VIII
Kiedy przeszliśmy te kilka kroków, Szczerbek przystanął.
- Co się dzieje?- zapytałem smoka.
- Nic, poza tym, że boli. A tak właściwie to gdzie idziemy?
- Nad Krucze Urwisko- odpowiedziałem mu.
Smok kiwnął głową.
Szliśmy dalej przez następne kilka chwil i ujrzeliśmy cel naszej podróży. Krucze Urwisko. Tylko z skąd wiedziałem gdzie iść?
Czarny padł zmęczony obok urwiska. Ja szybko wygrzebałem z torby jakieś zioła lecznicze i zacząłem pomagać rannemu. Skończyłem po 5 minutach. Teraz przyszła pora na najtrudniejsze, nastawienie skrzydła.
Jako smok nie mogę tego zrobić, to mogłoby wyrządzić jeszcze większe szkody. Zacząłem oglądać jego drugie skrzydło, a jednocześnie patrzyłem na to zwichnięte. Wydaje się, że to niewielki uraz, lecz na pewno będzie to go bolało. Wziąłem delikatnie jego skrzydło w ręce i wykrzywiłem je do mniej, więcej takiej pozycji jak to zdrowe. Szczerbek ryknął z bólu, ale po chwili ucichł.
- Wszystko, dobrze?- zapytałem.
-Tak, chyba tak- odpowiedział z wyraźną ulgą, poruszając skrzydłami.
Uff, wszystko jest dobrze. Teraz przyszedł czas na moje rany. Nie było ich wiele. Tylko kilka głębokich śladów i zadrapań. Szybko opatrzyłem je. Nagle zrobiło mi się słabo, ale nic poza tym. Nie mogę zbytnio wpłynąć na swój stan choroby.
Szturchnąłem śpiącego, czarnego smoka.
- Ej, jesteś gotowy zejść do Kruczego Urwiska?
- Mhm- mruknął i podniósł się dość szybko.
Szliśmy powoli po kamieniach, na dół. W ścianach urwiska było wiele jaskiń. Musieliśmy wybrać którąś na nasz nocleg. Ja zaproponowałem jaskinię na wpół, ukrytą pod ziemią. Raczej nikt nas tam nie znajdzie. Mój towarzysz zgodził się ze mną. Szczerbek ułożył się pod ścianą, dosyć dużej i obszernej jaskini. Ja moje rzeczy rzuciłem gdzieś w kąt. Już miałem układać się do spania, gdy nagle moim oczom ukazał się otwór w skalnej, ścianie. Nie był zbyt duży, ale nie na tyle mały by nie mógł wejść tam smok.
Postanowiłem obudzić, po raz kolejny mojego towarzysza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro