Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV


  Kiedy Alec i Clary pokonywali drogę do Pandemonium. Jace śledził Hodge'a i obserwował z uwagą, każdy jego ruch. Mężczyzna w pośpiechu opuścił budynek. Nerwowo rozglądał się dookoła, jakby czegoś się obawiał, a może kogoś szukał. Chłopak wyszedł za nim, zachowując bezpieczną odległość, kiedy zobaczył, że jego przełożony wsiada do taksówki, wsiadł do swojego auta, ruszając za żółtym autem. Taksówka zatrzymała się na obrzeżach miasta przy pewnym budynku, który wyglądał nieco na opuszczony. Zaraz potem zobaczył czarnowłosą kobietę, w długiej, czerwonej sukni. To była Camille. Jace prawie oniemiał ze zdziwienia, kiedy ją zobaczył. Nie rozumiał, dlaczego Hodge się z nią spotkał. Zauważył, że wyciąga z kieszeni jakiś przedmiot, lecz ciężko było zobaczyć, co to takiego. Wręczył go wampirzycy, po czym rozejrzał się i wsiadł z powrotem do wozu. Kiedy żółte auto ponownie ruszyło, chłopak bez zastanowienia ruszył za nim. Kiedy Jace był w trakcie śledzenia Hodge, Alec i Clary przekroczyli wejście znanego im klubu. Postanowili rozejść się w dwie strony i rozglądać za czymś podejrzanym. Po kilkudziesięciu minutach stwierdzili, że teren wygląda na czysty i opuścili Pandemonium.
- Chyba się myliłeś, co do Pandemonium – Clary uniosła nieco brwi i odchyliła głowę na bok, patrząc na Aleca.
- Ja się nigdy nie mylę, coś jest nie tak Clary – zmarszczył czoło, nerwowo opierając dłoń o bok, jego wzrok powędrował daleko przed siebie.
- Wiesz Alec, każdemu zdarza się pomyłka. Nikt nie jest nieomylny – wzruszyła ramionami, nie przestając na niego patrzeć.
- Oh Clary uparłaś się, żeby mi dzisiaj dowalić? – wywrócił oczami i spojrzał na nią pytająco.
- Nie, chce Ci uświadomić, że miałeś prawo do pomyłki – rozłożyła ręce.
- Dziękuje ławo przysięgłych – powiedział z ironią, skinął głową i ruszył przed siebie.
- Jesteś cholernie marudy – westchnęła głośno, dotrzymując mu kroku – Zatem co robimy? – oparła się o ścianę budynku.
- Czekamy, aż demon uderzy – chwycił za łuk, patrząc na dziewczynę.
Kiedy Alec i Clary czekali na „znak" od złowieszczej istoty. Jace w ukryciu obserwował kolejne poczynania mężczyzny, którego traktował jak ojca. Hodge znów zatrzymał się i wysiadł za auta. Podszedł na tyły samochodu i otworzył bagażnik z którego „wyprowadził" związanego i zakneblowanego Magnusa.
- To niemożliwe – szepnął do siebie, obserwując, jak mężczyzna prowadzi czarownika w stronę lasu. Jace natychmiast wysiadł z auta, pochwycił swoją Stellę i miecz, po czym poszedł za nimi, zachowując odpowiednią odległość.
A tymczasem pod Pandemonium.
- Zwiadom Lidie, że teren jest czysty. Nie ma sensu tu czekać. – Clary powiedziała znudzonym tonem głosu.
- Poczekamy jeszcze. Zaufaj mi – spojrzał w jej oczy.
- Ufam bezgranicznie – zaśmiała się cicho. Alec oparł dłonie na wysokości jej głowy, nadal spoglądając w jej oczy.
- Bezgranicznie? Hmm...to dość mocno – pokiwał głową, nie odsuwając się od niej.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – szepnęła, patrząc w jego oczy. Alec przysunął się, by musnąć jej usta, wtem Clary uderzyła go z ogromną siłą, tak, że chłopak poleciał na drugi koniec ulicy. Oszołomiony wstał, patrząc na nią.
- Co jest z Tobą? Nie można było powiedzieć po prostu „Nie"? – potrząsnął głową.
- Oh głuptasie. Clary pewnie by się połasiła na małego buziaczka od Ciebie. Okropnie na Ciebie leci, chociaż jak tak patrzę – zmierzyła go wzrokiem – to zastanawiam się, co ona takiego w Tobie widzi.
- Jak długo jesteś w jej ciele? – warknął, patrząc złowrogo na demona.
- Od wejścia do Pandemonium. Wybacz, chciałam się trochę z Tobą pobawić. Nie widziałam tylko, że jesteś tak naiwny – zaśmiała się szyderczo, przyjmując bojową postawę.
- Zobaczymy czy będziesz tak mówić, jak Cię własnoręcznie załatwię – złapał za łuk i wymierzył w stronę „Clary".
- Wiesz, że możesz tym sposobem zabić swoją przyjaciółkę? Nie ryzykowałabym. – Wzruszyła ramionami, zbliżając się do niego dostojnym krokiem – Więc jak mnie zabijesz, skarbie? – przekrzywiła głowę, rozbawiona.
- Myślisz, że tak uda Ci się mnie powstrzymać? – nie spuszczał łuku, który trzymał w jej stronę.
- No więc dalej, na co czekasz? Celuj we mnie – oparła dłonie na biodrach. Alec patrzył na nią uparcie, strużka potu spływała po jego czole. W końcu po chwili opuścił łuk.
- Tak właśnie myślałam – zaśmiała się, kręcąc głową.
- Ty suko! – Ruszył na nią, wtem demon zniknął sprzed jego oczu.

– Clary! – krzyknął, rozglądając się.

Jace ukryty za drzewem, przyglądał się, jak Hodge popycha Magnusa, który przewrócił się i leżał teraz, patrząc proszącym wzrokiem na Hodge.
- Szczeniaki myślą, że Camille Cię porwała i dobrze niech tak myślą. Tym samym nigdy Cię nie znajdą – zakpił, spacerując obok niego – Clary nie może wrócić do swojego świata i Ty jej w tym nie pomożesz. Teraz kiedy Jace, chce rządzić ze mną i mamy kielich anioła, nic nie może nas powstrzymać – dodał. Jace zmarszczył czoło, nic nie rozumiejąc. Wtedy Hodge przemienił się w Valentine'a. Z tego wszystkiego wynikało, że mężczyzna, który porwał Magnusa, był Valentinem z wymiaru, z którego przybyła Clary. Przybył, aby powstrzymać Magnusa przed wyciągnięciem jej stąd, wiedział, że będzie za wszelką cenę chciała ratować Jace'a. Nie mógł na to pozwolić.

Co w tej sytuacji zrobi Jace? Wróci, by obmyślić plan z przyjaciółmi, czy zacznie działać na własną rękę?

Gdzie zniknęła Clary, w której ciele skrył się podstępny demon? Czy uda się ją odzyskać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro