Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Godzina wychowawcza

W mediach grafika, która zainspirowała mnie do napisania tego rozdziału. Rysunek należy do @Tamaytka i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.

---------------------------------------------------

Dla @wzruszenie_ , za cudowne Tratie Język kwiatów <3

------------------------------------------------------

Kiedy budzik zadzwonił jak co dzień o piątej trzydzieści, Chejron przeprowadził w myślach szybką ankietę i w zgodzie z samym sobą doszedł do wniosku, że poniedziałki to zło konieczne, które trzeba po prostu przecierpieć. Oczywiście, najpierw przydałoby się trochę dłużej pospać.

Niestety, nie było mu to dane.

– Mógłbyś wyłączyć wreszcie ten budzik?! Próbujemy spać! – krzyknął Larry, jeden z jego kuzynów, podnosząc głowę. A jako że wrócił dopiero nad ranem, w zasadzie niecałą godzinę temu, wyszedł mu z tego raczej niewyraźny bełkot. Spróbował położyć się znowu, żeby jeszcze trochę odpocząć. Źle wycelował, natrafił głową na metalową barierkę łóżka i odruchowo wyrwało mu się całkiem głośne, niekoniecznie przyzwoite słowo.

Jak można się było spodziewać, obudził tym samym resztę swojego rodzeństwa, czternastu mężczyzn określających się jako dorośli. Chejron bynajmniej się z tym nie zgadzał. Chociaż był młodszy od swoich kuzynów, często czuł się jak ten starszy i rozsądniejszy (co do tego ostatniego, nie miał najmniejszych wątpliwości). Jako jedyny nie był w rodzinnym zespole ,,Imprezowe Kucyki". Kuzynkowie skakali z wydarzenia na wydarzenie, wynajmując się na urodziny, festyny, wieczory kawalerskie i inne przyjęcia. Wracali późno w nocy albo nad ranem.

Na szczęście większość po prostu przewróciła się na drugi bok i spała dalej.

Nagle w pokoju rozległ się huk, a na podłogę obok Chejrona spadł śpiący jeszcze przed chwilą na górnym łóżku Owen. Wymamrotał coś niewyraźnie wtulając twarz w czyjąś brudną koszulkę. Minusem mieszkania w jednym pomieszczeniu z piętnastką głośnych facetów były okazjonalnie znajdowane na podłodze stare, śmierdzące ciuchy, butelki i puszki po piwie, a przede wszystkim – mnóstwo śmieci, do których nikt się nie przyznawał ani nie miał ochoty ich sprzątać. Zazwyczaj posyłali te rzeczy szybkim kopniakiem pod jedno z łóżek i udawali greka.

Budzik zadzwonił drugi raz. Z górnych i dolnych pryczy posypały się przekleństwa pod adresem ,,niewyżytego ustrojstwa". Chejron westchnął, zwlekając się z posłania. Chwycił przygotowaną poprzedniego dnia marynarkę i poczłapał do łazienki.

Chwilę później siedział w rozklekotanym autobusie, przysypiając nad kubkiem kawy i pilnując, żeby nie ominąć swojego przystanku. Raz mu się to zdarzyło, a że następny przystanek był dobre kilkanaście kilometrów dalej, spacer z powrotem w stronę szkoły nie należał do najkrótszych.

Chejron uczył historii w Olympus High School i oprócz tego był wychowawcą niesławnej dziesiątej klasy. W szkole Olympus, jako jednej z pierwszych, zaczęto wdrażać system klas po 15 – 20 osób, którymi opiekowali się wychowawcy. Zazwyczaj każda klasa miała jednego opiekuna przez cztery lata nauki.

Dziesiąta była wyjątkiem. Mimo że uczyli się dopiero od dwóch lat, Chejron był już ich czwartym wychowawcą.

Pierwszy, pan D., wytrzymał cały rok. Tuż po swoim przemówieniu na zakończenie ulotnił się z auli i nikt go od tamtej pory nie zobaczył. Pani Dodds uczyła ich przez tydzień, zanim wyszła z gabinetu dyrektora trzaskając drzwiami z oświadczeniem, że ,,więcej do tych piekielnych bachorów nie wróci". Tantal, młody nauczyciel świeżo po praktykach, zajmował się nimi przez pół roku, ale później przeniesiono go do innej placówki ze względu na ,,zbyt drastyczne metody wychowawcze".

Na Chejrona padło zupełnie przez przypadek. Dyrekcja, w osobach magistra inżyniera Zeusa i doktor Hery, usłyszała od kogoś, że jest taki jeden nauczyciel, prowadzący letni obóz dla dzieciaków z dysleksją i ADHD.

Tak jakoś się złożyło, że w dziesiątej klasie prawie wszyscy uczniowie, poza jednym chłopakiem, mieli dysleksję, a ADHD miał każdy. Niektórzy z nich bywali częstymi gośćmi na obozie Chejrona, więc zdążył już dość dobrze zapoznać się z ich charakterami i potrzebami.

Dlatego, kiedy pewnego zimowego popołudnia przyszedł do niego list od dyrekcji z prośbą o zajęcie się grupą piętnastolatków, zgodził się prawie bez wahania. Od samego początku, kiedy tylko zobaczył ich siedzących w ławkach pierwszego dnia, czuł, że ten rok będzie inny niż wszystkie do tej pory.

***

– Przepraszam za spóźnienie! – krzyknął Leo Valdez, wbiegając do klasy i prawie wywracając się w drzwiach na rozwiązanej sznurówce.

Chejron machnął na to dłonią, nie odrywając wzroku od stosu papierzysk na biurku. W klasie, poza nauczycielem, siedziało tylko pięć osób z szesnastu: Annabeth, bystra blondynka, jak zwykle z nosem w książce, jej chłopak Percy, śpiący aktualnie na ławce ze stróżką śliny wypływającą mu z ust, przyrodnie rodzeństwo – Nico, niski, czarnowłosy chłopak z ciemnymi worami pod oczami, po kryjomu popijający kawę z kubka ukrytego pod ławką (Chejron wolał udawać, że wcale tego nie widzi. Sam kiedyś chodził do szkoły, więc z własnego doświadczenia wiedział, że czasem tylko mocna czarna kawa może postawić człowieka na nogi) i Hazel, wiecznie optymistyczna ciemnoskóra dziewczyna, rysująca właśnie brata na lekko zapisanej kartce wyrwanej zapewne z pierwszego lepszego zeszytu. W ostatniej ławce od strony drzwi siedział Jason, wysoki okularnik z bardzo jasnymi włosami i blizną na wardze, którą zawdzięczał, jak głosiła plotka, temu, że próbował kiedyś zjeść zszywacz. Leo skierował swoje kroki prosto w jego stronę, przy powitaniu prawie zrzucając Jasona z krzesła.

Właśnie, Leo... Trzeba będzie mu wreszcie wytłumaczyć, że nie może przynosić na zajęcia materiałów wybuchowych. Ale to za chwilę...

Chejron stłumił ziewnięcie i wziął do ręki kolejny papier, jedną z kilku jeszcze skarg na jego klasę, dostarczonych przez innych nauczycieli. Jako wychowawca miał obowiązek rozmawiać ze swoimi podopiecznymi o wszystkich rzeczach, które ich martwiły czy powodowały trudności, o problemach - jeśli oczywiście chcieli, a do tego wszystkiego dochodziły jeszcze skargi nauczycieli i aktualności. Czasem już nie wyrabiał i jego szacunek dla Dionizosa z każdą chwilą rósł, bo bądź co bądź wytrzymać z tą klasą przez tydzień było wystarczająco trudno, a co dopiero przez cały rok.

Kolejna skarga na Leona. Chejron rozpoznał charakterystyczne, pochyłe pismo chemiczki: ,,Uczeń na lekcjach dowcipkuje i nie bierze niczego na poważnie, przedrzeźnia kolegów i koleżanki z klasy oraz mnie, kiedy najwyraźniej myśli, że tego nie widzę, wielokrotnie podczas zaliczania doświadczeń jego stanowisko kończy w płomieniach albo przynajmniej w kłębach dymu. Nie stosuje się do zakazu..."

Chejron westchnął. Wiedział, że ten niewysoki, kędzierzawy chłopak, wyglądający odrobinę jak latynoski elf z orszaku Mikołaja – nawet ten jego błysk w oku idealnie do tego pasował! – jest w ciężkiej sytuacji rodzinnej i prawnej, ponieważ jego matka zmarła w pożarze kilka lat temu. Od tego czasu Leo mieszkał w kilku rodzinach zastępczych, ale z każdej po jakimś czasie uciekał. Aktualnie próbował przystosować się do mieszkania z Jo i Emmie, ekscentrycznymi kobietami w średnim wieku, i ich adoptowaną w wieku niemowlęcym ośmioletnią teraz córką. Śmieszkowanie i wygłupy były jego formą odcięcia się od negatywnych emocji i przeżyć.

A co do materiałów wybuchowych, była to po części wina Chejrona. Leo w prawie każde wakacje przyjeżdżał na jego obóz i przez pierwszy rok Chejron pomagał poszukać mu jakiejś pasji, którą mógłby rozwijać. Po wysadzeniu przez niego łazienki już wiedzieli, do czego ma dryg. Tak rozpoczęła się jego przygoda z prochem, siarką i wszelkimi innymi łatwopalnymi substancjami. Dość szybko Leo stał się obozowym specjalistą od fajerwerków. Organizował je ostatniej nocy podczas ogniska końcowego, za każdym razem w innych kształtach i kolorze.

O, tym razem coś innego. Bliźniacy Stoll, zawsze we dwójkę, zawsze ubrani identycznie, nigdy nie sposób ich odróżnić. Chejron nigdy nie był pewien, czy rozmawia właśnie z Connorem czy z Travisem. Siedzieli razem w ławce i zamieniali się miejscami do woli, zależnie od tego, który był lepszy z danego przedmiotu (tak jak wszyscy się spodziewali, wybrali identyczne). Jakoś umieli to robić tak, że żaden z nauczycieli nie orientował się, że i kiedy właściwie następowała podmianka.

Mniej więcej dwadzieścia minut po rozpoczęciu lekcji większość miejsc była zapełniona. Chejron sprawdził obecność, przebiegając szybko wzrokiem po klasie. Percy już nie spał, tylko słuchał uważnie Annabeth usiłującej wytłumaczyć mu coś szeptem. Nico sączył kolejną kawę ze słuchawkami na uszach i patrzył ponuro w ścianę, Hazel prowadziła ożywioną dyskusję z chłopakiem siedzącym w sąsiedniej ławce, Frankiem. Z miejsca obok Reyna przysłuchiwała im się i tylko czasem kiwała głową albo dopowiadała coś. Leo z Jasonem kopali się pod ławką, Connor i Travis szeptali coś z podejrzanie szerokimi uśmiechami, Clarisse, siostra Franka, piorunowała wzrokiem tył głowy któregoś ze Stollów, a Rachel szkicowała jak szalona z ostatniej ławki, próbując uchwycić wszystkie postacie. Brakowało czterech osób.

– Czy ktoś wie, co dzieje się z Willem, Katie, Lesterem albo Piper? – zapytał głośno Chejron, rozglądając się uważnie po sali. Szum cichych rozmów stopniowo ustawał, uczniowie patrzyli teraz na niego z uwagą. Chejron uśmiechnął się lekko i powtórzył pytanie.

– Katie nie może przyjść, jest chora – wypalił jeden z bliźniaków. Kilka osób wymieniło porozumiewawcze uśmieszki. W ten sposób każdy dowiedział się, przynajmniej na jedną lekcję, który jest który. Nie było tajemnicą, że Travis jest zakochany w Katie po uszy, zresztą z wzajemnością. Travis poczerwieniał lekko i zapadł się w sobie, kiedy brat trącił go łokciem w bok.

– Willa też nie będzie – rzucił z pierwszej ławki Nico. – Ma jakiś konkurs czy coś. Pojechali na niego z Piper, jako drużyna – uzupełnił.

– Czyli został nam tylko Lester – stwierdził Chejron. – Wiecie może czy przyjdzie?

Zanim jeszcze pytanie na dobre wybrzmiało, drzwi uchyliły się i wychynęła zza nich lekko rozczochrana chłopięca głowa. Po chwili trochę niżej pojawiła się druga, mniejsza, należąca do może ośmioletniej dziewczynki, obcięta na pazia. Dziewczynka pchnęła mocniej drzwi, co poskutkowało głośnym i zapewne bolesnym zderzeniem Lestera z podłogą, i zaraz za głową wyłoniła się reszta jej sylwetki: częściowo rozwiązane trampki, kolorowe legginsy w paski oraz zielona sukienka z mnóstwem kieszonek. Najbardziej rzucały się w oczy jej okulary - duże, zajmujące pawie pół twarzy, z lekko zielonymi szybkami. Dziewczynka rozejrzała się ciekawie po klasie i pomachała do kilku osób.

– Lester – zwrócił się do nastolatka Chejron, kiedy już otrząsnął się ze zdumienia. – Kto to jest?

Lester podniósł się z podłogi i otrzepał, wyraźnie zakłopotany.

– To... to jest moja młodsza siostra, Meg. Przyprowadziłem ją dzisiaj, bo odwołano jej dwie pierwsze lekcje, a rodzice są w pracy i nie mogłem zostawić jej samej w domu, więc czy to nie będzie problemem, jeśli zostanie u nas przez tę godzinę, a później odprowadzę ją do szkoły? – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, więc Chejron wyłapał tylko końcówkę. Skinął powoli głową.

– Myślę, że nie będzie z tym problemu – uśmiechnął się do Meg, która schowała się za nogami brata. – Tylko musisz być cichutko jak myszka i odzywać się dopiero wtedy, kiedy udzielę ci głosu, dobrze? – dziewczynka pokiwała głową i też się uśmiechnęła. – Usiądziesz teraz z Lesterem, możesz sobie porysować albo posłuchać, o czym mówimy.

Meg posłusznie podreptała za bratem, a Chejron rozejrzał się uważnie po klasie. Travis nadal miał zaczerwienione koniuszki uszu, Connorowi uśmiech nie schodził z twarzy. Clarisse uporczywie wbijała wzrok w jego potylicę.

To może być interesujące.

– Clarisse, przestań proszę z łaski swojej próbować przepalić czaszkę Connorowi – odezwał się karcąco Chejron. Po klasie przetoczyły się stłumione śmiechy. – Skoro Willa dzisiaj z nami nie ma, możemy mieć mały problem.

Will Solace był ich klasowym sanitariuszem. W plecaku zawsze miał ze sobą przepastną apteczkę, zawierającą bandaże, plastry, płyny do dezynfekcji, całe tony tabletek i Zeus wie, co tam jeszcze. Od ojca przejął zainteresowanie medycyną i sprawdzał się w tym doskonale, nie raz ratując kogoś podczas wychowania fizycznego prowadzonego przez trenera Hedge'a. Przysadzisty nauczyciel bynajmniej nie słynął z łagodnego podejścia do uczniów.

– No, to teraz opowiedzcie mi dokładnie, co zaszło – Chejron usiadł wygodnie na krześle, opierając łokcie na biurku.

Clarisse poczerwieniała i chciała coś powiedzieć, kiedy wtrącił się Leo.

– Na zajęciach z trenerem Hedge'em w zeszły piątek ćwiczyliśmy koszykówkę w dwójkach i Connorowi trafiła się akurat Clarisse. Wcześniej się o coś pokłócili i tak w dużym skrócie Connor dostał piłką w głowę, a później odwdzięczył się dokładając do szamponu Clarisse zieloną farbę – powiedział na jednym wydechu, nie podnosząc głowy znad urządzenia, które skręcał z części wygrzebanych z przepastnych kieszeni spodni.

– Zmywałam ją przez godzinę, a i tak nie zeszła do końca – mruknęła Clarisse. Rzeczywiście, jej krótkie włosy tuż przy skórze były lekko jaskrawozielone.

– Rozumiem – uśmiechnął się Chejron. – Connor i Clarisse, za celowe działania podjęte przeciwko temu drugiemu, dostaniecie karną godzinę sortowania papierów. Dzisiaj, po lekcjach, u mnie w gabinecie.

– Coś przegapiłem? – spytał zdezorientowany Percy, który chyba znowu przysnął. Przez klasę przeszła fala śmiechu, częściowo zagłuszona dzwonkiem.

– Widzimy się za godzinę! – Chejron podniósł głos, usiłując przekrzyczeć harmider powstały przy jednoczesnym szuraniu czternastoma krzesłami i coraz bardziej ożywione rozmowy uczniów. – Leonie Valdez, przygotuj się na solidną porcję skarg, Stollowie tak samo!

Leo przewrócił oczami i mruknął coś do Jasona. Oboje zaśmiali się i wybiegli z sali w niewiadomym kierunku.

Już po chwili klasa opustoszała. Chejron westchnął i osunął się na krześle, ogarniając wzrokiem pozostałe po swoich wychowankach pobojowisko: niedosunięte krzesła, papierowe kulki i samolociki poniewierające się pod ławkami, zostawione w nieładzie książki i zeszyty.

A to była dopiero pierwsza godzina...

Kiedy po piętnastu minutach klasa dziesiąta wróciła na lekcję, zastała swojego wychowawcę śpiącego z głową w stosie papierów. W wyniku naprędce zorganizowanego plebiscytu zdecydowano, żeby nic z tym faktem nie robić i zostawić nauczyciela w spokoju.

----------------------------------------------------------------

Oto jest! Kolejny One-Shot! Kto się cieszy?

*Cykanie świerszczy*

W każdym razie, nie przedłużając już życzę Wam dobrej nocy/dnia/wieczoru/popołudnia, w zależności od pory w której czytacie :)

W komentarzach czekam na osoby wielbiące duet Meg - Lester ;D

(Od razu zgłaszam swoją kandydaturę, żeby nie było)

Do następnego,

~Aki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro