Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 Chory Kastiel

Kentin pov

Angel była wściekła, i to mało powiedziane, tak wkurwionej to jej dawno nie widziałem ale co się dziwić. Sam chciałem postąpić podobnie. Nie obiecuje że też mu nie dowalę. Zrobiła kilka kroków i przytuliła się do mnie, objąłem dłońmi jej twarz i oparłem swoje czoło o jej. Odetchnęła głęboko. Wszyscy z drużyny rzucali na nas ciekawskie spojrzenia jedyny Kastiel patrzył na mnie oschło ale ze stoickim spokojem udawał że go to nie obchodzi. Jednak od dłuższego czasu zastanawiam się czy on czegoś do niej nie czuje. Spędzają razem tyle czasu że czasami nawet jestem zazdrosny o moją przybraną siostrzyczkę.

Ang:- Wracam do domu. Zmęczona jestem.

- Jasne idź. A ja porozmawiam sobie z tym debilem. - Spojrzałem na Wiktora który siedział na trybunach wycierając chusteczką krew z krwawiącego nosa i wargi.

Ang:- Przyjedziesz później do mnie. - Powiedziała uwalniając się z mojego objęcie. - Rodzice wyjechali, będę sama przez weekend.

- Wybacz nie mogę. Jadę z rodzicami do dziadków. A wiesz jaki jest mój ojciec, kiedy coś sobie wbije do głowy żadna siła go nie powstrzyma.

Ang:- Dobrze, zadzwoń jak dojedziesz. - Pocałowała mnie w policzek i zabierając ze sobą swoje rzeczy wyszła z sali. Naprawdę wolał bym być teraz z nią. Wiem że jest roztrzęsiona w środku ale ukrywa to za swoją powłoką z kamienia. Nie chcąc żeby została sama, zrobiłem kilka kroków w stronę Kastiela. Tak ciężko mi to powiedzieć..... - Mam do ciebie prośbę. - Powiedziałem po czym miałem ochotę się zastrzelić. Ale są przyjaciółmi i w ogóle więc się przełamie.

Kas:- Jaką ? - Zapytał podejrzliwie krzyżują ręce na torsie. To jego cholerne podejście do wszystkiego z nonszalancją zawsze mnie wnerwia.

- Masz samochód, odwieź Angel do domu. Boje się o nią. Nie wyglądała zbyt dobrze i nie chce...

Kas:- Dobra zamknij się już. - Poszedł do szatni, zabrał torbę i wybiegł z sali. Dobrze. Teraz czas pogadać sobie z tym debilem.

Angel

Szłam w stronę ulicy na której mieszkam, zakrywając się jak tylko mogę swoją skórzaną kurtką. Cały dzień padał ten cholerny deszcz i znów jestem mokra. A do chaty mam dobre 15 minut. Przy dobrych ruchach jakieś 10. Ale co to zmienia..

Kas:- Angel !

Odwróciła się słysząc krzyki czerwonowłosego. Był w stroju gimnastycznym a na ramieniu miał torbę sportową. Wybiegł za mną ? - Kas ?

Kas:- Chodź odwiozę cię zanim zmokniemy jeszcze bardziej. - Kiedy to powiedział zaczęło podać jeszcze mocniej. Dało się też usłyszeć grzmot nadchodzącej burzy. Kiwnęłam głową i pobiegliśmy na parking, szukałam wzrokiem jego motoru albo Range Rover'a ale nie było nic prócz żółto-czarnego Lamborghini Aventadora. Kas wsiadł do fury i zaczął mnie wołać bo stałam jak ten słupek w kompletnym szoku. Usiadłam obok niego zapinając pasy.

Zaczęłam się rozglądać po samochodzie który robił na mnie niezłe wrażenie. Na koniec spotkałam się z szarymi tęczówkami Kastiela i jego głupim uśmiechem na ustach.

Kas:- Zaskoczona.

- Bardzo ?

Kas:- Chcesz poprowadzić ? - Głębią siebie krzyczałam TAK ale wiedziałam jak to się skończy. Mianowicie na najbliższy drzewie albo innej przeszkodzie drogowej, po za tym nie mam prawka. Pokręciłam głową na nie. - Jak chcesz. - Tylko się uśmiechnął i ruszył z piskiem opon. Ile on musi mieć kasy że pozwala sobie na takie zabawki. Widząc jego wille byłam pod wrażeniem ale to. Niektóre domy są tańsze od tego samochodu, ale przecież nie spytam skąd go ma.

Kas:- Dostałem od ojca na osiemnastkę. Zazwyczaj jest w garażu, bo to tylko na popis. Albo żeby wyrwać laskę. - Objął mnie ramieniem. A ja spojrzałam na niego jak na idiotę unosząc brew.

- Nic nie powiedziałam.

Kas:- Oj przestań od samego początku byłaś ciekawa.

- Masz mnie. - Złożyłam ręce na piersi. Kiedy on delikatnie zaczął masować moje prawe ramie. Co było całkiem przyjemne więc nic nie powiedziałam. Dopóki nie zjechał palcami na moją czyje którą zaczął łaskotać. Zaśmiałam się łapiąc go za niesforną dłoń. - Ej co robisz.

Kas:- Wyrywam laskę, do tego to auto służy, jak wcześniej mówiłem. A że jedziemy do ciebie to po korzystam. - Zaśmiał się. I zdjął ze mnie ramię by móc zmienić bieg.

- Skąd taka pewność ? - Zapytałam rzucając mu ciekawskie spojrzenie.

Kas:- Bo każda mnie pragnie. - Puścił mi oczko. A ja pstrykam go w czoło dodając tylko. " Możesz pomarzyć " Auto wyjechało na mój podjazd. Jesteśmy pod moim domem. Spuściłam głowę w dół kolejne wieczór będę siedzieć sama. - Coś nie tak ? - Zapytał, ale w jego głosie nie dało się wyczuć sarkazmu ani obojętność jak za każdym razem gdy rozmawiamy. Mówił z troską a nawet bym powiedziała że opiekuńczo. Uśmiechnęłam się do niego.

- Tak dlaczego miało by nie być. Wejdziesz ? Rodzice wyjechali mam wolną chatę do poniedziałku.

Kas:- Chcesz mnie zaprosić na kolację z śniadaniem ? - Zacytował słowa Wiktora.

- W sumie powinnam za "obronę" przed tym dupkiem i podwózkę. - Zobaczyłam coś unikalnego. Kastiel się zarumienił ! Jego policzki dorównywały kolorem jego włosów. To anomalia roku jak nie stulecia.

Kas:- Czyli jednak po korzystam.

- Nie skomentuję tego. - Postawił samochód na podjeździe i weszliśmy do środka, zapaliłam światła i rzuciłam torbę w kąt przedpokoju. - Zaczekaj zapale jeszcze.

Kas:- Dobry pomysł.

Stanęliśmy na werandzie i zapaliliśmy szlugi, dym którym przy każdym zaciągnięciu wypełniał moje płuca dostarczał nikotynę do ciała przez co znacznie się rozluźniłam, rozmawiając o różnych nieistotnych pierdołach. Gdy skończyłam palić wyrzuciłam kiepa do śmietnika. Gdyby rodzice przez przypadek znaleźli coś takiego miała bym nieźle przerąbane. Weszliśmy do domu, zdjęłam mokrą kurtkę i buty, po czym poprawiłam włosy które zaczęły się już kręcić przez wilgoć jaką wchłonęły przez deszcz. Spojrzałam na Kasa który rzucił swoją torbę obok mojej. Dalej był w stroju sportowym pewnie chciał by się przebrać. - Chcesz się umyć po treningu ?

Kas:- Chętnie.

- Łazienka jest w moim pokoju, w szafce masz czyste ręczniki. - Kiwnął głową i wszedł po schodach na górę.

Kastiel

Wszedłem do pokoju Angel dawno mnie tu nie było. Już nie ma wszędzie pudeł po przeprowadzce. Luknąłem przez drzwi czy przypadkiem nie ma zamiaru tu przyjść a gdy upewniłem się że teren czysty otworzyłem pierwszą szafkę. Bluzki druga znów bluzki trzecia tu są spodnie. Czwarta znów ciuchy. Dobra teraz szuflady, Mmmm bielizna. To już ciekawsze. Strój kąpielowy, muszę ją zaprosić na basen jestem ciekaw jak w nim wygląda. Gitara, widziałem. Regał, płyty, jakieś filmy, książki...sporo ich ma. Manga ? Hymm erotyczna. Świętoszka to z niej nie jest. Zdjęcia ? Nasze z koncertu, zrobiła je kiedy zeszliśmy ze sceny. Dała takie samo mi i chłopakom. Z Rozalią i Priyą. Alexy. Kentin. Hymn to ciekawe. Było to zdjęcie zrobione na tym jej "poligonie". Stała na środku z karabinem w rękach, obejmował ją jakiś blondyn obok stała też dziewczyna, i starszy facet i Ken wszyscy mieli w rękach broń. Obok było kolejne całowała się z tym blondynem. To pewnie ten jej były... Zack ? O ile się nie mylę. Dlaczego go nie wyrzuciła, dalej go kocha czy jak ? Odłożyłem ramkę nie mogłem na to patrzeć. To ciekawsze, na ścianie wisiał łuk bloczkowy. Może jak z nią pogadam to da mi postrzelać, tylko gdzie strzały ? Odwiesiłem sprzęt na miejsce. Dobra stolik nocny. Prezerwatywy, norma. Tabletki antykoncepcyjne, Viagra... ? Po chuja jej to ? Klucze, ciekawe do czego. Pod łóżkiem dostrzegłem jakieś metalowe pudło. Wyciągnąłem je. Kłódka, no to wiem już do czego ten klucz. Otworzyłem metalową skrzynie... . - O KURWA ! - Krzyknąłem ale zaraz zakryłem usta dłonią. Ona ma spluwę pod łóżkiem. Zaczynam się bać tej dziewczyny. Noże bojowe, kastety. Nic dziwnego że trzyma to pod kłódką. Wziąłem broń do ręki, ciężkie to to nie jest. Rozbrojona całe szczęście. Naboi też nie mam tak jak strzał, dziwne. Odłożyłem wszystko tak jak było, jeszcze się skapnie i mnie zajebie, dosłownie. W toaletce miała biżuterię i masę kremów, pudrów i szminek. Hymn tyle tego ma a praktycznie się nie maluje. Tak, tak nie powinienem jej grzebać w szafkach ale mnie to cholernie korci. Nie przeciągając wszedłem do łazienki i pod prysznic. Zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem do kabiny. Ciepła woda spływająca po ciele rozluźniała. Oparłem głowę o ścianę kabiny, jest zimna ale tak fajnie bo chłodzi. Hyy... głowa mnie boli. Wyszedłem z pod prysznica zakręcając kurki. Po czym zabrałem rzecznik i wytarłem mokre ciało a później włosy. W torbie miałem czyste ciuchy, przebrałem się szybko i zszedłem na dół. Angel siedziała w kuchni robiąc herbatę Przebrała się, miała na sobie czarne leginsy które świetnie podkreślały jej zgrabne pośladki oraz szarą koszulkę z napisem "Take me, I'm yours" - Fajny T-shirt.

Ang:- Dzięki, dostałam go od kumpeli na dzień singla. Taki żarcik z jej strony. - Podsunęła mi kubek z gorącą herbatą. - Masz mokre włosy, przyniosę suszarkę. Skocznym krokiem wyszła z pomieszczenia. Kurwa jak mnie łeb napierdala co jest. Rozejrzałem się po jej domu. Ładnie tu, tylko stanowczo za dużo kwiatków.
Położyłem się na sofę podkładając małą poduszkę pod głowę. Jestem zmęczony a oczy same mi się zamykają.

Ang:- Musisz usiąść inaczej ich nie wysuszę.

- No dobra niech ci będzie. - Normalnie bym się sprzeciwił ale teraz nie mam siły a ta kobieta jest strasznie uparta. Zaczęła przeczesywać palcami moje włosy. Jednocześnie nadmuchując na nie gorące powietrze. To było przyjemne, cholernie przyjemne zwłaszcza kiedy zaczęła smyrać mnie po karku. Przestała. - Ej nie przestawaj, to lepsze do seksu. - Powiedziałem nie za bardzo myśląc co mówię, na co się zaśmiała.

Ang:- Jesteś niemożliwy. Masz takie długie włosy że mogę zrobić z nich kucyka.... już.

- Pewnie wyglądam jak debil. - Natychmiast wyjęła telefon i strzeliła mi fotkę. Pokazała zdjęcie, uśmiechnąłem się. - Podobam się sobie.

Ang:- Mi też. Już nie wyglądasz jak dzieciak.

- Wredna zołza. - Chwyciłam ją w talii i rzuciłem na sofę. Łaskotałem ją po bokach i brzuchu, ale Angel leżała jak kłoda, jakby ją w ogóle nie ruszało. - Co jest.

Ang:- Nie mam łaskotek.

Angel

- Dobra wystarczy ! - Zrzuciłam z siebie czerwonowłosego. Runął na dywan wydając z siebie charakterystyczny okrzyk bólu. Ale ja tego człowieka poobijam.

Kas:- Kurwa znowu, przestań w końcu !

- Niech się zastanowię... nie. - Jego telefon zaczął dzwonić. Wyjął go z tylnej kieszeni spodni i odebrał.

Kas:- Halo...., no przecież nie jestem idiotą...., będziesz mi tu wykład prawił...., na jutro będziesz ją miał..., o czym ty teraz pierdolisz..... jasne...., dobra spadaj zajęty jestem..., tak..., nara.

- Ciekawa rozmowa. Kto to ?

Kas:- Znajomy. - Odpowiedział szorstko, chyba się lekko wkurzył na tą osobę.

- Aha - Odpowiedziałam szybko, nie chce żeby myślał że go wypytuje czy coś. Włączyłam telewizor i Netflixsa - Oglądamy coś czy się zwijasz do siebie.

Kas:- Hy, posuń się.

- To do tyłu - Przysunęłam się bliżej krawędzi żeby zrobić z tyłu miejsce. Kastiel mnie przeskoczył i lęgnął się na sofę. - Co oglądamy ?

Kas:- Obecność albo Egzorcystę chyba że znasz jakieś inne fajne horrory.

- Nie ale mogę sprawdzić co jest.

Kas:- Słuchaj...

- Tak ?

Kas:- Zimno mi jakoś, masz tu jakiś koc ?

- W pokoju mam jeden. Wybierz coś a ja przyniosę. - podałam mu pilot idąc na górę. Wchodząc do pokoju miałam dziwne wrażenie że coś jest nie tak. Od razu zajrzałam pod łóżko. Moja skrzyneczka była nie naruszona. Na szczęście. Nie rozmyślając za bardzo zabrałam koc z szafy i wróciłam do Kastiela. - Mam coś dla ciebie. - Okryłam go i położyłam się obok. - Co wybrałeś.

Kas:- Lśnienie, oglądałaś ?

- Nie

Kas:- To dobrze bo ja też nie. - bez ostrzeżenia objął mnie ramieniem w talii i przysunął bliżej siebie, nasze biodra się stykały.

- Yyy, Kas ? Co robisz.

Kas:- Mówiłem, zimno mi.

- Dałam ci koc

Kas:- I naprawdę myślałaś że to mi wystarczy. - przykrył mnie okryciem i chyba jeszcze mocniej zacisnął ramie na moim brzuchu - a teraz cicho i oglądaj. - Przez większość filmu zasłaniałam się poduszką a Kastiel leżał spokojnie od dłuższego czasu się nie odzywając, co było do niego nie podobne. Odwróciłam się ; co było nie lada wyzwanie ma uścisk jak wnyki . . . . . spał spokojnie a czerwone kosmyki włosów zasłaniały mu twarz. Zaśmiałam się cicho delikatnie zgarniając mu niesforne włosy za ucho jest taki spokojny kiedy śpi, wstałam i przykryłam chłopaka kocem który się zsunął. Nie będę go budzić niech sobie śpi.
Usiadłam na fotelu i włączyłam YouTube na telefonie. Założyłam słuchawki zaczęłam oglądać filmiki.

Obudził mnie budzik, cholera zapomniałam go wyłączyć na weekend. I jeszcze spałam na fotelu. Przetarłam oczy by wyraźniej widzieć. Po czym sięgnęłam po telefon, ale to nie on dzwonił. Obejrzałam się i okazało się że był to telefon szarookiego. Na ekranie wyświetlał się numer telefonu i imię "Debra ♡" obok niego było małe serduszko co trochę mnie zdziwiło. - Kastiel telefon. Wyciągnęłam do niego dłoń z urządzeniem ale nie reagował. - Kastiel - Podeszłam bliżej. Leżał na plecach trzymając się za głowę. Klękłam obok niego, był cały spocony, i miał przyspieszony oddech. - Co Ci ? - Zapytałam wystraszona.

Kas:- Ni-nic mi nie jest. - Po tych słowach podniósł się do pozycji siedzącej i zdjął koszulkę. - Gorąco tu.

- Nie podkręcałam ogrzewania. - Przyłożyłam dłoń do jego czoła, było gorące. - Cholera przecież ty masz gorączkę. Połóż się, przyniosę ci jakieś leki.

Kas:- Nic mi nie jest. Serio. Zaraz przejdzie. - warknął i strącił moją dłoń. Położył się, a ja przykryłam go kocem. - Przyniesiesz mi wody. - Powiedział już znacznie spokojniej.

- Jasne. - Idąc w stronę kuchni jeszcze raz na niego spojrzałam. Był wycieńczony i blady jak ściana. Zabrałam z szafki butelkę wody i odkręciłam korek zanim wróciłam do salonu. Podałam mu butelkę. - proszę.

Kas:- Dzięki - Wypił praktycznie całą zawartość.

Martwiłam się o niego. I jestem przekonana że to przez ten deszcz. Przecież wczoraj cały przemókł. Lysander też pewnie jest chory w końcu oboje weszli na ten dach. Szybko wybrałam numer Rozalii i czekałam na połączenie.

***
Roz:- Hallo ?

- Część Roza, słuchaj nie jesteś przypadkiem u Leo.

Roz:- Jestem. A dlaczego pytasz ?

- Bo widzisz... - Opowiedziałam jej wszystko i moje podejrzenia o tym że chłopaki przeziębili się kiedy wleźli na ten pieprzony dach. Rozalia tylko potwierdziła moje przypuszczenia, Lysander też był chory.

Roz:- Dobrze że Kastiel jest u ciebie. Jego rodzice ciągle pracują, i nie miał by się kto nim zająć. A tak przynajmniej ma ciebie. Widzimy się w szkole tak.

- Yyy tak tak. - Rozłączyłam się szybko.

***

Kas dalej umierał na mojej kanapie, stwierdziłam że zmierzę mu temperaturę żeby mieć pewność. Ale wcześniej przygotowałam zimny kompres który położyłam mu na czoło. - Przyniosę termometr, trzeba ci zmierzyć temperaturę. - Rzuciłam szybko i weszłam na piętro i do gabinetu ojca. Miał w nim taką domową apteczne. Zabrałam termometr oraz leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. Położyłam wszystko w kuchni i zabrałam go na piętro do swojego pokoju, kazałam położyć się na łóżku. Zrobił to bez marudzenia więc chyba naprawdę jest chory. Podałam mu termometr i kazałam zmierzyć temperaturę. Następnie zrobiłam mu napój z saszetki przeciwgorączkowej. I wróciłam na górę. - Jak się czujesz ?

Kas:- Trochę kreci mi się w głowie, i boli mnie gardło.

- A czoło, albo policzki ? - pokręcił głową na nie. - dobrze, czyli zatoki możemy odrzucić. Kaszlu też nie masz. A teraz pokaż termometr. - Bez słowa wyciągnął urządzono i podał mi je. - Masz 40,5°C Cholera prawie się gotujesz, to cud że jeszcze nie zemdlałeś. A teraz proszę, wypij to, poczujesz się lepiej. - Podałam mu kubek z rozpuszczonym wcześniej Febrisanem.

Kas:- Co to ?

- Trucizna.- Odparłam sarkastycznie - Pij to gorączka ci spadnie.

Kas:- Masz coś na ból głowy ?

- Weź to - Wycisnęłam z opakowania tabletkę przeciwbólową. I podałam mu ją.

Kas:- Jedna, daj ze trzy.

- Wystarczy że jesteś przeziębiony. Na płukanie żołądka nie będę cię wiozła. Pij. - Podsunęłam mu kubek pod nos, wziął łyka ale zaraz się skrzywdził.

Kas:- Ohyda. Co ty mi dałaś.

- Nie marudź tylko pij.

Kas:- Nie wypije tego jest cholernie gorzkie.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Pij.

Kas:- A ty przestań mi rozkazywać. Nie wypije tego.

- Założymy się. - Nalałam sobie resztę płynu do buzi. Po czym usiadłam mu na biodrach i pochyliłam się nad nim . Złapałam go za szczękę, wargi Kastiela zetknęły się z moimi. Otworzyliśmy usta w tym samym momencie a płyn przelał się z moich ust do jego. Czułam jak jego dłonie niepewnie łapią mnie w wcięciu talii. To było niespodziewane, a w szczególności słodki smak jego warg. Odsunęłam się od niego, ocierając językiem o jego język i muskając jego pełne usta. Nie spodziewałam się tak miłego odczucia. Zadowolona że wyszło na moje uśmiechnęłam się unoszą kąciki ust. Ale zaraz ogarnęłam niepotrzebne emocje. - Patrz jednak wypiłeś. - Powiedziałam do zdezorientowanego Kastiela.



Kastiel pov.

- Nie wypije tego jest cholernie gorzkie.

Ang:- Nie zachowuj się jak dziecko.

- A ty przestań mi rozkazywać. Nie wypije tego.

Ang:- Założymy się. - Blondynka wzięła kubek i wypiła resztę tego gorzkiego płynu. Po czym usiadła mi okrakiem na biodrach. Nie byłem pewien co chce zrobić o dalej kręciło mi się w głowie. Dziewczyna pochyliła się i delikatnie objęła dłońmi moją szczękę po czym.... POCAŁOWAŁA MNIE ?! Natychmiast oddałem jej pocałunek i cholernie się podnieciłem tak bardzo że czułem to aż w bokserkach. Taka ostra z niej laska a ma takie delikatne wargi. Otworzyłem usta chciałem więcej ale kiedy to zrobiłem płyn przelał się z jej ust do moich. Dalej był ohydne gorzki ale nie chciałem tego przerywać. Na ślepo złapałem ją w talii ale odsunęła się, muskając moje usta swoimi. - Patrz jednak wypiłeś. - Powiedziała zadowolona że wyszło na jej. Sprytnie mała. Już dawno miałem ochotę ją pocałować. Ale liczyłem na coś bardziej namiętnego. I to pierwszy raz kiedy dziewczyna zabrała mi cały tlen przy całowaniu.

Ang:- Zrobię coś do jedzenia. Źle brać leki na pusty żołądek. Masz ochotę na coś konkretnego.

Chciałem odpowiedzieć "Na ciebie" ale powstrzymałem się. - Obojętnie. Dlaczego to robisz, przecież nie musisz tak skakać koło mnie.

Ang:- Kastiel czy tego chcesz czy nie jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają. Może do tej pory nie miałeś nikogo takiego. Ale teraz już masz, i daj sobie pomóc. - delikatnie pogłaskała mnie po policzku, to trwało chwile a wystarczyło żebym zmiękł. Wtuliłem się w jej dłoń na co uśmiechnęłam się uroczo. Gdybym miał siłę chyba był ją pocałował. - Połóż się i spróbuj zasnąć. Ok ? - skinąłem głową przytulając się do poduszki.

Zabrała kubek i wyszła, jakby nic się nie wydarzyło. To wnerwiające najpierw się uśmiecha ale zaraz znów staje się cholernie poważna. Opadłem na poduszkę wtulając w nią twarz. Pościel miała mocny delikatnie słodki zapach. Zupełnie jak Angel, czy to jest w ogóle kurwa normalne.

Angel pov.

- Zrobiłam omlet. Nie miałam pomysłu na jakieś konkretne danie więc musisz zadowolić się..., tym ? - Powiedziałam wchodząc do pokoju. Ale zaraz się zaśmiałam widząc śpiącego Kastiela. Odstawiłam talerze na biurko i podeszłam do czerwonowłosego. Śliczne wygląda kiedy śpi.
Stwierdziłam że trochę go pomolestuje i odpięłam pasek spodni ściągając mu je, teraz będzie mu wygodniej. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi ale Kastiel jest dość umięśniony. Nogi, barki, bicepsy sześciopak też robi wrażenie. Przykryłam go kołdrą po szyje i pocałowałam w czoło, chyba to wyczuł bo się uśmiechnął. Pamiętam jak mama tak robiła kiedy byłam chora Usiadłam na drugiej części łóżku i położyłam się obok niego, nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się kilka godzin później. Na moim biodrze spoczywała czyjaś ręka, a spoko. . . . . . Nie chwila wróć ! kogo to była ręka ?, obróciłam głowę w drugą stronę, zobaczyłam dalej śpiącego Kastiela który trzymał rękę na moim biodrze. A co mi tam obróciłam się w stronę chłopaka i przytuliłam się do jego torsu, trzeba mu to oddać jest bardzo ciepły i ma zajebisty kaloryfer. W takiej pozycji znużona zasnęłam.


Ciąg dalszy nastąpi...

Pamiętaj o ⭐ która motywuje

I komentarzu 💭 co opinie pokazuje

29.10.2019

2974 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro