Rozdział 11 Tajemnice i Zwierzenia
Obudziło mnie pikanie tego cholernego budzika. Jeszcze deszcz padał, nienawidzę jesieni wszędzie zimno mokro i szaro. O tyle dobrze że rodzice wyjechali do innego miasta na "romantyczny tydzień" więc do poniedziałku mam wolną chatę.
Ogarnęłam się i zeszłam do kuchni zrobiłam dwa tosty i ległam się na kanap zajadając się moim skromnym śniadaniem. Zaczęłam się odmóżdżać przed telewizorem jednak reklamy bardziej odmóżdżają niż programy taka prawda. Znalazłam program i właśnie leciał jakiś kryminalny serial Odcinek się skończył i przełączyłam na Polsat, cudownie, znowu reklamy. Odkąd jestem w tym mieście czuje że się zmieniam. Nie w sensie fizycznym ale bardziej psychiczne, dawniej nawet nie spojrzała bym na deszcz i poszła biegać na swoją rutynową trasę a teraz, czasem nie chce mi się nawet z łóżka wstać. Nie mówiąc już o tym że tęsknię, tęsknię za przyjaciółmi. Chloe, Evan a nawet Zack. Brakuje mi ich. Telefon który położyłam na stoliku kawowym za wibrował mama, odebrałam.
***
- Hallo
M:- Mam nadzieję że poszłaś do szkoły.
- Oczywiście - Odparłam z sarkazmem.
M:- Do szkoły ale już !
- Dobra dobra już idę nie nerwicuj się tak.
M:- Właściwie chętnie przejdę się do twojego liceum. Jestem ciekawa twoich ocen...
- Przecież mówię że się zbieram. Na trzecią lekcje zdążę.
***
Rozłączyłam się. Ten tydzień jest nie do wytrzymania. Ubrałam płaszcz i założyłam kaptur. Zabrałam torebkę i wyszłam z domu zamykając go na klucz. Drogę do szkoły przebiegłam w niecałe 10 minut ale i tak byłam mokra jak szczur. Odwiesiłam płaszcz w szatni. I akurat zadzwonił dzwonek.
Weszłam do klasy, wolne miejsce były tylko u Melanii i Iris, usiadłam obok rudowłosej. - Hej - Przywitałam się szybko. Nie jesteśmy z Iris jakoś blisko w relacjach przyjacielskich. Szczerze mówiąc denerwuje mnie ten jej wieczny optymizm.
Iri:- Cześć Angel. Co u ciebie ?
- Nic. Nic ciekawego. - Wyjęłam z torebki książkę od matmy i czekałam aż nauczycielka raczy przyjść. Rozejrzałam się po klasie, Lynn i Lys znów razem, Armin standardowo konsola Alexsy i Roza przeglądali Vogue'a Amber i jej ekipa malowały paznokcie a kujony jak zwykle w książkach.
Nau:- Czy panienka Angel może łaskawie zdjąć nogi z ławki ?
Nawet nie ogarnęłam kiedy przyszła. Ale zrobiłam co chciała, naprawdę nie mam ochoty powtarzać klasy przez pałę z matmy. Drzwi otworzyły się z wielką siłą. Kastiel wyparował do klasy, przybrał obojętny wyraz twarzy i usiadł w ostatniej ławce, z głośnym hukiem odstawiając krzesło. Wyjął zeszyt i długopis, a potem wyzywająco patrzył w oczy nauczycielki.
Nau:- Kastiel, wróć. - powiedziała stanowczo kobieta, a kiedy jej słowa nic nie dały, zwróciła się do niego po raz kolejny - W tej chwili proszę, żebyś z powrotem tu przyszedł i kulturalnie, jak na człowieka przystało, zapukał. Nie jesteś gdzieś, gdzie nie stosujesz się do żadnych zasad. - znów żadnej reakcji - Rozumiem, że na lekcje przychodzisz tylko wtedy, kiedy masz ochotę, ale może mi wyjaśnisz, dlaczego dzisiaj znów spóźniłeś się na moje zajęcia. - jej jakże spokojny głos bardzo mnie zdziwił, ja bym nie wytrzymała, gdyby ktoś w tak perfidny sposób mnie lekceważył.
Kas:- Zaspałem. - wymamrotał znudzony.
Nau:- Zaspałeś ? Taką wymówkę podałeś ostatnio, więc postarałbyś się chociaż wymyślić coś bardziej oryginalnego. - Tym razem była już wyraźnie podenerwowana, co wywnioskowałam po jej lekko drżącym głosie.
Kas:- Proszę bardzo! Nie chciało mi się, to nie przyszedłem, nie?! Zadowolona?! - krzyknął.
O kurde, teraz to matematyczka nie wytrzymała. Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła, trzaskając nimi. Co?. Ten siedział z nadal naburmuszoną miną i na nic nie zwracał uwagi. Matko Boska... wstałam zabierają podręcznik. - Zamiana - Rzuciłam zimno w stronę Melanii dziewczyna chyba była wystraszona. Bez słowa zajęła moje poprzednie miejsce a ja usiadłam obok Kasa.
Kas:- Czego chcesz !
- Poga...
Kas:- Czy wy kobiety nigdy nie możecie odpuścić.
- ...dać ? - Nawet nie dał mi dokończyć zdania. Wziął swoje rzeczy i wyszedł z klasy.
Amb:- Chyba cię olał, chociaż nie dziwię się. Kto chciał by się zadawać z taką nic nie znaczącą suką. Hahaha haha !
Li:- Hahaha ha !
Cha:- Hahah haha !
- Dobrze ci radzę, zamknij się. - Wycedziłam chłodno w stronę blondynki, ona i jej przyjaciółki od razu zamilkły. Coś musiało go nieźle wkurwić, mam dziwnie wrażenie że znam ten powód. Lysander odsunął krzesło i usiadł obok, spojrzałam z niepokojem na białowłosego.
Lys:- Co mu się stało.
- Nie mam pojęcia. Pogadasz z nim ?
Lys:- Ja ?
- No chyba nie ja.
Lys:- Dobrze, porozmawiam z nim. - Lysander wyszedł z klasy. Mam nadzieję że Kastiel otworzył się przed przyjacielem. Nie mogę na niego patrzeć gdy jest w takim stanie.
Kastiel
Stałem na dachu i paliłem już trzeciego papierosa który ani trochę mnie nie uspokajał. I jeszcze ten pierdolony deszcz. Dlaczego tu nie ma zadaszenia ! - Dobra głupie pytanie.
Lys:- Kastiel dobrze się czujesz ?
- Zajebiście nie widać ! A ciebie dziewczyna rzuciła że przypomniałeś sobie o starym kumplu.
Lys:- Masz mi za złe że spotykam się z Lynn.
- Jasne że nie. Jesteś dla mnie jak brat cieszę się że znalazłeś dziewczynę.
Lys:- Skoro jesteśmy jak bracia może powiesz mi co się stało. Niepokoi mnie twoje zachowanie, Angel też się martwi.
- Debra nie daje mi spokoju ciągle wysyła mi wiadomości. A dziś rano wjebała mi się na chatę.
Lys:- Więc o nią chodzi. Mówiła ci po co wróciła ?
- Zaczęła coś pierdolić o tym że tęskni, że byliśmy świetną parą...
Lys:- Chcesz do niej wrócić
- Pojebało cię. Prędzej stąd skoczę.
Lys:- Domyślałem się takiej odpowiedzi.
- Myślę że chodzi jej o dziennik.
Lys:- O ten w którym pisaliście piosenki. - Przytaknąłem tylko potwierdzając jego słowa. - Rozumiem. Lecz mimo wszystko nie powinieneś wyżywać się na przyjaciołach którzy chcą ci pomóc.
- O czym ty gadasz. Nic nie zrobiłem.
Lys:- Uważam że Angel odbiera to inaczej.
- Nie wydaję mi się. Ale ok, pogadam z nią przy okazji. - Nie mam zamiaru mieszać blondynki w moje porachunki z Debrą. Chodź wiem że ona i tak dopnie swego jakimś podstępem. Ale nie. Wystarczy że wciągnąłem Lysa w tę waśń.
Lys:- Na co tak spoglądasz ? - Zapytał, kładąc mi dłoń na ramie.
- Na nic. Zamyśliłem się.
Angel
Siedziałam na skrzyniach w piwnicy słuchając muzyki, przez słuchawki. Dźwięki rocka jakoś zawsze mnie uspokajały. Wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę z zamiarem zapalenia oczywiście. W tym samym czasie dało się słyszeć schodzenie po schodach schowałam sprzęt do kieszeni spodni. Wiedziałam że Natanielek czasami tu schodzi. A dziś ma dyżur na korytarzu. Drzwi się otworzyły weszła przez nie...Debra ? Hy ? Ostatnio dość chłodno ją potraktowałam.
Deb:- Szukam Kastiela, jest tu.
- A widzisz go gdzieś. Po co go szukasz ?
Deb:- Co cię to obchodzi. Jesteś jego dziewczyną.
- Co cię to obchodzi kim dla niego jestem. - Jej mordercze spojrzenie które mi rzucała zmieniło się teraz uśmiech kpiny wkradł się jej na usta.
Deb:- Po prostu jestem ciekawa czy robisz za kolejną jego zabawkę.
Zabawkę ? A to ciekawe. - Co masz na myśli ?
Deb:- Nie pochwalił ci się ile lasek zaliczył.
- Nie. Ale jak to jakaś osobliwa liczba to muszę mu pogratulować. - Wyjęłam fajki które wcześniej schowałam. Im dłużej z nią gadam tym bardziej chce mi się palić.
Deb:- Nie przeszkadza ci to ?!
- Niekoniecznie, po za tym jego łóżkowe przygody to nie mój interes.
Deb:- Wiesz gdzie on jest czy nie. - Uśmiech znikł z jej twarzy. Chyba suka myślała że będę zazdrosna czy coś. Niestety nieudane posunięcie. Jednak jestem ciekawa co robi w szkole, z tego co wiem jest dawną uczennicą, ma prawo w ogóle tu przychodzić.
- Hyyy - Westchnęłam głośno rzucając jej obojętne spojrzenie. - Słuchaj Kas jest dziś na niezłym wkurwie. Jak mniemam przez ciebie. Nie radzę próbować zaczęcia z nim jakiejkolwiek rozmowy. I tak pewnie poszedł do domu. - W tej chwili do piwnicy wleźli Lysander i Kastiel. Ich ubrania były przemoczone, a włosy nieźle wilgotne. Pewnie muchomor... Ooo mam dla niego nową ksywę, poszedł na dach, nie myślałam że wejdzie tam w czasie deszczu. Nie myślałam że Lysander nie poczeka aż z niego zejdzie. - Nasze miss mokrego podkoszulka. - Szybko wyjęłam telefon i zrobiłam im kilka zdjęć.
Kas:- Usuń to. - warknął na mnie wściekły - A ty co tu robisz, wyraźnie ci powiedziałem że masz się do niej nie zbliżać ! - ŻE CO ? Zaraz, chwilunia, momencik, ja chyba nie jestem w temacie ?
Deb:- Szukałam cię. Chce...
Kas:- Mam wyjebane na to co ty chcesz ! Wyjdź stąd natychmiast !
Deb:- Kastiel daj mi pięć minut a... - Dziewczyna podeszła do czerwonowłosego który stał tyłem chciała położyć mu dłoń na ramieniu ale ten ją odepchnął.
Kas:- Nie dotykaj mnie !
Deb:- Oj daj spokój Kas. Pamiętasz jeszcze te nasze wspólne chwile. Gdy nie spaliśmy po nocach chodziliśmy do barów i na koncerty. Nasze zmysłowe noce we dwoje. - Kastiel milczał. Miał zamglone spojrzenie. Brunetka położyła mu dłoń na policzku. Ja pierdole bawi się nim jak marionetką. Wyrzuciłam papierosa i złapałam dziewczynę za ramię odciągając ją od niego.
- Spierdalaj
Deb:- Słucham.
- Spierdalaj nie rozumiesz ? Za dużo sylab ?
Deb:- Bo co ?
- Bo tak ci przeforsuje gębę ze twoi stali klienci cię nie poznają. - Usłyszałam cichy śmiech chłopaków.
Deb:- Myślisz że się ciebie boje. - gwałtownie popchnełam brunetke na ścianę łapiąc za kołnierz jej kurtki. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.
- Nie masz pojęcia do czego jestem zdolna kiedy ktoś krzywdzi moich przyjaciół. Uważaj gdzie stawiasz kroki Debro bo jeden zły a przyrzekam że bardzo tego pożałujesz.
Deb:- Pożałujesz tego zdziro. - Zagroziła rzucając mi wściekłe spojrzenie. Wyrwała się i wyszła z piwnicy zamykając drzwi z wielkim hukiem.
Odpaliłam nowego papierosa, tamtego nie zdążyłam spalić. Usiadłam na mojej skrzyni zaciągając się. Chłopcy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- No co ?
Lys:- Jesteś bardzo, . . . . dobitna. W tym co mówisz.
- Czasami trzeba.
Kas:- Masz racje - Błyskawicznie zabrał mi papierosa którego paliłam.
- To moje oddawaj.
Kas:- Nie jestem przekonany - Zaciągnął się mocno i chuchnął mi dymem w twarz.
- Oddawaj.
Kas:- Nie. Palenie szkodzi. - Wyciągnęłam rękę w jego kierunku ale szybko wyciągnął rękę w bok jak najdalej ode mnie. Cały czas uśmiechałam się szatańsko. Zaczęłam sięgać po papierosa, a on coraz bardziej się odchylał, aż w końcu leżał na tej skrzyni a ja na nim. Spojrzałam mu w oczy, unieruchomił mnie przechylając nas tak że teraz on leżał na mnie. Później wyrzucił filtr od szluga którego mi zabrał.
- Złaź ze mnie, ciężko mi.
Kas:- Nie jestem taki ciężki.
- Cycki mi spłaszczysz.
Kas:- I tak jesteś płaska. Nawet popatrzeć nie mam na co ? - Śmiał się.
- Ja cycki mogę powiększyć ale ty nie ważne co zrobisz twój mikroskopijny móżdrzek nie urosnie nawet o milimetr.
Kas:- CO ? Ty wredna żmijo Odwołaj to ! . - Zaczął mnie łaskotać po bokach. Ale to nic nie dało.
- Daruj sobie, nie mam łaskotek. - Zasmucony przestał, ale zaraz znów się wyszczerzył.
Kas:- Już wiem, pocałuje cię. - Że co ! Nachylił się niebezpiecznie. Oblały mnie zimne poty kiedy powoli się zbliżał.
- A weź spierdalaj. - Wykorzystałam moment i przechyliłam go tak że spadł na beton usłyszałam tylko jak syknął z bólu. Wybuchłam śmiechem, położyłam się płasko na krawędzi tej wielkiej skrzyni bo brzuch zaczął boleć mnie od śmiechu.
Kas:- Aż tak ci do śmiechu ! - Chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę przez co wylądowałam na nim. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Leżałam rozpłaszczona na klacie Kastiela który spoglądał mi w dekolt. - Może jednak nie jesteś aż tak płaska.
- Gdzie się kurwa lampisz. Oczy mam wyżej.
Kas:- No jakoś tak - Wstałam z niego i wyciągnęłam rękę żeby pomóc mu się podnieść. - Czerwony ? Mój ulubiony kolor. - Skomentował szczerząc się.
Spojrzałam na piersi przez to że leżałam na mokrej koszulce Kastiela mój biały top też był mokry. - Zajebiście będę teraz świecić cyckami przed całą szkołą.
Kas:- Ubierz ją. - zdjął swoją ramoneskę i położył mi ją na ramiona. Ubrałam rękawy i zapięłam ją do połowy. Była o rozmiar albo nawet dwa większa ale o tyle dobrze że mam te 174 cm i nie wyglądam jakbym w worku chodziła.
- Dziękuję.
Kas:- Spoko, nie sądziłem że dziewczyna może wyglądać tak pociągająco w męskiej ramonesce.
Uśmiechnęłam się tylko - Gdzie Lysander - Zapytałam zdziwiona nieobecnością białowłosego.
Kas:- Pewnie zawinął się na lekcje. Mamy sprawdzian z Historii.
- Faktycznie... . Ej !... Ty wiesz kiedy mamy sprawdzian ?! Kastiel jestem w szoku.
Kas:- Powiem ci więcej wczoraj nawet się uczyłem.
- To chodź bo jeszcze przegapisz okazje się popisać. - Wyszliśmy z piwnicy i ruszyliśmy prosto do sali 115 na Historie. Stanęliśmy w drzwiach i wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nas. Mina Amber kiedy zobaczyła że mam kurtkę Kastiela była po prostu genialna, gdyby mogła to by na mnie skoczyła z tymi tipsami. Gdyby widziała tą akcje w piwnicy to nie wiem czy nie musiała bym jej obezwładniać. Farazowski właśnie rozdawał sprawdziany. Jak nie my, przeprosiliśmy za spóźnienie i usiedliśmy w ostatniej ławce. - Skoro się uczyłeś to będę mogła od ciebie ściągnąć - Wyszeptałam.
Kas:- Oczywiście. W najgorszym przypadku oboje oblejemy.
Ściąganie, nie było mi potrzebne, test dotyczył II Wojny Światowej. A o tym to mam dość rozległą wiedzę, w Akademii miałam niezły nacisk na historię.
Kiedy lekcje się skończyły byłam strasznie znużona. Zeszłam do szatni i zdjęłam kurtkę Kasa ubierając swój płaszcz. Wypadało by mu ją oddać. Wystukałam mu sms'a z zapytaniem gdzie się szlaja. Zaraz dostałam odpowiedź. Że jest w sali gimnastycznej. Wchodząc na aule dało się usłyszeć odbijanie piłek grupka chłopaków grała w kosza, podeszłam do nich. - Część !
Wiktor:- Angel, dawno cię nie widziałem. Zdążyłem się stęsknić wiesz. - Wykrzyczał na całą sale.
- Mówisz ? - Kentin podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek. Dopiero teraz zauważyłam że wszyscy mają stroje z logo szkoły. - Gracie mecz.
Ken:- Ken:- W niedziele, z innym liceum. Dyrektorka już zrobiła miejsce na puchar w swojej gablotce.
Dajan:- Co tu robisz ? Z tego co wiem lekcje się skończyły.
- Przyszłam oddać własność koledze. - Kastiel jak na zawołanie podszedł do mnie i zabrał swoją ramoneskę.
Kas:- Wyschłaś już.
- Jak widać
Kas:- Szkoda - Nachylił się nad moje prawe ucho i wyszeptał - chętnie bym jeszcze popatrzył.
- Debil - Klepnęłam go w tył głowy. - Mogę z wami pograć ? - Zwróciłam się do Dajana który miał na bicepsie opaskę kapitana. Dla pełniejszego efektu zrobiłam oczy kota ze Shreka albo raczej Nali z Króla Lwa, ona też miała niebieskie.
Dajan:- Jasne - Powiedział jak zahipnotyzowany.
Ustaliliśmy nowe drużyny. Pierwsza Cole, Mark, Kentin i Colin, chłopak którego dopiero poznałam. Druga to Dajan, Wiktor, Kastiel i ja. Zaczęliśmy rozgrywkę, nie czekałam długo szybko przejęłam piłkę i biegiem kozłowałam przez znaczną część boiska. Zatrzymałam się i rzuciłam piłką która idealnie wleciała do kosza. - Dwa, zero ! - Wykrzyczałam zadowolona z siebie. Graliśmy dalej. Za każdym razem kiedy stałam obok Wiktora ten mnie dotykał. Chwytał w talii albo muskał palcami ramiona. Ignorowałam to w końcu byliśmy w jednej drużynie. Ale kiedy stałam pod koszem starając się rzucić piłką, ten stojąc centralnie za mną chwycił mnie za pośladki i polizał mi ucho. Tym ruchem przekroczył granicę, byłam wściekła. odwróciłam się upuszczając piłkę. W tym momencie przed oczami przeleciała mi kogoś pięść. Trafiając chłopaka w twarz, upadł na podłogę.
Wiktor:- Pojebało cię ! Za co to !
Kas:- Za obmacywanie mojej przyjaciółki. - Klęknął nad Wiktorem i złapał go za koszulkę. - Zrób to jeszcze raz a cię zajebie. - Wstał i podszedł do mnie kładąc mi dłoń na szyi. - W porządku ? - Zapytał opiekuńczo.
Spojrzałam na Kastiela po jego twarzy było widać że jest wściekły. Widziałam go już takiego ale teraz wpadł chyba w furie. - T- tak. - Wyjąkałam, od długiego czasu nie byłam w sytuacji w której ktoś mi pomagał. Szczególnie jeśli chodzi o obronę czy bójkę. Więc byłam w szoku.
Wiktor:- Sama tego chciała !
- Chciałam ?
Wiktor:- Przecież widzę jak ci się podobam. Lecisz na mnie ślicznotko nie ukrywaj tego. Niby po co rozebrałaś się do samej koszulki i ocierałaś się o mnie biodrami. Jeśli chcesz możemy się umówić. Co powiesz na kolację z śniadaniem.
Jeszcze większy szok. Nie wiem jaka siła go chroniła i nie pozwoliła mi połamać mu ręki, nogi i przeszkodziła w obiciu wątroby. Ukrytkiem spojrzałam na resztę Kentin też był wściekł, chłopaki zażenowani a Kastiel to się gotował od wewnątrz. Chciał pewnie zrobić Wiktorowi co ja w moich myślach ale powstrzymałam go kładąc mu dłoń na torsie. Kierunek moich myśli odbił się na chwilę. Ale twardy pewnie ma niezłą klatę. Ale zaraz powróciłam. - Swoje sprawy załatwiam sama, mniej jednak dziękuję. - Wyszeptałam i zrobiłam kilka kroków w przód. - Chyba mnie rozgryzłeś, i bardzo chętnie przyjmę twoją propozycję. - Położyłam mu dłoń na policzku w który Kastiel mu jebnął.
Wiktor:- Naprawdę
Uśmiechnęłam się uroczo, tylko po to żeby następnie mocno mu przyłożyć z liścia. Użyłam całej siły bo chłopak aż upadł na ziemię. Jeszcze jebłam mu tam gdzie Kas. Ma rozwaloną wargę, mam nadzieje że przynajmniej zęba stracił. - Oczywiście że nie ! Jesteś dupkiem i dotknij mnie jeszcze raz a przyrzekam że wylądujesz na oiomie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Pamiętaj o ⭐ która motywuje
I komentarzu 💭 co opinie pokazuje
3.10.2019
2812 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro