Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

  - Brać ich — rozkazał złowieszczym tonem Valentine, uparcie wpatrując się w Clary.
- Nigdy mnie nie dostaniesz — powiedziała przez zęby.
- Uciekajcie! - zawołał do nich Alek, walcząc z jednym ze sługusów Vala.
- Szybko! Łap kluczki! - krzyknęła Izzy, rzucając kluczyki do auta w stronę Tomasa. Chłopak, jak na wampira przystało, złapał je w okamgnieniu, po czym cała trójka rzuciła się biegiem do tylnego wyjścia z domu. Pan Lightwood natychmiast pobiegł do góry, do swojej żony. W garażu domu były zaparkowane trzy auta. Izzy wskoczyła do ciemnogranatowego, luksusowego wozu bez dachu.
- Migiem! Odpalaj Tomas! - pogoniła go, uderzając dłonią w siedzenie kierowcy. Wampir posłusznie odpalił auto, po czym odjechali z prędkością światła. W tym czasie Alec i Jace pokonali dwóch mężczyzn, Valentine widząc, jak samochód wraz z jego córką znika na horyzoncie, pognał szybko do czarnego kombi i ruszył za nimi. Nocni Łowcy nie czekając dłużej, wsiedli do swojego auta, ruszając za niebezpiecznym, nocnym łowcą. Tomas gnał przez miasto, jak oszalały, dziewczyny widząc, zbliżającego się Vala, pospieszały go swoimi krzykami. Ojciec Clary mocno skupiony na swoim celu siedział całej trójce na ogonie, był pewny, że to rozdanie wygra. Alec i Jace omijając wszystkie napotkane przeszkody na swojej drodze, starali nie spuścić się z oczu szalonego Valentine, wiedzieli, że nie mogą dopuścić do tego, by zabrał dziewczynę ze sobą. W pewnym momencie wozy jechały obok siebie, Alec uchylił szybę, krzycząc do Vala:
- Zatrzymaj się! Zostaw Clary w spokoju! Nigdy nie będzie Twoja!
Valentine zaśmiał się szyderczo, odpowiadając:
- Zawsze wygrywam — dodał gazu.
- Nie tym razem — powiedział Alec, bardziej do siebie, po czym z całych sił uderzył bokiem auta w bok drugiego wozu, tym samym nieco zrzucając go z trasy, mężczyzna nie pozostając dłużnym, zrobił dokładnie to samo.
- Alec przyspiesz! - rzucił Jace, zauważając, że zaczął ich wyprzedzać.
Tom wjechał w uliczkę, gdzie znajdował się magazyn, w którym poprzednio Raphael trzymał Clary. Izzy, Tom oraz Clary wysiedli z auta, wpadając do magazynu.
- Valentine! - krzyknął.
- Zajmiemy się nim — powiedział dość opanowanym głosem Raphael, który wyszedł z cienia — chłopcy bądźcie gotowi — dodał po chwili.
- Co z Alecem i Jacem? - zapytała zmartwiona Clary, kiedy chowali się za gromadą wampirów gotowych do ataku.
- Powinni zaraz tu być — powiedziała Izzy, poddenerwowanym tonem.
- Albo pierwszy będzie Valentine — skomentował Tomas, stojący tuż obok.
Kiedy otwarły się drzwi magazynu, wszyscy w skupieniu i gotowi, czekali na ujawnienie się najgorszego wroga. Na całe ich szczęście byli to Alec i Jace.
- Gdzie Valentine? - zapytał jeden z wampirów.
- Chyba go zgubiliśmy — odparł Jace. Na tę wiadomość wszyscy odetchnęli z nieukrywaną ulgą.
- Jesteśmy bezpieczni — podsumował Alec, dokładnie na te słowa do magazynu niespodziewanie wpadł Valentine.
- Mam was! - rzekł triumfalnie, zaskakując zgromadzonych. Wampiry natychmiast przybrały bojową pozę.
- Widzę, że wezwaliście posiłki — zaśmiał się
- Chłopcy, wiecie co macie robić — rzucił znudzonym tonem Raphael.
Wampiry na jego rozkaz ruszyły w kierunku łowcy. Niestety będąc sam, nie dał rady tak wielkiej gromadzie.
Odpowiednio się nim zajęły, biorąc go ze sobą. Kiedy problem Vala zniknął, Raphael postanowił upomnieć się o swój interes.
- Jak poszukiwania Magnusa?
- Mamy teraz ważniejsze sprawy, Valentine porwał Maxa — odpowiedział Alec, na co Raphael się zaśmiał.
- Co Cię tak bawi? - warknął Alec.
- To, że jesteście idiotami — pokręcił głową — To nie Valentine ma Maksa — spojrzał na Aleca.
- Co Ty niby możesz o tym wiedzieć? - prychnął chłopak.
- Tak się składa, że wiem więcej niż sądzisz — powiedział, zakładając ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Niby co takiego?
- Camille ma Maxa — rzekł pewnie.
- Po cholerę jej Maks? Ściemniasz — Alec spojrzał podejrzliwie na Raphaela.
- Wierz lub nie. Camille wie, że ich ścigacie, ją i Magnusa. Ma wszędzie swoich zaufanych ludzi. Porwanie Maxa to ostrzeżenie. - wytłumaczył po krótce.
- Nie pomyślała, że porywając go, tym bardziej będziemy jej szukać?
- To oczywiste, że Camille uwielbia się bawić, a to jest jedna z jej gier — spojrzał na niego, spacerując.
- Jakich gier? - zapytał niezrozumiale Jace.
- Wybaczcie, ale mam ważne sprawy do załatwienia...- powiedział, patrząc na nich znacząco.
- Możesz wyjaśnić, o co chodzi? - zapytał rozzłoszczony Alec.
- Innym razem — machnął do nich i zniknął w cieniu.
- Chodźcie i tak wam więcej nic nie powie — wtrącił Tom, wyprowadzając ich z magazynu.
- To, co teraz? - zapytała Clary, kiedy byli już na zewnątrz.
- Musimy się rozdzielić, tak będzie łatwiej — zaproponowała Izzy.
- Świetny pomysł — przyznał Jace, kiwając głową.
- Dobra to tak, ja ide z Clary, Jace, Ty z Izzy — zadecydował Alec.
- A ja? - zapytał Tomas.
- Idziesz z nami, w końcu nas kazał Ci pilnować Raphael — odpowiedział czarnowłosy chłopak.
- Jeśli będziecie coś mieć, dzwońcie — powiedział Jace.
- Jasne, wy też — odpowiedział mu Alec, po czym obie ekipy rozeszły się w swoim kierunku.
- Wskakujcie do wozu, zrobimy obchód na mieście, może się na coś natkniemy — Alec wsiadł za kierownice auta, a Clary zajęła miejsce pasażera obok, za nimi Tom.
- Myślisz, że Camile może zrobić coś Maxowi? – zapytała Clary, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Potrafi być naprawdę szalona, więc wszystko jest możliwe... - odpowiedział Alec, odpalając silnik.

Clary, Alec i Tom jeździli wokół Indrysu, pytali napotkanych czarowników, wampirów, nocnych łowców o informacje na temat Magnusa i Camille, ale niestety nikt ich nie widział. Jeden czarownik napomknął coś,
że w dniu zaginięcia Maxa, kręcili się w dzielnicy, gdzie mieszkają Lightwoodowie, lecz ta informacja nie wiele dała.
Kiedy Alec krążył autem po mieście, jego telefon zaczął dzwonić, na ekranie telefonu wyświetlił się nieznany numer.

- Słucham? – powiedział zdezorientowany do słuchawki.
- Oh witaj Alec – odpowiedział kobiecy, kokieteryjny głos.
- Kto mówi?! – zapytał podniesionym głosem.
- Camille – powiedziała rozbawiona.
- Gdzie jest Maxs?!
- Bezpieczny, ze mną
- Oddaj go nam – zarządził.
- Nie tak prędko mój drogi, albo dacie spokój mi i Magnusowi, albo Twój brat zapłaci za to życiem
- Potrzebujemy pomocy od Magnusa – powiedział szczerze
- Nie ściemniaj, wiem, że ścigacie go dla Raphaela! – warknęła – Więc posłuchaj mój drogi, macie czas do jutra, żeby opuścić Idris albo Max zginie. Tik tak, tik tak – powiedziała, śmiejąc się do słuchawki, po czym się rozłączyła.

- Cholera... - przeklął Alec.
- Co teraz?! – spojrzała na niego Clary ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Mamy poważne kłopoty – spojrzał na nią chłopak, wiedząc, że teraz liczy się każda minuta dla jego brata.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro