Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

W sumie to jeszcze nigdy nikomu nie obciągałem. To był mój debiut, ale nie bałem się, ani nic w tym stylu. W końcu doskonale wiedziałem, co robić, przecież sam byłem facetem i wiedziałem, jak zadowolić innego.

Nie był specjalnie duży, w większej części spokojnie mieścił mi się do ust. Na początku bez żadnych utrudnień dawał mi się przyzwyczaić, po chwili jednak chwycił mnie za włosy i zmusił, abym wziął go do gardła, puszczając dopiero wtedy, kiedy wyraźnie zacząłem się krztusić. Spojrzałem w górę, od razu natrafiając na jego wzrok. Nie zwrócił chyba uwagi na moje niezadowolone, mordercze spojrzenie, a jego słowa tym bardziej mnie zdziwiły i zirytowały, ale nie potrafiłem go nie posłuchać. 

- Nic się nie stało, spokojnie. Kontynuuj - usłyszałem, a on przetarł dłonią moją oślinioną brodę. Patrzył na mnie tak wnikliwie, oblizując przy tym usta, że posłusznie opuściłem głowę i z powrotem wpakowałem go do ust. Szczerze mówiąc, podobało mi się to. Jego dłoń na moich włosach, która kontrolowała moje ruchy (a raczej je przyśpieszała), ślina ściekająca mi po brodzie na koszulkę i łzy napływające na oczu, których nie mogłem powstrzymać, bo skupiałem się na czymś innym. 

Znów zacząłem się dławić, więc pozwolił mi odsunąć głowę, sam łapiąc swojego penisa i szybko poruszając na nim ręką. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę, bo czułem się zobligowany do ukończenia tego, co zacząłem, ale powstrzymały mnie jego słowa. 

- Wystaw język - usłyszałem, jednak zanim zdążyłem zorientować się, o co chodzi, stały się trzy rzeczy. Pierwszą było to, że poczułem na twarzy coś mokrego, drugą fakt, że się obudziłem, a trzecia była taka, że spadłem z łóżka w akompaniamencie swojego krzyku. 

- Ja pierdolę, Hoseok, co się stało? - usłyszałem i chcąc zlokalizować głos, szybko rozejrzałem się na boki. Junhong nakładał właśnie koszulkę, a ja zdezorientowany gapiłem się na niego jak ciele na malowane wrota. 

- Chyba miałem koszmar - wychrypiałem w końcu, czując wydobywający się z moich ust poranny odór gnijącego mięsa. Cóż, nie skłamałem. Może i we śnie mi się podobała perspektywa obciągania wkurwiającemu asystentowi, jednak na żywo napawało mnie to obrzydzeniem i było najgorszym z możliwych koszmarów. No i przy okazji- mogłem nie jeść wczoraj na kolację tego kebaba z podwójną wołowiną. Nigdy więcej nie dam się namówić na nocne wyjście do gastro, bo to zawsze źle się kończy. 

- Tyle zdążyłem zauważyć - westchnął, przeczesując grzebieniem swoje blond włosy.

- No to po chuj się pytasz - fuknąłem na niego zirytowany. Po moich słowach nastała dość długa i nieprzyjemna cisza, więc postanowiłem zacząć inny temat, aby nie zostawić po sobie nieprzyjemnego posmaku z samego rana, ale też aby nie myśleć o tym, co mi się śniło. - Masz już spore odrosty, powinieneś iść do fryzjera.

- Wiem, powtarzasz mi to co najmniej raz dziennie - odparł, rzucając grzebień na łóżko i chwytając za lakier do włosów. - Ty za to powinieneś więcej spać. Ostatnio ciągle wyglądasz jak trup. I nie zwalaj tego na temperaturę, już trzecią wiosnę razem mieszkamy i jeszcze nigdy tak się nie działo. 

- Wiem, powtarzasz mi to co najmniej raz dziennie - odgryzłem mu się. Wiedziałem, że nie mówił tego, aby mi dokopać, ale doskonale wiedział, jaką mam sytuację. Dwie prace, szkoła i dyszący nad moim karkiem na każdą najmniejszą pomyłkę wróg publiczny numer jeden, zwany potocznie Min Yoongim. To za dużo, jak na jednego mnie. Miałem w końcu tylko 177 cm wzrostu, to nie tak wiele (choć niektórzy mają 165, więc fakt, nie miałem najgorzej). 

Odpowiedziało mi tylko jego zmarnowane westchnięcie. Spojrzałem na telefon; do budzika zostało mi jeszcze pół godziny, jednak nie było sensu się jeszcze raz kłaść. Postanowiłem już zacząć się przygotowywać, dla świętego spokoju. Dzisiaj czekała mnie kolejna sesja na akademii, chciałem więc przygotować się psychicznie i trochę odprężyć pod wodą. Nalałem prawie pełną wannę, do tego dodałem prawie pół butelki płynu do kąpieli, wrzuciłem gąbkę i żółtą kaczuszkę, którą miałem od chuj wie kiedy i chuj wie po co przywiozłem ją ze sobą z domu. Rozebrałem się z przepoconej piżamy i jeszcze zanim wskoczyłem do wody, umyłem zęby, chcąc się pozbyć nie tylko tego obrzydliwego zapachu z ust, ale też nieprzyjemnego wspomnienia ze snu. 

Zgińcie wszyscy. Szczególnie ty, Min Yoongi. 

Szczęście jednak nigdy nie trwa wiecznie, a już szczególnie, kiedy jest się mną, więc po jakimś czasie, słuchając resztek swojego zdrowego rozsądku, musiałem zakończyć kąpiel. Szybko zjadłem śniadanie, ubrałem się w jakieś luźne ciuchy i zacząłem suszyć włosy. Co prawda nie miałem żelazka, aby wyprasować ubrania, ale chciałem chociaż być czysty i nie przyjść w przetłuszczonych włosach. Nie, żeby zależało mi na mojej opinii w oczach tych wszystkich podrzędnych artystów, zrobiłem to dla własnego dobrego samopoczucia i świadomości, że może i mam zadatki żula, ale przynajmniej nie śmierdzę i ludzie nie mają jeszcze powodów, aby omijać mnie szerokim łukiem. 

- Widzę, że wziąłeś sobie do serca informację na temat spóźnień. Już kilka razy przyszedłeś przed czasem - usłyszałem zaraz po wejściu na salę. Spojrzałem w górę, na antresolę i poczułem jak żołądek zawiązuje mi się w poczwórny supeł, a następnie polewa się benzyną i podpala, śmiejąc się niczym psychopata. Oh, jak bardzo chciałbym spłonąć razem z nim... Na razie jednak mogłem jedynie powstrzymywać się przed tym, aby to moje policzki nie spłonęły rumieńcem jak u wszystkich tych dziewczyn w dramach, które uwielbiała oglądać moja siostra. 

Chciałem odpowiedzieć coś w stylu "Informację? Przepraszam, ale pamiętam tyko groźby.", jednak zamiast tego odwróciłem od niego wzrok i poszedłem na swoje miejsce, aby się rozebrać. Zawsze mogłem powiedzieć prawdę, że z nerwów nie mogę przez niego spać i to jest główną przyczyną mojego wcześniejszego przychodzenia do pracy, ale byłem prawie pewny, że zrozumiałby to w opaczny sposób, więc tym lepiej, że zamilkłem. 

Siedziałem w koszulce, dopóki na salę nie zaczęli przychodzić powoli studenciaki, a zegarek na mojej komórce nie wskazał równo dziewiątej dwadzieścia. Zdjąłem koszulkę, w której do tej pory siedziałem, aby nie świecić golizną i udałem się na podest. Oparłem się o stojak, wygięty w tej samej pozie co zwykle. 

Pierwszy kwadrans minął całkiem spoko- udawałem, że obserwuję latające za oknem ptaszki i motylki,  nie myśląc o nasilającym się bólu w biodrze. Drugi kwadrans też zaczął się spoko. Wypiłem trochę herbaty, więc było mi i ciepło i przyjemnie. Chyba aż za ciepło i za przyjemnie, szczególnie kiedy mój znudzony wzrok znów powędrował na Mina, przyklejonego jak zwykle do laptopa. Musiał wyczuć, że na niego patrzę, bo zaraz odwrócił wzrok w moją stronę, sprawiając, że mnie zmroziło. O ile można to tak nazwać. Wpatrywał się ze mnie dłuższą chwilę, po czym przejechał językiem po swoich ustach, patrząc się na mnie jak na ofiarę. I w sumie pasowało, bo w tamtej chwili właśnie tak się czułem. I czułem też doskonale, że przegrywam tę walkę.  Momentalnie przypomniał mi się mój sen, w którym patrzył na mnie prawie identycznym wzrokiem, również z góry i również oblizując usta. Miałem dość. 

Speszony opuściłem wzrok na podłogę, czując, że mam całą bordową twarz. Na szczęście  byłem dość ciemnej karnacji, więc nie rzucało się to tak w oczy jak u innych osób. Wiedziałem jednak, że i tak jest to w jakimś stopniu widoczne, a nasiliło się jeszcze bardziej, kiedy poczułem, jak coś między moimi nogami zaczyna drżeć. Momentalnie zamarłem, w jednej chwili było mi przerażająco zimno i śmiertelnie gorąco na raz, czułem się, jakbym pobladł, a jednak moja twarz nadal paliła się od ciepła. Wzrok wszystkich był skierowany na mnie, a raczej na moje krocze, pomimo iż większość wciąż rzeźbiła ramiona, a niektórzy nawet nadal nie skończyli stelażu. 

- Ja... Pójdę się trochę przewietrzyć - powiedziałem, schodząc szybko z podestu. Nałożyłem spodnie, nie bawiąc się już z bielizną, chwyciłem cienką bluzę, którą ze sobą miałem i prawie wybiegłem z sali, nie patrząc się na nikogo, zażenowany. 

Usiadłem na ławce przed budynkiem akademii, schowałem twarz w dłoniach i przesiedziałem tak chwilę, dopóki nie usłyszałem jakiejś grupki studentów idącej w moją stronę. Podniosłem się, usiadłem prosto i szybko zapiąłem bluzę. Wstrzymałem oddech i wypuściłem powietrze z płuc dopiero wtedy, kiedy mnie minęli. Starałem się oddychać głęboko, aby moja twarz nabrała normalnych kolorów i aby ciśnienie trochę ze mnie zeszło. 

Musiałem przecież tam wrócić. Wrócić i pozować dalej, ewentualnie zabrać swoje rzeczy i szybko spierdolić, krzycząc przy tym na wychodnym, że rezygnuję z pracy. Nie mogłem jednak się tak zachować. Nie tylko dlatego, że wtedy straciłbym już twarz do reszty i wyszedł na szczeniaka, ale też udupił wszystkich tych studenciaków, którzy walczyli o ocenę i wkładali w tę pracę duży wysiłek (no, przynajmniej niektórzy). Musiałem tam wrócić, rozebrać się i jak gdyby nigdy nic stanąć znowu na tym jebanym podeście, miażdżąc tym samym resztki swojego ego.

I tak też zrobiłem, tłumacząc sobie, że to całkiem normalne, że pewnie nie jestem jedyną osobą, u której trafiła się taka niespodzianka i że to studenciaki, więc naoglądali się w życiu pewnie niejednego fiuta w zwodzie. Dopiero później dotarło do mnie, że dzisiaj na zajęciach nie było żadnej dziewczyny, więc prawdopodobieństwo, że zgromadzeni widzieli jakiegokolwiek penisa poza swoim, nie licząc oczywiście tych wirtualnych, było naprawdę znikome.  Ten fakt sprawił, że zażenowałem się jeszcze bardziej, ale dzielnie dotrwałem do końca, nie potrafiąc jednak spojrzeć już nikomu w oczy, szczególnie osobie, przez którą cała sytuacja miała miejsce. Ciężko było mi to zaakceptować, jednak nie potrafiłem podważyć tego faktu niczym. Zostało mi się tylko pogodzić i znieść z godnością myśl, że stanął mi na myśl o jakimś typie. Na dodatek na myśl o typie, którego nienawidzę. Nie wiedziałem już w sumie, co jest gorsze, więc najlepszym rozwiązaniem był koniec rozmyślania na ten temat. 

Hoseok, jesteś życiową spierdoliną.

obiecałam, że napiszę, to napisałam

ale tym razem nie opowiem wam historii na której inspirowałam rozdział

bo shame xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro