyszczerzył zęby i zaczął mnie łaskotać po bokach.
- Przecież ci mówiłam że nie mam łaskotek.
Kas:- Jakaś trefna jesteś.
- Sam jesteś trefny. - Rzuciłam lekko uderzając pięścią w jego ramię. Kastiel zaśmiał się oddając mi.
Kas:- Może coś obejrzymy ?
- A czy nie chciałeś się pouczyć, miałam ci pomóc z biologią ?
Kas:- No tak racja.
- To którego tematu nie ogarniasz ? - Chłopak posłał mi krótki uśmieszek i podszedł do biurka na którym leżał jego plecak. Wyciągnął z niego zieloną książkę i chwile czegoś w niej szukał.
Kas:- Tego - powiedziałem z szelmowskim uśmiechem i rzucił mi książkę na kolana. Sprawdziłam temat. "Rozmnażanie, narządy płciowe w organizmie człowieka" Całe trzy strony o tym jak rozróżnić penisa i waginę oraz jak powstają dzieci.
- Kpisz sobie.
Kas:- Nie wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać części praktycznej.
- Kretyn ! - Krzyknęłam głośno i rzuciłam w niego książką. - Kiedy ci w końcu przejdzie ta farsa.
Kas:- A kiedy się ze mną prześpisz ? - Pytał a uśmiech nie schodził mu z gęby.
- No nie wiem ? - Udawałam że się zastanawiam. - Może być między 12 nigdy a 15 nic z tego. - Dodałam podpierając sobie plecy poduszką.
Szarooki zbliżył się do mnie na czworaka uniósł dłoń i zgarnął mi kosmyki włosów za ucho jego place przejechały po mojej szczęce przez co moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. - Prędzej czy później wyjdzie na moje. - Nic nie odpowiedziałam i położyłam się wygodnie na łóżku. Kas włączył telewizor wisiał na przeciwległej ścianie od łóżka. Usłyszeliśmy krótki wstęp muzyczny a później czerwony napis Netflix.
CDN. . .
18.01.2020
5097 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro