Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

t w e n t y - t w o

Michael.

Mikey.

Obudziłem się nad ranem, gdy blade promienie słońca świeciły mi prosto w twarz przez małe, zabrudzone okno. Przewróciłem się na plecy i przetarłem dłońmi oczy, głośno ziewając. Nie chciałem wracać do domu, było mi dobrze na tamtym zadupiu.

Jednak miałem plan, swoistego rodzaju zadanie, które musiałem wykonać.

Po paru godzinach chodzenia po okolicy i podziwianiu przyrody, i rozmyślaniu o swoich najmniejszych życiowych porażkach przy okazji, postanowiłem wrócić do domu. Szczerze mówiąc tęskniłem za swoim miękkim łóżkiem.

Każdy się ze mną zgodzi, że jest ono zdecydowanie lepsze niż drewniana podłoga.

A więc szedłem.

A potem jechałem.

Unikałem kontaktu wzrokowego z ludźmi, starałem się nie myśleć o tym jak wiele obcych ciał mnie otaczało.

Czy wspominałem jak bardzo nienawidzę komunikacji miejskiej?

Tylko zwiększała moje lęki i odrazę do innych.

Jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy na podjeździe ujrzałem siedzącego na betonie Ashtona z głową ukrytą w dłoniach i Luke'a krążącego w kółko ze wzrokiem wbitym w podłogę.

- Co się tu dzieje? - spytałem zaintrygowany.
Co? Szukali mnie? Martwili się?

- O mój boże, Mikey! - Luke rzucił się w moją stronę, oplatając mnie swoimi długimi rękami.- Tak się martwiłem.

Nie odwzajemniłem uścisku, bo po chwili poczułem jak blondyn zostaje ode mnie odepchnięty, a na jego miejscu pojawił się Ash, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Gdzieś ty był? Odchodziłem od zmysłów!- wydukał mi we włosy, a za chwilę poczułem jak się spina się na słowa Luke'a.

- Łapy przy sobie, Ashton.

- Jedyną osobą, która powinna trzymać łapy przy sobie to ty, Luke. - powiedział odwracając się do niego twarzą.

- Nie pozwalaj sobie za dużo. - blondyn syknął w odpowiedzi.

- W kim dzisiaj byłeś? A raczej, kto był w tobie? Jesteś dziwką, Luke.

- Ty skurwysynie! - Luke rzucił się na Ashtona i po chwili obaj zaczęli okładać się pięściami po twarzy. Nie minęła chwila, gdy pojawiła się krew.

Stałem jak wryty, bo nie wiedziałem co zrobić. Byłem w szoku, jakby nagle zapomnieli o mojej obecności.

- Przestańcie! - krzyknąłem w furii- Wy dwaj, nie chcę was widzieć, jeśli macie się o mnie kłócić jak o kawał mięsa. - powiedziałem otwierając drzwi od domu i zostawiając za sobą zakrwawionych idiotów.

Kill me, jest prawie 5, a ja nie śpię już od 2. Kocham bezsenność, naprawdę.

Mam nadzieję, że załapałyście sarkazm.
Dodaję coś na szybko, bo nudzi mi się tak leżąc. Postanowiłam trochę przedłużyć koniec tej książki, także jak na ten czas nie mam pojęcia ile rozdziałów zostało do końca.
Holy shit, chciałam przy okazji Wam podziękować za tyle głosów!
Tyle wyświetleń?! Jak?!

ILYSFM
Miłego dnia xxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro