Rozdział 18 Powrót do przeszłości
Przedarłam się przez tłum krzyczących uczniów, właśnie sami schodzili z drogi mi i Melani. Nie byłam zbyt zaskoczona że dziewczyna prosi mnie o zakończenie bójki, to zdążyło się już kilka razy, jakby to powiedzieć. . . większość ludzi z szkoły się mnie boi odkąd " grzecznie " uspokoiłam naszego gospodarza i buntownika. Spodziewałam się wielu rzeczy ale nie tego że zobaczę Zack'a który bił się z jakimś chłopakiem. Słowa bił się były mocno przesadzone bo to był bardziej wyrok na tym gościu.
Mel:- Trzy osoby są już u pielęgniarki, błagam każ mu przestać ! - Krzykła cała rozdygotana, a jej oczy świeciły się od łez.
- Nataniel zajmij się Melanią.
Nat:- Co chcesz zrobić ?!
- Uspokoić tego idiotę.
Nat:- Uważaj żeby i ciebie nie uderzył. - Powiedział trzymając się za rękę.
- Nic mi nie będzie, nawet mnie nie tknie. - Zack trzymał chłopaka przy ziemi i zaczął bić go po twarzy. Podbiegłam do nich i popchnęłam blondyna który upadł na ziemię. W porządku ? - Zapytałam pomagając mu wstać.
Ben:- Tak, dzięki. - Iris podbiegła do nas i wzięła chłopaka pod ramię. Odprowadzając go do gabinetu lekarskiego.
Następnie zrobiłam kilka kroków w stronę blondyna który bacznie mi się przyglądał.
Za:- Dlaczego się wtrąciłaś. - Był wkurzony ale ja nie bardziej.
- Co ty odpierdalasz ! Urządziłeś sobie krąg walki. Chłopie to nie jest Akademia przez Ciebie mogą wyrzucić mnie z szkoły. I pomijam tu fakt że pobiłeś kilku uczniów !
Za:- Sami zaczęli-. Ja tylko skończyłem. Po za tym laski to kręci. - Uśmiechnął się głupio i puścił oczko w stronę jakiś dziewczyn, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
- Chcesz się popisać, to dawaj, walcz ze mną. - Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na bok. Wiem że kopie pod sobą dół ale tego kretyna inaczej się nie da uspokoić.
Za:- Chętnie sprawdzę twoją kondycje. - Zaatakował pięścią a ja pochyliłam się robiąc unik. Uderzyłam go w brzuch a później kopnęłam w miednice. Blondyn upadł ale zaraz się podniósł, skoczył w moją stronę z pięścią ale zablokowałam cios, kiedy wyprowadzałam swój Zakc złapał mnie i przerzucił przez siebie. Upadłam na beton wydając z siebie syk bólu. Zaczęliśmy się szarpać, ale udało mi się go z siebie zrzucić. W takiej walce nie miała bym szans. Szybko wstałam i przyłożyłam mu sierpowego. Ale nie został mi dłużny, dostałam w ramię i udo co dość bolało. Nie wiedziałam ile to już trwa, głównie unikałam ciosów. Nie chciałam oberwać ale nie chciałam też go za bardzo poobijać bo to ja będę musiała później go opatrywać. Ale trzeba to skończyć. Podcięłam mu nogi po czym upad, chcąc nie chcąc musiałam go kopnąć by się nie podniósł na koniec wykręciłam mu rękę w tył i zablokowałam nogi. Mogła bym go dobić pięścią ale naprawdę nie chciałam do opatrywać.
Ken:- Wystarczy. Co wy robić to nie Akademia. Angel mogą cię wyrzucić z szkoły. - Kentin rozdzielił nas i pomógł mi się podnieść. Szkoda że nie zjawił się wcześniej.
- Wiem !
Ken:- Zack, co ty tutaj robisz. Wyraźnie ci powiedziałem że nie możesz być na terenie szkoły.
Za:- Taa coś obiło mi się o uszy. A ty coś zmiękłaś, zazwyczaj umiesz porządnie przyłożyć.
- Nie chciałam cię poobijać. I proszę nie rozmawiajmy już o tym. Idź do domu, później pogadamy. - Wokół nas zjawiło się coraz więcej osób. Eh jestem pewna że jutro znajdę się na pierwszej stronie gazety Peggi.
Za:- Co ?
- Idź póki dyrektorka nie zadzwoniła po policje.
Za:- Dobra dobra, niech ci będzie. - Odszedł w kierunku bramy wyjściowej kopiąc jakiś kamień. - No to jeden problem z głowy.
Ken:- A prosiłem go by nie odwalał scen.
- Sama zaczęłam, trochę się na niego wkurzyłam i jakoś tak wyszło.
Ken:- Co cię boli. Zaprowadzić cię do pielęgniarki.
- Nie, sama pójdę. Możesz sprawdzić czy ten kretyn nie zrobi znów czegoś głupiego.
Ken:- Jasne. - I pobiegł, mam nadzieję że już nic więcej nie odwali, nie mogę za każdym razem powstrzymywać go siłą.
Mel:- Angel wszystko dobrze.
- Niekoniecznie.
Roz:- Co ci odwaliło by się bić przy całej szkole !
Kim:- Nie krzycz na nią. To było zajebiste.
- Dzięki. - lekko uniosłam kąciki ust zmuszając się do uśmiechu.
Roz:- Nie, nie było, dama nie powinna się tak zachowywać !
- Do damy to mi dość daleko Rozalio. - Opuściłam przyjaciółki i skierowałam się w stronę szkoły a dokładniej gabinetu pielęgniarki. Każdy kolejny krok sprawiał mi ból gdyż dość mocno oberwałam w lewe udo. Mimo tego dalej szłam prosto, nie mogę się zatrzymać, spowolnić nawet skrzywdzić. Od razu zobaczą że coś jest nie tak. Zack się nie ograniczał, naprawdę chciał mnie położyć, gdyby nie Kentin z pewnością by mu się udało.
Uderzyłam pięścią w drewnie drzwi, a po usłyszeniu cichego " proszę " otworzyłam je i weszłam do środka. Pielęgniarka właśnie dezynfekowała rany jakiemuś chłopakowi, podeszłam bliżej i zobaczyłam Armina z obszernym zadrapaniem na skroni.
- Jak się czujesz ?
Arm:- Zackowi całkowicie odjebało.
Pi:- Wyrażaj się chłopcze, rozumiem twoją złość ale wulgaryzmy w niczym nie pomogą.
Arm:- Przeprasza...
- Ma jakieś poważniejsze uszkodzenia.
Pi:- Najwyżej trochę siniaków. Nie martw się, twojemu chłopakowi nic nie będzie.
- Cieszę się, ale my jesteśmy przyjaciółmi nie parą.
Pi:- O każdego z przyjaciół tak się martwisz ?
- Tak, coś w tym złego. ?
Pi:- Nie skąd. Chcesz mi pomóc ? - W odpowiedzi lekko kiwnęłam głową. - Weź tę maść i nałóż Arminowi na siniaki. Ja się zajmę drugim pacjentem.
- Drugim pacjentem ? Komu ten kretyn jeszcze przyłożył.
Arm:- Zaczęło się kiedy chciał poderwać Iris, Ben się wściekł i mu przyłożył. Zaczęli się bić, a kiedy z Kastielem próbowaliśmy ich uspokoić. Zack przywalił jemu, i nam bo się wtrąciliśmy.
- Co za idiota. Zdejmij koszulkę, nałożę ci maść.
Arm:- To nie jest konieczne
- Jest, rozbieraj się.
Arm:- No dobra. - Zdjął górną część ubioru a ja nie oderwałam on niego wzroku chyba to zauważył bo lekko się zaczerwienił. Wygląda słodko z tymi rumieńcami. Klatę też ma niezłą, kto by pomyślał że to od grania na konsoli. Chyba że trenuje kiedy nikt nie patrzy.
Nałożyłam trochę maść na palce i skierowałam dłoń na jego łopatkę, która była zaczerwieniona. Zaczęłam powoli nakładać żel. - Gdzieś jeszcze cię boli ? - Zapytałam gdy już skończyłam.
Arm:- Chyba nie, dzięki.
- Nie ma sprawy.
Arm:- A ciebie ?
- Co mnie ?
Arm:- To. - Złapał mnie za talie przyciągając w swoją stronę by następnie zesunąć mi kurtkę z ramion. - Co za skurwiel, jak mógł cię uderzyć.
- Nie mam mu tego za złe, siedzi w szkole wojskowej już prawie 6 lat. Jest nauczony jej zasad, a jedną z nich jest to że nie ma podziału na kobiet i mężczyzn. Gdybym nie kazała mu ze sobą walczyć nic by mi nie zrobił. Prócz treningów, Zack nigdy mi nic nie zrobił, wręcz przeciwnie zawsze mnie chronił. - Podczas gdy to mówiłam Armin wtarł mi maść na stłuczenia w ramię.
Arm:- Wy byliście razem, nie ?
- Tak ? I co z tego ?
Arm:- Dlaczego się rozstaliście.
- My... po prostu przestaliśmy się kochać.
Arm:- Jesteś pewna. Bo kiedy na niego patrzysz to tak jakbyś dalej go kochała.
- Agh... w tej sprawie niczego nie jestem pewna.
Kas:- AAAAAAaaaa ! PRZESTAŃ W KOŃCU !
Rzuciliśmy sobie przerażone spojrzenie i wbiegliśmy do gabinetu obok. Kastiel siedział na kozetce kurczowo trzymając się za rękę a pielęgniarka trzymała się za głowę, chyba miała już dość tego pacjenta.
Pi:- Kastiel jak mam cię zdiagnozować skoro nie dajesz się dotknąć.
Kas:- Kiedy dotykasz jeszcze bardziej boli.
Pi:- W takim razie dzwonię po pogotowie, zabiorą cię do szpitala i prześwietlą ci ją. Możliwe że jest złamana.
Kas:- Nie pojadę do żadnego szpitala.
- Zachowujesz się jak pięciolatek.
Kas:- Twój facet złamał mi rękę. Ciekawe kogo to wina.
- To nie jest mój facet. A ty wcale nie masz złamanej ręki, jest co najwyższej lekko zwichnięta. Mogę ci ją nastawić w 3 sekundy, nic nie poczujesz.
Kas:- Spróbuj. - Złapałam go za ramię i szybkim, zdecydowanym ruchem nastawiłam mu ją. Po salce rozniósł się donośny krzyk. Cóż przynajmniej wiem że dobre mu ją nastawiłam.
- Spokojnie - Zatrzymałam pielęgniarkę która chciała mu pomóc. - Pokrzyczy, pokrzyczy i mu przejdzie. - I tak też się stało,nie minęło 30 sekund a już mógł normalnie poruszać ręką.
Kas:- Mówiłaś że nic nie poczuje !
- Tak. Kłamałam. - Odparłam beznamiętnie.
4 lata wcześniej wspomnienie.
Ivo:- Podnieś się, jeszcze nie skończyłaś !
- J-ja j-już n-n-nie mogę. - Wyjąkałam zapłakana, każda część mojego ciała była obita, siniaki, otarcia, rany cięte i szarpane. A on każe mi walczyć, dlaczego.
Ivo:- Albo ty to zakończysz albo ona. Wybieraj. - Powiedział oschło rzucając nóż kilka centymetrów od mojej twarzy. Drugi rzucił w stronę mojej rywalki która stała stabilnie na własnych nogach, w przeciwieństwie do mnie.
Male:- Już wygrałam, nasz Aniołek najwyraźniej ma podcięte skrzydła.
Ivo:- Ruszaj się !
Male:- Zakończenie to szybko Ivo. Następnym razem chce normalną przeciwniczkę, a nie jakąś niedołęgę.
Ostatnimi resztkami sił, wstałam i spojrzałam w oczy dziewczyny. Biegła w moją stronę z ostrym nożem w dłoni. Nie poddam się tak łatwo, mogę wygrywać albo już zawsze być niedołęgą. To ja wybieram. Złapałam za nadgarstek dziewczyny chcąc uniknąć ostrza. Zmotywowana nową energią uderzyłam pięścią w jej gardło przez co dostała duszność. Przerzuciłam dziewczynę przez swoje ciało i usiadłam na niej okrakiem synchronicznie wymierzając ciosy w jej twarz. Szarpiąc się złapała za moją rękę i nadszarpnęła ją. Poczułam niemiłosierny ból, a później coś zimnego i metalowego przebiło mi pierś. Spojrzałam w to miejsce ale zobaczyłam tylko rączkę noża, ten widok był straszny. Jedynie o czym myślałam to by to wyjąć. Krew trysła na kilkanaście centymetrów.
Male:- Tylko nie zemdlej. Niedołęgo.
- Bez chwili wahania wbiłam nóż w jej ciało. Przestała się szarpać, Jej mundur w tym miejscu zrobił się mokry, krew uciekała z niej coraz szybciej. A ja, nic, zero jakiejkolwiek litości, pomocy czy obrzydzenia. W tej chwili miałam jej krew na rekach. Co to jest za uczucie.
Ivo:- Wystarczy Angel. - Zeszłam z jej bioder, łapiąc się za rękę która niemiłosiernie bolała. Jednak nie skrzywiłam się, nie krzyknęłam. - Zabierzcie ją do namiotu sanitarnego. Angel, następnym razem spróbuj nie zabić swojego przeciwnika.
- Spróbuje.
Ivo:- Przydzielę cię do oddziału 19, " Scylly "
- Scylly ? - Dlaczego ten oddział ma nazwę morderczego potwora ? Tak to była pierwsza rzecz o jakiej pomyślałam.
Ivo:- Oddział 19. Pofatygujcie mi się na plac szkoleniowy, mam dla was niespodziankę. - Wypowiedział do czegoś co wyglądało jak krótkofalówka. Po niecałych 3 minutach za placu zjawiły się cztery osoby, jedną z nich była dziewczyna rzucająca mi mordercze spojrzenie. - To jest Angel, nowa rekrutka, od dziś należy do waszego oddziału. No ten, przyjmijcie ją ciepło, i opatrzcie, oberwała nożem.
Za:- Szefie jesteś pewien że to niewinne blond stworzenie ma być w naszym oddziale. - Zaśmiał się jeden z chłopaków, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
Ivo:- Tak. Odmeldować mi się. - Odszedł, jakby nigdy nic się nie stało.
Ev:- Chodź blondyneczko.
Podążałam za nimi kurczowo trzymając się za ręce która coraz bardziej bolała. Nie wiedziałam gdzie idę, ale co innego miałam zrobić, uciec, dokąd ? Zatrzymaliśmy się na tyłach jakiś magazynów. Czarnowłosy wyciągnął pistolet i wystrzelił pocisk w górę.
Ev:- Wiesz dlaczego nazywa nas Scyllą.
- Skąd mam wiedzieć ?
Za:- Bo bez wahania, potrafimy zabić. Grupy komandosów takich jak my często wysyłają na misję.
Ev:- Pokaż czy jesteś jedną z nas. - Włożył mi w dłoń pistolet. - Jest załadowany, wystarczy tylko pociągnąć spust.. . Zafunduj mu kuleczkę w główkę. - Wskazał na blondyna. Uśmiechając się przenikliwie.
- Słucham ? - Zadrżałam, ja nie,.. nie mogę.
Ch:- Zastrzel go.
Czy oni mówią poważnie ! Głośno przełknęłam ślinę. Mam go od tak zabić, przecież to..., należymy do jednej drużyny. To . .. nie mogę. Spojrzałam w różowe oczy szatyna. Bił od nich stoicki spokój. Tak jak u innych. Chcą mnie sprawdzić, siłą perswazji ? Dlaczego ?. No dobrze są dwie opcję albo pistolet jest pusty i to podpucha albo chcą się przekonać czy zabije swojego. Albo to nie podpucha i go zastrzelę.
Ch:- Strzelasz czy nie.
Bez chwili zawahania wycelowałam broń w stronę blondyna. Palec pociągnął za spust. . . pocisk uderzył w najbliżej znajdujące się drzewo.- Czyli to nie podpucha, naprawdę chcieliście żebym go zabiła. - Rzuciłam bronią w różowookiego. Który refleksyjnie ją złapał.
Ev:- A ty w ogóle umiesz strzelać ?
- Ja . . . ? - Wszyscy zaczęli się śmiać. Spuściłam głowę.
Ev:- Nadajesz się. Jestem Evan, to Zack, Chloe, i Kentin.
- Angel.
Ken:- Krwawisz.
- Przeżyje, gorzej z ręką, chyba mi ją zwichnęła.
Za:- Nastawić ci ja ?
- Będzie bolało ?
Za:- Nie, nic nie poczujesz.
Złapał mnie za ramie, później tylko usłyszałam chrupnięcie. - AAAaAaa ! Cholera ! Ja pierdole jak boli !!! - Do oczu napłynęły mi łzy, bolało cholernie bolało. Klękłam nie mogąc ustać na nogach. Uspokoiłam się po chwili, która dla mnie wydawała się trwać wieczność. - Miało nie boleć !
Za:- Tak, kłamałem. Miałaś wybity bark, pokrzyczałaś i ci przeszło.
- Ciesz się że nie umiem strzelać.
Za:- Zadziorna jesteś aniołku. . . już cię lubię.
-. . . .
Rzeczywistość
- Wspomnienia, obrazy przeszłości wywołane w pamięci o tym, co było. Przedmioty, znaki przypominające przeszłość. Bez nich jesteśmy nikim, to one kształtują nas i nasz charakter.
Kas:- To dlatego jesteś taką podłą suką. - Powiedział szczerząc się głupio.
- Potraktuje to jako komplement.
Arm:- Evan nigdy nie opowiadał jak tam jest. Nie rozumiem, dlaczego chcecie tam wracać. Kto normalny idzie do wojska !
- Dla niektórych to odciągnięcie się od rzeczywistości, zaczęcie nowego życia, czy udowodnienie sobie czegoś. Dla innych to po prostu sposób na życie.
Kas:- A dla ciebie ?
- Wszystko naraz, dlatego byłam w wydziale która szkoli komandosów. Właściwie idąc tam spodziewałam się że szybko zginę.
Arm:- Zaczynam się ciebie bać.
Kas:- Ja już od dawna się jej boje. A z drugiej strony to strasznie podniecające.
- Też was kocham chłopaki. Objęłam ich ramionami za szyje i mocno przytuliłam. Ochoczo odwzajemnili uścisk. - Kastiel ?
Kas:- No ?
- Daj szluga, skończyły mi się. - No tak od bitych dwóch godzin siedzimy całą trójką na dachu szkoły gadając o pierdołach. A dlaczego tu siedzimy ? Tak się składa że dyrektorka zaprosiła nas na dywanik. Ale nie ukrywajmy ja mam najbardziej przejebane. Do dupy jest ten dzień.
Kas:- Co będę z tego miał ?
- Satysfakcje ? - Energicznie zabrałam mu papierosy z kieszeni kurtki. Wsadziłam jednego do ust i odpaliłam. Chuchając mu dymem prosto w twarz. Chyba się uzależniłam wypaliłam dziś prawie półtora paczki.
Arm:- Jak długo chcecie tu jeszcze siedzieć ?
Kas:- Właściwie możemy już spadać, nauczyciele zwinęli się pół godziny temu. - I tak też zrobiliśmy, zmęczeni tym dniem, opuściliśmy szkole. Po powrocie do domu. Luke, Chloe, Zack i Kentin, dosłownie napadli mnie w drzwiach. Założę się że ta dwójka już wie o zamieszaniu w szkole. Jednak nikt się nie odezwał spoglądali to na mnie to na siebie. Dopiero Kentin przerwał tę krępującą ciszę.
Ken:- I jak, usunęła cię z liceum.
- Wiedziałeś że dyrektor mnie szuka.
Ken:- Tak, wezwała mnie do siebie. Ciebie też próbowała ale nigdzie nie mogli się znaleźć. Tak samo jak Kastiela i Armina. Są świadkami w sprawie jak to ujęła. Jeżeli się przyznasz to mogą wyrzucą cię z liceum, ewentualnie zostaniesz zawieszona a jeśli nie to Zack może być oskarżony o pobicie, wszystko też zależy czy chłopaki to zgłoszą.
Lu:- Myślicie że powiadomiła naszych rodziców.
Ch:- Zack jutro pójdzie do waszego liceum i przyzna się do wszystkiego.
Za:- Wygląda na to że będę musiał.
- Nie. Jeszcze nie. - Odparłam beznamiętnie i zwróciłam się do Zacka który podpierał ścianę z założonymi rękami na piersi. - Chodź musimy pogadać, złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą do pokoju. Zamykając drzwi jednocześnie zsunęłam torbę z ramienia. - Chloe cię opatrzyła ?
Za:- Nie. Nic mi nie jest.
- Rozumiem - Wyjęłam z szuflady maść na siniaki i usiadłam na łóżku obok Zack'a. Powoli podwijałam jego koszulkę. Kiedy się jej pozbyłam zaczęłam delikatnie nakładać maść na jego skórę. Jego klatka i ramiona były pokryte siniakami, nie wiem co się stało ale tego na pewno nie załapał na zwykłym treningu. Plecy nie były w lepszym stanie, przejechałam opuszkami palców po jego bliźnie która zaczynała się od żeber a kończyła na linii bioder. Zadrżał pod wpływem mojego delikatnego dotyku. - Zdejmij spodnie. - Odparłam kiedy już skończyłam z górą. Bez słowa wstał i wykonał polecenie. Klękłam przed nim i rozpoczęłam nakładanie maści. Jednak dopiero po chwili zauważyłam że ma dość obszerną ranę, wyglądała jakby ktoś przejechał mu nożem po całej długości łydki, miał założone wiele szwów. Nie mogłam nie dotrzeć też krwiaków. - Co się stało ? - Zapytałam niepewnie uciekając wzrokiem.
Za:- Wypadek przy pracy. Ale chyba przeżyje. - Uśmiechnął się głupio. I przyciągnął mnie do siebie, tak że chwile później siedziałam mu na kolanach. - A ty jak się czujesz. Nie zrobiłem ci krzywdy.
- Byłam u pielęgniarki. Dyrektorka prawdopodobnie nie wyrzuci mnie z liceum więc nie masz się czym przejmować. Najwyżej zostanę zawieszona na kilka dni.
Za:- Przepraszam. - Objął mnie, ściskał tak bardzo że prawię bolało. Ale nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Też się do niego przytuliłam wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Brakuje mi tego. Tych ciepłych gestów tego finezyjnego dotyku zapachu jego skóry. Chciałabym mieć go dalej u swojego boku. Ale będąc w Akademii nauczyłam się że czasami danie komuś drugiej szansy jest jak danie mu drugiej kuli, bo nie trafił za pierwszym razem.
Ciąg dalszy nastąpi...
Pamiętaj o ⭐ która motywuje
I komentarzu 💭 co opinie pokazuje
2706 słów.
8.04.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro