Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-1-

Dzień, jak codzień.   

Od dwóch tygodni ponownie uczęszczam do tego jakże prestiżowego liceum, jakim jest Averlon High. Zdążyłam przespać parę lekcji, potknąć się o własne nogi naście razy na środku stołówki, nie nauczyć się do paru (dziesięciu) sprawdzianów z przedmiotów które OCZYWIŚCIE, ŻE MI SIĘ PRZYDADZĄ W DOROSŁYM ŻYCIU. 

Poznałam miłe grono osób, z którymi spędzam przerwy. Osób jest siedem, ale ja i tak przegaduję 90% czasu z jedną siódmą z nich, a raczej jednym siódmym.  Z Colem złapaliśmy dobry kontakt od pierwszej mojej lekcji w tej placówce. Oboje mieliśmy straszny problem z wierszykiem o sinusach i cosinusach co dało początek pięknej relacji. 

Właśnie zmierzam na do mojej szafki, jedna lekcja i koniec. No prawie, jeszcze przygotowania do balu, zobaczymy jak będzie, ponieważ to dopiero pierwszy raz z tego cyklu. 

Otwieram szafkę i szukam podręcznika od angielskiego, gdy coś, a raczej ktoś, wbija mnie w jej drzwiczki. 

Jest piątek i mam 9 lekcji. Coś jeszcze kurwa?

- O kurwa sorry ziom, nie chciałem. - jakiś przystojny blondyn mówi to, podnosząc się ze mnie. 

 O wow, dostałam friendzone niczego nie chcąc. Tego jeszcze nie grali. 

Ignoruje jego słowa i poszukuję zeszytu żeby mieć pełen komplet przedmiotów potrzebnych na lekcję.  

- O kurwa, ty nie jesteś ziom, tylko dziewczyna, raczej ziomkinia, ale kurwa sorry kumpel mnie popchnął. - chłopak kontynuuje swoją jakże bogatą w słownictwo wypowiedź. 

- Mówił Ci ktoś kiedyś, że nadużywasz słowa 'kurwa'? - spoglądam na blondyna, zamykając szafkę.  

o kurwa, on ma piękne oczy. ekhem co?

 - Możliwe. - zaśmiał się - Niall jestem. - wyciągnął do mnie dłoń, ale ja ją minęłam i zaczęłam odchodzić, słysząc dźwięk dzwonka.

 Ups, chyba byłam niemiła. 

- Halo, a ty? - zawołał za mną Niall, ale udałam, że nie słyszę. 

- To Noel Foster, blondi. Jak widać się nie zmieniła, dalej jest nic nie wartą szmatą. - dobiegł mnie głos Flynna i śmiech paru kolegów.  

Oh kolejny miły dzień nadchodzi. 

------------

Właśnie się zajebiście bawię czyszcząc półki w sali multimedialnej. To tutaj odbędzie się bal. Nie na dekoracje jest teraz czas.  Trzeba zacząć od uporządkowania ogromnych regałów i poukładania na nich książek, które przyjechały do szkoły. Idę do wiaderka z wodą, tańcząc sobie do piosenki Duy Lipy pt. "blow your mind (mwah )", gdy słyszę śmiech. Ale nie taki radosny, taki pełen szyderstwa. 

- Oh Brandon już jesteś. - mówię nie odwracając się. - mama na zegarek nie dała, że się 40 minut spóźniasz?

- Ciesz się, mogłem w ogóle nie przychodzić, a oto patrz zaszczyciłem Cię moją osobą. - odpowiada ironicznie. 

- Jestem wdzięczna po grób, a teraz idź zaszczycić szmatkę i wiadro swoim dotykiem, bo wypadałoby je umyć. - rzucam pełna frustracji. 

- Nie ma opcji. Tylko szmata powinna pracować ze szmatami. Więc weź idź robić to co powinnaś, a ja obejrzę tą ruderę. - mówi z wyższością. 

- Słuchaj, ty seksisto jebany, nie pozwolę się obrażać i poniżać. Z tego co wiem jesteś na progu od bycia wywalonym ze szkoły, a co wtedy będzie z twoim stypendium sportowym, huh? No właśnie, nie będzie, więc weź idź kurwa do tej szmaty i wiadra. - mówię przypierając bruneta do drabinek. - A i bądź na tyle łaska i się do mnie nie odzywaj więcej.  - odchodzę do magazynku po papier ścierny, a w tle słyszę prychnięcie chłopaka. Kątem oka widzę jak kręcąc głową podchodzi do wiadra i zaczyna go wycierać, wspomnianą wyżej szmatą.

Oh rzeczywiście, szmaty pracują ze szmatami.

Wróciłam i założyłam słuchawki na uszy. Zaczęłam ścierać przyniesionym papierem resztki farby na regałach, bujając się przy tym do muzyki Kodaline. 

W pewnym momencie ja i moje 159 cm wzrostu przestaliśmy dosięgać do najwyższych półek.  Podskakiwałam, wyciągałam się i nic. Westchnęłam zmęczona i usiadłam na podłodze popijając wodę.  Nadszedł czas na kolejną próbę.

W trakcie nie wiem którego podskoku poczułam ręce na swoich biodrach, a potem silne męskie dłonie sadzające mnie na jeszcze bardziej męskich barkach. 

Mówili, że woda nie ma alkoholu. Halo ile ja chemii za dużo ja przespałam?

- Nie dziękuj, tylko uwiń się szybko, bo tylko to zostało. - powiedział oschle chłopak trzymając moje kolana. 

- No już, przecież to mało. Poza tym to niezdrowe żebyś trzymał tyle kilo na ramionach. - odpowiedziałam szybko i zaczęłam pocierać powierzchnię.

- To miłe, że się martwisz o moje zdrowie, ale zluzuj jesteś lekka jak piórko. - zaśmiał się. 

Ja się martwię, lekka jak piórko, normalna rozmowa? Czekaj co? Mocno trzepie ta woda.

 Po paru minutach zdjął mnie na ziemię a ja spakowałam przyrządy do pudła i odniosłam do magazynku. O dziwo,  po powrocie w sali dalej był  Brandon. 

- Odniosłem szmatę na miejsce i spadam na chatę, dzisiaj niezły melanż, ale pewnie nie jesteś zaproszona huh? - zaśmiał się złośliwie. 

- Nie twój interes, żegnam. - wskazałam ręką na drzwi. 

Chłopak odwrócił się,  a ja zaczęłam pakować swój plecak, gdy nagle usłyszałam jego głos. 

- Lubię patrzeć jak takie nogi się tak ruszają, dzięki za dziś Foster. - podniosłam głowę, ale chłopaka nie było. 

 Co to było? CZEMU ja się u ś m i e c h a m? Pozwę Cisowiankę, jak nic. 

 Zgasiłam światło w sali i ruszyłam do domu Cole'a. 

Miło wrócić. 

M.

xx




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro