Rozdział XV
Alec szybko powiadomił Isabel o zniknięciu Clary i o sytuacji, która właśnie miała miejsce. Nie udało im się skontaktować z Jacem, który obecnie był poza zasięgiem. Oboje nie chcieli czekać i tracić czasu więc postanowili działać na własną rękę. Wiedzieli, że demon pojawia się wyłącznie w zatłoczonych miejscach, więc pierwsze co zrobili, to sprawdzili markety, centra handlowe. Kiedy Alec i Isabel byli w trakcie poszukiwań przyjaciółki. Jace spanikowany, zdenerwowany i tym samym zdezorientowany nadal obserwował całe zajście. Nie mógł uwierzyć, że ktoś, komu ufał i kto był mu bliski, okazał się oszustem. Zastanawiał się zatem, co w takim razie stało się z prawdziwym Hodgem. Wiedział, że nie może teraz wtargnąć i przeszkodzić Valentine'owi, chociaż chciał uratować Magnusa. Postanowił zatem, że pojedzie w miejsce, w którym spotkał się z Camille i przyciśnie ją do mówienia, może tak uda mu się uratować ich wszystkich i odszukać przyjaciela. Wsiadł ponownie do wozu i ruszył. W tym samym czasie Lightwoodowie przeszukali już wszystkie miejsca, w których mogłaby się pojawić złowieszcza istota w ciele Clary. Niestety nie udało im się na nic natknąć.
- Alec, a jeśli ona poszła do Instytutu? W końcu jest w ciele Clary – powiedziała zrezygnowana Isabel, przeczesując włosy dłonią.
- Czego miałaby tam szukać? – wzruszył ramionami, lekko się krzywiąc.
- Nowego ciała, wskazówek, to demon – potrząsnęła głową.
- No dobrze, chodźmy – westchnął, po czym oboje udali się do Instytutu z nadzieją, że tam odnajdą Clary.
Jace zajechał pod opuszczony budynek, w którym to właśnie Valentine spotkał się z Camille. Wyszedł z auta i udał się do budynku z nożem w dłoni. Wszedł ostrożnym krokiem, rozglądając się. Był bardzo czujny, nie wiedział, czego może się spodziewać.
- Camille! – krzyknął, stojąc na środku opuszczonego gmachu. Zaraz przed nim pojawiła się Camille, lekko unosząc kąciki ust.
- Oh Jace, jak miło Cię widzieć – uśmiechnęła się sarkastycznie, opierając dłoń o biodro.
- Daruj sobie. Co Valentine chce zrobić z Magnusem? – powiedział poirytowanym, szorstkim tonem.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – wzruszyła ramionami, po czym zerknęła na swój nienaganny manicure.
- Widziałem jak, tu był i coś mu dawałaś, potem widziałem go w lesie z Magnusem. Nie oszukasz mnie. – warknął, patrząc na nią już nieco rozwścieczony.
- Jak na blondyna jesteś dość bystry – zakpiła – Nie obchodzi mnie, co Valentine zrobi z Magnusem. Byłam mu po prostu coś dłużna i wykonałam swoje zadanie – powiedziała obojętnym tonem głosu.
- Tak po prostu wydałaś go Valentinowi? – uniósł brwi, chociaż wściekłość z jego twarzy nie schodziła.
- Skarbie, zrozum, że Magnus mnie już nie interesuje. Było minęło. Przykro mi, ale nie mogę Ci pomóc – uśmiechnęła się sztucznie i odwróciła na pięcie.
- Nie! Musisz mi pomóc, rozumiesz? To jest Valentine z innego wymiaru, jego działania mogą zniszczyć naszą rzeczywistość – krzyknął za nią z nerwowym tonem.
Kobieta odwróciła się i spojrzała na niego.
- Cokolwiek nie powiesz, nic mnie nie przekona, więc nie potrzebnie tracisz tutaj czas – zarzuciła, długie, czarne włosy do tyłu, po czym ruszyła przed siebie, znikając w ciemności budynku.
- Cholera – przeklął pod nosem, przecierając twarz dłonią.
Alec i Isabel wkroczyli do Instytutu, przemierzając go szybkim krokiem. Nie zauważyli nic podejrzanego, wszystko wyglądało, jak wcześniej, jedynie panowała niepokojąca cisza. Weszli do głównej Sali, centrum całego Instytutu. Zauważyli Lydie, która stała do nich tyłem.
- Lydia! Mamy problem – powiedział chłopak, ruszając w jej kierunku. Wtedy kobieta odwróciła się, ukazując diaboliczne oczy.
- Witajcie kochani, czekałam na was – uśmiechnęła się złowieszczo.
- Co zrobiłaś z Clary?! – krzyknął Alec, patrząc na nią.
- Spokojnie nic jej nie jest, znudziło mi się jej ciało, w dodatku dzięki niej dostałam to, czego chciałam – uśmiechnęła się podstępnie.
- O czym Ty mówisz? – Isabel zmarszczyła czoło i dołączyła do brata, stojąc z nim ramię w ramię.
- Teraz, kiedy jestem w ciele Lydii, mogę zarządzać tym Instytutem oraz kielichem Anioła, mogę zniszczyć świat nocnych łowców na zawsze – z jej ust wydobył się złowieszczy śmiech.
- Nikt nie uwierzy, że jesteś Lydią! – zaśmiał się, kręcąc głową.
- Jesteś tego pewny? Mogę wpływać na wasze głupie, ludzkie umysły. Uwierzycie we wszystko, co zechce. – Obeszła chłopaka dookoła i ruszyła przed siebie, wtem Isabel ruszyła za nią ze swoim biczem, chcąc ją unieruchomić. Wtem sobowtór Lydii obrócił się, złapał za bicz, który biegł w jej stronę i całych sił zamachnął się tak, że Isabel wylądowała na ścianie, rozwalając ją. Potwór znikł. Alec szybko pobiegł do rannej siostry i wziął ją na ręce.
- Isabel! – krzyknął zrozpaczony, trzymając ranną siostrę.
Jace opuścił budynek, nie wiedział co robić, próbował skontaktować się z przyjaciółmi, ale żadne z nich nie odbierało telefonu. Postanowił wrócić do Instytutu. Wsiadł do auta i ruszył, nie mając pojęcia, że to, co zastanie na miejscu, będzie jeszcze gorsze, od tego, co dziś się dowiedział. Zaniepokoiły go otwarte drzwi oraz cisza, jaka panowała po jego wejściu. Ruszył biegiem w stronę głównej Sali. Zobaczył tam klękającego na ziemi Aleca, który trzyma swoją nieprzytomną, zakrwawioną siostrę.
- Alec! Izzy! – krzyknął i podbiegł do nich – Co się stało?! – zapytał, będąc w szoku.
- Demon porwał Clary, a potem przejął ciało Lydii, to on to zrobił. Jace ona nie żyję – powiedział, a po jego policzkach spływały łzy. Jace spojrzał na przyjaciela, a potem na nieżywą Isabel, w jego oczach pojawił się łzy. Przesunął dłonią po jej policzku. Isabel nie żyła. Zginęła z rąk demona, zginęła, ratując, jak co dzień świat przed okropnymi potworami. Pewne było jedno. Wojna właśnie się rozpoczęła.
Czy Jaceowi i Alecowi uda się odnaleźć Clary? Czy pomszczą śmierć Isabel? Co wydarzy się z Valentinem i Magnusem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro