Rozdział 13 Przyjaźń z korzyściami ?
Kas spędził u mnie cały weekend, nie zgodziłam się by wrócił do siebie kiedy był jeszcze przeziębiony, nie byłam pewna czy mu się nie pogorszy tak jak biednemu Lysandrowi. Dziś mamy poniedziałek, nie byliśmy w szkole bo zwyczajnie nam się nie chciało. Głównie siedzieliśmy przed telewizorem oglądając od początku wszystkie sezony Gry o Tron. Dochodziła 16:00 a ja dalej leżałam rozłożona na kanapie trzymając nogi na kolanach czerwonowłosego. Szturcham go lekko stopą zwracając na siebie uwagę. - Ej Kas.
Kas:- Czego chcesz desko.
- Nie mów do mnie desko ! - Krzykłam oburzona. Czerwonowłosy stwierdził że wszystkie dziewczyny w tym serialu mają większe piersi o de mnie, dlatego teraz nazywa mnie deskom, twierdząc że jestem płaska. Po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie wstałam by je otworzyć. Stanęłam zaskoczona w progu domu widząc dwie osoby których naprawdę nie ciacham teraz widzieć.
Mama:- Skarbie możesz się przesunąć chcielibyśmy wejść do środka.
Tata:- Co ty taka zdziwiona. Mówiliśmy że wracamy po weekendzie, powinnaś się nas spodziewać. I druga sprawa, co samochód z kilka tysięcy euro robi na naszym podjeździe.
Kastiel zabiję cię ! - To kolegi, własnie oglądamy serial. - Wróciłam do salonu Kastiel stał już ubrany i gotowy do wyjścia. Kiedy zobaczył moich rodziców speszony potarł dłonią kark.
Kas:- Dzień dobry państwu.
Tata:- Witaj... Kristof ?
Kas:- Jestem Kastiel proszę pana.
Tata:- No tak.
Mama:- Filipie. - Mama spiorunowała tatę wzrokiem. Ten widząc jej spojrzenie mruknął coś w rodzaju przepraszam i zawrócił w stronę swojego gabinetu. - Przepraszam cię za mojego męża chłopcze. On nie jest za bardzo towarzyski.
Kas:- To nic, proszę pani. Właśnie wychodziłem.
Mama:- Jaka szkoda, miałam nadzieję że zostaniesz na obiad. Angel pomożesz ?
Kas:- Dziękuje pani ale trochę się spieszę.
Mama:- Jaka szkoda, może innym razem.
Uśmiechnęłam się do mamy i złapałam Kasa za dłoń i zaciągnęłam w stronę wyjścia. Zamknęłam za nami drzwi z taką siłą że o mało nie wyleciały z zawiasów. - Przepraszam cię. Kompletnie zapomniałam że dziś przyjeżdżają. - Powiedziałam przygnębiona gdy już wyszliśmy. Głupio mi że tak nagle musiał wyjść. Ale podwieczorek z moimi rodzicami nie był by przyjemną rzeczą dla nas obojga.
Kas:- Hej, nie przejmuj się. Zresztą i tak się zasiedziałem. - Wyciągnął z ramoneski paczkę papierosów i skierował ją w moją stronę. Zapaliliśmy razem. - Powinnaś się cieszyć że w ogóle masz rodziców. Ja moich widuje może dwa razy w roku. To dlatego zazwyczaj przesiaduje u Lysandra.
- Dlaczego nie mieszkają z tobą ? Wyprowadzili się czy coś... - Zacisnął szczękę milcząc. Wyglądało to jakby bił się z własnymi myślami. Spojrzał na mnie a później na dymiącego się papierosa.
Kas:- Mój ojciec jest prezesem firmy jak nie lata samolotami po kontynencie to siedzi w Paryżu. Mama zawsze jest z nim jako "prawa ręka" więc jej też nie widuje... - Przedsiębiorstwo w stolicy, nic dziwnego że Kasa stać na takie zabawki jak Lamborghini. - Przyzwyczaiłem się do tego, że mieszkam sam a do towarzystwa mam Demona. Zawsze mogę też złożyć wizytę Lysandrowi albo tobie.
- Taa, o ile mój ojciec nie spróbuję cię zabić wzrokiem. Gdyby mógł to pewnie już by ci coś wyciął.
Kas:- Jestem pewny że kiedy się już pobierzemy to się uspokoi.
- Tak na pewno....... czekaj coś ty powiedział ? - Spojrzałam na niego jak na idiotę unosząc brew. Chyba się przesłyszałam.
Kas:- Oj przestań wiem że ci się podobam, szalejesz za mną.- Uśmiechnął się kokieteryjnie, a ja odwróciłam wzrok unikając tych metalicznych tęczówek.
- Pff chciałbyś oszołomie. Naprawdę myślisz że bym za ciebie wyszła. - Pstryknęłam go w czoło, przez co odsunął się parę kroków.
Kas:- Nie powiedziałaś że byś za mnie nie wyszła. - Znów się do mnie uśmiechnął, a ja tylko zaśmiałam się krótko.
- Mamy 8 planet, 294 kraje, ponad 7 miliardów ludzi a ja miała bym wybrać ciebie ? Możesz pomarzyć. Po za tym nawet mnie nie kochasz.
Kas:- Nie. Ale pociągasz mnie samym wyglądem. A to wystarczy jako powód.
- Jesteś niereformowalny.
Kas:- Nie inaczej. Spadam do jutra dziewczynko.
- Tak do..- Nie skończyłam zdania Kastiel pochylił się i pocałował mnie w usta. To było szybkie, ale nie pozbawione czułości. - Co to było ? - wciąż byłam zaskoczona pocałunkiem.
Kas:- A takie tam żebyś o mnie pamiętała - mówił odwrócony tyłem idąc do swojego samochodu. Obserwowałam chwilę jak sportowy samochód odjeżdża. Wyrzuciłam końcówkę papierosa wdeptując ją w ziemię. Kretyn, wysnułam cicho pod nosem po czym wróciłam do domu. Usiadłam w kuchni przy wyspie kuchennej. Mama właśnie kroiła warzywa, obok na desce leżał też łosoś i jakieś zioła.
- Potrzebujesz pomocy ?
Mama:- Tak, umyj proszę szparagi. Będą dodatkiem do ryby. - Zajęłam się zadaniem, które dostałam od rodzicielki. Zimna woda spływająca mi po dłoniach drażniła moją skórę jednak kontynuowałam swoje zajęcie w milczeniu. - Ładna z was para. - Uśmiechnęła się do mnie radośnie. Po czym wróciła do swojego zajęcia.
- To... my nie jesteśmy parą. Tylko dobrze się dogadujemy. To wszystko. Po za tym nie mogę sobie pozwolić na związek, znasz moją sytuacje, co będzie jeśli wyjdę...
Mama:- Nie musisz wyjeżdżać. Właśnie wolała bym się widzieć na studiach. Ale skoro czujesz że tam jest twoje miejsce, nie mogę cię zatrzymać. - Zapadła cisza, nie była ona niezręczna, po prostu każda coś powiedziała i skończyliśmy rozmowę. Ciszę tę przerwał dzwonek mojego smartphone, na wyświetlaczu widniało imię "Kentiś" wytarłam dłonie o papierowy ręcznik i wrzuciłam go do śmietnika. Po czym dopiero odebrałam.
***
- Siema, co tam ?
Ken:- No hej. Tak się zastanawiam czy nie chciała byś wyskoczyć ze mną na kawę.
- Chętnie, o której ?
Ken:- Najlepiej teraz.
- Hyee.. Kentin czy coś się stało ?
Ken:- Tak, to znaczy NIE ! Bo widzisz... ... .... wolał bym porozmawiać z tobą w cztery oczy. Jesteś jedyną osobą której w pełni ufam. I muszę się komuś wyżalić.
- Jasne, zaraz przyjdę, widzimy się za 10 minut.
***
- Przepraszam, ale nie zostanę na obiad.
Mama:- Co ?! Angel coś się stało ?
- Nie nic poważnego, zjem coś na mieście. - Krzykłam i pobiegłam na piętro po kurtkę. Chwyciłam okrycie i szybko poprawiłam makijaż poprawiając rzęsy jedną warstwą maskary i usta moją ulubioną ciemno-czerwoną szminką. Wychodząc z domu założyłam słuchawki. Kentin nie chciał się spotkać w kawiarni obok szkoły. Podał mi adres innej znajdującej się w centrum miasta nazywała się " Złote ciacho". A myślałam że nazwa naszej szkoły jest durna. Szłam chodnikiem paląc papierosa i nie zwracając uwagi na wydarzenia wokół. Jednak przechodząc obok miejskiej fontanny szum wody wyrwał mnie z myśli. Spojrzałam w jej stronę, była wykonana z marmuru a na środku był posąg syreny z trójzębem. Jak nie zwracam uwagi na ludzi tym razem mój wzrok przykuła para siedzące na obrzeżach fontanny ciemnoskóry chłopak trzymał w ramionach brązowowłosa dziewczynę. Namiętnie się całowali nie zwracając uwagi na ludzi przechodzących obok. Dopiero po chwili dostrzegłam że to ona. Dziewczyna która była w szkole,i EX Kastiela. Którą zgrabnie udało mi się zignorować. Szybko przeszła mnie myśl "szybko znalazła sobie pocieszenie" jednak zaraz wybiłam sobie te słowa z głowy. Nie znam tej sytuacji, nie znam jej i nie będę się w to mieszać, bo w żadnym stopniu mnie nie dotyczy. Założyłam kaptur i wznowiłam chód. Otworzyłam drzwi baru i usłyszałam dźwięk dzwoneczków które wisiały nad drzwiami. Bardzo tu przestronnie ale i przytulnie. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było Kentina. Ale moją uwagę zwróciła blond czupryna której stolik zagracały książki, sam chłopak był wpatrzony w ekran laptopa. Stwierdziłam że nie ma mowy o pomyłce i dosiadłam się z obok. - Cześć .
Nat:- . . . Angel ? Mmm część. - Wyglądał na zaskoczonego moją obecnością. Cóż nie rozmawiamy za często, a właściwie to praktycznie w ogóle... nasza komunikacja ogranicza się do zajęć lekcyjnych i tych w pokoju gospodarzy. Zawsze miałam go za sztywniaka ale może to tylko pozory.
- Do kawiarni to przychodzi się z dziewczyną a nie laptopem. - Zamknęłam ekran urządzenia, Nataniel uśmiechnął się do mnie. Pierwszy raz widzę żeby się uśmiechał znaczy uśmiechał się nie sztuczne.
Nat:- Muszę dokończyć zadanie z francuskiego. - Otworzył na nowo laptopa. - A dziewczyny nie mam. Swoją drogą ty też przyszłaś sama. Kastiel cię już zostawił.
- Zostawił ? - Dlaczego wszyscy myślą że mój kumpel jest moim chłopakiem ! - Nigdy nie byliśmy razem. - Powiedziałam oschło.
Nat:- Nie ?, wybacz nie wiedziałem. Nie powinienem był słuchać plotek Peggi i innych uczniów.. zresztą nie ważne, zapomnij co ci powiedziałem. - Wziął łyk soku który miał w wysokiej szklance przy ozdobionej truskawką i dwiema słomkami. - Między nami zapadła żenująca cisza.
- Ludzie nie mają własnego życia to wolą się wpierdalać w cudze. Plotki to plotki, nic z tym nie zrobisz. Ludzie nagle nie przestaną kłamać.
Nat:- O czym ty mówisz ?
- Eee takie tam...
Kelner:- Ekhem. - o kurczę nie zauważyłam że kelner stoi koło mnie. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach. - Cześć. Mogę przyjąć zamówienie ? - przywitał się tak bo był w naszym wieku, mniej więcej.
- Eeee. Cześć. Latte z karmelem i posypką orzechową poproszę.
Kelner:- To wszystko? - zerknął na Nataniela.
- Yhym. Dziękuję.
Nat:- Ty, przyszłaś sama.
- Tak właściwie czekam na Kentina. Zaraz powinien tu być. - Rozmawialiśmy jeszcze pół godziny zanim zjawił się Ken. Przez ten czas zdążyłam już wypić moją kawę i lepiej poznać Nataniela. Znaleźliśmy nawet wspólny temat jakim okazał się sport. Nigdy bym nie przypuszczała że blondyn trenuje boks. Kentin podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy, w tym samym czasie Nat pozbierał swoje rzeczy do plecaka, i pożegnawszy się ze mną wyszedł z kawiarni. Rzuciłam w stronę Kena moje wściekłe spojrzenie i oparłam się wygodnie o krzesło. Od razu zaczął przepraszać.
Ken:- Przepraszam że tak długo kazałem ci czekać. Ja, . . musiałem się pozbierać. - Jego oczy były opuchnięte i czerwone a włosy potargane. Czego od razu nie zauważyłam, odetchnęłam głęboko i podniosłam tyłek z krzesła by go objąć.
- To nic. - Kilku klientów kawiarni zaczęło nam się przyglądać w ciekawski sposób. Położyłam mu dłonie na ramionach i odsunęłam od siebie. Wyjęłam z kieszeni kurtki 10€ kładąc je na stolik. Po czym złapałam Kentina za dłoń łącząc nasze palce i skierowałam się w stronę drzwi ciągnąc chłopaka za sobą. - Chodźmy na spacer, do parku. - Rzekłam dalej ciągnąc go za rękę. Kiedy już oddaliśmy się od miasta. Zaczęłam temat. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać ? - Spytałam puszczając jego dłoń.
Ken:- Ja. Mam problem z Eris. - Eris jest dziewczyną Kena, tylko mi powiedział że ma dziewczynę zaczęli się spotykać jeszcze przed moim przyjazdem. Chodź nie znam jej osobiście to wiem że Kentin bardzo ją kocha.
- Pokłóciliście się ? - Zapytałam siadając na ławce. Byliśmy w oddalonej części parku więc byłam pewna że nikt nie będzie nam się przysłuchiwał tak jak w kawiarni.
Ken:- Ona ze mną zerwała.
- Uuu.
Ken:- Widziałem ich raz razem. Nie pytałem bo pomyślałem że to po prostu kolega. Siedzieli i gadali w kawiarni to nie miałem o co robić scen. No ale wczoraj. Zerwał ze mną. - Przyznał się.
- To przecież nie była twoja pierwsza dziewczyna.
Ken: - No nie ale wcześniej moje związki kończyły się bardzo szybko więc nie zdążyłem się przywiązać. Dzisiaj a dzisiaj miała być nasza rocznica. - łzy stanęły mu w oczach ta dziewczyna naprawdę bardzo go skrzywdziła. Przesunęłam się żeby być bliżej niego i przytuliłam go.
- Ken braciszku. Wiesz jaki ty jesteś silny ? Niesamowicie.
Ken:- Nie jestem silny tylko na max'a wkurwiony. Jak ona tak mogła ? Pojęcia nie mam co się ze mną dzieje. Co ty zrobiłaś kiedy Zack...
- Zapomniałam.
Ken:- Haa. Ale co ja mam teraz zrobić. Wiem że muszę zapomnieć ale to nie takie proste.
- To nigdy nie jest proste.
Ken:- Chciałbym coś zrobić ale nie wiem co mogę.
- Chcesz jej wybaczyć i do niej wrócić ? Skoro zdradził cię raz zrobi to znowu.
Ken:- Mówi ta która widziała jak jej chłopak pieprzy inną a dała mu drugą szansę.
- Nie dałam mu drugiej szansy.... no dobra, ale to było ze względu na drużynę. Tylko ty wiesz co się stało, nigdy nie powiedzieliśmy tego Evan'ovi i Chloe. Zack nie wie też że zwierzyłam się tobie z tej sytuacji. - Dobra. Mów dalej. Skoro już zachowujesz się jak facet to może podjąłbyś męską decyzję co? Czego ty chcesz? Wygadać się ? Wrócić do niej ? Czy się zemścić ? Czy coś innego ?
Ken:- Nie wiem czego chcę. Myślałem że ty mi pomożesz. - wzięłam trzy oczyszczające oddechy żeby nerwy ode mnie odeszły. Uspokoiłam się i mogłam na niego spojrzeć.
- Zapomnij o niej. Tak będzie najlepiej. - Starłam kciukiem niesforną łzę która spłynęła mu po policzku.- Doświadczanie straty jest częścią życia, niektórzy ludzie tracą swoją pierwszą miłość, podczas gdy inni harmonie w związku. Jedni tracą nadzieję kolejni cierpliwość podczas gdy niektórzy tracą pewne rzeczy, inni tracą swoją duszę. Wiesz jak to mówią, tego kwiatu jest pół światu. A jak co to zawszę masz mnie. - Przytuliłam się do niego mocno co ochoczo odwzajemnił. Siedzieliśmy tak w swoich objęciach kilka minut. - To co ? Idziemy na lody czy do baru najebać się w trzy dupy.
Ken:- Jedna opcja lepsza od drugiej. - Wywróciłam oczami i wstałam z ławki. Ciągnąc nastolatka za sobą wyszliśmy z parku i skierowałam się do najbliższego sklepu. Wybraliśmy smak lodów, czekoladowy. I dużą whisky Jacka Danielsa. Zapłaciliśmy po połowie i już z zakupami poszliśmy do domu Kentina. Jego rodziców nie było w domu. Tylko Cookie który znacznie podrósł od ostatniego razu kiedy go widziałam. Psiak przybiegł do swojego pana by się z nim przewiać. Zaczął radośnie skakać na Kena a później na mnie. Pierwszy raz jestem w mieszkaniu chłopaka. Jest bardzo jasne i takie przytulne. Weszliśmy na górę, wchodząc do pokoju Kentina w oczy od razu rzucił mi się worek treningowy i hantle leżące pod nim. Duże dwuosobowe łóżko stolik nocny i biurko z laptopem. A obok niego regał z książkami i innymi pierdołami. Usiedliśmy wygodnie na łóżku wzięłam od chłopaka komputer i włączyłam film. Ken w tym czasie otworzył whisky i rozlał ją do szkła które później mi podał. Stuknęliśmy się i w tym samym czasie wypiliśmy bursztynową ciecz. Zegarek elektroniczny wskazywał 22:53. Już dawno straciłam zdrowy rozsądek w mojej głowie wszystko szumiało. Kentin podzielał mój stan, otworzyłam paczkę papierosów i wyciągnęłam rękę w jego stronę, poczęstował się i zapaliliśmy razem w otwartym oknie.
- Kiedy wraca twój ojciec ? - Powiedziałam zaciągając się którymś z kolei papierosem. Po alkoholu zawsze wzmaga się mój nałóg. Oczywiście próbowałam rzucić kilka razy ale zawsze wracałam.
Ken:- Nie wiem, a dlaczego pytasz ?
- Bo jak Giles zobaczy nas w takim stanie to się nieźle wkurwi. - Stwierdziłam pół śmiechem.
Ken:- O to bym się nie martwił. Martwił bym się o to że się skończyło. - Pomachał mi pustą butelką przed nosem.
- To chyba będę się zbierać. - Zgasiłam peta i wstałam i zaczęłam iść chwiejnym krokiem ale zatrzymałam się na łóżku. W głowie kręciło mi się jakbym dopiero co zsiadła z karuzeli, położyłam się na łóżku i wtuliłam w poduszkę która pachniała jak nastolatek. Wyczuwałam też lekki zapach jego korzennych perfum.
Ken:- Co robisz ? - Powiedział pochylając się na de mną. Nasze twarze dzieliły milimetry, wpatrywałam się w jego zielone oczy bił od nich taki spokój i ciepło. Moje ciało przeszła fala pożądania objęłam dłońmi jego szczękę i musnęłam jego wargi. Ale zaraz zrozumiała swój błąd i odsunęłam się.
- Przepraszam - Moją blada cera pokryła się rumieńcem. - Odruch taki.
Ken:- To nic. - Szepnął mi uwodzicielskim głosem do ucha. - to nie był nasz pierwszy raz. - Zagryzłam dolną wargę, ponownie patrząc mu w oczy. Ma racje, już raz przekroczyliśmy tę granice. Każde z nas wiedziało że to był błąd ale tłumaczyliśmy sobie że przecież nic się nie stało. A teraz on chce to powtórzyć ? - Mam ochotę...
- Ja też ale, to nie jest dobry pomysł.
Ken:- Proszę cię. Już raz to robiliśmy i było nam dobrze, nie chciałabyś może powtórzyć.
- Ken. - odwrócił wzrok i głowę w bok.
Ken:- Moich rodziców nie ma. Tylko jeden raz. - Włożyłam mu ręce pod koszulkę i zaczęłam jeździć dłońmi po jego brzuchu, który był świetnie umięśniony. Później plecy barki bicepsy. Właśnie co złego może się stać. . .
- Jedna noc i zapominamy co się stało. Tak ?
Ken:- Zrobię jak będziesz chciała. - Pocałował mnie. Za dużo wypiłam i straciłam kontrolę, zaczęłam ochoczo oddawać jego pocałunki. Pożądanie wzięło górę nad rozwagą i rozsądkiem.
(+18)
Chłopka mocno trzymał mnie za biodra. Kiedy nasze języki pieściły się wzajemnie, przygryzł mi dolną wargę a ja jęknęłam w jego usta. Odstąpiliśmy od siebie ciężko dysząc po długim pocałunku. Zlizałam ślinę z jego wargi po czym znów pocałowałam tylko bardziej delikatnie. Kentin mruknął ucieszony z pieszczoty. Oderwałam się od jego ust szybko zdejmując koszulkę. On zdjął swoją ukazując mięśnie. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam jeździć językiem po torsie chłopaka. Ale ten zmienił pozycję tak że teraz leżałam pod nim. Dłońmi objęłam go za kark a nogi oplotłam wokół jego bioder. Przyssałam się do jego szyi robiąc kilka malinek. On podniósł mnie za uda nie przerywając całowania. Położyliśmy się na łóżku, na ślepo starałam się odpiąć jego pasek. Włożyłam dłoń do jego majtek masując penisa który miał już zwód, wyciągnął się czując mój dotyk.
Ken:- Napaliłem się. - Jednym ruchem zsunął mi spodnie wraz z majtkami. I włożył dwa palce do mojej pochwy. Wygięłam plecy w łuk a z moich ust wyrwał się jęk rozkoszy chwyciłam się pościeli czując ten dyskomfort którego się pragnie.
- Robimy to.
Ken:- Robimy. - Ściągnął spodnie wraz z bokserkami. Po czym wyciągnął z szuflady stolika nocnego foliowe opakowanie. Rozerwał prezerwatywę zębami i nasuną ją na prącie. Ja w tym czasie odpięłam stanik i rzuciłam go w drugą stronę pokoju. - Trochę zaboli - Wszedł we mnie jednym pewnym posunięciem. Wbiłam paznokcie w jego plecy głośno jęcząc z dyskomfortu ale też rozkoszy. - Mogę czy musisz...
- Kontynuuj - wysapałam i przyciągnęłam go bliżej siebie. Brunet zaczął ruszać biodrami a ja głośno jęczałam z przyjemności którą mi dawał. Pamiętam jak Zack zawsze zakrywał mi usta to dłonią to poduszką. Nie lubił tego że krzyczę, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Kentin to ignorował zajął się moim uchem które całował sam powstrzymując się od jęków i sapania. - Ken jeszcze ! Mocniej ! KENTIN ! - Piszczałam dostając orgazm. On też doszedł, powoli wyszedł z mojej pochwy i zdjął pełną od spermy prezerwatywę. Zawiązał lateksowy woreczek i wyrzucił do kosza. Położył się na moich piersiach głośno oddychając. Gładziłam jego miękkie włosy.
Ken:- To jak druga runda.- Pytał dysząc.
- A dasz radę ?
Ken:- Jeszcze pytasz. - Tej nocy robiliśmy to jeszcze kilka razy. Do czasu aż nie usnęłam ze zmęczenia. Obudziłam się i patrzyłam na Kentina, który robił pompki. Jest w samych bokserkach i wygląda nawet pociągająco. Co?! Pociągająco?! Za wcześnie się obudziłam. - Obudziłaś się już ? - zapytał jak podłapał mój wzrok.
- Nie do końca - powiedziałam śpiąco i zwlekłam się z łóżka. - Gdzie moje ciuchy ? O są majtki i spodnie jakiś początek jest.
Ken:- Miałaś jakieś koszmary?
- Raczej nie a ty?
Ken:- Obudziłem się przy rozczochranym koszmarze - powiedział złośliwe.
- Odpracuj to - rozkazałam i usiadłam mu na plecach. Chłopak dalej niewzruszony robił pompki. TERAZ JEDNA RĘKA ŻOŁNIERZU !
Ken:- Tak jest generale !
Dawał radę, myślałam że będzie gorzej. Rozglądnęłam się po pokój i dostrzegłam moją bluzkę zeszłam z pleców Kena i ubrałam się w nią. - Widziałeś może gdzie jebłam stanik.
Ken:- Nie. - Podniósł się - Angel. Przepraszam, to co się stało wczoraj, nigdy nie powinno mieć miejsca. Za dużo wypiłem i przegiąłem przepraszam.
- Żałujesz ?
Ken:- Tak.. to znaczy nie. Jesteś świetna i w ogóle ale. . . . Przepraszam.
- Byliśmy pijani. Nie protestowałam i nie musisz mnie przepraszać. Zapomnimy o tym ok. Żyjmy jakby nic się nie zmieniło i nie wydarzyło. W końcu. Przyjaciele ze sobą nie sypiają. Idę pod prysznic jak znajdziesz mój stanik to mi go oddaj proszę. - Wyszłam z pokoju i weszłam do łazienki. Stojąc pod deszczownicą czułam jak woda zmywa ze mnie wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia. Umyta i owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju Kentina chłopak walił w worek treningowy. Masz jakieś ciuchy co by na mnie pasowały ?
Ken:- Poszukaj sobie czegoś. I znalazłem twój stanik. - Wskazał na sufit. Mój dyndał sobie na żyrandolu. Zaśmiałam się na ten widok. - Masz niezłego cela. - Podskoczył i go ściągnął oddając mi.
- Dzięki. - Otworzyłam szafę, wszystko idealnie poskładane. Nawet skarpetki ma kolorystycznie poukładane. Hymm od pierwszych dni w wojsku uczą nas podporządkowania, ładu i ogólnie że wszystko musi być idealnie, pieprzona dyscyplina. Nie raz oberwałam za to że ubrania nie były poskładane albo łóżko pościelone. Do dziś mam kilka blizn większość maskuje tatuaż. Znalazłam czarną koszulkę, zieloną koszule i spodnie moro które powinny być na mnie dobre plus pasek, ubrałam się w nie.
Ken:- Musisz ubierać się przy mnie.
- I tak mnie widziałeś. Glany też sobie pożyczę.
Ken:- Spoko.
Podeszłam do chłopaka który dalej walił w worek treningowy. Kiedy się odsunął to ja zaczęłam w niego uderzać.
Ken:- Zaraz trzeba będzie iść do szkoły. Jemy śniadanie ?
- Tak jasne. - Zeszliśmy na dół na śniadanie. Zrobiliśmy kanapki ja z serem i pomidorem a Ken dodatkowo z jakąś szynką. Wypiliśmy kawkę i wyszliśmy od nastolatka który zamknął drzwi. Niestety zostałam zmuszona siłą aby iść do szkoły. Początek mojego protestu skończył się po 10 sekundach kiedy to Ken mający dość mojego wyrywania się, zarzucił mnie sobie na ramie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Pamiętaj o ⭐ która motywuje
I komentarzu 💭 co opinie pokazuje
3557 słów.
20.11.2019
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro