Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

  Alec, Clary, Izzy oraz Hodge siedzieli w jego gabinecie, kiedy do pomieszczenia wszedł Jace, trzymając za kurtkę speszonego Simona.
- Nareszcie — powiedział Hodge, patrząc na nich — Simon bądź tak uprzejmy i zostaw nas samych — skierował się do wampirzego przyjaciela Clary.
- Tak, tak oczywiście — dodawał w pośpiechu, niezdarnie opuszczając gabinet.
- Pozwól do nas — powiedział mężczyzna, nawołując Jace'a gestem dłoni, by spoczął na jednej z kanap. Jace spojrzał na swoich przyjaciół z niepewną miną, po czy zajął miejsce tuż obok Clary.
- Może to, co powiem, nie spodoba się wam, ale to nie tylko moje rozporządzenie, ale głównie, jak wcześniej wam wspominałem Clave.
Kontaktowałem się z nimi w sprawie Magnusa, informując ich o zaistniałej sytuacji związanej z obecnością Clary.
Clave, chociaż rozumie problem, nie może ryzykować. Stoimy teraz w samym środku wojny między Podziemnymi, a to nie należy do naszych obowiązków. Od dziś sprawa Magnusa i jego ucieczki jest dla was zamknięta. Jeśli ktoś z waszej czwórki wznowi poszukiwania, czy zrobi coś w tym kierunku, zostaną mu odebrane runy i zostanie oddalony z instytutu. Mam nadzieję, że wyraziłem się dość jasno — zakończył przemowę, kierując wzrok na twarze nocnych łowców, oczekując na ich odpowiedź.
- W takim razie co z Clary? Potrzebuję naszej pomocy — zaprotestował Alec, wiedząc, że nie może zawieść dziewczyny.
- Jutro rano zabieram ją do Miasta Kości. Liczę, że Cisi Bracia będą wiedzieli co robić — odpowiedział spokojnie, wstał, biorąc swoją laskę, na której zgrabnie się oparł. Jace spojrzał na zranioną nogę Hodge'a, kierując wzrok z powrotem na niego.
- Co Ci się stało? - ruchem głowy, wskazał na jego nogę.
- Nic wielkiego — machnął dłonią — mały wypadek. Nie chciałbym być nieuprzejmy, ale czekam na ważną wizytę, sami rozumiecie — przystanął przy drzwiach. Przyjaciele zebrali się i opuścili gabinet, kierując się korytarzem.
- Myślisz, że ściemniał? - Alec zapytał blondyna, idąc z nim ramie w ramie.
- Jestem tego pewny. Nie mówi nam wszystkiego. - Odpowiedział, a na jego twarzy malował się niepokój. Za nimi podążała zdenerwowana Clary, nie mając nadal pewności, czy jej powrót do domu jest jeszcze możliwy. Izzy złapała za ramię Simona, który stał pod drzwiami, bawiąc się czymś w dłoni. Dziewczyna dostrzegła, że jest to metalowa głowa w kształcie pyska wilka.

- Skąd Ty to masz? - zapytała zdziwiona, przyglądając się elementowi.

- Znalazłem to wtedy, kiedy odbijaliśmy Clary i Aleca — odpowiedział obojętnie, podrzucając metalowe coś, w tym momencie chłopcy odwrócili się, by spojrzeć na rzecz, o której rozmawiali Izzy i Simon. Alec pochwycił rzecz unoszącą się w powietrzu, przyglądając się jej z każdej strony.

- Ej to moje — powiedział naburmuszony Simon, próbując chłopakowi wyrwać przedmiot z rąk.

- Nie należy do Ciebie, tylko do Hodge — Alec uniósł wzrok na przyjaciół.

- Jesteś pewny? - zapytał Jace, patrząc na niego i tym samym lekko marszcząc czoło.

- Znalezione niekradzione! - wtrącił chłopak w okularach.

- Weź, się zamknij! - warknął na niego Alec, wtem chłopak ucichł, robiąc przestraszoną minę. - Dostrzegłem, że w lasce Hodge czegoś brakowało, nie wiedziałem czego, ale teraz już wiem i jestem pewny, że to jest właśnie to — Pokiwał głową, unosząc przedmiot na wysokości wzroku. Wtem z gabinetu wyszedł Hodge, lekko zmieszany obecnością łowców, Alec szybko wsunął element do kieszeni, jak gdyby nigdy nic.

- A co wy dalej tu robicie? Zabierać się do pracy. W centrum dowodzenia na pewno mają dla was nowe wiadomości dotyczące demonów. Już was tu nie widzę, a Ty Simon wracaj do domu. - Powiedział do nich, kierując na końcu wzrok na Simona, po czym odszedł, kuśtykając.

- Ktoś powinien go obserwować — zaproponowała Izzy, patrząc na znikającego w ciemnym korytarzu mężczyznę.

- Będę miał na niego oko, Ty przypilnuj, żeby Simon wrócił do domu. Nie potrzebujemy tu problemów. - Jace powiedział zdecydowanym tonem. - Alec weź Clary i idźcie do centrum dowodzenia, zobaczcie, jak się mają sprawy — dodał po chwili, nachylając się lekko w ich stronę. Po tych słowach odwrócił się i ruszył za Hodge'em.

- Chodź młody, zabieram Cię do domu — Izzy złapała Simona za kurtkę, prowadząc w stronę wyjścia.

- Trzymaj się Clary! - Chłopak odwrócił się jeszcze, by pomachać rudowłosej.

- Chodźmy — ponaglił Alec, idąc w stronę centrum dowodzenia. Dziewczyna ruszyła za nim, lekko podbiegając, by dotrzymać mu kroku.

W centrum dowodzenia, każdy prężnie pracował, przechodząc z jednego stanowiska na drugie. Gdy tylko weszli, w ich stronę od razu ruszyła blondynka z niepewnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy.

- Gdzie wy się podziewaliście tyle czasu? - uniosła lekko ręce, ukazując grymas.

- Rozmawialiśmy z Hodgem. Co się dzieje? - Zaniepokojony Alec spojrzał na Lydie.

- Były dwa ataki demonów. Prawdopodobnie oba z nich zostały przeprowadzone przez tego samego demona. - Powiedziała, podchodząc do jednego ze sterowników, ukazując łowcą nagrania z monitoringu.

- Trzeba go znaleźć i zabić. Zajmiemy się tym z Clary — powiedział obojętnie, spoglądając na ekran.

- To nie takie proste Alexandrze. Demon potrafi przenosić się w powietrzu i przybierać nie tyle, ile różne formy, ale potrafi być niewidoczny. Może zaatakować kolejny raz, trudno jest przewidzieć, gdzie się pojawi — wytłumaczyła, poprawiając swojego koka.

- Łatwizna. Proponuję obstawić klub. Demon lubi ukazywać się w zatłoczonych miejscach, a Pandemonium to świetny cel — powiedział pewnie, wzruszając ramionami.

- To nie zabawa, nie możemy sobie strzelać, gdzie popadnie — skarciła go wzrokiem.

- Lydia wiem, co mówię — uniósł lekko brwi, patrząc w jej oczy.

- Dobrze — kiwnęła głową — Idźcie tam, rozejrzyjcie się. W razie co dośle wam wsparcie. Dawajcie znać na bieżąco — Spojrzała na ich dwójkę, po czym odeszła.

- Pora się zabawić — powiedział z uśmiechem, zarzucając łuk na swoje plecy.

- Zobaczymy, czy tak samo będziesz mówił, jak oberwiesz — zaśmiała się cicho, kierując do wyjścia z instytutu.

- Od Ciebie, czy demona? - prychnął pod nosem, ruszając za nią.

- I jedno i drugie bardzo możliwe — uśmiechnęła się do niego tajemniczo, otwarła potężne drzwi i wyszła, a za nią Alec. Dwójka nocnych łowców ruszyła w stronę Pandemonium.

Czy demon to rzeczywiście demon, czy może za atakami kryję się ktoś inny? Nocni Łowcy przekonają się wkrótce, że to nie będzie jedyny ich problem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro