1
Czwartek zbliżaÅ siÄ wielkimi krokami, a we mnie kÅÄbiÅo siÄ coraz wiÄcej niepewnoÅci i dziwnego strachu przed powrotem do sali numer piÄÄ, w której znów miaÅem pozowaÄ jako model na rzeźbie. Ostatnie zajÄcia nie skoÅczyÅy siÄ tak źle. Kiedy przyszÅo kilkoro studentów, miÄtowowÅosy asystent (którego imienia nadal nie znaÅem, na szczÄÅcie, bÄ dź też nie), znów poszedÅ na górÄ, rozsiÄ ÅÄ siÄ w fotelu na antresoli i kurzyÄ swoje ÅmierdzÄ ce fajki. Nawet nie próbowaÅ ukryÄ tego, że wciÄ Å¼ siÄ na mnie gapiÅ, jakby byÅa to najnormalniejsza rzecz na Åwiecie. ZarzuciÅem grzywkÄ tak, aby wpadaÅa mi na oczy i z wytÄsknieniem czekaÅem na dźwiÄk budzika, który nastawiaÅem co czterdzieÅci piÄÄ minut, aby wiedzieÄ, kiedy mam przerwÄ. Wtedy mogÅem zejÅÄ z podestu, naÅożyÄ swój wielki sweter i w spokoju zjeÅÄ jednego z miliona zbożowych batoników, które ze sobÄ braÅem, aby nie umieraÄ z nudów. Przerwy byÅy jedynymi momentami, w których czuÅem siÄ w miarÄ "bezpiecznie", przynajmniej dopóki wszyscy studenci nie wychodzili na lunch lub papierosa i nagle jakby temperatura w sali znów spadaÅa i robiÅo siÄ jeszcze bardziej niezrÄcznie, niż byÅo, gdy zostawaÅem sam na sam z nieobliczalnym asystentem. W koÅcu jednak znów nadchodziÅ koniec przerwy, znów musiaÅem siÄ rozebraÄ i znów stanÄ Ä na swoim miejscu w chuj niewygodnej pozie, którÄ mi wybrali, twierdzÄ c jednogÅoÅnie, że w takim uÅożeniu, miÄÅnie na moich nogach wyglÄ dajÄ piÄknie. Co z tego, do kurwy nÄdzy, skoro moje biodro krzyczaÅo o litoÅÄ i zmianÄ, albo chociaż o szybkÄ ÅmierÄ. Jednym ramieniem oparÅwszy siÄ o stelaż i wygiÄty jak parabola, zÅożywszy dÅoÅ na biodrze, miaÅem ochotÄ strzeliÄ w pyski wszystkim, którzy zamiast zajmowaÄ siÄ przygotowywaniem do roboty, pili sobie spokojnie herbatkÄ i rozmawiali o moich miÄÅniach. Ale staÄ oczywiÅcie musiaÅem, jak ten koÅek, bo jeden rodzynek stwierdziÅ, że chce zdaÄ ten semestr i ciÄ Å prÄty szlifierkÄ , aby przygotowaÄ... cokolwiek.Â
Ah, no tak. ZapomniaÅbym. Bo to nie tak, że dostajesz wielkÄ bryÅÄ gliny i sobie latasz z dÅutkiem naokoÅo. Jakież byÅo moje zdziwienie, kiedy okazaÅo siÄ, że najpierw trzeba zrobiÄ caÅÄ podstawÄ z metalu i drewna, a później po kolei przylepiaÄ do tych prÄtów glinÄ. Także czuÅem, że przez pierwsze trzy-cztery tygodnie po prostu sobie postojÄ, a oni bÄdÄ lataÄ naokoÅo sali z przyrzÄ dami tortur. MiaÅem tylko nadziejÄ, że komuÅ siekiera nie wypadnie niechcÄ cy z rÄ k nad mojÄ stopÄ , albo, że schodzÄ c ze swojego drewnianego piedestaÅu nie nadepnÄ na jakiegoÅ gwoździa (lub szkÅo z rozbitej butelki po winiaczu).Â
Tak czy inaczej, odstaÅem swoje i poszedÅem do domu z myÅlÄ "Nie wrócÄ tam nigdy wiÄcej!", a tydzieÅ później, czyli teraz, siedziaÅem już w autobusie, który miaÅ mnie zawieÅºÄ do akademii, na której znów bÄdÄ musiaÅ przeżywaÄ swojÄ osobistÄ tragediÄ i zmierzyÄ siÄ z samotnoÅciÄ poÅród tak wielu ludzi (w sumie to najwiÄcej osób w sali w jednym momencie naliczyÅem 10, wliczajÄ c w to mnie, dwójkÄ profesorów, asystenta i osobÄ z sÄ siedniej sali, która przyszÅa pożyczyÄ wiertarkÄ). Nie traciÅem jednak nadziei. CzekajÄ mnie jeszcze tylko 3 miesiÄ ce pracy w tym przybytku. Z jednej strony- caÅkiem zajebiÅcie i nie mogÅem siÄ już doczekaÄ, aż nastanie koniec, z drugiej jednak- po tych czterech miesiÄ cach musiaÅem znów znaleÅºÄ sobie coÅ dodatkowego i nikt nie powiedziaÅ, że bÄdzie to jakieÅ przyjemniejsze zajÄcie.Â
Za oknem ÅwieciÅo sÅoÅce, byÅ to chyba pierwszy raz w tym roku, kiedy temperatura przekroczyÅa 20 stopni, z twarzy nie schodziÅ mi uÅmiech (choÄ wiedziaÅem, że prÄdzej czy później to siÄ zmieni), swaggerskie okulary przeciwsÅoneczne na nosie sprawnie uniemożliwiaÅy promieniom rażenie mnie w oczy, a energetyk w mojej dÅoni, wyjÄty prosto ze sklepowej lodówki, idealnie schÅadzaÅ ciaÅo. Å»yÄ, nie umieraÄ. Brakuje tylko różowej, spiralnej sÅomki do drinków, którÄ mógÅbym wsadziÄ w puszkÄ, rozÅożenia nóg przed sobÄ i spÄdzenie dodatkowych szeÅciu, no, może dziewiÄciu godzin w swoim Åóżku. Niestety, nie byÅo mi to dane, nad czym okropnie ubolewaÅem.
ByÅem już spóźniony na zajÄcia dziesiÄÄ minut, jednak nie zwracaÅem na to wiÄkszej uwagi, idÄ c spacerkiem  w stronÄ budynku, bo żaden ze studentów i tak nie przychodziÅ nigdy na czas. Nie wiedziaÅem, że bÄdÄ musiaÅ tak sÅono pÅaciÄ za korki na drogach, jednak przynajmniej miaÅem nauczkÄ na przyszÅoÅÄ, aby nastÄpnym razem obudziÄ siÄ póŠgodziny wczeÅniej i wsiÄ ÅÄ we wczeÅniejszy autobus, aby nie musieÄ siÄ aż tak bardzo stresowaÄ.Â
- SpóźniÅeÅ siÄ dokÅadnie czternaÅcie i póŠminuty, nastÄpnym razem nie podpiszÄ ci za to listy obecnoÅci. Dzisiaj dostajesz pierwszÄ i ostatniÄ szansÄ i bÄdziesz mógÅ zostaÄ piÄtnaÅcie minut dÅużej.Â
- DzieÅ dobry - odpowiedziaÅem na nagÅy potok oskarżeÅ i gróźb asystenta. NienawidziÅem go chyba coraz bardziej i nie sÄ dziÅem, że tak ciÄżko bÄdzie mi ukryÄ wszystkie te  p o z y t y w n e  emocje, które ogarniaÅy mnie na jego widok, na szczÄÅcie jeszcze w miarÄ siÄ kontrolowaÅem. - Przepraszam za spóźnienie. Autobus staÅ w korku, bo byÅ wypadek na drodze. OczywiÅcie, odstojÄ ten czas i wiÄcej siÄ to nie powtórzy - powiedziaÅem grzecznie, nie mogÄ c ukryÄ rumieÅców na twarzy. Fakt faktem, ogarnÄ Å mnie nieco wstyd przez tÄ sytuacjÄ, jednak bardziej miaÅy w to wkÅad zdenerwowanie i stres.Â
MÄżczyzna chciaÅ powiedzieÄ coÅ jeszcze, jednak ograniczyÅ siÄ do zwykÅego przewrócenia oczami, bo do sali wszedÅ wÅaÅnie jakiÅ zagubiony student, który chciaÅ chyba stawiÄ siÄ na czas, ale mu nie wyszÅo, bo nadal ciÄżko dyszaÅ, jakby przebiegÅ maraton.
- Brawo, Taehyung, przyszedÅeÅ prawie na czas. Chyba naprawdÄ wziÄ ÅeÅ sobie do serca sÅowa profesora - rzuciÅ sarkastycznie miÄtowowÅosy, wchodzÄ c na antresolÄ i, standardowo już, odpalajÄ c papierosa.Â
- O tym, że mnie obleje, jak nie zrobiÄ tego projektu? - odpowiedziaÅ, spoglÄ dajÄ c na niego przez chwilÄ, po czym zaczÄ Å siÄ rozpakowywaÄ. - Niestety nie, przyszedÅem wczeÅniej, aby móc dÅużej podziwiaÄ Hoseoka w pracy.
MówiÄ c to, puÅciÅ mi oko, po czym z cichym "Patrz na jego minÄ.", zwróciÅ wzrok w stronÄ asystenta, próbujÄ c opanowaÄ wielki, zadowolony z siebie uÅmiech, cieszÄ c siÄ jak dziecko, kiedy udaÅo mu siÄ ustawiÄ obok siebie trzy domki z kart. Mina mÄżczyzny byÅa naprawdÄ komiczna, jednak szybko spuÅciÅem wzrok, nieco obawiajÄ c siÄ, że dostanÄ dodatkowe póŠgodziny do odstania lub, że jego cierpliwoÅÄ siÄ skoÅczy i ostatecznie bÄdÄ staÅ na pusto, bez podpisu za dzisiejszy dzieÅ. WalczÄ c z uÅmiechem, odwróciÅem siÄ jednak do nich tyÅem i zdjÄ Åem koszulkÄ, z nieprzyjemnoÅciÄ stwierdzajÄ c, że znów poczerwieniaÅem. Na szczÄÅcie byÅem doÅÄ ciemnej karnacji, wiÄc nie rzucaÅo siÄ to ludziom w oczy jakoÅ bardzo. ZbliżaÅo siÄ też lato, wiÄc kiedy moja skóra podÅapie wiÄcej sÅoÅca, bÄdzie jeszcze lepiej.Â
Nie wiedziaÅem za bardzo, która z czÄÅci wypowiedzi Taehyunga miaÅa w sumie byÄ Å¼artem, jednak nie za bardzo mnie to obchodziÅo. Jedyne, co do czego miaÅem nadziejÄ, to to, aby jego "podziwianie" nie byÅo sarkastyczne, bo usÅyszenie dissu na temat ciaÅa byÅo doÅÄ bolesne dla mojego ego, kiedy wyciskaÅem kilka razy w tygodniu siódme poty, aby jakoÅ ono wyglÄ daÅo. PocieszaÅem siÄ jednak faktem, że to w koÅcu miaÅ byÄ pojazd na miÄtowowÅosego, a nie na mnie, wiÄc trochÄ mnie to uspokajaÅo.Â
Pierwsze czterdzieÅci piÄÄ minut wystaÅem bez wiÄkszego problemu. Przy drugim- poprosiÅem o otwarcie okna. Im bliżej poÅudnia, tym bardziej wzrastaÅa temperatura, a w sali robiÅo siÄ coraz duszniej.  Kolejne trzy kwadranse byÅy już naprawdÄ trudne. BolaÅy mnie stopy i biodro, a w sali, mimo dwóch otwartych okien (przez które podglÄ daÅy mnie jakieÅ dwie kobiety, podÅmiechujÄ c siÄ pod nosem, co niesamowicie dziaÅaÅo mi na nerwy), byÅo cholernie ciepÅo. Po dwudziestu minutach zaczÄÅo mi siÄ krÄciÄ w gÅowie, wiÄc chwyciÅem siÄ kurczowo stelaża i stanÄ Åem bardziej stabilnie na nogach.Â
- Przepraszam, czy mogÄ zrobiÄ sobie chwilÄ przerwy? - zapytaÅem niepewnie, jednak nikt na sali nawet na mnie nie spojrzaÅ, bo mój gÅos zagÅuszyÅ haÅas wÅÄ czonej wÅaÅnie szlifierki. CzujÄ c, że jeżeli postojÄ tutaj jeszcze chociaż minutÄ dÅużej, nie skoÅczy siÄ to zbyt fajnie, zszedÅem w miarÄ ostrożnie z podestu, jednak zatoczyÅem siÄ, stawiajÄ c pierwszy krok w stronÄ najbliższego krzesÅa. Zanim zdÄ Å¼yÅem siÄ przewróciÄ i przypierdoliÄ gÅowÄ o cokolwiek (bo na dobrÄ sprawÄ, jeżeli obiektywnie na to spojrzeÄ, w sali praktycznie wszystko byÅo niebezpieczne), w pasie zÅapaÅy mnie dwie silne rÄce. OparÅem siÄ o osobÄ, która mnie zÅapaÅa i nie puÅciÅem jej nawet wtedy, kiedy okazaÅa siÄ ona byÄ tym nieszczÄsnym, wkurwiajÄ cym asystentem. DaÅem siÄ odprowadziÄ na krzesÅo i zaraz zgiÄ Åem siÄ, opierajÄ c gÅowÄ na kolanach.Â
- Nie rób nam wiÄcej takich niespodzianek. Jak źle siÄ czujesz, to po prostu usiÄ dź, a nie czekasz, aż zemdlejesz.Â
MruknÄ Åem coÅ niechÄtnie pod nosem, aby nie wyjÅÄ na niegrzecznego, choÄ tak naprawdÄ nie poÅwiÄciÅem jego sÅowom wiÄkszej uwagi, pragnÄ c chwili spokoju, a nie suszenia gÅowy. Po chwili przede mnÄ pojawiÅ siÄ kubek z wodÄ , czym jednak nie pogardziÅem i od razu wypiÅem poÅowÄ.Â
- Otwórzcie drzwi, aby byÅ przewiew. I możecie zrobiÄ sobie przerwÄ - powiedziaÅ, nadal przy mnie stojÄ c. Przez chwilÄ wydawaÅo mi siÄ, że poczuÅem jego palce w swoich wÅosach, jednak musiaÅo mi siÄ wydawaÄ, albo po prostu siÄgaÅ po coÅ i zrobiÅ to przypadkiem, bo byÅa to tylko chwila. - Dasz radÄ jeszcze staÄ czy chcesz iÅÄ do domu?
Dopiero po dobrej chwili dotarÅo do mnie, że to mi zadaÅ pytanie, wiÄc wyprostowaÅem siÄ i spojrzaÅem na mÄżczyznÄ z lekkim nieogarem wymalowanym na mordzie. GapiÅ siÄ na mnie zza tych swoich okularów (dlaczego miaÅem wrażenie, że nosiÅ je tylko po to, aby wyglÄ daÄ na mÄ drzejszego?) wzrokiem nieco zmartwionym, ale tak intensywnym, że ciÄżko byÅo dÅużej utrzymaÄ z nim wzrokowy kontakt. Do tego... uÅmiechaÅ siÄ. Tak delikatnie i tak nieumiejÄtnie, że na pierwszy rzut oka trudno byÅo okreÅliÄ ten grymas jako uÅmiech, jednak po przemyÅleniu stwierdziÅem, że byÅo to zdecydowanie to. PrzydaÅyby mi siÄ jednak z tego jakieÅ korki, wtedy wyglÄ daÅoby to może bardziej efektownie.
- Dam radÄ, to tylko jednorazowa sytuacja - zapewniÅem go, dopijajÄ c wodÄ do koÅca i w koÅcu spuszczajÄ c wzrok. - Zjem coÅ, przejdÄ siÄ po podwórku i mi przejdzie. Przepraszam za problemy - powiedziaÅem, zaczynajÄ c siÄ szybko ubieraÄ, aby jak najszybciej opuÅciÄ to pomieszczenie.Â
- Nie ma za co, każdemu mogÅo siÄ zdarzyÄ. NastÄpnym razem informuj wczeÅniej, że potrzebujesz przerwy. Nie czytamy w myÅlach.Â
PokiwaÅem gÅowÄ , po czym wyjÄ Åem z plecaka dwa batoniki zbożowe, wziÄ Åem telefon i wyszedÅem z sali, aby siÄ przewietrzyÄ, spodnie zapinajÄ c jeszcze w drodze. JedzÄ c batoniki na Åawce przed akademiÄ , czuÅem siÄ dziwnie. Dopiero teraz mogÅem przeanalizowaÄ sytuacjÄ a w tym fakt, jak bardzo blisko byÅ ten mÄżczyzna. Niezbyt podobaÅo mi siÄ to, że znów mnie dotknÄ Å. WiedziaÅem, że to irracjonalne, jednak kiedy tylko o tym myÅlaÅem, zaraz zaczÄÅo mi siÄ wydawaÄ, że jego dÅoÅ znajdowaÅa siÄ zbyt nisko, że to nie przypadek, że byÅ tam akurat  w tamtym momencie, i że... eh, to byÅo gÅupie. Powinienem siÄ cieszyÄ, że nie przyjebaÅem gÅowÄ (w najmniej drastycznym wypadku) o podÅogÄ i byÄ mu wdziÄcznym za pomoc, a nie panikowaÄ. W tamtym momencie byÅ naprawdÄ opiekuÅczy, a z tym dziwnym uÅmiechem wyglÄ daÅ caÅkiem uroczo, wiÄc...Â
ByÅo mi już zdecydowanie lepiej, wiÄc powinienem daÄ radÄ na spokojnie wystaÄ jeszcze te póÅtora godziny do koÅca. Wróciwszy do sali, rozebraÅem siÄ i wÅaÅnie wchodziÅem na podest, kiedy po sali rozniósÅ siÄ ten znajomy gÅos. NaprawdÄ ciÄżko byÅo zapomnieÄ tÄ charakterystycznÄ , irytujÄ co-subtelnÄ barwÄ, wiÄc nie musiaÅem nawet siÄ obracaÄ, aby wiedzieÄ, kto mówi.
- Dzisiaj nasz model pracuje jeszcze piÄtnaÅcie minut po czasie, wiÄc w podziÄce za jego i swoje spóźnialstwo, bÄdziecie mu dotrzymywaÄ przez ten czas towarzystwa. I nie obchodzÄ mnie żadne wymówki, jeżeli ktoÅ wyjdzie, oznacza to, że liczy siÄ z konsekwencjami w formie obniżonej oceny - powiedziaÅ Yoongi, zakÅadajÄ c na ramiÄ pasek od dużej torby, po czym schowaÅ do etui swoje okulary, a w rÄkÄ wziÄ Å drugie, identyczne, jednak z ciemnymi szkÅami. - A ja siÄ bÄdÄ już zbieraÅ, w drugim budynku mamy zaraz radÄ. WierzÄ, że jesteÅcie na tyle doroÅli, aby sami sobie poradziÄ. I nie radzÄ oszukiwaÄ, na korytarzu jest monitoring.
Z tymi sÅowami wyszedÅ, a we mnie aż zagotowaÅo siÄ z nerwów. Czy ja naprawdÄ pomyÅlaÅem przed chwilÄ , że ten typ jest uroczy?Â
Zmieniam zdanie. CaÅkowicie zmieniam zdanie.Â
jakoÅ tak mam wenÄ na tego ff, a myÅlaÅam już, że pójdzie do kosza
ostatnio byÅo tak gorÄ co, że zasÅabÅam na asp 3 razy w ciÄ gu godziny :")
ps. jednogÅoÅnie (sama ze sobÄ ) podjÄÅam decyzjÄ, że wdroÅ¼Ä w życie swój rakowy pomysÅ na to ff, wiÄc czytacie na wÅasnÄ odpowiedzialnoÅÄ :)
pps. poza Hoseoka, jakby ktoÅ siÄ zastanawiaÅ (to chyba Hermes, ale nie wiem kogo?)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro