Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

e i g h t

To, co się ze mną ostatnio działo, to chyba jakiś żart. Wszystko było tak beznadziejne, że aż miałem ochotę się śmiać ze swojej chujowej sytuacji. To wyglądało jak scenariusz nieudanej telenoweli. Wciąż byłem w szoku, po tym, co zobaczyłem wczoraj wieczorem. Paliłem szluga za szlugiem i kręciłem z niedowierzaniem głową.
No bo, kurwa, jak to możliwe?

I jeszcze ten jego chłopak. Co to kurwa było? Tamci go obmacują, a ten pojawia się po chwili z uśmiechem i kładzie łapska na moim Luke'u.

Dokładnie tak. Moim.

Z nerwów zacząłem sprzątać. Obsesyjnie wręcz, dlatego po kilku godzinach dom lśnił czystością.
Ashton będzie ze mnie dumny.

W trakcie sprzątania znalazłem wiadomość od Luke'a. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jeszcze mi nie odpisał. Miałem wrażenie, że już tego nie zrobi. Nawet nie miałem siły płakać, mimo tego, że bardzo chciałem.

Moje życie to jedno wielkie nieporozumienie. Nie czułem radości, nic mnie nie cieszyło, jakby wszystko co dobre odeszło z moim byłym. I to było chujowe uczucie. Bo pomimo tego, że i tak nie byłem w najlepszej kondycji psychicznej, to miałem Luke'a, który mnie wspierał. Był przy mnie. Wycierał łzy i krew, kiedy leżałem skulony w łazience. Czemu go nie doceniłem.
Idiota.

Ashton wiele razy błagał mnie, bym skorzystał z pomocy specjalisty, poszedł do psychologa, powiedział co czuję. Ale ja wciąż nie jestem co do tego przekonany. Ogarnął mnie taki stały smutek, aż wydaje mi się, że był ze mną od zawsze. Psycholodzy by mnie zmienili, leki tak samo. A ja nie chcę się zmieniać. Wtedy nie byłbym sobą.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wstałem i mrucząc coś pod nosem złapałem za klamkę.

Każdego się spodziewałem, tylko nie jego. W progu mojego domu stał Luke. Włosy miał potargane, oczy napuchnięte i czerwone od płaczu. Wielki siniak widniał na jego twarzy, niżej skroni. Ubrania miał brudne i podarte, a z jego kolana leciała krew. Ogólnie wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście. Stałem jak wryty, z szeroko otwartymi oczami i nie mogłem się ruszyć, podczas gdy on, nerwowo odwracał się za siebie i trząsł się ze strachu.

- Proszę, pomóż mi. - wychlipiał ledwo słyszalnym głosem i spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

Czy to sen? Co on tu robi?
- Proszę, Mike. Boję się. - łzy ciekły mu po twarzy kapiąc na jego brudną koszulkę.

Ocknąłem się po chwili i chwytając go za rękę wciągnąłem do środka, zatrzaskując za nim drzwi.

Przepraszam za ten beznadziejny rozdział, ale jest tak samo beznadziejny jak moje samopoczucie. Nie mam na nic siły. W dodatku mam dziś urodziny, które spędzam samotnie.
:(
Jest mi smutno.
Trzymajcie się kochane xxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro