Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 Relacje

Wanna była już praktycznie napełniona, na szafkach stały zapachowe świece palące się już dłuższy czas. A w wodzie pływa piana. Całokształt był naprawdę urzekający. - Brakuje tu tylko nastrojowej muzyki i wina.

Kas:- Czyli podoba ci się. - Poczułam ręce na moich biodrach. Przeszła mnie fala gorąca i czułam jak pieką mnie poliki. Zaczęłam się czerwienić, jego oddech na mojej skórze, jego bliskość i zapach... W tej łazience jest znacznie za gorąco!

- Co ty odwalasz ? - Spytałam czując jego gorące usta i oddech na karku. - Czy ty mnie całujesz ?

Kas:- Powiedziałaś że zrobisz co tylko będę chciał. Więc powinnaś się już domyślić czego chce. - Wyszeptał uwodzicielsko całując mnie kilka razy w ucho. Powstrzymałam westchnięcie kiedy koniuszek jego języka spotkał się z moją skórą. To takie przyjemnie że... zaraz stop co ja robię.

Wyrwałam się z jego uścisku. No oczywiście dlaczego ja tego nie przewidziałam. - Pojebało cię już całkowicie ! Jak masz kurwa braki idź na dziwki !
Myślisz że tak zaciągniesz mnie do łóżka, że rozłożę ci nogi na zawołanie ?!
Nie wiedziałam że masz mnie za taką ! Spierdalam stąd. - Chciałam go odepchnąć i wynieść się stąd bo niestety stał prosto w drzwiach. Ale nie pozwolił mi. Złapał mnie za rękę i przygwoździł do ściany - puszczaj mnie !

Kas:- Nigdy więcej nie próbuj podnosić na mnie głosu ! - Wykrzyczał a ja zadrżałam na ton jego niskiego głosu. Pierwszy raz podniósł na mnie głos. Jego zachowanie mnie nie tyle co zaskoczyło co przeraziło. Był wściekły. Czy to tego Kastiela bała się cała szkoła ? Spuściłam głowę w dół. Unikając jego wzroku. Dalej mocno trzymał moje nadgarstki, w innej sytuacji próbował bym się wyrwać ale teraz. . . czuje że nie mam na nic siły.

- Nie będę już krzyczeć ale, puść mnie.

Kas:- Chciałem zażartować nie wiedziałem że tak agresywnie zareagujesz. Cholera ! Przecież nie zaciągnął bym cię siłą do łóżka. Myślałem że masz do mnie kurwa chodź trochę zaufania !

- Przecież ja ci ufam... - odpowiedziałam nie patrząc na niego, ale dalej pewnie był wściekły.

Kas:- Kłamiesz. Przed chwilą myślałaś że co, że chce Cię wykorzystać. Naprawdę myślisz że mógłbym ci to zrobić.

- Jasne że nie. - odpowiedziałam próbując zebrać myśli. - Przepraszam cię Kastiel, ale to nie jest normalne zachowanie, nie wiem jak mam cię rozumieć. A teraz po prostu się.. - nie. Nie przyznam się. Nie teraz, nie po czterech pieprzonych latach.

Kas:- Angel - Złapał mnie za podbródek i uniósł tak bym w końcu na niego spojrzała - Ty się mnie boisz ? - Miałam przyspieszony oddech i strach w oczach. Co najpewniej wyczuł.

- Tak, . . ale nie chce się Ciebie bać. Chce się czuje przy tobie bezbronna ale w dobrym tego słowa znaczeniu.- Szarooki rozluźnił uścisk i puścił mnie; dyskretnie spojrzałam na swoje czerwone nadgarstki, ale zaraz mocno mnie przytulił. "Nie bój się mnie więcej " Wyszeptał ledwie słyszalnie. Nie wiem dlaczego ale przytuliłam się do niego, mocno tak mocno jakbym miała go nigdy nie zobaczyć. Sama nie byłam pewna co się właśnie stało. Przecież przed chwilą oboje byliśmy wściekli, a teraz.

Delikatnie pogłaskał mnie kciukiem po policzku - Angel ja... - urwał niespokojne słysząc dźwięk domofonu który rozniósł się po domu. Odsunął się powoli puszczając mnie - Kurwa..., sprawdzę kto to. - odpowiedział beznamiętnym tonem wychodząc z łazienki.

Zakluczyłam się, i spojrzałam w lustro. Byłam czerwona, poliki płonęły czerwienią a właściwie rumieńcem. Wyglądałam jak dojrzała truskawka. Odkręciłam zimną wodę i chlusnęłam sobie nią w twarz. Wyglądałam strasznie, cały makijaż mi się rozmył, nie maluje się jakość bardzo ale czarna kredka spłynęła mi z oczu razem z maskarą. Ogarnęłam się szybko i zdjęłam ubrania wchodząc do wanny. Po szybkiej kąpieli przypomniało mi się że zostawiłam torbę z ciuchami w jego pokoju, przeklnęłam cicho i owinęłam się ręcznikiem. Otwierając drzwi rozejrzałam się po korytarzu czy nikogo na pewno nie ma, a następnie szybko przebiegłam do pokoju czerwonowłosego. Przebrałam się w czyste ciuchy a brudne wrzuciłam do torby. Schodząc na dół usłyszałam czyjeś głosy, Kastiel ewidentnie się z kimś kłucił, dyskretnie usiadłam na schodach.

...:- Wyluzuj kiedyś bym ci powiedział.

Kas:- Raczej ci się nie spieszyło. -
wygląda na poddenerwowanego całą sytułacją. - Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś.

...:- Kontrolowałem sytuacje, miałem zamiar niedługo ci o tym powiedzieć po prostu były inne sprawy na głowie.

Kas:- Ciekawe co to mogło być. - Co się tu wyprawia.

...:- - Stary, znamy się od tak dawna. Pewnie możesz coś zdziałać w tej sytuacji.

Kas:- Mógłbym gdybyś powiedział mi o tym wcześniej.

...:- Jak miło zdać sobie sprawę, że twój najlepszy kumpel ci nie ufa.

Kas:- Sam to zjebałeś, kolejny raz. Nie będę znów ratował ci dupy.

Nie widzieli mnie, ale nie będę tu siedzieć i podsłuchiwać. - Cześć... - To trochę niezręczne. Ale mogłam się przyjrzeć osobie z którą prowadził dyskusję. Chłopak wydawał mi się znajomy. Jakbym gdzieś go już widziała. Uśmiechnął się do mnie szeroko.

...:- . . . znów się spotykamy aniołku.

- Ash ? - Doznałam nieprzyjemnego zaskoczenia widząc szatyna. Sama nie wiem dlaczego. Może przez to że wcinam się w ich dyskusję.

Kas:- Angel... możesz nas zostawić.

- Przepraszam, przeszkadzam wam. Pójdę zrobić sobie kawę. - Kastiel kiwnął głową, a ja uciekłam do kuchni zostawiając ich samych. Nie mogłam nie zwrócić uwagi na hałas uderzenia o coś, jednak postanowiłam mu zaufać i nie przejmować się tym.
Nastawiłam wodę i zaczęłam szukać po szafkach kawy kiedy poczułam że coś ociera mi się o nogę. - No co tam piesku. - Klękłam i pogłaskałam go po głowie później za uchem i pod brodą. Demon położył się na brzuchu domagając się wiece pieszczot których nie mogłam mu odmówić.

Kastiel

Ash:- To dlaczego miałem się go niej nie zbliżać. Chciałeś zaliczyć... - Nie dokończył, siłą rzuciłem nim o główną ścianę łapiąc za kurtkę i przytrzymując przy niej.

- Miałeś się do niej nie zbliżać bo prędzej czy później wpakował byś ją w to gówno.

Ash:- Stary uspokój się,.. . - Puściłem go kurczowo zaciskając pięści. - I skąd ten pomysł że wciągnąłbym ją w to.

- Bo ona jest tak odważna że aż głupia. A ty lubisz wciągać laski w swoje chore zajęcie. Zapomniałeś już jak psy przymknęły Viktorie która przemycała twój towar.

Ash:- Idiotka sama się zgłosiła, nie prosiłem jej o to. Jej wina że się zakochała.

- Nie obchodzi mnie to. Możesz tu zostać dopóki sytuacja się nie uspokoi.

Ash:- Dzięki Kas jesteś...

- Robię to tylko ze względu na naszą długą znajomość. Ale na twoim miejscu nie próbował bym niczego z Angel. Jeśli nie chcesz żebym obił ci gębę.

Ash:- Podoba ci się...

- Wal się. - Nic więcej nie mówiąc poszedłem do kuchni sprawdzić co robi Angel. Widząc ją siedzącą na blacie i pijącą kawę też nabrałem ochoty na ten napój. - Daj łyka. - Stanąłem pomiędzy jej nogami i przejmując kubek wypiłem całość dużymi łykami.

Ang:- Dobrze się czujesz ? - Złapała mnie dłonią za szczękę zmuszając bym na nią spojrzał.

- Ta - Rzuciłem szybko odkładając naczynie. Byłem na siebie wściekły. Nie chciałem tu Ash'a bo moja intuicja wiedziała że w najbliższym czasie zjebie coś po całości przy czym ja też mogę dostać po dupie.
Bawiąc się w dilera ryzykuje życiem, ale czego nie robi się dla hajsu i adrenaliny.
Kiedyś też brałem kilka kresek dziennie. To było po rozstaniu z Debrą.
Kiedy po haju wszystko wracało do rzeczywistości łeb napierdalał mnie tak bardzo że brałem kolejne dawki by go przyćmić. Byłem wtedy agresywny i prowokacyjny. Często wdawałem się w bójki i napaście. Raz nawet razem z Ash'em i dwoma innymi napadliśmy na sklep. Jednak rodzicie umorzyli sprawę pieniędzmi. Dopiero Lysander i Stella pomogli mi się ogarnąć. Nigdy nie dostałem on niej po pysku tyle razy jak w przeciągu tych pierwszych dni bez towaru.
Przysiągłem sobie że nigdy więcej nie wezmę tego gówna. Ale Ash wciągnął się w to jeszcze bardziej, już nie tylko brał ale sprzedawał ten jebany biały proszek. A teraz szuka go praktycznie cała policja okręgowa.
Gdybym nie był moim kumplem od tylu lat pewnie miał bym na niego wyjebane.

Angel

Siedziałam na blacie kuchennym gapiąc się w kubek z kawą. Cóż do puki rozdrażniony Kastiel mi go nie wyrwał i nie wypił zawartości. - Dobrze się czujesz ? - Złapałam go za szczękę zmuszając by na mnie spojrzał.

Kas:- Tak - rzucił oschło.

- Wiesz że zawsze, możemy pogadać. Tak.

Kas:- Jasne.

Ash:- Jak tam zakochani. - Zignorowałam wzrok czarnowłosego który natarczywie czułam na sobie.

- Coś ci się pomyliło trollu, ale spokojnie nie ruszę twojego obiektu westchnień. - Rzuciłam kpiąco i zeskoczyłam z blatu.

Ash:- Trollu ? - właśnie tym się zdziwił.

- No z taką gębą na księcia się nie nadajesz. - Uśmiechnęłam się do siebie kiedy już go minęłam.

Ash:- Zawsze jesteś taka nie miła.

- Witaj w okrutnym świecie. - Odpowiedziałam z nutą kpiny i przeszłam do salonu kładąc się na całej długości sofy. Reszta powinna niedługo tu być.

Ash:- Kastiel możesz jej powiedzieć żeby była dla mnie milsza ? - Poskarżył się a ja prychnęłam pod nosem. Przymknęłam oczy relaksując się.

Kas:- Ha, dobre sobie. Angel miła... prędzej kurwa pocałuje Amber. Niż ona stanie się milsza.

- No dzięki ! Jak dobrze mieć w tobie oparcie kołku ! - Krzykłam nie otwierając oczu.

Po domu rozniósł się dźwięk domofonu. Coś czuje że Lysander i Armin. Mieliśmy się spotkać o 20:⁰⁰ i jest blisko tej godziny. Nie wiem dlaczego ale nagle nabrałam ochoty na lody. I jednocześnie wpadłam na pomysł jak go wkurwić - Kastiel

Kas:- Co znów, zajęty jestem.

- Chcesz loda ? - Zapytałam a chłopak w ekspresowym tempie pojawił się obok, pochylając na de mną. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego zalotnie zagryzając dolną wargę.

Kas:- Teraz...

- Noo, a czemu nie. Mam zajebistą ochotę...- Urwałam poprawiając się na sofie jednocześnie wypinając biust. Mówiłam uwodzicielsko i z lekką chrypką.

Kas:- Ja też... - Nachylił się na de mną jak by do pocałunku, i to był doskonały moment.

- To świetnie. Ja poproszę karmelowego rożka, albo nie, truskawkowego.

Kas:- Yhmmm. . . czekaj co ? - Chyba mu się oprzytomniało. - Tobie się lodów zachciało...

- Noo

Kas:- Ja pierdole. kpisz sobie a taką nadzieje mi zrobiłaś. - Oburzony wrócił do kuchni a ja zaśmiałam się cicho.

Arm:- Stęskniliście się.

- Bardzo Arminku.

Lys:- Gdzie idziesz ? - Zapytał Lysander, w jego melodyjnym głosie wyczułam zdziwienie. Momentalnie podniosłam się do siadu. Zauważyłam jak Kastiel zakłada buty i ciągnie za klamkę u drzwi.

Kas:- Na lody. - I wyszedł zostawiając chłopców w niezłym zakłopotaniu. Zaczęłam się śmiać.

Lys:- Wyjaśnisz ?

- Może lepiej nie.

Ash:- Manipulatora. - Szatyn odezwał się w końcu. Wychodząc z kuchni. Nie mogłam nie dostrzec spojrzenia Lysandra które z zazwyczaj spokojnego i dość magicznego przez jego wyjątkowe tęczówki zmieniło się z zimne i puste. - Kopę lat Lysu. Ile to my się nie widzieliśmy, dwa, trzy lata. Co tam u ciebie stary.

Lys:- Pierdol się Ash.

Prawie zachłysnęłam się powietrzem. Lysander kaleczy swój piękny język. To anomalia roku jak nie stulecia.

Ash:- Nie ładnie tak się odnosić do starych przyjaciół. - Chłopak podszedł do heterochromika i położył mu dłoń na ramieniu. Lysander zareagował niemalże od razu. Złapał go za nadgarstek i trzema płynnymi ruchami powalił na ziemię. Technika została wykonana profesjonalne. Siedziałam zastygnięta nie wiedząc co powiedzieć. Jedyna część mojego ciała która w tej chwili funkcjonowała to oczy. Z dumą przyglądałam się Lysandrowi który trzymał chłopaka przy parterze.

Lys:- Zawsze kiedy cię widzę przypomina mi się zapłakana Stella, która nie spała po nocach bojąc się czy jej brat w ogóle przeżyje. Dla mnie od tego czasu jesteś sukinsynem a nie "przyjacielem". - Białowłosy puścił go, Ash szybko podniósł się z podłogi otrzepując ubrania.

Ash:- Rozumiem więc że za mną nie przepadasz. Ale dziękuję za nie obicie mi mordy jak ostatnim razem miało to miejsce. - Lysander się bił ! Chryste oddała bym nerkę by to zobaczyć ! - Nie będę wam przeszkadzać. - Mówiąc to uciekł po schodach na górę, do pokoju który Kas mu odstąpił na kilka dni.

Wstałam powoli kierując się w stronę Lysandra. Po czym przyjacielsko klepnęłam go w plecy. Na co aż się wyprostował.

Lys:- Aghh,.. a to za co ?

- Do tej pory nie wiedziałam że masz jaja.

Lys:- Dzięki - Wyczułam tu nutę sarkazmu.

- Po pierwsze wybacz za szczerość. A po drugie, wole cię w tej spokojniejszej wersji. Ale dobrze że masz też ciemniejszą stronę mocy. A teraz mów kto cię tego nauczył.

Lys:- Mój tata też był w wojsku, co prawdą przymusowo i krótko ale pokazał mi ten chwyt.

Arm:- O czym gadacie. Sorry byłem w kiblu.

Lys:- O niczym. - Usiedliśmy wygodnie na skórzanej sofie a Lysander wyciągnął swój notatnik. - Musimy ustalić listę na koncert w barze i na ten w szkole... - Przerwał mu trzask drzwi. Chyba moje lody przyszły.

Kas:- Masz.. - Rzucił w moją stronę lodowego rożka.

- Dzięki

La:- Cześć chłopcy. - pisnęła przesłodzonym głosikiem siadając na drugiej, mniejszej sofie. Nie spodziewałam się jej tu, ale to w końcu jego dziewczyna. Kastiel położył na stolik cztery szklanki i usiadł obok mnie odkręcając butelkę whisky. Ja za to zabrałam się za swoje lody. - Miałeś mi kupić truskawkowego a nie jagodowego.

Kas:- Tak, bo smak twoich pieprzonych lodów jest teraz najważniejszy... - Rzucił oschło i upił ze szkła bursztynowej cieczy.

Arm:- Daj trochę.

- Nie.

Arm:- No weź...

- Spadaj to moje.. - Armin złapał mnie za nadgarstki i ugryzł część moich jagodowych lodów. Dopiero po chwili mnie puścił ocierając usta ręką.

Lys:- Skoro wszyscy już jesteśmy, mogę zaczynać. - Razem z czarnowłosym przytaknęliśmy. Wspólnie wybraliśmy składankę na koncert w sobotę który jak zawsze gramy w klubie Moonlight. Ustaliliśmy także że resztę tygodnia przeznaczamy na próby. Przez moją wizytę w szpitalu musieli je zawiesić co miałam sobie za złe.

Arm:- Świetnie, to mamy za sobą. To może powiesz nam Angel co odwaliłaś z tym lipnym balem.

Poważny ton głosu Armina trochę mnie zmylił ale szybko chwyciłam kryształ w którym obijały się o siebie kostki lodu i wypiłam na raz bursztynowy płyn. - Dobra, przyznaję się, spierdoliłam po całości. . . . Jakoś tak wyszło że Nataniel mnie pop...

Lys:- Nie oszukuj ich Angel. To ja rozmawiałem o tym z Natanielem i poprosiłem Angel żeby was namówiła.

Arm:- Dlatego najpierw się zgodziliście a dopiero potem nam mówicie o fakcie dokonanym. - Chłopak był nieźle zdenerwowany. Nie dziwiłam się mu, miał prawo być na mnie zły.

- Jak byś nie zauważył łatwiej jest prosić o wybaczenie niż zgodę.

Kas:- Nie mów że chcesz tam iść ze względu na nią. - Kastiel skierował pytanie do Lysandra, ja i Armin jedynie spojrzeliśmy spojrzeliśmy po sobie.

Lys:- Może... - Odpowiedział cicho i odwrócił wzrok.

Kas:- Daj już spokój z tą dziewczyną ! Ogarnij się stary. Suka cię rzuciła i poszła na lewo z innym ! Ogarnij się i nie becz jak baba ! - Zamrugałam kilkukrotnie nie mogąc zrozumieć co się właśnie stało.

Lys:- I kto to mówi ! Mam ci przypomnieć twoją Debrę ! Wszyscy cię ostrzegali, ale dla ciebie było najważniejsze że umiała dobrze rozstawić nogi. Trzy miesiące nie mogłeś się pozbierać.

- Chłopaki dosyć ! Odpuścicie temat i nie rozkopujcie przeszłość.

Arm:- I dlaczego nie mam dziewczyny.

- A jeśli chodzi o Lynn to mam pomysł żeby ją zabolało tam gdzie trzeba. - Musiałam zrobić jakąś straszną minę bo cała trójka spojrzała na mnie jak na wariatkę. - Chodziło mi o to że wjedziemy jej na ambicje. I zobaczy co straciła. - Od całej trojki usłyszałam głośne "Aaaaaa" za co miałam ochotę uderzyć się ręką w czoło. - Z kim idziesz ? - Zwróciłam się do białowłosego który spłonął rumieńcem. - Aha, Dobra. Czyli musimy ci znaleźć jakąś dziewczynę. Musi mieć zajebistą figurę, wysoka, piękna, urocza i musi być seksy. Lynn musi widzieć że ty możesz mieć każdą. . . . Zaraz zedrę ci ten uśmieszek z twarzy. - Tu zwróciłam się do Kastiela któremu głupi uśmieszek nie schodził z twarzy. - To jak Kastiel znasz kogoś takiego ?

Kas:- Dlaczego pytasz się mnie ?

- Bo znasz większość lasek w szkole i jesteś popularny. Po za tym przynajmniej połowa z nich chciała by wskoczyć ci do łóżka.

Kas:- To logiczne jestem boski.

- I zajebiście skromny.

Kas:- A ty zajebiście seksowna. Dlaczego ty nie pójdziesz.

- Po pierwsze dzięki. Po drugie nie mów tak, a po trzecie nawet gdybym chciała obiecałam to już Kentinowi. Ale znam kogoś kto chętnie pomoże.

Lys:- Angel daj spokój to był głupi pomysł. Kastiel ma racje powinienem dać sobie spokój.

- Jak chcesz twój wybór. - Złapałam za butelka Jacka Danielsa która okazała się być pusta. Szlag! Już nawet napić się na można.

Kas:- Druga jest w kuchni. A jak już stoisz to możesz przynieść.

- Gdzie ?

Kas:- W dolnej szafce. Zaraz obok lodówki. - Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam po alkohol. Rzeczywiście była tam. Otworzyłam flaszkę i nalałam każdemu.

La:- Ja też chce.

Kas:- Nie.

La:- Dlaczego.

Kas:- Masz słabą głowę. Nie będę cię niańczył, bo się schlałaś.

La:- Ale...

Kas:- Powiedziałem nie. Czego kurwa nie rozumiesz ! - Przez cały czas szarooki miał utkwiony wzrok w smartphone. Dopiero teraz oderwał go od niego rzucają dziewczynie zimne spojrzenie. A na ton jego głosu aż zadrżałam. Ktoś najwyraźniej nie ma humorku. Czy to ja go tak wkurzyłam ? Fakt na górze przegięłam i jeszcze ta akcja z lodem...

La:- No dobrze. A dlaczego jeszcze nie zaprosiłeś mnie na bal.

Kas:- Bo nie chce tam iść. A ty nie chodzisz do tej szkoły.

- Masz napij się. - Usiadłam na bocznym obiciu kanapy i podałam mu szkło przy czym spotkałam się z jego zimnym spojrzeniem. - Wiem że jesteś wściekły ale to na mnie powinieneś się wyładowywać nie na nich.

Kas:- Skąd pomysł że jestem na ciebie wściekły. - Wyraz jego twarz zmienił się diametralnie, nie był już wściekły tylko zaskoczony.

- Jakby na to nie patrzeć dałam ci powód.

Kas:- Idiotka - Uśmiechnął się i złapał mnie za nadgarstek zmuszając żebym usiadła przy nim. - I tak zrobisz co będę chciał. - Szepnął mi do ucha muskając je ustami. Odsunęłam głowę mrużąc oczy.

- Sam jesteś idiotą. - Wstałam idąc w stronę drzwi frontowych. Wychodząc z domu, od razu po żałowałam że nie zabrałam ze sobą kurtki. Cholera jak tu jest zimno. Wyciągając z kieszeni spodni papierosy wsadziłam jednego do ust i przytrzymując zębami odpaliłam go zaciągając się. Cholera dlaczego tak reaguje, kiedyś brałam to za głupie żarty, w które sama brnęłam ale teraz on nalega i nalega, na swój pokręcony sposób ale jednak. Sama już nie wiem czy to tylko żarty czy on naprawdę chce się ze mną kochać. A raczej wykorzystać. Właściwie jak by się nad tym zastanowić tak było od początku naszej znajomości. Coraz bardziej zastanawiam się nad zrobieniem tego licząc że może wtedy odpuści. A jeśli się mylę, jeśli mam urojenia znów go wkurzę a w najgorszym wypadku stracę przyjaciela. Cholera, w wojsku wszystko było prostsze.

Ash:- Aniołku lepiej wejdź do środka, zamarzniesz.

- Wisi mi to.

Ash:- Będziesz chora.

- Nie masz lepszego zajęcia niż zawracanie mi dupy. - Rzuciłam okiem na szatyna który stał na balkonie.

Ash:- "O! mów, mów dalej, uroczy aniele;
Bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz,
Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy
Z całego nieba, gdzie indziej zajęte,
Prosiły oczu jej, aby zastępczo
Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą."

Zamrugałam kilkukrotnie zastanawiając się czy dobrze słyszę i rozumie. - . . . . Wow, nie wiem co robi na mnie większe wrażenie. To że znasz tekst Szekspira czy to że mi go cytujesz.

Ash:- "Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
Ona jest wschodem, a Ty jest słońcem!
Wznijdź cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę,
Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś
Od niej piękniejszą; ukarz ją zaćmieniem
Za tę jej zazdrość; zetrzyj ją do reszty! "

- Dobra wystarczy.

Ash:- A co ? Zazwyczaj faceci komplementują cię tekstami: "Masz najlepszy tyłek w mieście" albo " Niezłe zderzaki ślicznotko". - Nie mogąc się powstrzymać wybuchłam śmiechem.

- Tak coś w tym stylu.

Ash:- Może wejdź do środka to pogadamy.

- No ok. - Zgodziłam się, i tak zaczęłam marznąć. Przygasiłam papierosa o bruk i biorąc rozpęd podskoczyłam łapiąc się barierek. Podciągając się poczułam znów ten kłujący ból w piersi. Przeszłam przez barierek stając obok chłopaka któremu malowało się zaskoczenie na twarz.

Ash:- Cholera, gdybym nie zobaczył to bym nie uwierzył. Jak ty to...

- Normalnie, wystarczy się podciągnąć, nic nadzwyczajnego. - Weszłam do środka mieszkania, było ciepło nie zdawałam sobie sprawy że aż tak zmarzłam. Ale niespodziewanie poczułam dziwny ale i znajomy zapach. Tego nie dało się z niczym pomylić, Ash musiał przed chwilą palić marihuanę bo było ją czuć w całym pomieszczeniu. Starałam się jednak nie pytać o to.

Ash:- Mów za siebie, ja bym tego w życiu nie zrobił.

Zaczęłam się oglądać po pokoju, nic nadzwyczajnego tu nie było. Duże dwuosobowe łóżko, szafa i komoda, stolik nocny z lampką i puchaty biały dywan. Nagle poczułam jak coś ląduje na moich ramionach.

Ash:- Trzymaj, pewnie zmarzłaś. - Powiedział troskliwie otulając mnie kocem.

- Trochę.

Ash:- Jesteś na mnie strasznie cięta bo Lysander mnie nie lubi. . . Zgadłem.

- Nie, zazwyczaj jestem "niezwykle miła" dla ludzi których widzę drugi raz w życiu. Chociaż pierwszy raz widziałam Lysa tak wściekłego. Więc musiałeś nieźle zajść mu za skórę. Czym jesteś tak winien ? Co masz na sumieniu ?

Ash:- To stare sprawy, kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Pewne wydarzenie wszystko zmieniło... A ty ?

- Ja ?

Ash:- Co tam robiłaś, dlaczego nie pijesz razem z resztą.

- Ten muchomor zaczynał działać mi na nerwy.

Ash:- Muchomor... Haha haha - Zaczął rechotać ze śmiechu. Ledwo usiadł na łóżku mocno trzymał się za brzuch. - Dobre, tego jeszcze nie słyszałem.

- Cóż nie wiedziałam że aż tak cię to rozbawi. Hej mogę cię o coś zapytać ?

Ash:- O co tylko chcesz aniołku.

- Długo się znasz z tym muchomorem. Prawda ?

Ash:- Hahaa,.. od piaskownicy. Zawsze zrobił lepsze zamki z piasku niż ja. - westchnął zawiedziony. - Ale za to ja nigdy nie bałem się wejść na wysoką zjeżdżalnie. - Zaśmiałam się cicho słysząc jego dziecięce wspominki.

- Urocze. To dlaczego się tutaj chowasz.

Ash:- Może. Posłuchaj Aniołku to ciebie nie dotyczy a ja nie chce o tym mówić. Źle się czuje z tym co robię.

-Rozumiem. Nie nalegam. - Uśmiechnął się podchodząc do mnie.

Ash:- Teraz ja chce o coś zapytać. Mogę ?

- Pytaj.

Ash:- Spędzisz ze mną noc. - Szerzej otworzyłam oczy słysząc jego propozycje. I jeszcze walnął tak prosto z mostu że aż zastygłam bez ruchu, ni jak nie mogąc złapać oddechu. - Wiec jak będzie aniele. - Poczułam jak oplata ramionami moją talie a następnie krótki pocałunek na szyi.

- N-n-ie mogę. - wyjąkałam kładąc dłonie na jego torsie i delikatnie odsunęłam go od siebie. - Ash.. praktycznie się nie znamy. A ja jestem jednak z tych dziewczyn z którymi trzeba chodzić żeby do czegokolwiek, kiedykolwiek doszło. Odmawiam.

Ash:- Cóż, warto było zapytać. Ale szanuje to co mówisz. I masz racje, praktycznie się nie znamy jednak to nie zmienia faktu że chciałbym zobaczyć cię bez ubrania. - Uśmiechnął się prowokacyjnie puszczając mi oczko. - Po za tym byłybm strasznym sukinsynem gdybym przeleciał dziewczynę która podoba się kumplowi. Może za to ze mną zapalisz ? - Zapytał pełny nadziei i wyciągnął z kieszeni bluzy bletki i woreczek z trawą.

- Nie, dzięki. Ale ty sobie nie żałuj. - Sprawnie skręcił jointa i podpalił go zaciągając się. Znów poczułam ten strasznie charakterystyczny zapach. Stwierdziłam że nie będę gorsza i też zapale. Tylko że ja wyszłam na balkon. Wyciągając paczkę papierów zauważyłam że Ash stanął obok mnie przyglądając mi się uważnie. - No co ?

Ash:- Zastanawiam się.

- Tak. Nad czym ?

Ash:- Nad tym jak to zrobiłaś że Kastielowi aż tak na tobie zależy. On to raczej typ kobieciarza. Jeśli wiesz o czym mówię.

- Jesteśmy przyjaciółmi...

Ash:- Całowaliście się.

- Skąd takie przypuszczenia ?!

Ash:- Tak jakoś ale zgadłem prawda ? Nie zaprzeczyłaś czym tylko potwierdziłaś moją teorię.

- Jaką znów teorię.

Ash:- Że ten czerwony pajac jest w tobie zakochany.

- Ej ! To że pocałowaliśmy się dwa razy nie oznacza że jest we mnie zakochany. Znam go już trochę i spędzamy że sobą tyle czasu że pewnie bym zauważyła gdybyś coś takiego miało miejsce. Więc sorry ale źle trafiłeś. Po za tym sam widziałeś że już znalazł sobie kogoś.

Ash:- A ja znam go 13 lat. I w stosunku do żadnej kobiety nie był taki... bezmyślny. Przy żadnej się nie śmiał jak dziecko nie spędzał z nimi tyle czasu co z Tobą. Nie opowiadał o sobie. A od czasu Debry jeszcze ciężej złamać tą barierę która wzniósł wokół siebie. Te nieposłuszeństwo i brak szacunku oraz arogancja to ochrona. Boi się że ktoś może znów go skrzywdzić. Najpierw opuścili go rodzice, później dostał nożem w plecy od pierwszej miłości, pewnie sama wiesz jak to boli. A na koniec jego siostra... . On widzi w tobie coś wyjątkowego Angel otworzył się na ciebie i zakochał się w tobie. Zresztą w zajemnością.

- Co ty pieprzysz ! Ja nie jes...

Ash:- Nie przyspiesza ci serce kiedy stoi blisko. Nie uśmiechasz się gdy go widzisz ? Nie myślisz o nim, o tym jak się zbliżyć ? I oczywiście te wasze słodkie zaczepki, flirtujecie nawet nie wiedząc o tym. Jesteś tak zakochana ża aż ślepa. - Analizowałam jego słowa gapiąc się żarzącego się papierosa. I pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć.

- Romantyk z ciebie, albo musiałeś się nieźle zjarać skoro masz aż taką wodę w mózgu. - Zaśmiałam się prześmiewczo ukrywając za śmiechem niepokój.

Ash:- Ej, od mojej trawki to ty się od stosunkuj. A zresztą myśl co chcesz. Mam to gdzieś. - Poszedł sobie.

- Ej no Ash przepraszam. Nie obrażaj się. - Ruszyłam za nim wcześniej gasząc niedopałek. - A nawet jeśli jest jak mówisz, to co ja mam z tym zrobić hymn.. ?

Ash:- Zrobić coś z tym. Bo on tylko się czai, jak tchórz. Po za tym lubię Cię. I wiem że potrafiła byś go zmienić.

- Pogadam z nim.

Ash:- I dobrze. A teraz idź już do nich.

- Co ?

Ash:- Wróć na dół. Fajne się rozmawiało ale idź już... jeśli Kastiel albo Lysander zorientują się że tu jesteś. Będę miał przejebane.

- No dobra. Dobranoc Ash. - Wyszłam zamykają za sobą drzwi. Ale zdążyłam usłyszeć od niego jeszcze krótkie "dobranoc Angel"

JASNA CHOLERA ! Zamieszał mi w głowie jak dziecku. I co ja mam teraz niby z tym zrobić.




4379 Słów

07.09.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro