"Co gdybym"
ConnorMurphy<3: Zagrajmy w grę
Szanty: jaką
ConnorMurphy<3: co gdybym
Szanty: Umm okej
ConnorMurphy<3: zaczynam
ConnorMurphy<3: co gdybym ci powiedziała ze cię kocham?
Szanty: odpowiedziałabym ze to oczywiste i ze ja ciebie tez
ConnorMurphy<3: awww
Szanty: moja kolej
Szanty: co gdybym ci powiedziała, ze mam chłopaka?
ConnorMurphy<3: zabiłabym go za wszystkie krzywdy które ci wyrządzi krzycząc mu do ucha ze najlepsza przyjaciółka ci wystarczy
Szanty: ;-;
Szanty: oooookeeeej xD
ConnorMurphy<3: co gdybym ci powiedziała, ze nie zdałam na kolejny rok?
Szanty: wysmialabym cię i powiedziała, ze to niemożliwe, zawsze masz szóstki
ConnorMurphy<3: HAH
ConnorMurphy<3: mam dwie piątki ;-;
Szanty: ....
Szanty: a ja jedną
Szanty: i siedem trój
Szanty: wiec wiesz
ConnorMurphy<3: upsi xD
***
Tak wyglądały nasze rozmowy dziewięć lat temu. Każda z nas miała beztroskie życie i uwielbiała tą drugą. Jako ośmiolatki nie zawracałyśmy sobie głowy wyglądem, chłopakami, przyszłością, żyłyśmy tym co tu i teraz. Natomiast teraz... już nie jest tak kolorowo. Życie traci swą barwę, przynajmniej dla mnie. Umieram. Jasmine jeszcze nic nie wie, ale będę musiała ją powiadomić. Teraz, gdy czytam nasze stare wiadomości z czasów, gdy kolor sukienki dla lalki był naszym największym problemem, wpadłam na pewien pomysł. Odpaliłam kompa i napisałam do Jas.
Szanty: Hej Jassie. Mam pomysł..
ConnorMurphy<3: jaki?
Szanty: Zagrajmy w grę!
ConnorMurphy<3: ?
Szanty: Co gdybym..?
Szanty: Pamiętasz, jak grałyśmy w to kiedyś?
ConnorMurphy<3: OCZYWIŚCIE ZE PAMIETAM!! Nadal obiecuje, ze gdy Anthony cię skrzywdzi, to nie ręczę za siebie!
Anthony to mój chłopak. A Jasmine nadal ma w pamięci co pisała osiem lat temu. Normalnie ta kobieta ma pamięć jak słoń. I to gruby słoń. W składzie porcelany.
Szanty: Hahhh, pamietam ale nie martw się xD
ConnorMurphy<3: to zaczynaj
Przełknęłam ślinę. Teraz jest ten moment. Trzeba jej powiedzieć.
Szanty: Co gdybym ci powiedziała, ze.... mam raka?
Cisza. Czemu ona nic nie odpisuje? Nie wie, jak ciężkie to dla mnie jest? A No tak, nie wie.
Odpisała.
ConnorMurphy<3: odpowiedziałabym ci, ze będę z tobą do końca życia, niezależnie od tego ile daliby ci lekarze na przetrwanie. Ja zawsze będę z tobą.
Poczułam łzę spływająca po policzku. Płakałam. Ona jest wspaniała, najlepsza przyjaciółka na ziemi. Dobra, Phil, weź się w garść i napisz jej to.
Szanty: Wiec, czy.... czy będziesz ze mną przez ostatni rok mojego życia?
Cisza. Przeczytała i zero reakcji.
Szanty: Jass?
ConnorMurphy<3: ...
ConnorMurphy<3: żartujesz prawda?
ConnorMurphy<3: ŻARTUJESZ?
ConnorMurphy<3: TO NIE MA PRAWA BYTU!!!
Kolejna łza dołączyła do tych poprzednich. Ona mi ufa. Ufała. A ja ją zawiodłam. Nie mogę umrzeć, musze być dla niej silna.
ConnorMurphy<3: Phil, powiedz ze żartujesz, powiedz ze kłamiesz
ConnorMurphy<3: Miałyśmy tyle planów!
ConnorMurphy<3: Miałyśmy zobaczyć Paryż! Przecież to nasze marzenie od zawsze!
Szanty: ... przepraszam Jasmine. Musisz jechać do Paryża sama.
ConnorMurphy<3: to dlatego nie było cię w szkole... dlatego nie ma cię w domu... jesteś w szpitalu prawda?
Szanty: tak.
Kolejna łza i jeszcze kolejna. To prawda, miałyśmy jechać do Paryża jak tylko ukończę osiemnaście lat. To miał być prezent na dziesięciolecie naszej przyjaźni. Nasze odwieczne marzenie, nawet miałyśmy uzbierane pieniądze, wszystko gotowe. A ja to zniszczyłam.
ConnorMurphy<3: Philipa, słuchaj. Znam cię na tyle, ze wiem, ze uważasz ze to twoja wina, ze zniszczyłaś mi marzenia. Ale to nieprawda. Pojedziemy do tego Paryża, zobaczysz. We dwie. Zaraz po twoich urodzinach. I dożyjesz tego, i będziesz się świetnie bawić.
Szanty: ...
Ona mnie zna zbyt dobrze. A ja ją. Wiedziałam ze będzie mnie przekonywać. Nie mogę dać się jej przekonać, nie mogę dać jej nadziei, nie
mogę jej znowu zranić. Jedno kliknięcie i będzie po wszystkim.
Szanty: Przepraszam Jassie. Nie chce cię jeszcze bardziej krzywdzić, proszę nie pisz więcej. Nie przyjeżdżaj do mnie, zapomnij o mnie, ułóż sobie życie, szalej, rób wszystko to co miałyśmy robić razem, ale zrób to sama. I żyj tak, jakby każdy dzień miał być twoim ostatnim. Kochaj, śmiej się, zapomnij o mnie, nie trać na mnie czasu, sił ani życia. Kocham cię, ale to koniec naszej przyjaźni. Żegnaj.
Użytkownik Szanty nie odbiera obecnie twoich wiadomości.
Już. To koniec. Po wszystkim. Straciłam jedyną przyjaciółkę jaką miałam, przy pomocy jednego kliknięcia.
- Panno Philipo, proszę za mną.
No tak, chemioterapia. Czas iść.
***
Rok później
Leżę na łożku w moim pokoju szpitalnym. Ze względu na mój stan nie mogłam wrócić do domu, nawet na miesiąc. Sięgnęłam ręką po nowe krzyżówki, dostarczone mi przez tatę. Gdy podniosłam czasopismo, z pomiędzy kartek wypadła mniejsza, wyrwana z zeszytu w kratkę i zapisana starannym pismem. Podniosłam ją z ciekawością i zaczęłam czytać.
"Najdroższa Philipo,
Jak się masz? Pewnie dziwi cię mój brak odwiedzin. Ale... nie mogłam. Wyjechałam. Zrobiłam jak kazałaś, pojechałam do Paryża. Było cudownie, wieża Eiffela jest przepiękna, a jedzenie tak dobre, że nadal czuje jego smak na języku. Musiałabyś zresztą sama spróbować. Wiem, że jest coraz gorzej, twój tata to dobry informator, twoja mama od razu się rozpłakała i głos się jej załamał. Ale ona zawsze tak miała. Tak czy siak, dzisiaj mija dziesięć lat naszej znajomosci! Najlepszego kochana! Chciałabym cię odwiedzić, ale nie chcą mnie wpuścić, mówią też, że ciebie nie mogą wypuścić. Jeszcze się kiedyś zobaczymy, trzymaj się!
Twoja na zawsze (już
od dziesięciu lat),
Jasmine."
Łzy płynęły mi rzewnymi strumieniami po policzkach. Mój Boże, kazałam jej zapomnieć, ale ona nie zapomniała! Nigdy się nie poddawała łatwo, i za to ją podziwiałam. Chciałabym jeszcze raz usłyszeć jej ciepły głos i zobaczyć roześmiane oczy. Jednak czuje, że nie będzie mi dane dożyć spotkania z nią.
Pip Pip Piip
Uderzenia maszynerii szpitalnej z sekundy na sekundę się wydłużają.
Piip Piip Piiip
Widzę przerażone twarze rodziców. Zaraz, przecież ich tu nie ma. To wytwór mojej wyobraźni? Zresztą nie ważne...
Piiip Piiip Piiiip
Czy to oczy Jass? A może jej uśmiech?
Zaraz, to wlosy Anthony'ego? Przecież ich tu nie ma! Ojej, jak oni ładnie się śmieją! Te czyste głosy najważniejszych mi osób...
Piiiiiiip Piiiiiip Piiiiiiiiiii....
Ich sylwetki wirują w szaleńczym tańcu, uniesione do góry czyjąś ręką jak na obłoku. Zaraz potem ta sama ręką powróciła w moją stronę i uniosła mnie....
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.....
***
Jasmine's POV
Krople deszczu nieśmiało uderzały o trumnę z ciałem Phil. Kap, kap, kap...
Starałam się uśmiechać, być silna, dla niej. Wiem, że tego by chciała, tego chce, zawsze tego chciała. Pocieszam jej rodziców, jakbym sama nie potrzebowała słów otuchy. A potrzebuje. Może nawet bardziej niż oni. To nie im Phil kazała zapomnieć. To nie im kazała przeżyć rok w niewiedzy, z nadzieją, że jej słabe serduszko jeszcze dla nich bije... To nie im kazała realizować marzenia, to nie oni płakali każdego dnia samotnie zwiedzając Paryż. To nie oni byli jej przyjaciółmi...
Phil, słyszysz mnie tam gdzieś w górze? To ja! Kazałaś mi zapomnieć, ale nie zapomniałam, nie zapomnę teraz!
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę opustoszałego już nagrobka. No proszę, już im się znudziło stanie. Oprócz grabarza na cmentarzyku nikt nie pozostał, bo i po co? Tylko dla mnie ona była ważna.
"Philipa Lewis
Ur. 17.04.2000 R.
Zm. 20.05.2018 R."
Spojrzałam na te wszystkie wieńce. Przecież ci ludzie jej nawet nie znali! Nie interesowali się, nie pomagali gdy potrzebowała... Phil i ja nie miałyśmy nikogo. I dobrze nam było razem. Teraz ona ma całą rzesze ludzi, którzy nagle ją dostrzegli, a ja? Nadal nie mam nikogo... Nawet nie mam już Philipy. Ale będę silna, dla niej.
Wolno, jakby w obawie aby nic nie zniszczyć ułożyłam na nagrobku zawiniątko ze zdjęciem wieży Eiffela i mną. Wkleiłam tam Philipę jeszcze podczas pobytu w Paryżu. Musiała mieć chociaż jedną pamiątkę z wyjazdu, na którym jej nie było. Zapaliłam znicz, i wolnym krokiem wyszłam z cmentarza.
Co gdybym... jej nie opuściła?
~~~~~
1258 słów
Pierożki, to jedna ze smutniejszych prac na moim profilu.
Przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro