Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 Tajemnice i Zwierzenia

Obudziło mnie pikanie tego cholernego budzika. Jeszcze deszcz padał, nienawidzę jesieni wszędzie zimno mokro i szaro. O tyle dobrze że rodzice wyjechali do innego miasta na "romantyczny tydzień" więc do poniedziałku mam wolną chatę.
Ogarnęłam się i zeszłam do kuchni zrobiłam dwa tosty i ległam się na kanap zajadając się moim skromnym śniadaniem. Zaczęłam się odmóżdżać przed telewizorem jednak reklamy bardziej odmóżdżają niż programy taka prawda. Znalazłam program i właśnie leciał jakiś kryminalny serial Odcinek się skończył i przełączyłam na Polsat, cudownie, znowu reklamy. Odkąd jestem w tym mieście czuje że się zmieniam. Nie w sensie fizycznym ale bardziej psychiczne, dawniej nawet nie spojrzała bym na deszcz i poszła biegać na swoją rutynową trasę a teraz, czasem nie chce mi się nawet z łóżka wstać. Nie mówiąc już o tym że tęsknię, tęsknię za przyjaciółmi. Chloe, Evan a nawet Zack. Brakuje mi ich. Telefon który położyłam na stoliku kawowym za wibrował mama, odebrałam.


***
- Hallo

M:- Mam nadzieję że poszłaś do szkoły.

- Oczywiście - Odparłam z sarkazmem.

M:- Do szkoły ale już !

- Dobra dobra już idę nie nerwicuj się tak.

M:- Właściwie chętnie przejdę się do twojego liceum. Jestem ciekawa twoich ocen...

- Przecież mówię że się zbieram. Na trzecią lekcje zdążę.

***

Rozłączyłam się. Ten tydzień jest nie do wytrzymania. Ubrałam płaszcz i założyłam kaptur. Zabrałam torebkę i wyszłam z domu zamykając go na klucz. Drogę do szkoły przebiegłam w niecałe 10 minut ale i tak byłam mokra jak szczur. Odwiesiłam płaszcz w szatni. I akurat zadzwonił dzwonek.
Weszłam do klasy, wolne miejsce były tylko u Melanii i Iris, usiadłam obok rudowłosej. - Hej - Przywitałam się szybko. Nie jesteśmy z Iris jakoś blisko w relacjach przyjacielskich. Szczerze mówiąc denerwuje mnie ten jej wieczny optymizm.

Iri:- Cześć Angel. Co u ciebie ?

- Nic. Nic ciekawego. - Wyjęłam z torebki książkę od matmy i czekałam aż nauczycielka raczy przyjść. Rozejrzałam się po klasie, Lynn i Lys znów razem, Armin standardowo konsola Alexsy i Roza przeglądali Vogue'a Amber i jej ekipa malowały paznokcie a kujony jak zwykle w książkach.

Nau:- Czy panienka Angel może łaskawie zdjąć nogi z ławki ?

Nawet nie ogarnęłam kiedy przyszła. Ale zrobiłam co chciała, naprawdę nie mam ochoty powtarzać klasy przez pałę z matmy. Drzwi otworzyły się z wielką siłą. Kastiel wyparował do klasy, przybrał obojętny wyraz twarzy i usiadł w ostatniej ławce, z głośnym hukiem odstawiając krzesło. Wyjął zeszyt i długopis, a potem wyzywająco patrzył w oczy nauczycielki.

Nau:- Kastiel, wróć. - powiedziała stanowczo kobieta, a kiedy jej słowa nic nie dały, zwróciła się do niego po raz kolejny - W tej chwili proszę, żebyś z powrotem tu przyszedł i kulturalnie, jak na człowieka przystało, zapukał. Nie jesteś gdzieś, gdzie nie stosujesz się do żadnych zasad. - znów żadnej reakcji - Rozumiem, że na lekcje przychodzisz tylko wtedy, kiedy masz ochotę, ale może mi wyjaśnisz, dlaczego dzisiaj znów spóźniłeś się na moje zajęcia. - jej jakże spokojny głos bardzo mnie zdziwił, ja bym nie wytrzymała, gdyby ktoś w tak perfidny sposób mnie lekceważył.

Kas:- Zaspałem. - wymamrotał znudzony.

Nau:- Zaspałeś ? Taką wymówkę podałeś ostatnio, więc postarałbyś się chociaż wymyślić coś bardziej oryginalnego. - Tym razem była już wyraźnie podenerwowana, co wywnioskowałam po jej lekko drżącym głosie.

Kas:- Proszę bardzo! Nie chciało mi się, to nie przyszedłem, nie?! Zadowolona?! - krzyknął.

O kurde, teraz to matematyczka nie wytrzymała. Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła, trzaskając nimi. Co?. Ten siedział z nadal naburmuszoną miną i na nic nie zwracał uwagi. Matko Boska... wstałam zabierają podręcznik. - Zamiana - Rzuciłam zimno w stronę Melanii dziewczyna chyba była wystraszona. Bez słowa zajęła moje poprzednie miejsce a ja usiadłam obok Kasa.

Kas:- Czego chcesz !

- Poga...

Kas:- Czy wy kobiety nigdy nie możecie odpuścić.

- ...dać ? - Nawet nie dał mi dokończyć zdania. Wziął swoje rzeczy i wyszedł z klasy.

Amb:- Chyba cię olał, chociaż nie dziwię się. Kto chciał by się zadawać z taką nic nie znaczącą suką. Hahaha haha !

Li:- Hahaha ha !

Cha:- Hahah haha !

- Dobrze ci radzę, zamknij się. - Wycedziłam chłodno w stronę blondynki, ona i jej przyjaciółki od razu zamilkły. Coś musiało go nieźle wkurwić, mam dziwnie wrażenie że znam ten powód. Lysander odsunął krzesło i usiadł obok, spojrzałam z niepokojem na białowłosego.

Lys:- Co mu się stało.

- Nie mam pojęcia. Pogadasz z nim ?

Lys:- Ja ?

- No chyba nie ja.

Lys:- Dobrze, porozmawiam z nim. - Lysander wyszedł z klasy. Mam nadzieję że Kastiel otworzył się przed przyjacielem. Nie mogę na niego patrzeć gdy jest w takim stanie.

Kastiel

Stałem na dachu i paliłem już trzeciego papierosa który ani trochę mnie nie uspokajał. I jeszcze ten pierdolony deszcz. Dlaczego tu nie ma zadaszenia ! - Dobra głupie pytanie.

Lys:- Kastiel dobrze się czujesz ?

- Zajebiście nie widać ! A ciebie dziewczyna rzuciła że przypomniałeś sobie o starym kumplu.

Lys:- Masz mi za złe że spotykam się z Lynn.

- Jasne że nie. Jesteś dla mnie jak brat cieszę się że znalazłeś dziewczynę.

Lys:- Skoro jesteśmy jak bracia może powiesz mi co się stało. Niepokoi mnie twoje zachowanie, Angel też się martwi.

- Debra nie daje mi spokoju ciągle wysyła mi wiadomości. A dziś rano wjebała mi się na chatę.

Lys:- Więc o nią chodzi. Mówiła ci po co wróciła ?

- Zaczęła coś pierdolić o tym że tęskni, że byliśmy świetną parą...

Lys:- Chcesz do niej wrócić

- Pojebało cię. Prędzej stąd skoczę.

Lys:- Domyślałem się takiej odpowiedzi.

- Myślę że chodzi jej o dziennik.

Lys:- O ten w którym pisaliście piosenki. - Przytaknąłem tylko potwierdzając jego słowa. - Rozumiem. Lecz mimo wszystko nie powinieneś wyżywać się na przyjaciołach którzy chcą ci pomóc.

- O czym ty gadasz. Nic nie zrobiłem.

Lys:- Uważam że Angel odbiera to inaczej.

- Nie wydaję mi się. Ale ok, pogadam z nią przy okazji. - Nie mam zamiaru mieszać blondynki w moje porachunki z Debrą. Chodź wiem że ona i tak dopnie swego jakimś podstępem. Ale nie. Wystarczy że wciągnąłem Lysa w tę waśń.

Lys:- Na co tak spoglądasz ? - Zapytał, kładąc mi dłoń na ramie.

- Na nic. Zamyśliłem się.

Angel

Siedziałam na skrzyniach w piwnicy słuchając muzyki, przez słuchawki. Dźwięki rocka jakoś zawsze mnie uspokajały. Wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę z zamiarem zapalenia oczywiście. W tym samym czasie dało się słyszeć schodzenie po schodach schowałam sprzęt do kieszeni spodni. Wiedziałam że Natanielek czasami tu schodzi. A dziś ma dyżur na korytarzu. Drzwi się otworzyły weszła przez nie...Debra ? Hy ? Ostatnio dość chłodno ją potraktowałam.

Deb:- Szukam Kastiela, jest tu.

- A widzisz go gdzieś. Po co go szukasz ?

Deb:- Co cię to obchodzi. Jesteś jego dziewczyną.

- Co cię to obchodzi kim dla niego jestem. - Jej mordercze spojrzenie które mi rzucała zmieniło się teraz uśmiech kpiny wkradł się jej na usta.

Deb:- Po prostu jestem ciekawa czy robisz za kolejną jego zabawkę.

Zabawkę ? A to ciekawe. - Co masz na myśli ?

Deb:- Nie pochwalił ci się ile lasek zaliczył.

- Nie. Ale jak to jakaś osobliwa liczba to muszę mu pogratulować. - Wyjęłam fajki które wcześniej schowałam. Im dłużej z nią gadam tym bardziej chce mi się palić.

Deb:- Nie przeszkadza ci to ?!

- Niekoniecznie, po za tym jego łóżkowe przygody to nie mój interes.

Deb:- Wiesz gdzie on jest czy nie. - Uśmiech znikł z jej twarzy. Chyba suka myślała że będę zazdrosna czy coś. Niestety nieudane posunięcie. Jednak jestem ciekawa co robi w szkole, z tego co wiem jest dawną uczennicą, ma prawo w ogóle tu przychodzić.

- Hyyy - Westchnęłam głośno rzucając jej obojętne spojrzenie. - Słuchaj Kas jest dziś na niezłym wkurwie. Jak mniemam przez ciebie. Nie radzę próbować zaczęcia z nim jakiejkolwiek rozmowy. I tak pewnie poszedł do domu. - W tej chwili do piwnicy wleźli Lysander i Kastiel. Ich ubrania były przemoczone, a włosy nieźle wilgotne. Pewnie muchomor... Ooo mam dla niego nową ksywę, poszedł na dach, nie myślałam że wejdzie tam w czasie deszczu. Nie myślałam że Lysander nie poczeka aż z niego zejdzie. - Nasze miss mokrego podkoszulka. - Szybko wyjęłam telefon i zrobiłam im kilka zdjęć.

Kas:- Usuń to. - warknął na mnie wściekły - A ty co tu robisz, wyraźnie ci powiedziałem że masz się do niej nie zbliżać ! - ŻE CO ? Zaraz, chwilunia, momencik, ja chyba nie jestem w temacie ?

Deb:- Szukałam cię. Chce...

Kas:- Mam wyjebane na to co ty chcesz ! Wyjdź stąd natychmiast !

Deb:- Kastiel daj mi pięć minut a... - Dziewczyna podeszła do czerwonowłosego który stał tyłem chciała położyć mu dłoń na ramieniu ale ten ją odepchnął.

Kas:- Nie dotykaj mnie !

Deb:- Oj daj spokój Kas. Pamiętasz jeszcze te nasze wspólne chwile. Gdy nie spaliśmy po nocach chodziliśmy do barów i na koncerty. Nasze zmysłowe noce we dwoje. - Kastiel milczał. Miał zamglone spojrzenie. Brunetka położyła mu dłoń na policzku. Ja pierdole bawi się nim jak marionetką. Wyrzuciłam papierosa i złapałam dziewczynę za ramię odciągając ją od niego.

- Spierdalaj

Deb:- Słucham.

- Spierdalaj nie rozumiesz ? Za dużo sylab ?

Deb:- Bo co ?

- Bo tak ci przeforsuje gębę ze twoi stali klienci cię nie poznają. - Usłyszałam cichy śmiech chłopaków.

Deb:- Myślisz że się ciebie boje. - gwałtownie popchnełam brunetke na ścianę łapiąc za kołnierz jej kurtki. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.

- Nie masz pojęcia do czego jestem zdolna kiedy ktoś krzywdzi moich przyjaciół. Uważaj gdzie stawiasz kroki Debro bo jeden zły a przyrzekam że bardzo tego pożałujesz.

Deb:- Pożałujesz tego zdziro. - Zagroziła rzucając mi wściekłe spojrzenie. Wyrwała się i wyszła z piwnicy zamykając drzwi z wielkim hukiem.
Odpaliłam nowego papierosa, tamtego nie zdążyłam spalić. Usiadłam na mojej skrzyni zaciągając się. Chłopcy patrzyli na mnie jak na wariatkę.

- No co ?

Lys:- Jesteś bardzo, . . . . dobitna. W tym co mówisz.

- Czasami trzeba.

Kas:- Masz racje - Błyskawicznie zabrał mi papierosa którego paliłam.

- To moje oddawaj.

Kas:- Nie jestem przekonany - Zaciągnął się mocno i chuchnął mi dymem w twarz.

- Oddawaj.

Kas:- Nie. Palenie szkodzi. - Wyciągnęłam rękę w jego kierunku ale szybko wyciągnął rękę w bok jak najdalej ode mnie. Cały czas uśmiechałam się szatańsko. Zaczęłam sięgać po papierosa, a on coraz bardziej się odchylał, aż w końcu leżał na tej skrzyni a ja na nim. Spojrzałam mu w oczy, unieruchomił mnie przechylając nas tak że teraz on leżał na mnie. Później wyrzucił filtr od szluga którego mi zabrał.

- Złaź ze mnie, ciężko mi.

Kas:- Nie jestem taki ciężki.

- Cycki mi spłaszczysz.

Kas:- I tak jesteś płaska. Nawet popatrzeć nie mam na co ? - Śmiał się.

- Ja cycki mogę powiększyć ale ty nie ważne co zrobisz twój mikroskopijny móżdrzek nie urosnie nawet o milimetr.

Kas:- CO ? Ty wredna żmijo Odwołaj to ! . - Zaczął mnie łaskotać po bokach. Ale to nic nie dało.

- Daruj sobie, nie mam łaskotek. - Zasmucony przestał, ale zaraz znów się wyszczerzył.

Kas:- Już wiem, pocałuje cię. - Że co ! Nachylił się niebezpiecznie. Oblały mnie zimne poty kiedy powoli się zbliżał.

- A weź spierdalaj. - Wykorzystałam moment i przechyliłam go tak że spadł na beton usłyszałam tylko jak syknął z bólu. Wybuchłam śmiechem, położyłam się płasko na krawędzi tej wielkiej skrzyni bo brzuch zaczął boleć mnie od śmiechu.

Kas:- Aż tak ci do śmiechu ! - Chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę przez co wylądowałam na nim. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Leżałam rozpłaszczona na klacie Kastiela który spoglądał mi w dekolt. - Może jednak nie jesteś aż tak płaska.

- Gdzie się kurwa lampisz. Oczy mam wyżej.

Kas:- No jakoś tak - Wstałam z niego i wyciągnęłam rękę żeby pomóc mu się podnieść. - Czerwony ? Mój ulubiony kolor. - Skomentował szczerząc się.

Spojrzałam na piersi przez to że leżałam na mokrej koszulce Kastiela mój biały top też był mokry. - Zajebiście będę teraz świecić cyckami przed całą szkołą.

Kas:- Ubierz ją. - zdjął swoją ramoneskę i położył mi ją na ramiona. Ubrałam rękawy i zapięłam ją do połowy. Była o rozmiar albo nawet dwa większa ale o tyle dobrze że mam te 174 cm i nie wyglądam jakbym w worku chodziła.

- Dziękuję.

Kas:- Spoko, nie sądziłem że dziewczyna może wyglądać tak pociągająco w męskiej ramonesce.

Uśmiechnęłam się tylko - Gdzie Lysander - Zapytałam zdziwiona nieobecnością białowłosego.

Kas:- Pewnie zawinął się na lekcje. Mamy sprawdzian z Historii.

- Faktycznie... . Ej !... Ty wiesz kiedy mamy sprawdzian ?! Kastiel jestem w szoku.

Kas:- Powiem ci więcej wczoraj nawet się uczyłem.

- To chodź bo jeszcze przegapisz okazje się popisać. - Wyszliśmy z piwnicy i ruszyliśmy prosto do sali 115 na Historie. Stanęliśmy w drzwiach i wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nas. Mina Amber kiedy zobaczyła że mam kurtkę Kastiela była po prostu genialna, gdyby mogła to by na mnie skoczyła z tymi tipsami. Gdyby widziała tą akcje w piwnicy to nie wiem czy nie musiała bym jej obezwładniać. Farazowski właśnie rozdawał sprawdziany. Jak nie my, przeprosiliśmy za spóźnienie i usiedliśmy w ostatniej ławce. - Skoro się uczyłeś to będę mogła od ciebie ściągnąć - Wyszeptałam.

Kas:- Oczywiście. W najgorszym przypadku oboje oblejemy.

Ściąganie, nie było mi potrzebne, test dotyczył II Wojny Światowej. A o tym to mam dość rozległą wiedzę, w Akademii miałam niezły nacisk na historię.
Kiedy lekcje się skończyły byłam strasznie znużona. Zeszłam do szatni i zdjęłam kurtkę Kasa ubierając swój płaszcz. Wypadało by mu ją oddać. Wystukałam mu sms'a z zapytaniem gdzie się szlaja. Zaraz dostałam odpowiedź. Że jest w sali gimnastycznej. Wchodząc na aule dało się usłyszeć odbijanie piłek grupka chłopaków grała w kosza, podeszłam do nich. - Część !

Wiktor:- Angel, dawno cię nie widziałem. Zdążyłem się stęsknić wiesz. - Wykrzyczał na całą sale.

- Mówisz ? - Kentin podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek. Dopiero teraz zauważyłam że wszyscy mają stroje z logo szkoły. - Gracie mecz.

Ken:- Ken:- W niedziele, z innym liceum. Dyrektorka już zrobiła miejsce na puchar w swojej gablotce.

Dajan:- Co tu robisz ? Z tego co wiem lekcje się skończyły.

- Przyszłam oddać własność koledze. - Kastiel jak na zawołanie podszedł do mnie i zabrał swoją ramoneskę.

Kas:- Wyschłaś już.

- Jak widać

Kas:- Szkoda - Nachylił się nad moje prawe ucho i wyszeptał - chętnie bym jeszcze popatrzył.

- Debil - Klepnęłam go w tył głowy. - Mogę z wami pograć ? - Zwróciłam się do Dajana który miał na bicepsie opaskę kapitana. Dla pełniejszego efektu zrobiłam oczy kota ze Shreka albo raczej Nali z Króla Lwa, ona też miała niebieskie.

Dajan:- Jasne - Powiedział jak zahipnotyzowany.

Ustaliliśmy nowe drużyny. Pierwsza Cole, Mark, Kentin i Colin, chłopak którego dopiero poznałam. Druga to Dajan, Wiktor, Kastiel i ja. Zaczęliśmy rozgrywkę, nie czekałam długo szybko przejęłam piłkę i biegiem kozłowałam przez znaczną część boiska. Zatrzymałam się i rzuciłam piłką która idealnie wleciała do kosza. - Dwa, zero ! - Wykrzyczałam zadowolona z siebie. Graliśmy dalej. Za każdym razem kiedy stałam obok Wiktora ten mnie dotykał. Chwytał w talii albo muskał palcami ramiona. Ignorowałam to w końcu byliśmy w jednej drużynie. Ale kiedy stałam pod koszem starając się rzucić piłką, ten stojąc centralnie za mną chwycił mnie za pośladki i polizał mi ucho. Tym ruchem przekroczył granicę, byłam wściekła. odwróciłam się upuszczając piłkę. W tym momencie przed oczami przeleciała mi kogoś pięść. Trafiając chłopaka w twarz, upadł na podłogę.

Wiktor:- Pojebało cię ! Za co to !

Kas:- Za obmacywanie mojej przyjaciółki. - Klęknął nad Wiktorem i złapał go za koszulkę. - Zrób to jeszcze raz a cię zajebie. - Wstał i podszedł do mnie kładąc mi dłoń na szyi. - W porządku ? - Zapytał opiekuńczo.

Spojrzałam na Kastiela po jego twarzy było widać że jest wściekły. Widziałam go już takiego ale teraz wpadł chyba w furie. - T- tak. - Wyjąkałam, od długiego czasu nie byłam w sytuacji w której ktoś mi pomagał. Szczególnie jeśli chodzi o obronę czy bójkę. Więc byłam w szoku.

Wiktor:- Sama tego chciała !

- Chciałam ?

Wiktor:- Przecież widzę jak ci się podobam. Lecisz na mnie ślicznotko nie ukrywaj tego. Niby po co rozebrałaś się do samej koszulki i ocierałaś się o mnie biodrami. Jeśli chcesz możemy się umówić. Co powiesz na kolację z śniadaniem.

Jeszcze większy szok. Nie wiem jaka siła go chroniła i nie pozwoliła mi połamać mu ręki, nogi i przeszkodziła w obiciu wątroby. Ukrytkiem spojrzałam na resztę Kentin też był wściekł, chłopaki zażenowani a Kastiel to się gotował od wewnątrz. Chciał pewnie zrobić Wiktorowi co ja w moich myślach ale powstrzymałam go kładąc mu dłoń na torsie. Kierunek moich myśli odbił się na chwilę. Ale twardy pewnie ma niezłą klatę. Ale zaraz powróciłam. - Swoje sprawy załatwiam sama, mniej jednak dziękuję. - Wyszeptałam i zrobiłam kilka kroków w przód. - Chyba mnie rozgryzłeś, i bardzo chętnie przyjmę twoją propozycję. - Położyłam mu dłoń na policzku w który Kastiel mu jebnął.

Wiktor:- Naprawdę

Uśmiechnęłam się uroczo, tylko po to żeby następnie mocno mu przyłożyć z liścia. Użyłam całej siły bo chłopak aż upadł na ziemię. Jeszcze jebłam mu tam gdzie Kas. Ma rozwaloną wargę, mam nadzieje że przynajmniej zęba stracił. - Oczywiście że nie ! Jesteś dupkiem i dotknij mnie jeszcze raz a przyrzekam że wylądujesz na oiomie.

Ciąg dalszy nastąpi...

Pamiętaj o ⭐ która motywuje

I komentarzu 💭 co opinie pokazuje

3.10.2019

2812 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro