Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31 Miłość i nienawiść

Minęły dwa tygodnie od ostatnich wydarzeń. Nie będę ukrywać, że przez te dni brakowało mi Kasa jak cholera. Nie miałam z kim się droczyć, czy wychodzić na papierosa. Jednak najbardziej tęsknię za jego dotykiem, zapachem cudownych perfum. Jego obecnością. Przecież jestem z nim tak krótko, jak możliwe że tak tęsknię.
Udało mi się jednak nawiązać lepsze relacje z dziewczynami.

Trwała właśnie ostatnia lekcja, była nią chemia. Jednak ja jak głupa wpatrywałam się w jedyną wiadomość jaką Kastiel postanowił mi wysłać.

"Muszę coś załatwić z dala od miasta. Nie będzie mnie kilka dni.
Nie tęsknij za bardzo kochanie"

Sms był dziwny, ogólny a Kas w życiu nie nazwał by mnie "kochaniem". Gdy nie mam żadnego zajęcia to po prostu zżera mi mózg. Opuściłam głowę na ławkę i westchnęłam.

De:- Wings !

- Czego znowu ?

De:- Lekcja się skończyła. Długo zamierzasz jeszcze tu siedzieć ?

- Wieczność - Delanay zamknęła drzwi i usiadła na ławce przede mną. Uniosłam lekko głowę spoglądając na nią spod blond włosów.

De:- Od kilku dni nie jesteś sobą. Jeśli źle się czujesz, w szkole jest pedagog.

- Aż tak źle ze mną nie jest. Mam gorszy okres. Przejdzie mi.

De:- Nie brakuje mi twojego przeszkadzania na lekcji. Jednakże jesteś moją uczennicą i choć próbujesz to maskować niektórych nie oszukasz. Jeśli masz jakiś problem, proponuję żebyś poszukała pomocy.

- Nie potrzebuje pomocy czy współczucia. Jeśli pani przestanie krzyczeć ja obiecuje przestać przeszkadzać i rzucać złośliwe komentarze. Do widzenia. - wyszłam z sali szybko zbiegając po krętych schodach na parter. Ledwo udało mi się wyminąć Armina i na niego nie wpaść.

Ar:- Wow ! Ktoś cię gonił ? - zagadał gammer zaglądając za mnie na pusty korytarz.

- Nie, ale mam chujowy dzień. Marzę by wynieść się, z tej pieprzonej szkoły i się trochę wyluzować.

Ar:- To będziesz miała okazję, Amber robi imprezę. - pokazał mi zaproszenie które podarowała mu ta sztuczna lalka. Było na złotym papierze i sypało się z niego różowym brokatem.

- A zastanawiałam się skąd ten brokat na korytarzach. Pasuje, Amber mnie nienawidzi a Nat robi do mnie maślane oczy. Chce zresetować mózg a nie użerać z ludźmi. Zrobię sobie kąpiel i poczytam książę.

Ar:- Ja też nie mam zamiaru tam iść.

- Czemu ? Jeśli mogę wiedzieć ? - usiedliśmy na schodach. Korzystając z tego że praktycznie nikogo nie ma w szkole wyciągnęłam papierosy. Skierowałam dłoń w stronę Armina a kiedy wziął jednego podałam mu też zapalniczkę którą sama wcześniej odpaliłam swojego.

Ar:- Priya jej nienawidzi a dwa nie lubię takich spotkań. Obejrzymy u mnie film. Rodziców i Alexsego nie będzie wiec będziemy sami.

- Uuuuu.. czy ja dobrze myślę - sugestywnie uśmiechnęłam się do chłopaka unosząc w górę brew kilka razy.

Ar:- Spadaj dobra. - po przyjacielsku szturchnął mnie łokciem - Nic się nie wydarzyło.

- Ale może dziś sie...

Ar:- Nie mów tego !

- ..bzykniecie ! - spojrzał na mnie z politowaniem, ale zaraz się uśmiechnął rozbawiony.

Ar:- Mówisz z taką ekscytacją, jakbyś chciała się wepchać na trzeciego.

- O ile masz dość duże łóżko, to czemu nie. - udałam zamyśloną co naprawdę podłapał jako formę propozycji.

Ar:- Ja nie będę narzekać, ale musisz jeszcze zagadać z Priyą. Może się zlituje zwarzywszy że Kastiel wyparował.

- Ehhhhh.. - westchnęłam zawiedziona, zaciągając się końcówką papierosa. - A już prawię udało mi się zapomnieć, jak bezczelnie mnie olał.

Ar:- Sorry.

- Nie szkodzi. Po prawdzie, między nami też nic nie zaszło. Uznasz mnie za wariatkę, ale wolałabym żeby najpierw wziął mnie do łóżka, a później wystawił.

Ar:- Zamówić ci męska dziwkę ?

- Mam już twój numer.

Ar:- Pfi... . Albo idź do klubu ze striptizem. - Spojrzałam na niego spod łba, teraz to pewnie myśli że jestem wyuzdana. - No dobra, kończę się nabijać. Nie jesteś wariatką. Czasem po prostu tego potrzeba.

- Pokaże ci coś. - wyciągnęłam telefon, podając mu go na otwartej wiadomości. Ufałam Arminowi, był bardzo ciekawski ale nie był plotkarą jak jego brat. - Co o tym myślisz ?

Ar:- Że prędzej arbuz wyrośnie na jabłoni, niż on użyje słowa "kochanie" nie odpisywał na twoje wiadomości.

- No jak widzisz nie.

Ar:- Jest aroganckim bucem, ale nie wystawił by cię. Serio się w Tobie zakochał.

Pr:- Co robicie ?

- Armin zaprosił mnie do trójkąta z Tobą.

Ar:- Głupia blondynka ! - szturchnął ramieniem moje ramię, na co się uśmiechnęłam oddając mu tym samym.

Pr:- Ale ja na górze ! - spojrzeliśmy po sobie zanim wybuchliśmy śmiechem.

- Zgoda. Mogę być druga. - żartobliwie wymruczałam niezadowolenie.

Ar:- Możecie mnie nie kusić ! - krzyknął.

Pr:- Odprowadzić się do domu Angel.

- Dziękuję ale nie. Zajmijcie się sobą. W końcu mamy weekend. Ja skoczę sobie do Empiku kupić jakiś głupi romans, który będę czytać w wannie przy butelce wina. - poczułam jak dziewczyna pacnęła mnie w głowę.

Pr:- Nie użalaj się nad sobą. To nie w twoim stylu.

- Kiedy ja się nie użalam. Po prostu mam na to ochotę. - to aż tak dziwne że po tygodniu czytania podręczników mam ochotę poczytać coś co poprawia humor.

Ar:- To miłego wieczoru.

- Wam również. - para powoli oddaliła się w głąb korytarza i wyszła ze szkoły. W końcu też muszę ruszyć tyłek. Zabrałam z szafki swoją kurtkę zostawiając w niej książki. Następnie skierowałam się w stronę drzwi zakładając jednocześnie słuchawki na uszy. Gdy w końcu dotarłam do bramy, usłyszałam znajomy głos.

Kas:- Myślałaś, że mi tak uciekniesz ?

Odwróciłam się, w błyskawicznym tempie i wytrzeszczyłam oczy, widząc męską sylwetkę. Kastiel stał naprzeciwko mnie, z założonymi na piersi rękami. Jego obecność, zaskoczyła mnie, ale nie tak jak fakt, że jego wściekle czerwone włosy, były teraz czarne. A zamiast swojej skórzanej, nieśmiertelnej kurtki, miał na sobie czarny płaszcz. Glany zastąpiły męskie trzewiki. A szyje owijał granatowy szalik. Wyglądał, elegancko.

Z jednej strony, chciałam go przytulić, a z drugiej dać mu po prostu w twarz. Za to zlewanie mnie, od pieprzonych dwóch tygodni. Brakowało mi go, ale teraz, kiedy stoi tuż przede mną, ogarnia mnie wściekłość. Biłam się w myślach, z samą sobą co zrobić. W końcu, neutralne odwróciłam się na pięcie, idąc w kierunku swojej ulicy.

Kas:- Hej ! Zaczekaj ! - wrzasnął i biegiem dogonił mnie, stając naprzeciwko. Złapał dłonią za moje ramię, ale wyrwałam się z obrzydzeniem. Ogarnia mnie jednocześnie miłość i nienawiść. Spojrzałam na niego obojętnie. - Liczyłem, na nieco inne powitanie.

- Oh, naprawdę ? Wystawiłeś mnie, czekaj niech rzucę ci się w ramiona.

Kas:- Nie spodziewałem się, że się o to wkurzysz.

- Skąd, jestem przeszczęśliwa, nie widać ?

Kas:- Nie za bardzo. - wyminęłam go kontynuując powrót do domu. - Możemy pogadać ?

- Tylko trzymaj dystans 2 metrów.

Kas:- Czemu ?

- Bo tak daleko, nie sięgnie mi pięść.

Kas:- Nie zamierzam - objął dłońmi moją twarz i zbliżył swoją. Nie odepchnęłam go. Dlaczego ? Sama nie wiem. Kas delikatnie pocałował moje usta. Odwzajemniłam gest, kładąc dłonie na jego piersi i zaciskając je na jego płaszczu. Przesunął dłoń, z mojego policzka na talię i przyparł mnie, do muru szkoły. Rozchylił wargami moje usta, wsuwając do nich język. Splotłam swój język z jego, obejmując go. Powinnam go odepchnąć, zamiast tego oddawałam kolejne pocałunki. Gdy zaczynało brakować nam tlenu, odsunął usta od moich opierając czoło o moje. - Czyli jednak tęskniłaś ? - uśmiechnął się sarkastycznie, na co uderzyłam kolanem w jego udo. Puścił mnie, łapiąc się za obolałą część nogi. Wiec odsunęłam się, tak jak gdyby nigdy nic, się nie wydarzyło.

- Naprawdę masz tupet, żeby żartować w takiej chwili. Znikasz na dwa tygodnie, a jedyną rzecz jaką dostaje, jest pieprzony sms.

Kas:- Nie miałem telefonu. Nie było jak się odezwać. - dalej trzymał się za nogę. - Kurwa, wiem co myślisz ale to zabolało.

- Przepraszam. Zagalopowałam się. - to pewne że jutro na udzie będzie miał sporego siniaka. - Dlaczego nie miałeś telefonu ?

Kas:- Możemy pogadać w jakimś innym miejscu ? Godzinę na ciebie czekałem. Dupa mi przemarzła. - mimowolnie się uśmiechnęłam z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że mu się zmarzło, a drugi, że na mnie czekał.

- Ok. Chodźmy do kawiarni. Postawię ci kawę w przeprosiny za tę nogę. Ale oczekuję odpowiedzi. - kontynuowałam marsz zostawiając szarookiego za sobą. Szedł kawałek za mną lekko się krzywiąc. Zwolniłam ruszając z nim krok. Kawiarnia była stosunkowo blisko, weszliśmy do środka. Było tu cieplutko, pachniało kawą i wypiekami. Kas zajął miejsce przy stoliku w rogu a ja złożyłam zamówienie, by nie czekać na kelnera.

Kas:- Możesz nie robić maślanych oczek do baristy ?

- Możesz mi wyjaśnić co ci się stało z włosami ? - dokładniej mu się przejrzałam, ten kruczo czarny kolor, naprawdę bardzo dobrze mu pasował. Podobał mi się w tym wydaniu. Miałam wielką ochotę, dotknąć je i przeczesać kosmyki.

Kas:- Długa historia. - obojętnie wzruszył ramionami. Rozpięłam kurtkę, on zrzucił płaszcz. Musiałam zagryźć zęby, by nie pisnąć ze zdziwienia.  Pod płaszczem miał garnitur i  białą koszulę, której pierwszy guzik był rozpięty. Wyglądał cholernie dobrze.

- Spieszy ci się gdzieś ? - zadałam kolejne pytanie. Nie odrywając wzroku od jego stroju.

Kas:- Nie dajesz za wygraną dziewczynko. - kelner przyniósł zamówienie. Położył przed Kastielem jego czarną kawę, a przede mną moje latte i czekoladową babeczkę.

- Nie zamawiałam tego ?

Kelner:- Na koszt firmy. Życzę smacznego. - uśmiechnął się uroczo, posłałam mu w podziękowaniu najładniejszy uśmiech na jaki było mnie stać, trzepocząc rzęsami, a gdy odszedł przestałam udawać że doceniam gest.

Kas:- Próbujesz zrobić mi na złość.

- Trochę - podsunęłam mu babeczkę, nie musiałam nawet mówić żeby sam ją zjadł. - Myślałam że mnie wystawiłeś. - powiedziałam smutno, bo rzeczywiście ta myśl mnie przygnębiała.

Kas:- Nie planowałem tego dziewczynko. Po tym jak cię odwiozłem, ojciec się na mnie nieźle wkurzył.

- Przeze mnie ?

Kas:- Nie. Koleś któremu Ash wisiał kasę dowiedzieli się gdzie jest. Grozili nam. Umiem dać komuś po mordzie ale czterech na dwóch, to nie skończyłoby się dobrze. - Zszokowana otworzyłam lekko usta. Jak mógł nie wspomnieć o tym wcześniej. - Wypłaciłem z konta rodziców, pieniądze których potrzebował. Co nie przeszło bez ich nieuwagi.

- No nie dziwię się.

Kas:- Powiedziałem, że straciłem kasę w kasynie.

- I uwierzyli ?

Kas:- To nie był by pierwszy raz. Matka stwierdziła, że skoro nie szanuje ich pieniędzy, powinienem sam zobaczyć jak ciężko je zarobić, wiec wzięli mnie do swojej firmy. Przez tydzień się obijałem, więc przedłużyli mi kare o kolejny tydzień. Dwa pierdolone tygodnie, łaziłem pod krawatem jako jej asystent. - Zaśmiałam się rozbawiona, nie dziwię im się, sama postąpiłabym podobnie. - No i musiałem też wrócić do mojego naturalnego koloru włosów, bo według niej, wyglądałem jak klaun.
Skonfiskowali mi telefon, samochód i odcięli od pieniędzy. Dlatego nie mogłem się odezwać. No i nie znam twojego numeru na pamięć.

- To skąd ten sms ?

Kas:- Jaki sms ? - pokazałam mu wiadomość. - Co za suka. Napisała to z mojego telefonu.

- Domyśliłam się, że nie był od ciebie.

Kas:- Niby skąd ?

- W życiu nie napisał byś do mnie "kochanie"

Kas:- . . . - zarumienił się, bez słowa odwrócił wzrok przykładając kubek z kawą do ust.

- Skoro nie masz telefonu, samochodu i gotówki, to jak przyjechałeś do miasta ? Bez urazy ale Doktor Strange z ciebie żaden, żeby się teleportować.

Kas:-  Zwinąłem komuś samochód i odpaliłem na kable.... . Nie no, żartuję. Odcięli mi kartę, ale miałem przy sobie jeszcze trochę gotówki. Poszedłem na dworzec, 8 godzin tłukłem się autobusami. Porażka. - przesiadłam się siadając obok niego na niewielkiej kanapie.

- Nie próbowałeś spędzić z nimi trochę czasu ? Porozmawiać ? Brakuje ci ich..

Kas:- Nikogo mi nie brakuje. Nie jestem taki, jak ci się wydaje, więc nie mów tak, jakbyś znała mnie i całą te, popieprzoną sytuacje. - wściekł się łypiąc na mnie zimnym spojrzeniem. Metaliczności jego oczów tylko wzmacniała efekt.

- Jeśli chcesz ukrywać emocje, proponuję popracować nad wybuchami złości. - posłałam mu mój najpiękniejszy ironiczny uśmiech. - I nie robię za twojego wroga. Nie planuje zamachu. Chcę cię lepiej poznać żeby lepiej cię rozumieć. Dlatego powiedziałam ci o moich bliznach. Jeśli wymyślisz jak mam zdobyć twoje zaufanie daj znać. - Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zdążyłam przez ten czas wypić swoją kawę. - Mogłam się domyśleć że tak to będzie wyglądać. To że ktoś się bardzo dobrze dogaduje nie znaczy od razu że powinni się spotykać.

Kas:- Jak chcesz mnie rzucić to nie przez sms. Nie mam telefonu. - uśmiechnął się zawadiacko w swój unikalny sposób, co od razu poprawiło mi humor.

- Fatalny suchar. Nie chce tego, ale może, my nie nadajemy się na parę ?

Kas:- Rób co chcesz. Ale moje uczucia się nie zmieniły dziewczynko - pochylił się zbliżając twarz do mojej. - I zależy mi na Tobie. - delikatnie musnął ustami mój policzek nim zabrał się do wyjścia. Śledziłam go wzrokiem. Serce wali mi jak głupie. Czułam też jak dreszcze przechodziły mi po policzku i uścisk na dole brzucha. To jednocześnie dziwne i cudownie że ciało reaguje tak na dotyk innego człowieka.

Postanowiłam wrócić do domu, dłuższą drogą chcąc wszystko sobie przemyśleć. Zależy mi na tym matole. Ale jak mam budować z nim coś co opiera się na zaufaniu. Kiedy on mi nie ufa. To frustrujące.

Lys:- Skąd pewność że ci nie ufa ? - zaskoczona odwróciłam się gwałtownie z zaciskając palce w pięść. - Ej ! Przecież nic nie zrobiłem !

- Lysander ! Idioto nie podkradaj się tak do mnie !

Lys:- Chciałem się przywitać ale byłaś zajęta bujaniem w obłokach.

- Gadałam do siebie ?

Lys:- Bardziej mruczałaś pod nosem. Chcesz o tym porozmawiać ?

- Kas raczył wrócić i się odezwać.

Lys:- Tak wiem. Spotkałem do przy wyjściu ze szkoły. Czekał na ciebie. Jesteś na niego zła że się, nie odezwał ?

- Nie. Tak jakby był uziemiony i nie miał wyjścia. Po prostu ma do niego trochę żal. Chciałabym żeby choć trochę mi zaufał i powiedział dlaczego ma tak skomplikowaną relację z rodzicami.

Lys:- Ah to. Raz mi o tym opowiedział. Był kompletnie pijany. Nie dziwię się że nie chce o tym mówić. Po tej historii trochę inaczej zacząłem na niego patrzeć. - przyznał się skrępowany marszcząc czoło i przygryzając wargę. Przez krótką chwilę, wyglądał na przybitego.

- To znaczy ?

Lys:- Zerwaliśmy na chwilę kontakt. Wydaje mi się, że po prostu się martwi.

- Czym niby ?

Lys:- Tym że ty też będziesz inaczej na niego patrzeć. Zależy mu na tobie. I nie chce cię stracić. Gdy powiedział o tym Debrze ich relacja stała się toksyczniejsza niż była.

- Super. Jej powiedział a mnie nie.

Lys:- Nie poganiaj go. - powiedział już zancznie spokojniej z uśmiechem.

- Nie nalegałabym gdyby nie uciekł na dwa tygodnie. No i powiedziałam mu: "Ludzie którzy dobrze się dogadują nie zawsze powinni być w związku". Chyba się obraził.

Lys:- Zerwaliście ?

- Nie no. Chyba nie ?

Lys:- Wyluzuj.

- Ty mi to mówisz ?

Lys:- Najwyraźniej. Mówienie o rodzicach jest dla niego jak obdzieranie ze skóry. Ładnie wam razem. Nie psuj tego. - poklepał mnie po głowie zanim poszedłem w swoim kierunku. Poprawiałam włosy obserwując jak powoli jego sylwetka znika mi z oczu. Wróciłam do domu, to był spokojny wieczór.

Gdy następnego dnia poszłam do szkoły. Byłam tak zamyślona że w drzwiach wejściowych wpadałam na Nataniela. Przypadek sprawił że wylądowałam na blondynie twarzą w jego torsie.

Nat:- Wiedziałam że na mnie lecisz. Ale nie tak dosłownie.

- Ha. ha. Widzę że ktoś jest dziś w humorze. - Podniosłam się z niego jak najszybciej. Obserwowało nas kilka osób, słyszałam też śmiechy. Brakowało tu tylko Peggi ze swoim aparatem.

Nat:- Za to ciebie raczej opuścił.

- Powiedzmy. Przepraszam za to.

Nat:- Możesz się ze mną umówić w ramach przeprosin. - wywróciłam oczami. Odkąd nie ma Kastiela, Nataniel zmienił swoje zachowanie wobec mnie o 360°. Wcześniej po prostu był miły. Teraz ewidentnie próbował mnie podrywać i zapraszać na randki. To było irytujące. Wiedział że spotykam się z jego wrogiem, mimo tego zdawał się tym nie przejmować.

- Nie. - odpowiedziałam mu standardowo. Próbując go minąć, jednak blondyn silnie złapał mnie za dłoń.

Nat:- Jaką tym razem dostane zmyśloną odpowiedź ? Zakupy, trening, próba muzyczna. Dlaczego nie chcesz dać mi szansy ? - zszokował mnie. Naprawdę próbowałam być miła wymyślając kolejne i kolejne wymówki. Które najwyraźniej miał gdzieś.

- Jeszcze to do ciebie nie dotarło. Jestem już z kimś. Nie będę się z Tobą spotykać Nat. Weź odpuść. - to z każdym dniem było coraz męczące.

Nat:- I co z tego. Nie przeszkadza mi to, lubię Cię daj mi chociaż spróbować.

- Nie jesteś w moim typie, rozumiesz.

Nat:- A on jest !

- Teraz to zaczynasz się zachowywać jak twoja siostra. Zostaw mnie. - wyrwałam dłoń z jego uścisku idąc przed siebie. Tym razem przegiął, jak mógł myśleć że chwilowa nieobecność Kasa popchnie mnie w jego ramiona. Przypomina swoją siostrę bardziej niż myślałam.
Otworzyłam szafkę zabierając z niej podręcznik do Fizyki.

Kas:- To tak zabijałaś sobie czas. Flirtowałaś z gospodarzykiem.- wystraszona obróciłam się na pięcie ze złożoną w pięć dłonią. Jednak szybko zareagował. Złapał moją pięść otwartą dłonią i objął mnie ramieniem w talii. By zaraz szybko musnąć moje usta.

- Ile razy mam ci powtarzać..

Kas:- Nie podkradaj się, do mnie.

- Właśnie...

Kas:- Kiedy to takie zabawne.

- Kiedyś oberwiesz, zobaczymy czy to też będzie takie zabawne. I widzę że znów jesteś czerwony. - wczoraj jego włosy były jeszcze czarne. Najwyraźniej był u fryzjera albo sam się pofarbował.

Kas:- Nie podoba ci się. - pytał z uniesioną brwią. Z czułością spojrzałam w jego stalowe piękne oczy.

- Podoba, nawet bardzo. - przyciągnąłem go bliżej ciągnąc na kołnierz skórzanej kurtki. - Ta czerwień, cholernie ci pasuje. Wyglądasz niezwykle seksownie. - ostatnie zdanie wyszeptałam uwodzicielskim głosem uśmiechając się szelmowsko i lekko przygryzając wargę. Jednak taka była prawda. Te jego włosy były wyjątkowo urzekające i dodawały mu jeszcze bardziej buntowniczego charakteru.

Kas:- Grasz w niebezpieczną grę dziewczynko.

- Tak. I co zrobisz ? Zaciągniesz mnie do męskiej ?

Kas:- Może... - Jak na ironię. Zaczął się bawić moimi włosami a ja, jak idiotka stałam niczym słup soli i patrzyłam się na to co robił. Przypomniałam mi się wczorajsza rozmowa z Lysandrem. Postanowiłam pójść za jego radą jako że był przyjacielem nas obojga.

- Słuchaj. Jeśli chodzi o wczoraj. Przepraszam za to co mówiłam. Byłam zirytowana, nalegałam a nie powinnam. Twoja relacja z rodzicami mnie nie dotyczy. Będziesz chciał mi o tym powiedzieć to powiesz. Nie to nie.

Kas:- Dzięki że odpuściłaś - zadzwonił dzwonek wiec musieliśmy iść na lekcje. Usiadłam z Rozalią a on przysiadł się do Lysandra.

Ro:- Fajnie znów widzieć was razem. Widać że przestałaś łazić cała zamyślona. - wywróciłam oczami.

- Nie łaziłam cały czas zamyślona.

Ro:- Nie musisz cały czas udawać twardej. Nie wiem co bym zrobiła gdyby Leo nie odzywał się do mnie tyle czasu. Ale na pewno bym oszalała.

Nauczycielka weszła do klasy sprawiając tym samym że wszystkie rozmowy ucichły. Tuż za nią był Nataniel i dwójka innych osób. Dziewczyna ubrana w krótki biały top i ciemne leginsy, na pasie miała przewiązaną różowo-szarą koszule, bawiła się swoimi długimi czarnymi włosami. Chłopak też miał czarne włosy,  był ubrany w szary T-shirt czarną bluzę i jeansy.

Ro:- Ale on jest przystojny - wyszeptała, wzruszyłam ramionami, mało mnie to teraz obchodziło. Właściwie to zupełnie zapomniałam że z nowym półroczem miał ktoś dołączyć. Mimo wszystko owa dwójka wydawała się niepokojąco znajoma.

- Mam wrażenie że ich znam - odpowiedziałam również szeptem.

Ro:- Skąd ?

- Nie wiem. Przeczucie takie. - niestety to przeczucie nie było przyjemne.

Nat:- To Miriam i Mikaela Blair od dziś będą w naszej klasie. - oznajmił przewodniczący, wzrok wszystkich skierował się na ową dwójkę.

Nau:- Chcecie opowiedzieć o sobie nowej klasie. - zaproponowała nauczycielka, pamiętam jak sama musiałam przez to przejść.

Mr:- Nie. Dziękuję.

Mk:- Też nie mam nic do dodania.

Nau:- W takim razie usiądźcie.

Słabo szło mi skupienie na lekcji. Szczególnie kiedy przez godzinę mówi się o obliczeniach mocy do prędkości, nie przepadam za matematyką a szczególnie rozszerzoną.
A Rozalia przeglądająca Cosmopolitan w ogóle nie pomagała. Dyskretnie obejrzałam się w tył. Kas bawił się telefonem pod ławką. Dobrze wiedzieć że przynajmniej znów go ma. Lysander pisał coś w swoim notesie. Armin jak zawsze był zagapiony w konsoli a Alex bawił się długopisem.

Po zajęciach poszłam prosto do piwnicy. Usiadłam w rogu wyciągając paczkę papierosów. Potrzebowałam zapalić i odstresować się trochę.
Nim zdążyłam podpalić używkę w oczy rzucił mi się notes w czarnej skórzanej oprawie. Nie wyglądał jak ten Lysandra. Otworzyłam pierwszą stronę wytrzeszczając oczy z zdziwienia. Czarnym tuszem było napisane Kastiel Veilmont. Przekartkowałam zeszyt, było w nim sporo nut, i tekstów. Niektóre z stron były wyrwane a inne poklejone taśmą albo robiły za szkicownik. Zatrzymałam się na ostatniej stronie.

Widzę cię kiedy świat powoli moknie mrokiem.

Gasnącymi wspomnieniami próbuję narysować twój portret.

Pamiętam jak bałem się twojego spojrzenia.

A teraz boję się że wszystko wygaśnie niczym kandelabr.

Myślę o tobie gdy wszystko płonie

Widzę włosy połyskujące złotem, niesforne usta, nieustający uśmiech, oczarowujesz moją duszę.

Dalej sporo nakreślił. Nie dało się nic odczytać. Ale nie spodziewałam się że mój chłopak to poeta. Ha, jest może gorszy od Lysandra. Schowałam zeszyt do plecaka. Oddam mu go jak tylko zapale. Wychodząc z piwnicy znów na kogoś wpadłam. - Weź uważaj jak łazisz !

Ken:- Oczekiwałem milszego powitania.

- Kentin ! - wbiegłam szatynowi w ramiona. Złapał mnie mocno i zaczął mną radośnie obracać dokoła siebie. Śmiałam się patrząc jak wszystko wiruje. - Jak ! Kiedy przyjechałeś. Mogłeś napisać. - mówiłam kiedy w końcu się zatrzymał.

Ken:- I odpuścić zrobienie ci niespodzianki. Nie ma mowy. Stęskniłem się.

- Ja też.

Ken:- Idę do Nataniela, muszę usprawiedliwić te tygodnie. Nie chcesz może mi potowarzyszyć.

- Jasne nie ma problemu. A co u naszych znajomych ?

Ken:- Zasmucę cię, dalej nie wyleczyli ich z głupoty.

- Na to dawno już straciłam nadzieję. Coś jeszcze ?

Ken:- Kilka rzeczy. Ale nie powinniśmy mówić o tym w szkole. I prezent od Ivo - brunet podał mi podłużna kopertę zaklejoną pieczątką. Rozerwałam papier czytając ręczne napisany tekst. - Co pisze ?

- Chce żebym przyjechała. Ma dla mnie jakieś zadanie. Ale nie napisał co konkretnie.

Ken:- Chloe coś też wspominała. Pewnie wyślę was razem.

- Znasz szczegóły.

Ken:- Wiem tylko to co sama mi powiedziała. Ochrona jakieś młodej dziewczyny. Podobno wybili jej całą rodzinę za jakieś długi. Jest świadkiem. Podczas podróży potrzebuje ochrony bo wystawili nagrodę za jej głowę.

- A od tego nie są agencje bezpieczeństwa.

Ken:- Myślisz że ochroniarz dotrzymujący jej kroków jest trudniejszy do zauważenia niż dwie dziewczyny w podobnym wieku.

- No niby racja.

Ken:- I pewnie polecą głowy, dlatego wysyła was dwie - wzruszył ramionami jakby to było normalne. Niestety dla nas czasami było. - To jak jedziesz ?

- Raczej nie mam wyboru. W każdym raze, zadzwonię do niego- Ken zatrzymał się przed pokojem gospodarzy. - Widzimy się na lekcji - skinął głową wchodząc do środka, nie mam ochoty na spotkanie z Natanielem po tym co się stało rano. Zabrałam z szafki fartuch i książkę do chemii idąc do laboratorium. Zwykle siedzę na tej lekcji z Kastielem. Delanay przydzieliła nas razem licząc że chłopak się czegoś ode mnie nauczy. Ale tym razem moje miejsce było zajęte i co dziwne nie przez Amber tylko przez nową. Poczułam ciężar w nogach, nie mogłam się ruszyć z miejsca.

Mr:- . . .w takim razie może pokażesz mi szkołę. A później znikniemy w jakimś cichym miejscu. - jej dłoń wylądowała na jego ramieniu, Kas szybko zareagował odpychając ją.

Kas:- Mam ciekawsze zajęcia - warknął ostro nie podnosząc głowy z nad książki.

- Sorry ale to moje miejsce - podeszłam do ławki, dziewczyna spojrzała na spod byka, marszcząc czoło. Nie spodobało jej się że przerwałam te lipne amory.

Mr:- To znajdź sobie inne. - Nie chcąc stwarzać niepotrzebnego widowiska przesiadłam się dwie ławki dalej opierając się łokciami o blat ławki, położyłam głowę na dłoni. Jestem pewna, że skądś ją kojarzę. Krzesło obok mnie odsunęło się, czerwonowłosy zabrał książkę i plecak siadając obok mnie. Spojrzałam za siebie, dziewczyna nie wiedziała co się właśnie stało. Próbowałam ukryć uśmiech zadowolenia, jednak dość marnie mi to wyszło.

Kas:- Myślałem że zrobisz jakieś widowisko. - zaśmiał się szturchając mnie ramieniem, również się zaśmiałam opierając się czołem, o jego ramię. Pachniał mieszanką papierosów i mocnych perfum. Ten zapach odurza. Miałam ochotę go pocałować.

- Pewnie cię zaskoczę ale potrafię się opanować. Masz nową koleżankę ? - spojrzałam na niego z ukosa z cynicznym uśmieszkiem który odwzajemnił.

Kas:- Zazdrosna ?

- Może trochę, za ładna jest.

Kas:- Nie w moim typie. Wolę blondynki - zmierzwił mi włosy śmiejąc się. - Wkurwiała mnie 10 minut. Na szczęście przyszłaś i wybawiłaś mnie z opresji.

- Nie ma za co. Zacząłeś bawić się w Lysandra ? Znalazłam go w piwnicy. - położyłam notes na blacie ławki. - Na pierwszej stronie jest nabazgrane twoje nazwisko.

Kas:- Dałem go Lysandrowi, miał poprawić piosenkę, pewnie go tam zgubił. - Schował notes i położył pomiędzy nami książkę do chemii - Możesz mi to przetłumaczyć ? Muszę poprawić ocenę. A według Delanay to ostatnia szansa na lepsze wyniki w półroczu.

- Jasne - zaczęłam tłumaczyć mu kolejność równań reakcji chemicznych. Niestety po ledwie 2 minutach do klasy weszła Delanay. Co dziwne pozwoliła nam kontynuować twierdząc że i tak jestem do przodu z materiałem. W pewnym momencie grzywka zsunęła mi się na oczy całkowicie zasłaniając widok. Kas zgarnął niesforne kosmyki z mojego czoła i zaczesał mi je za ucho. Poczułam lekkie dreszcze przechodzące po moich policzkach. - Dzięki - wyszeptałam zarumieniona, na tyle cicho by słyszał tylko on.

Al:- Ale wy słodko razem wyglądacie - niebieskowłosy który siedział przed nami odchylił się w tył na krześle w tył.

Ar:- Daj im spokój Alexy - upomniał go brat.

Al:- Nie mogę.... - Kastiel kopnął w krzesło Alex'ego tak że ten przestał się na nim bujać. Za to o mało co nie wybił sobie zębów.

- Kas, przestań. A ty Alexy nie przeszkadzaj, kiedy próbuję mu coś wytłumaczyć - szeptałam nie chcąc zwrócić na nas uwagi nauczycielki.

Al:- Przecież on od 20 minut skupia się tylko na twoim odkrytym dekolcie. - zirytowany odwrócił się w przód.

- Kas nie chce mi się tego powtarzać po raz dwudziesty. Skoncentruj się trochę. - jego dłoń wylądowała na moim udzie wyprostowałam się zaskoczona nagłym gestem. - Wiesz co to znaczy skoncentrować ? - wyszeptałam cała spięta. To było przyjemne ale niekorzystne przy całej klasie.

Kas:- Kiedy ja się tak koncentruje. Patrz, to idzie tu, to tu to przepisuję i wychodzi wynik. - bez problemu rozwiązał zadanie.

- Rzeczywiście słuchasz.

Kas:- A co myślałaś - Po chemii Kas poprosił mnie żebym zaczekała na niego chwilę. Miał właśnie podczas przerwy poprawić ocenę. Zgodziłam się bo i tak mieliśmy teraz okienko oraz dlatego że chciałam z nim porozmawiać. Ból na ramieniu wyrwał mnie z pętli myśli. Ciemnowłosa dziewczyna zaciskała palce na moim ramieniu wbijając w nie długie sztuczne paznokcie. Odepchnęłam ją powstrzymując się od pokazania bólu. Jakim cudem nie wychwyciłam że stoi tuż za mną !

Mr:- Możesz nie wchodzić mi w paradę ? - wysyczała mi w twarz niczym wściekły kot.

- Chyba nie rozumiem ?

Mr:- Chciałam zagadać do tego czerwonowłosego chłopaka ale wszystko zepsułaś, odpuścić okej on i tak jest dla ciebie za przystojny.

- Jest dla mnie przyjacielem który poprosił o pomoc w zaliczeniu przedmiotu. - dziewczyna złapała mnie za kołnierz kurtki ale nie zareagowałam. Spojrzałam na nią z obojętnością czekając do czego się posunie. Ale przerwano jej.

Mk:- Miriam co ty robisz ?!

Mr:- Nic.

Chłopak o czarnych włosach i kolorowych oczach stanął pomiędzy nami. Jedno oko było czerwone a drugie zielone. W końcu przypomniałam sobie skąd znam tę dwójkę i dlaczego cały czas nad sobą panuje bojąc się zrobić krok. - Mika - wyszeptałam ale i tak usłyszał.

Mk:- My się znamy ?

- Nie - odwróciłam głowę ale młody chłopak złapał dłonią moją twarz obracając ją w swoją stronę.

Mk:- Na pewno, chyba już kiedyś cię widziałem ? Nie przespaliśmy się ? - jego słowa przyprawiły mnie o obrzydzenie.

- Nie dotykaj mnie - wysyczałam przez zęby.

Kas:- Hej Angel nie uwierzysz... puść ją - warknął czerwonowłosy zaciskając pięści. Musiał dopiero wyjść z sali chemicznej.

Mk:- Bo co ?

Kas:- Bo pierwszego dnia, wrócisz z obitym ryjem. - Kastiel złożył dłonie w pięści i uśmiechnął się sadystycznie. Ciemnowłosy zaśmiał się i złapał za kołnierz mojej kurtki, rzucił mnie w stronę Kasa na którego tors wpadłam. Szarooki otulił mnie ramieniem. Mimo chęci reakcji stałam jak sparaliżowana.

Mk:- Angel Wings. No no kopę lat niedołęgo. Jesteś ładniejsza niż cztery lata temu, w ogóle cię nie poznałem.

Kas:- Znacie się

- Nie nazwała bym tego znajomością.

Mk:- Szkoda, bo dla nas było fajnie.

Mr:- Hej czerwonowłosy. Nie chcesz raczej dołączyć do nas. Będzie ciekawiej. - Kas spojrzał z obrzydzeniem na dziewczynę a następnie na mnie lekko unoszą brew. Oczekiwał odpowiedzi.

- Chodź, nie warto marnować na nich czasu. - Bez dalszej ingerencji w to złapałam Kasa za ramię odciągając go od tamtej dwójki. Ciężko było mi pojąć że po 4 latach w spokoju to znów wraca. Trzęsłam się chodź próbowałam to powstrzymać. Na moje nieszczęście nieudolnie bo Kas wszystko zauważy. W pewnym momencie zatrzymał się przyciągając mnie do siebie. Wtulił mnie w siebie obejmując mocno. Położyłam dłonie na jego plecy pod kurtkę zaciskają palce na jego koszulce i wtulając się w jego ramie. Czułam się fatalnie, bezbronna jak dziecko.

4583 słów

19/10/2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro