Rozdział 23 Nieświadomy flirt
Zeszłam na dół, zalana potokiem myśli, ale tu nic się nie zmieniło, dalej siedzieli, śmiali się i pili whisky z colą. Przyglądałam im się chwile ale znudziło mi się to więc przysiadłam się. Usiadłam obok Armina i oparłam głowę o jego ramie. Geek objął mnie przyciągając bliżej siebie. Widać alkohol zaczął robić swoje.
Arm:- Hej co cię stało. - Zapytałam troskliwie i otwartą dłonią pogłaskał mój policzek.
- Chyba jestem trochę zmęczona. - wyszeptałam. Chodź tak naprawdę nie mogłam zebrać myśli w sensowną całość. Słowa Asha siedziały mi w głowie jak miecz wyciśnięty w imadło. Ni jak nie mogłam się skupić.
Arm:- Chcesz się napić. - Podał mi drinka, upiłam trochę i odłożyłam go na stolik. Był okropnie cierpki, niedobry.
- Alkohol dziś we mnie nie wchodzi. Odpuszczę sobie. - Cała czwórka przeniosła na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się nieśmiało poprawiając tyłek na kanapie.
Kas:- Słyszałem że byłaś na piętrze. Ash nic nie próbował... jeśli wiesz co mam na myśli. - Mówił to tak spokojnie, prawie że nieśmiało jak gdyby się martwił. Czułam jak mocniej zabiło mi serce.
- Próbował.. - odpowiedziałam niepewnie przyglądając się czerwonowłosemu. Jego twarz z niespokojnej i niepewnej szybko zmieniła się w złość miał puste a zarazem pełne gniewu spojrzenie. - .. ale skończyło się na tym że recytował mi Szekspira. - zaśmiałam się cicho a Lysander i Armin wybuchnęli salwą śmiechu. Kastiel wydawał się zamyślony. Podobnie jak ja. Bo ni jak nie mogłam wyrzucić z głowy słów Asha. "Zakochał się w tobie" Kas czy to prawda ? Czy ja w ogóle chce żeby to była prawda ? Pytałam samą siebie. Siedziałam tak zamyślona jednocześnie przysłuchując się ich rozmowie która była tak nudna że tak naprawdę nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziłam się kilka godzin później bez koszulki za to z głową na czyimś ramieniu i z czyjąś ręką na moim biodrze. Obróciłam się na tyle ile byłam w stanie. Osobą która mnie przytulała był Armin. Zdjęłam z siebie jego dłoń i wstałam z pod koca, ubierając brakującą górę . Jako że było dosyć wcześnie bo dochodziło dopiero do siódmej zabrałam się za sprzątanie syfu który zostawili. Wypili 3 butelki whisky. Co pewnie będzie miało konsekwencje w postaci kaca. Kiedy wszystko było już ogarnięte otworzyłam drzwi lodówki sprawdzając co ma w środku i z czego można będzie zrobić coś na śniadanie. Wyjęłam mleko, jajka, pomidory, paprykę i ser. W szafach znalazłam też olej i przypraw. Swoją drogą czerwonowłosy ma nieźle wyposażoną kuchnię. Kiedy rozbijałam jajka do miski coś zaczęło ocierać mi się o nogę. Demon zaczął kręcić się po kuchni z pewnością o tej porze idzie na spacer. Nie chcąc budzić chłopców ubrałam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę. Smycz i obroża wisiały na wieszaku więc nie musiałam ich szukać. Po 20 minutowym spacerku wróciliśmy, Demon dostał swojej karmy a ja mogłam dokończyć swoje zajęcie. Pokroiłam pomidory i paprykę a ser starłam na tarce i wrzuciłam wszystko do miski. Smażyłam omlety dopóki jajka nie zaczęły się ścinać a w międzyczasie zaparzyłam kawę. Moje krzątanie się po kuchni przerwał zaspany głos. Przez który moje ciało zastygło, poczułam się jakbym właśnie zrobiła coś nielegalnego.
Kas:- Fajnie że czujesz się jak u siebie. A co tak pachnie. - Zapytał pochylając mi się nad ramieniem. Miał wilgotną skórę i tak cudownie pachniał, moje serce znów zaczęło szybkiej uderzać, miałam wrażenie że nawet on je słyszy. Przymknęłam oczy i z przyjemnością oparłam się plecami o jego tors. Chciałam poczuć jego ciało przy moim. Kastiel położył jedną rękę na moim boku i przesunął się jeszcze bliżej opierając brodę o moje ramie. Tym samym stykając ze sobą nasze biodra. Zaciskając zęby powstrzymałam się od uśmiechu. Za to on się cieszył jakby właśnie wygrał jakiś zakład.
- Omlet z warzywami. Chcesz spróbować ? - Lekko skinął głową. Nabiłam kawałek na widelec przykładając sztuciec do jego ust.
Kas:- Gorące. Podmuchaj. - Niestety moje ręce najwyraźniej działają szybciej niż mój mózg. Wykonałam polecenie obserwowana przez pare szarych oczu.
- I co, może być ?
Kas:- Niezłe, ale weź to trochę dopraw. - Puścił mnie i zaczął szperać w szufladzie ostatecznie podając mi słoiczek z przyprawą. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Od kiedy znasz się na kuchni ?
Kas:- Jak się mieszka samemu trzeba ogarniać różne rzeczy. Nie przeżył bym długo na pizzy i mrożonkach. I może cię zaskoczę, ale lubię czasem pogotować.
- Domyślam się. A rodzice, chyba rzadko się widujecie. - czuje się podle poruszając ten temat.
Kas:- Ostatnio kiedy mieliśmy spine w szkole. Czasami przyjadą na kilka godzin w święta.
- Brakuje ci ich, prawda.
Kas:- Nie, jestem przyzwyczajony. Nie mieszkają tu odkąd skończyłam piętnaście lat. Miałem wtedy szczęście, bo poznałem Lysandra. A on zawsze przy mnie był, nigdy nie dał mi lipnej wymówki. Armin też jest dobrym kumplem. A teraz jesteś jeszcze ty. Więc w razie czego mam na kogo liczyć.
- Teraz nawet się cieszę że byłeś taki natarczywy na początku tej znajomości.
Kas:- Natarczywy ?
- Już pierwszego dnia grzebałeś w moich prywatnych dokumentach, wprosiłeś się do mnie. A na następnego dnia wpadłeś z samego rana.
Kas:- Miałaś wtedy na sobie wyjątkowo krótki ręcznik. - szelmowski uśmieszek wdarł mu się na twarz, a mi zrobiło się gorąco.
- Nie wierzę że dalej to pamiętasz - wyszeptałam cicho - dlaczego tak się zawziąłeś ?!
Kas:- Chyba po prostu zaintrygowałaś mnie. Wydawałaś się inna od reszty. I polubiłem twój cięty język. W końcu mogłem skompletować laskę za biust i nie dostać po gębie.
- Mówienie dziewczynie że jest płaska jak deska, nie zalicza się do komplementu. - Rozlałam nam kawę do kubków wkładając jeden z nich chłopakowi w dłoń. - Ale wracając do tematu...., nie czujesz się samotny, w tak dużym domu ?
Kas:- A co chcesz się wprowadzić. Od razu mówię że będziesz spała w moim łóżku, w czymś bardzo, bardzo krótkim.
- Jak miło że przynajmniej dostanę jakieś ciuchy - odpowiedziałam sarkastycznie, na co rozbawiony pokręcił głową - A ta oferta ma w sobie tylko spanie czy może coś więcej. - Cholera czy ja to robię nieświadomie czy po prostu nie mogę darować sobie sarkazmu w jego towarzystwie. Ale ta zaczepka może być dobrą podstawą żeby zacząć temat. Subtelnie położyłam dłoń na jego szyi, co mnie zniesmaczyło miał na niej malinkę. Ostrożnie przesuwałam dłoń wzdłuż jego ciała czułam jak napina przez to mięśnie, ostatecznie zatrzymując ją na jego torsie a raczej na sercu. W tym samym monecie dotarła do mnie zła prawda, czy ja właśnie podrywam przyjaciela ? i to kiedy wiem że ma dziewczynę. Niestety zarozumiałym uśmiech Kasa nie był pomocny. Wygląd tak jakbym dobrze się bawił i dosłownie czekał na rozkręcenie się wydarzeń.
Kas:- A wiec w końcu przyznajesz że cię pociągam ?
- Nie wiem, może.
Kas:- Tak bez sarkastycznego przeczenia ? To u ciebie nowość.
- Podobam ci się ?
Kas:- Co ?
- Pytałam czy ci się podobam. W romantycznym znaczeniu tego słowa. Przystawiasz się do mnie kilka razy nawet zaangażowałeś pocałunek, chce wiedzieć.
Kas:- Co cię tak naszło z samego rana, okres masz.
- Nie. Ash powiedział że się we mnie zakochałeś - Kastiel słysząc co powiedziałam upuścił kubek z kawą który rozbił się drobno rozlewając czarny płyn, a sam zaczął się krztusić. Zaczekam klepać go po plecach. - Zabawne co ? Musiał się nieźle ujarać żeby wymyślić coś takiego. - Kiedy mógł już normalnie złapać oddech otworzył usta żeby coś powiedzieć ale do kuchni wpadli Armin z Lysandrem. Ja pierdole, no nie w porę chłopaki !
Lys:- Co się stało. - Wymruczał zaspany białowłosy, po samym wyglądzie mogłam stwierdzić że nie jest z nim najlepiej.
- Zakrztusił się kawą. A tobie, wyglądasz jak zwłoki. - skomentowałam wygląd Lysandra chcąc odciągnąć ich od tego co miało tu miejsce.
Lys:- No bardzo zabawne. Może trochę współczucia.
- Sam się tak załatwiłeś Lys. No dobrze, to co chcesz aspirynę czy kawę ?
Lys:- Jedno i drugie.
Arm:- Ja chcę kawę. Czarna z cukrem.
Nalewając napój do kubków spojrzałam w stronę Kastiela. On też mnie obserwował, mętnym a jednocześnie zaciekawionym wzrokiem. - Chcesz też - odezwałam się pierwsza.
Kas:- Dzięki, jestem już wystarczająco pobudzony. - Puścił mi oczko uśmiechając się w ten unikalny sposób. Przez co zrobiło mi się znaczni cieplej a na policzkach poczułam lekkie mrowienie jakby dreszcze. Czy teraz ciągle będę tak reagować na jego uroczy uśmiech. . . .stop, uroczy ? chyba się nie wyspałam. Albo gorzej, zauroczyłam się przez te fantazje. Jak tak teraz o tym myślę to mogłam poczekać do bardziej odpowiedniej chwili i wtedy go zapytać zamiast walić prosto z mostu.
Długo zajęło nam wygrzebanie się do szkoły, dojechaliśmy dopiero na przerwę przed trzecią lekcją. Pchnęłam drzwi wchodząc na zatłoczony korytarz. Ten dzień się ledwo zaczął a już chyba zdążyłam go znienawidzić. Armin i Lysander poszli w kierunku klasy a Kastiel stwierdził że idzie coś załatwić. Nawróciłam się w stronę szafki szukając w niej książki od historii.
Al:- Cześć Angel ! - Krzyknął niebieskowłosy uwieszając mi się na szyi. Pogłaskałam chłopaka po głowie, odpowiadając tym samym.
- Cześć Alex. Robisz nam siarę przy połowie szkoły.
Al:- E tam. A skoro już tak ci się uwiesiłem na życiu.. dasz spisać zadanie z francuskiego - uśmiechnął się uroczo szczerząc swoje białe ząbki. Wygrzebałam z szafki zeszyt.
- Masz.
Al:- Dzięki, jesteś aniołem nie kobietą. - poczułam jego usta na policzku a później jakieś 75 kilogramów mniej kiedy już mnie puścił.
- Imię zobowiązuje.
Al:- Nie wykluczone. A wiesz że Kentin Cię szuka. To chyba coś ważnego bo wydawał się dziwnie nerwowy. I nie mógł się do ciebie dodzwonić. Mówiłem mu że pomogę bo razem szybkiej cię znajdziemy w końcu to... - zatkałam mu usta otwartą dłonią.
- Alex gdzie poszedł Kentin.
Al:- Tam. - Wskazał na drzwi za mną. Rzuciłam w jego stronę krótkie dzięki biegnąc w stronę szatni i sali sportowej. Jak na złość i tu i tu go nie było. Więc został mi tylko schowek na sprzęt który był jednocześnie biurem nauczania w-f i w którym Borys, nauczyciel w-fu, zazwyczaj czyta jakieś romansidła. Zapukałam mocno ale zamiast nieogolonego faceta po 40 natknęłam się na młodego chłopaka z sztuczną opalenizną i blond włosach związanych w kitkę
-Sorry, szukam chłopaka. Ciemne włosy, zielone oczy 175 wzrostu. Widziałeś go może.
?:- Nie. Ale widzę, za to najsłodsze stworzenie na tej planecie. Jestem Dakota ale możesz mi mówić Dake.
- Aha,.. - odwróciłam się bez słowa zawracając i z siłą zamykając drzwi.
Da:- Czekaj mała, pogadajmy. - Jego dłoń wylądowała na mojej, zacisnął palce i przysunął się bliżej. - Mówił ci ktoś kiedyś że jesteś piękna.
- Tak. Wielokrotnie. - wyrwałam dłoń z jego uścisku. Teraz cała się lepi, fuj.
Da:- A chcesz to usłyszeć o de mnie.
Ken:- Nie. Wystarczy że słyszy to o de mnie. - A teraz zjeżdżaj stąd dopóki jestem dobry. - Odwróciłam się w stronę z której dochodził znany mi głos. Kentin. Uśmiechnęłam się do niego ale szybko zagryzłam zęby widząc jak jest ubrany. Mundur, buty , pas z nożem.
Da:- Ej stary spoko. Tylko rozmawia...
Ken:- Naruszając jej przestrzeń osobistą. Spływaj stąd zanim ci pomogę. - Kentin zawsze starał się być konkretny w tym co mówi, ale nigdy nie wulgarny czy agresywny. Miał spokój i kontrole których brakuje wielu osobą. - Od kiedy pozwalasz żeby tacy frajerzy się do ciebie zbliżali. - powiedział kiedy blondyn znikł nam z oczu.
- Miałam coś powiedzieć ale mnie ubiegłeś. Zdarza się. - wzruszyłam ramionami. - Wyjeżdżasz.
Ken:- Dowiedziałem się rano. Ojciec się uparł. Przyszedłem się pożegnać. Albo zabrać cię ze sobą. I liczę na to drugie.
Szerzej otworzyłam oczy słysząc jego propozycje. - Spędzenie tych kilku dni z Evanem, Chloe i Tobą było by świetnie ale zobowiązałam się do koncertu w szkole. A wiesz że nie lubię rzucać czegoś co już zaczęłam. Po za tym chłopaki by mnie zabili gdyby się dowiedzieli jak ich wystawiłam.
Ken:- A rodzice pewnie chcieli by spędzić z Tobą święta. Prawda ?
- Ehh. Święta są dla mnie bardziej formalność. Niż tym magicznym czasem miłości przyjaźni i tak dalej, i tak dalej... Ale pewnie masz racje, on lat nie spędzaliśmy wspólnie świąt. W końcu syf w kuchni i nietrafione prezenty to "tradycja".
Ken:- Aha. Angel jak zwykle z pozytywnym nastawieniem.
- Weź się przymknij i odprowadź mnie lepiej pod klasę. - Pchnęłam go w ramie; w stronę wyjścia. Kiedy tam dotarliśmy Kentin mnie przytulił i Alexgo bo ten przylgnął do niego pierwszy. Reszcie rzucił tylko krótkie cześć. Po wszystkim idąc w swoją stronę.
Al:- Nie uważasz że Kentin wygląda cholerne pociągająco w moro.
- Bynajmniej. A co podoba ci się. - pacłam go w ramię. A chłopak zaczerwienił się. - Jeśli tak to biegnij za nim, bo tam gdzie jedzie może szybko znaleźć sobie kogoś nowego. - Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą na co niebieskowłosy posmutniał i pokręcił głową.
Al:- On nawet nie jest homo. Nie mam co próbować.
- Właściwie to Kentin nigdy nie mówił mi jakiej jest orientacji. Ale to fakt że był w związkach tylko z kobietami.
Roz:- O czym gadacie.
- O pracy domowej. Alex oddawaj mój zeszyt. - zmieniłam temat. Rozalia to chodząca poczta pantoflowa. A jej ciekawość jest większa niż Manhattan. Zresztą Alex sam jej powie jeśli będzie chciał.
Usiadłam w ostatniej ławce. Zwykle na historii siedział ze mną czerwonowłosy ale tym razem nie dotarł do klasy. Siedziałam opierając głowę na dłoni a drugą co jakiś czas zasłaniałam sobie usta by nie było widać jak ziewam. Przełknęłam oczy, na krótką chwile.
Nau:- Panno Wings. Czy aż tak nudzi cię moja... - Nauczycielka nie dokończyła bo Kastiel wparował do klasy trzaskając drzwiami. Skierował się do ostatniej ławki pod ścianą i usiadł rozwalając się na krześle. Spojrzałam na niego mętnym wzrokiem
Nau:- Kastiel czy ty nie znasz słowo dzień dobry ? -powiedziała podniesionym głosem.
Kas:- Znam, ale nie używam - wyjął telefon z tylnej kieszeni ignorując kobietę.
Nau:- A może powinieneś zacząć?
Kas:- Może ?
Nau:- Zaczniesz ? - uśmiechnęła się do niego miło. Co wyglądało nie dość że dziwnie to i niepokojąco.
Kas:- Dzień dobry - powiedział sucho nie odwracając wzroku od urządzenia.
Nau:- Schowaj ten telefon.
Kas:- Nie.
Nau:- Schowaj bo inaczej zostaniesz po lekcjach.
Kas: A może coś więcej ? - Zapytałam z swoim szelmowskim uśmiechem. A ja stłumiłam śmiech. On jest niemożliwy.
Nau:- Kastiel.... - Kobieta nie dokończyła bo przerwał jej dzwonek. Wkurzona rzuciła kredę na biurko i wyszła z klasy. Tak jak połowa innych uczniów..
- Ty to masz tupet.
Kas:- Przeszkadza ci to ? - Zapytał poważnym tonem mrużąc oczy.
- Nie, wręcz przeciwnie. Podziwiam w tobie tą zuchwałość graniczą z bezczelnością. Dzięki temu też nigdy się przy tobie nie nudzę. - Uśmiechnęłam się do niego szczerze. - Masz fajki ? -. Zapytałam kiedy byliśmy już sami w sali.
Kas:- Mam. I mam też to. - Wyciągnął z plecaka papierowy kubek z logiem syreny. - Latte Macchiato z karmelem i posypką orzechową. - Odpowiedział wyciągając kubek w moją stronę.
- Dziękuję, faktycznie nie wyspałam się za bardzo. Nie ubliżając twojej kanapie. - Uśmiechnęłam się do niego uroczo, biorąc duży łyk ulubionej kawy. Ale prócz napoju poczułam na ustach coś jeszcze będąc w totalnym szoku odwzajemniłam ten krótki gest. Chłopak puścił moje usta ale nie odsunął się. - Co to było ?
Kas:- Potraktuj to jako formę zapłaty.
- Zapłaciłam nieświadomie. To nie podchodzi przypadkiem pod wyzysk ?- Upiłam kolejny łyk tym razem mniejszy i oblizałam dokładnie usta. Kątem oka spojrzałam na chłopaka. Stał prosto z pewnym siebie uśmiechem pewnie to nie uszło jego uwadze. - Po za tym chyba masz dziewczynę ?
Kas:- Tak ? Nie przypominam jej sobie. Po za tym. Czy czujesz się wykorzystana ?
- Nie. Bo wiem że zaraz również cię wykorzystam. - Zabrałam mu z kieszeni małe kartonowe pudełko. Zawsze nosi papierosy w lewej kieszeni więc nie muszę go przeszukiwać.
Kas:- Skąd wiedziałaś gdzie... Przecież masz swoje.
- Skończyły mi się. Idę zapalić. Idziesz ?
Kas:- Możemy też tutaj zostać. - Chłopak objął mnie ramieniem w talii. I przesunął nosem po mojej skroni, poczułam przyjemne ciepło i lekkie mrowienie na policzkach. Ale wiem jak bardzo lubi się zgrywać.
- Zaraz przyjedzie tu inna klasa na lekcje. A ja chciałabym zapalić serio to już głód nikotynowy.. - Wyplątałam się z objęcia chłopaka i poszłam w kierunku schodów. Weszliśmy do piwnicy zapalając światło które było tuż przy schodach. Od razu odpaliłam papierosa oddając resztę właścicielowi. Usiadłam na jednej ze skrzyń które walały się po piwnicy.
Kas:- Co z twoim kolegą żołnierzykiem.
- Kentin wyjechał na szkolenia. Są co pół roku, i zazwyczaj w święta. Też bym wolała jechać ale zobowiązałam się do kilku rzeczy. I rodzice chcą pewnie żebym była w domu tak jak Luke. Więc może po nich, albo po prostu wyrwę się w ferie.
Kas:- Ile to trwa ?
- Jakiś miesiąc. A co ? - jedynie wzruszył ramionami. Odpalił papierosa i mocno się zaciągnął. Miałam wrażenie że chce zadać mi pytanie. Jednak wiedziałam że tego nie zrobi. - Jeśli chcesz jeszcze coś wiedzieć to zapytaj. - zdziwił się słysząc te słowa.
Kas:- Jakiego koloru masz majtki - jego twarz przeszył dziki uśmiech. Z kim ja się zadaje.
- . . . . zamiast pytać o kolor, następnym razem nie marnuj czasu i zapytaj czy w ogóle je mam.
Kas:- Zapamiętam. A tak na poważnie, to kiedy liceum się skończy, wrócisz tam na stałe.
- Pewnie tak. Nic mnie tu nie trzyma. Nie mam żadnych zobowiązań czy celów. I może wydać ci się to głupie ale przeszywa mnie wrażenie że jestem związana z tamtym miejscem i ludźmi. Zmienili mnie, gdyby nie oni nie gadalibyśmy dziś ze sobą.
Kas:- Jaka byłaś wcześniej.
- Nie rozumiem ?
Kas:- Przed tą twoją durną szkołą wojskową. Sama mówisz że się zmieniłaś.
- Nie dość dobra,.. nie spodobała by ci się moja wcześniejsza wersja.
Kas:- "Wcześniejsza wersja" kurwa Angel nie jesteś telefonem który się wyrzuca kiedy wychodzi nowy model.
- Chyba tylko ty tak robisz.
Kas:- I skąd pomysł że nie podobała by mi się tamta dziewczyna. - przygniótł niedopałek butem siadając obok mnie.
- Tamta Angel nikomu się nie podobała. A już na pewno nie tobie. Znam Cię, wiem co mówię. - Nawet ja jej nie lubiłam.
Kas:- Tą wersję ciebie lubię. Każdą inną też będę. - czułam dreszcze kiedy przejechał palcami po moim policzku zwracając na siebie uwagę, jednocześnie na usta wdarł mi się uśmiech. Od wczorajszego wieczoru gdy Ash uświadomił mi kilka rzeczy. To pewne że nie traktuje go już w ten sam sposób co wcześniej, zaczęłam zauważać pewne gesty inaczej i powoli dociera do mnie że podoba mi się to i że ja też coś czuje. Jednocześnie sama jeszcze nie wiem czy chciała bym czegoś więcej. Co prawda byłam już w związku ale, teraz było by inaczej.
- Czyli... lubisz mnie ?
Kas:- A masz co do tego wątpliwości.
- Z tobą nic nie jest pewne. - położyłam rękę na jego głowie i
zmierziłam mu włosy na co przeklął.
Kas:- Kurwa !
- Jak ładna to pozdrów- zaśmiał się. Prychnęłam śmiechem zasłaniającą usta.
- Moja kolej na pytanie. To co powiedział mi Ash. Czy to jest prawda ? - a miałam nie walić prosto z mostu.
Kas:- Po co ci to wiedzieć - wyraźnie zmienił mu się humor. Był zły. Czasami tak ciężko się z nim dogadać.
- Nie, chcesz o tym gadać, rozumiem. Ale ja z kolei chciała bym to wyjaśnić. Wiesz gdzie jestem gdybyś zmienił zdanie. - wyraźnie zaskoczyła go moja odpowiedź, i dobrze będzie miał nad czym myśleć. - Zbierajmy się. Zaraz zaczyna się kolejna lekcja.
Drogę do klasy przeszliśmy w milczeniu. Wchodząc do sali biologicznej zauważyłam że wolne miejsca były tylko u Nataniela, Amber i Rozalii. Od razu złapałam z białowłosą kontakt wzrokowy.
Kas:- Zmieniłem zdanie, wracam na chatę. - zawrócił ale stanowczo złapałam go za ramie.
- Nie zachowuj się jak pięciolatek. Usiądę z Natanielem a ty usiądź z Rozą. - Niechętnie przystał na tą propozycję. Odsunęłam krzesło nogą rzucając książki na ławkę. - Hej.
Nat:- Angel ?
- Coś taki zdziwiony.
Nat:- Nie, po prostu.... rzadko cię tu widzę.
- Dzieki ojcu moja wiedza z biologii jest na poziomie studentów trzeciego roku, nie chwaląc się. Niczego nowego mnie Delanay nie nauczy. Ale widzę że ty wziąłeś do siebie moją rade. - Złapałam go za dłoń przyglądając się pozdzieranym kostką palców. - Dlaczego nie nosisz owijek.
Nat:- Nie umiem ich jeszcze poprawnie zawiązać. Oglądałem kilka filmów na internecie ale w ogóle mi to nie wychodzi.
- To niedobrze
Nat:- Dlaczego
- Bo to tak jak byś uczył się grać na nie nastrojonej gitarze. Agrh... Pokaże ci jak poprawnie to robić. Nie ucz się od tego twojego kumpla.
Nat:- Nicka ? Dlaczego, jest całkiem spoko.
- Złe nawyki trudno wyplenić. A twój znajomy ma ich aż natłok z tego co widziałam. I nie jestem pewna czy nawet tak prostą rzecz zrobi poprawnie. Jak masz pytania to wal do mnie albo Kentina. Ewentualnie znajdź trenera który ćwiczy dłużej niż rok.
Nat:- Chyba jednak wole przyjść z tym do ciebie. Wiem że jesteś najlepsza. - Nataniel delikatnie ujął końce moich palców, pochylił się i złożył subtelny pocałunek na wierzchu mojej dłoni. To mocno ale i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. W końcu mówi się że jeśli mężczyzna całuje kobietę w rękę okazuje jej szacunek, chłopak uśmiechnął się na co odpowiedziałam mu tym samym.
- .... Ał. Cholera co jest ?
Kastiel
Weszliśmy do sali, tej wiedźmy jeszcze nie było. I właściwie to dobrze. Stwierdziłem że nie będzie aż tak źle, tylko że na stwierdzeniu się skończyło. Wolne miejsce było tylko u tego pasożyta albo jego durnej siostry. Taa, przyszedłem tu tylko dla Angel ale do takich poświęceń nie byłem zdolny. - Zmieniłem zdanie wracam na chatę - Zawróciłem ale delikatna dłoń dziewczyny mnie zatrzymała.
Ang:- Nie zachowuj się jak pięciolatek. Usiądę z Natanielem a ty usiądź z Rozą. - Nie wiem co bardziej mnie wkurwiło. To że tu jednak przyszedłem czy to że Angel będzie za blisko tego skurwiela. Nie zdążyłem nawet zaprotestować. Opadłem na krzesło nogi zarzucając na ławkę.
Roz:- Możesz usiąść jak człowiek.
- Nie.
Roz:- O co cię znów wściekasz
- Nie twój problem
Roz:- Nie, to prawda. Ale znam cię od przedszkola Kastiel i wiem że kiedy coś cię wkurza. I nigdy nie kończy się to za dobrze... słuchacz mnie.
- Niekoniecznie - nie mogłem się skupić, nie kiedy moja dziewczynka jest tak blisko tego jebanego pasożyta. Na dodatek zawzięcie o czymś gadali. I pewnie jakoś bym to zniósł gdyby blondasek nie przegiął pały. I nie zbliżył do niej tego szpetnego ryja. Bez myślenia złapałem butelkę z wodą Rozy i rzuciłem w tego zjeba.
Nat:- Ał. ... Cholera to co jest ?
Od razu się odwrócili, Angel spotkała się z moim spojrzeniem, wiedziała że to ja, bo niby kto inny, uśmiechnąłem się do dziewczyny jednak ta gwałtownie łypnęła na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Ale że o co jej chodź ?
Dyr:- Proszę o ciszę i zajecie swoich miejsc. - powiedziała i wszyscy ucichli. Jednocześnie Angel przestała zabijać mnie wzrokiem. - Zanim zaczniemy lekcje mam kilka ogłoszeń dla was. Pierwsza jest taka że pani Delanay będzie nieobecna przez tydzień, w miejsce zajęć będziecie mieli okienko. - wszyscy odetchnęli z ulgą. Nie widzieć tej raszpli przez tydzień. Ha ! to prawie jak wakacje. - Ale żeby nie było za lekko dostaniecie projekt grupowy, grupy już są ustalone. Wyczytam was po kolei.
Grupa pierwsza. Alexy, Violetta i Priya.
Druga: Armin, Rozalia, Kim.
W 3 będą Lysander, Iris i... Kastiel. - Nieźle, mogłem trafić gorzej. Jako że żadno się nie podniosło. Ja odebrałem od Dyry stos kartek z zadaniami.
Czwarta grupa to Charlotte, Li i Amber. Piąta: Peggi, Lynn, Melania.
I ostatnia, Nataniel oraz Angel, do waszej dwójki miał dołączyć jeszcze Kentin ale niestety nie będzie go w szkole przez najbliższy czas. Jestem za to pewna że wasza dwójka sobie poradzi.
Nat:- Oczywiście pani dyrektor. - aż mnie się rzygać chce jak słyszę tego lizusa.
Dyr:- Dobrze, ale za nim zacznie prace. Mam jeszcze dwie wiadomości. Od następnego półrocza dołączy do waszej klasy dwóch uczniów. - E, świetnie kolejne zjeby które będzie trzeba znosić. - I dziś doszła do mnie wiadomość że na balu szkolnym zagra kilku uczniów. Lysander, Kastiel, Angel i Armin. Z przyjemnością napisze wam pochwały do waszych teczek. Za angażowanie się w życie szkoły. A teraz weźcie się do pracy. - Mam się wbić w durny graniak dla jakiejś jebanej pochwały. Jebać to. Pocieszenie mam z tego tylko takie że Angel zrobi co tylko zechce. Mam jedną szansę i trzeba to rozsądnie wykorzystać.
Kiedy zabierałem z szafki strój sportowy. Coś gwałtownie uderzyło obok mojej głowy. Odwróciłem się zaciekawiony napotykając niezwykłe turkusowe i lekko wściekłe oczy mojego aniołka. - Co jest ?
Ang:- Dlaczego ?
- Co dlaczego ?
Ang:- Dlaczego rzuciłeś w Nataniela.
- Wkurwił mnie.
Ang:- Czym.
- Co go tak bronisz. Zakochałaś się czy jak.
Ang:- Nie. Bronie go bo dostał po głowie chodź nic nie zrobił.
- Zrobił aż za dużo - odruchowo spojrzałem na jej dłoń. A blondynka jakby automatycznie zrozumiała o co mi chodzi bo o dziwo szybko złagodniała.
Ang:- O to jesteś zły. Serio ?! Przecież to nic nie znaczyło a nawet jakby to co cię obchodzi moje życie uczuciowe.
- Chcesz skończyć z nerdem co ma w dupie kij od szczotki.
Ang:- A co lepszy jest pseudo rebelianta i socjopata. - czułem że mówiła to z sarkazmem w głosie, ale i tak dziwnie zabolało. Od rozstania z Debrą nie interesowały mnie związki. Z Angel na początku też nie, intrygowała mnie i chciałem się z nią przespać kilka razy..., ale kurwa no ! . . . zauroczyła mnie. Nie wiem do końca jak i kiedy ale jednak. I chce ją dla siebie na dłużej, dużo dużo dłużej. To też nie mogę patrzeć jak ktoś ją całuje, chociażby w rękę.
A jakby tego było mało ten idiota Ash coś jej naopowiadał. I teraz ma pytania na które nie jestem w stanie jej odpowiedzieć. Nie chce wyjść przy niej na jakiegoś ckliwego dzieciaka. Ale kurwa z drugiej strony przecież to Angel ona by tak o tym nie myślała.
- Zabolało mnie kiedy cię pocałował. Zadowolona ? Wiem że to tylko ręka ale jednak. - jej oczy drgnęły lekko rozszerzając się, wziąłem jej dłoń w swoją i przejechałem kciukiem po miejscu w którym wcześniej znalazły się usta Nata chcąc zetrzeć po nich niewidzialny ślad.
Ang:- Kastiel czy możemy jednak...
Kas:- Chce pogadać. I wyjaśnić ci wszystko, też to co ten pojeb nazmyślał. - Uśmiechnęła się delikatnie zanim przytuliła mnie do siebie czym nieźle mnie zaskoczyła.
- Cieszę się że jednak mi ufasz. - wyszeptała. Dziwne uczucie przeszyło całe moje ciało. A serce jakby na chwile się zatrzymało. Nie było to impulsywne jak porządnie. Tylko cholernie delikatne, pierwszy raz od chuja czasu poczułem taki spokój. Przytuliłem ją mocniej do siebie zaciągając się zapachem tych słodkich perfum.
Kas:- Dlaczego tak późno pojawiłaś się w moim życiu. - pomyślałem i od razu pożałowałem tych słów. Gwałtownie odsunąłem blondynkę od siebie. - W końcu znalazłem osobę która potrafi się odgryźć, a ostatnio narzekałem, że nie ma nikogo takiego. - powiedziałem pewny siebie ale czułem że nie nabierze się na tą wymówkę.
Ang:- To, pogadamy po lekcjach ?
- Spoko, poczekam na dachu. - rzuciłem szybko odchodząc tak żeby nie zauważyła mojego zakłopotania. Zszedłem na dół do piwnicy gdzie umówiłem się z Lysandrem. Może powinienem powiedzieć mu o swoich przemyśleniach. Zawsze w sumie mogłem liczyć na jego dobre rady. Z drugiej strony musiał bym się przyznać że Angel mi się podoba.
Ar:- I jak ci poszło ? - Ledwo tu przyszedłem a już atakują.
- Że co ?
Ar:- Zaprosiłeś ją gdzieś ? Czy znów stchórzyłeś ?
Lys;- Daj mu spokój Armin. Widzieliśmy was na korytarzu. - wyjaśnił - Zamiast bawić się z nią w te głupie gierki po prostu powiedz że ci się podoba. Będzie łatwiej.
- Co, co ty pieprzysz, nie podoba mi się. Chce tylko jednego razu. Tak naprawdę mam ją głęboko w...
Lys:- ... w sercu.
- Stul się.
Ar:- Przecież widać że jej też na tobie zależy. Przestań zgrywać takiego dupka, przeproś i powiedz o co chodzi. A później idźcie się migdalić w jakiś kąt.
- Pff, eksperci od kobiet się znaleźli. Przypominam wam że to ja mam najwięcej dup na koncie.
Lys:- Chodź kochałeś tylko Debre ?
- Bądź kumpem i nie wspominaj mi więcej o tej suce, bo mnie krew zalewa.
Lys:- Twój problem jest taki że odrzucasz fakt iż może ci na kimś zależeć. Wypierasz to, bo boisz się że znów kogoś stracisz kiedy się zakochasz. Ale twoje oczy mówią to co wstydzisz się ubrać w słowa.
- Od czytania tych babskich romansideł w głowie coś ci się poprzestawiało ! - Niby najlepsi kumple a jak nikt potrafią wkurwić człowieka.
Ciąg dalszy nastąpi....
4497 słów
11.08.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro