Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

  - Dzwoń do Luke'a – powiedział Alec, mocno ściskając ręce na kierownicy. Clary posłusznie wyciągnęła telefon z kieszeni i wykręciła numer do swojego ojczyma. Telefon Luke'a nie odpowiadał, dziewczyna kilkakrotnie próbowała nawiązać połączenie, lecz nie przyniosło to żadnych rezultatów.
- Nie odbiera – oznajmiła, patrząc na przyjaciela.
- Trudno w takim razie sami ich znajdziemy – wzruszył ramionami, wpatrując się w drogę przed nimi.
Alec, Clary oraz Tomas wrócili do centrum Idrisu, gdzie znajdowała się wilcza knajpka, w której Luke wraz ze swoimi ludźmi zawsze spotykali się na obgadaniu ważnych spraw, będąc w centrum miasta. Na miejscu zastali jednego z watahy Jerry'ego, który chrząkał się po zapleczu kuchni. Słysząc nadchodzących gości, wyszedł na teren knajpy.
- Witaj Jer – powiedział Alec, wpatrując się w wilkołaka.
- Co was tutaj sprowadza? To nie miejsce ani dla nocnych łowców, a tym bardziej wampirów – ostatnie słowo wypowiedział z wyraźną złością na twarzy.
- Potrzebujemy waszej pomocy – powiedział otwarcie czarnowłosy chłopak. Jerry spojrzał na niego pytająco.
- Poszukujemy Magnusa Bane'a – wtrąciła zniecierpliwiona Clary.
- Co my mamy z tym wspólnego? – zapytał mężczyzna, unosząc jedną brew.
- Moglibyście go wytropić – odpowiedział Alec.
- Potrzebujemy do tego całej watahy i czasu na zebranie wszystkich. Wilkołaki są obecnie teraz w różnych częściach miasta, głównie większość z nas jest w Nowym Yorku. – odpowiedział, opierając się o ladę.
- Ile będziemy musieli czekać na jakiekolwiek informacje? – zapytał nocny łowca.
- Trudno mi powiedzieć, ale myślę, że w ciągu 3 dni uda nam się zebrać całą watahę. – zapewnił.
- Dobrze, niech Luke się ze mną na bieżąco kontaktuje, jeśli coś ruszy. – spojrzał na niego, po czym ten skinął głową i cała trójka opuściła wilczą knajpkę. Kiedy wyszli, telefon Aleca zaczął dzwonić, w słuchawce odezwała się jego roztrzęsiona matka, z którą zamienił kilka słów, po czym zaraz się rozłączył. Zaniepokojona Clary podeszła do Aleca, który odszedł na chwile, by odebrać telefon.
- Co się dzieje? – zapytała, wpatrując się w niego.
- Max zaginął – powiedział, nie patrząc na dziewczynę.
- Zaginął? Jak to zaginął? – zapytała, stojąc przed nim z pytającym wyrazem twarzy.
- Valentine – powiedział przez zęby.
- Musimy go ratować! – szarpnęła go.
- Wsiadamy do wozu – ponaglił, ruszając w stronę auta.
- Wiesz gdzie go szukać? – zapytała, próbując dotrzymać mu kroku.
- Obawiam się, że nie będzie to łatwe. Rodzice zawiadomili instytut. Izzy i Jace już są w drodze. Wracamy do domu i poczekamy na nich, później wspólnie obmyślimy plan działania i wtedy uderzymy – Powiedział dość spokojnym, jak na sytuacje tonem.
Po kilkunastu minutach dotarli pod dom państwa Lightwoodów, Alec i Clary ruszyli do posiadłości.
Łowca zatrzymał się i odwrócił do Toma, który podążył za nimi.
- Ty zostajesz na zewnątrz i czekasz na Izzy i Jace'a – powiedział, spoglądając na niego.
- Raphael kazał mi was pilnować – odpowiedział na rozkaz chłopaka.
- Na moim terytorium ja żądze – powiedział, po czym odwrócił się i wszedł do środka, zamykając mu drzwi przed nosem. W ogromny salonie na skórzanej, jasnej kanapie siedział Robert i Maryse, która wtulała się w swojego męża, głośno szlochając. Alec, widząc rodziców, przyspieszył kroku i usiadł obok matki, natychmiast ją do siebie tuląc. Ta wtulona w swojego syna opłakiwała zaginięcie najmłodszego ze swych dzieci, wycierając łzy białą, aksamitną chusteczką z wyhaftowanym herbem rodzinnym. Clary stała na uboczu, wpatrując się w kochającą się rodzinę, która przeżywa najgorszą z tragedii. Nie chcąc przeszkadzać, opuściła po cichu salon, zmierzając do kuchni, w której nalała sobie wody do szklanki. Oparta o blat kuchenny popijała zimną wodę. Niedługo potem w wejściu do kuchni ukazał się Alec. Clary odłożyła szklankę i podeszła do chłopaka, tuląc go do siebie.
- Tak mi przykro Alec... - powiedziała szeptem. Alec, milcząc, pogładził ją po plecach, wtulając twarz w jej rudę włosy.
- Uratujemy go, nie poddamy się, obiecuję – powiedziała, odrywając się od niego na moment i patrząc mu w oczy.
- Dziękuje Clary, jesteś dla mnie teraz największym oparciem – odpowiedział, również wpatrując się w jej oczy. Kciukiem pogładził ją po policzku. Ten uroczy moment przerwał Jace, chrząkający na wejściu do kuchni. Alec i Clary odskoczyli od siebie, po czym rzucili się na Jace'a i Izzy, aby ich uściskać. Po ciepłym przywitaniu cała czwórka udała się do salonu.
- Gdzie mama? – zapytał Jace, zauważając obecność samego ojca.
- Poszła do sypialni się położyć, nie czuje się najlepiej – wytłumaczył Pan Lightwood.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu zajęli swoje miejsca.
- Gdzie ostatnio spotkaliście Valentine'a? – zapytała Izzy.
- W Hunters Clubie – odpowiedziała Clary.
- Jesteście pewni, że to on? Przecież dawno nie żyje... - spojrzał na nich Jace, nachylając się w ich kierunku.
- Jace, wszędzie poznam jego twarz – spojrzał na niego lekko gniewnym spojrzeniem Alec.
- Dobrze, załóżmy, że go spotkaliście. Jaką masz pewność, że to on porwał Maxa? – Jace uniósł jedną brew.
- To niby kto? Czerwony kapturek? – wywrócił oczami czarnowłosy chłopak.
- Raphael? – zapytała Izzy, która przechadzała się po salonie i w tym momencie zatrzymała się, by spojrzeć na nich.
- Odpada. Zależy mu na tym, żebyśmy znaleźli Magnusa, nie miałby powodu, by to robić – Alec pokręcił głową.
- Może stwierdził, że to przyspieszy wasze poszukiwania? Może Tom sypnął, że się ociągacie? – Izzy oparła rękę na swoim biodrze.
- Jace przyprowadź go – zarządził Alec, splatając dłonie, na których oparł swoją głowę. Jace na prośbę brata, udał się na zewnątrz i po kilku sekundach wprowadził do salonu Toma.
- Siadaj – powiedział Alec, kiedy Jace popchnął delikatnie wampira na krzesło.
- Czy Raphael może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Maksa? – zapytał, nachylając się do niego i patrząc mu prosto w oczy.
- Nie, co wy. Po co? Jemu zależy tylko na Magnusie – wytłumaczył nieco wystraszonym tonem.
- Jesteś pewny? Jeżeli wiesz, coś więcej niż my to obiecuję, że stracisz tą swoją wampirzą głowę – Powiedział do niego poważnym tonem Alec.
- Mówi prawdę – powiedział Jace, puszczając chłopaka, którego dotychczas trzymał za kurtkę.
- Musimy dorwać Valentine'a – powiedział stanowczo Alec, patrząc na Izzy, Jace'a oraz Clary.
W tym momencie do drzwi rozległo się pukanie, wszyscy spojrzeli po sobie, nie mając pojęcia kogo się spodziewać. Jace ruszył do drzwi, które natychmiast otworzył.
- O wilku mowa – powiedział, widząc stojącego w drzwiach Valentine'a.
- Witaj Jace numer 2 – powiedział z kpiącym uśmiechem.
- O czym Ty gadasz? – rzucił zdenerwowany Jace.
- Jest z wymiaru Clary – wytłumaczył Alec, który znalazł się za Jacem.
- Oddawaj Maksa! – krzyknął zdenerwowany Jace, na co Val zaśmiał się szyderczo.
- No co się śmiejesz gnoju?! Oddawaj Maksa albo... - Jace już prawie wyskoczył z pięściami na mężczyznę, wtem Alec go powstrzymał.
- Albo co? – zaśmiał się – Nie potrzebuje waszego braciszka, źle szukacie – spojrzał na nich.
- On chce mnie – powiedziała Clary, stając między Jacem, a Alecem.
- Witaj córeczko, czas, żebyś wróciła do domu – powiedział Valentine, a za jego plecami wyłoniło się dwóch mężczyzn. Jace i Alec osłonili dziewczynę, czekając na kolejny krok swojego wroga.

I tak nastąpił kolejny rozdział! :) Przepraszam was, że musieliście tak długo czekać, obiecuję was więcej nie trzymać w takiej niepewności. Mam dla was niespodziankę, dziś na yt pojawił się druga część zwiastunu Claleca. Jeśli ktoś będzie chciał link, niech piszę podam :)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro