Rozdział IV
Do ciemnego pokoju przedostały się z trudem promienie słońca, padające wprost na wielkie łóżko Clary. Dziewczyna przebudziła się, przysłaniając twarz ręką, po czym delikatnie uniosła się, rozglądając po pomieszczeniu. Kiedy zaczęła przeciągać się leniwie na łóżku, wtem do pokoju zawitał uśmiechnięty od ucha do ucha — Alec.
- A zapukać to już nie łaska ? - zapytała rozgniewana, przykrywając się kołdrą po samą brodę.
- Jak chcesz, mogę wrócić i powtórzymy to z pukaniem — zaśmiał się, wskazując na drzwi.
- Daruj sobie — posłała mu ironiczne spojrzenie.
- Tak myślałem. Tak więc zbieraj się śpiąca królewno i ruszamy — rzucił na jej łóżko czarny, zapakowany po brzegi plecak.
Clary spojrzała pytającym wzrokiem na plecak, a potem na chłopaka.
- Prowiant i wszystkie nam potrzebne rzeczy. - oznajmił i dodał:
- Za 5 minut na dole. - puścił jej oczko, po czym zniknął za drzwiami. Clary zwlekła się niechętnie z łóżka, wyciągając z szafy ubrania wcześniej zapożyczone od Izzy.
Założyła na siebie czarne, skórzane legginsy oraz czarny top, z krzesła pochwyciła sweterek na guziki w tym samym kolorze. Przeczesała swoje rude włosy, zarzuciła na ramie plecak przyniesiony przez Aleca, po czym zbiegła na dół.
Przed instytutem czekał na nią Alec, oparty o maskę czerwonego, sportowego auta.
- Spóźniona o 2 minuty — powiedział, nawet nie odwracając się w jej stronę.
- Od kiedy jesteś taki konsekwentny ? – zapytała, rzucając plecak na tylne siedzenia.
- Odkąd sprawuje nad Tobą opiekę. - powiedział udawanym, surowym tonem chcąc zabrzmieć poważnie.
- Za każdym razem się tym zasłaniasz, a ja za każdym razem powtarzam Ci, że jej nie potrzebuje. – Powiedziała, otwierając drzwi od strony pasażera.
- Ja tu rządzę, więc funkcjonują moje zasady. – odpowiedział, wsiadając za kierownice.
- Do czasu – wsiadła, zatrzaskując drzwi auta.
***
Przemierzali znajome im ulice, przez szyby auta Clary przyglądała się ludziom, których znała, coś, co wydawało się bliskie jej sercu, było nadzwyczajnie iluzją, alternatywną rzeczywistością. Im więcej myślała o powrocie, tym bardziej martwiła się, nie mając pojęcia co się tam dzieje.
Kiedy zaparkowali przed budynkiem, który był domem Clary, wyszła powoli z auta, przyglądając mu się uważnie, jakby chciała odnaleźć, chociaż najmniejszy szczegół różniący go od jej prawdziwego domu. Podeszła do murów, kładąc na nim dłoń, tymczasem czując pustkę i smutek. Alec który, wysiadł zaraz za nią, przyglądał jej się z uwagą.
- Domyślam się, że może być to dla Ciebie trudne. Jeśli chcesz, mogę sam iść do Dori. – zaproponował, znajdując się tuż za jej plecami.
- Pójdę z Tobą — powiedziała pewnie, nie wiedząc, że chłopak stoi tuż za nią, odwróciła się gwałtownie, delikatnie na jego wpadając, przez moment ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, wtem Clary odsunęła się szybko, nieśmiało zakładając za ucho kosmyk włosa opadającego na jej twarz.
- Jesteś pewna ? Bo zaczynasz mnie problemy z równowagą — powiedział rozbawiony, patrząc na speszoną dziewczynę.
- Jak będziesz dalej mi tak docinał, to zaraz Ty będziesz miał problem — zmierzyła go wzrokiem, a ten ruszył przodem nadal rozbawiony.
- Wiesz, że dalej będę to robił — powiedział, wspinając się schodami do góry. Clary próbowała powstrzymać uśmiech, który chciał zakraść się na jej piegowatą twarz.
- Myślisz, że będzie w domu ? – zapytał, stojąc teraz przed drzwiami do domu czarownicy.
- Dori raczej nigdy nie opuszcza swojego domu, przynajmniej ta, którą znałam ja. - stanęła obok chłopaka, wpatrując się w drzwi.
Alec zapukał, po czym nacisnął klamkę, drzwi otworzyły się, a dwójka przyjaciół powoli weszła do środka, nie wiedząc czego się spodziewać. Uderzył ich już na wejściu silny i aromatyczny zapach kadzideł rozstawionych po całym mieszkaniu. Wiszące dzwonki przy drzwiach zadzwoniły wesoło, kiedy przekroczyli próg mieszkania. Z chmary dymu, które tworzyły kadzidełka, wyłoniła się postać tęgiej, niskiej kobiety z kolorowym turbanem na głowie. Kobieta była obwieszona najróżniejszymi naszyjnikami, a na jej nadgarstkach lśniły brzęczące bransolety. Ubrana była w pomarańczową koszulę i długą, zwiewną pomarańczowo -brązową spódnicę. Czarownica spojrzała na Clary i Aleca oczekując wyjaśnień na temat wtargnięcia do jej domu.
- Dzień dobry, Ja jestem Clary, a to mój przyjaciel Alec. Przyszliśmy, bo potrzebujemy Twojej pomocy. - wyjaśniła spokojnie, z życzliwym uśmiechem dziewczyna.
- Oj Clary — machnęła ręką kobieta i dodała;
- przecież wiem, że to Ty, twoja matka dobija się do mnie od rana i pyta, czy Cię widziałam, podobno wyszłaś wczoraj wieczorem z Simonem i jeszcze nie wróciłaś. Zajrzyj do niej potem. Była tak zdenerwowana, że skłonna już zadzwonić na policje. Wchodźcie. - ruszyła w głąb swojego mieszkania.
- Zapomniałam z tego wszystkiego o mamie — szepnęła do Aleca.
- Później to załatwimy – zapewnił i ruszył za dziewczyną.
- Proszę, usiądźcie — wskazała na dwa fotele przy swoim okrągłym stoliku, na którym stała czarodziejska kula. Clary i Alec zajęli miejsca, wpatrując się w kobietę, która chrząkała się jeszcze po mieszkaniu.
- W czym, mogę wam pomóc ? - zapytała, kiedy wreszcie zajęła miejsce.
- Możesz rzucić zaklęcie lokalizujące ? - zapytał Alec, z nadzieją na pozytywną odpowiedz.
- Kogo szukacie ? - zapytała zaciekawiona.
- Magnusa — odpowiedziała Clary.
- Magnusa ? A na co wam ten zdrajca i wstrętny krwiopijca ? - zapytała kobieta z niesmakiem.
- Musi mi pomóc wrócić do domu. - powiedziała ze smutkiem w głosie.
Kobieta spojrzała na nich, oczekując dalszych wyjaśnień.
- Clary jest z innej rzeczywistości, przechodząc przez portal w swoim świecie, trafiła tutaj. - wyjaśnił Alec, widząc, jak bardzo dziewczyna jest zdenerwowana. Kobieta pokiwała głową.
- Nie jestem pewna, czy Magnus będzie wam w stanie pomóc. Możecie spróbować, ale nie obiecujcie sobie za dużo. -wytłumaczyła.
- To pomożesz go nam zlokalizować ? - zapytała z nadzieją w glosie dziewczyna.
- Nie mogę go zlokalizować, ale wiem, że jest w Idrisie. - powiedziała pewnie.
- Skąd wiesz ? - zapytał Alec, nie do końca ufając czarownicy.
- Był u mnie przed wyjazdem. Prosił o ochronę maskującą, żeby Raphael nie mógł go odnaleźć. – wytłumaczyła, zapalając, kolejne kadziło.
- Pewnie sporo musiał Ci za to zapłacić — powiedział z przekąsem chłopak.
- Nie interesuj się młody smarku. Jeśli to wszystko to proszę was już o opuszczenie mojego lokum, za chwile mam klienta i wolałabym, żebyście się tutaj nie plątali — powiedziała ochryple, po czym wstała, kierując ich do wyjścia.
- Dziękujemy za informacje. Do widzenia. - powiedziała Clary, kiedy kobieta zamknęła im drzwi przed nosem.
- Musiałeś ją tak rozgniewać ? - zwróciła się do Aleca z pretensjami.
- Byłem tylko szczery — wzruszył ramionami.
- Chyba bezczelny — pokręciła delikatnie głową.
- Teraz musimy oznajmić twojej mamuśce, że zakochałaś się w niegrzecznym i zabójczo przystojnym chłopaku, który zabiera Cię w podróż dookoła świata. - powiedział zadowolony.
- Chyba zwariowałeś ! - Clary stanęła przed nim, gdy ten już chciał pukać do drzwi.
- A chcesz powiedzieć swojej drugiej mamusi, że nie jesteś z tego świata i złamiesz jej matczyne serce ? No właśnie, więc daj mi się tym zając — próbował przesunąć dziewczynę od drzwi.
- Czy chociaż raz może być po mojemu ? - siłowała się na przejściu z chłopakiem.
- Pomyślmy....NIE — powiedział zdecydowanie, wtem otwarły się drzwi mieszkania, w których stanęła Jocelyn.
- Czeeeeść maamo — powiedziała, dziewczyna ze sztucznym uśmiechem udając, że nic się nie wydarzyło.
- Clary — przytuliła ją mocno matka.
- Przepraszam, że się nie odezwałam, ale tak dobrze się bawiliśmy z Simonem. – powiedziała, udawanym skruszonym tonem.
- A właśnie gdzie Simon ? - spytała, gdy wpuściła ich do środka.
- Wrócił już do domu, był bardzo zmęczony — skłamała.
- A kim jest twój przystojny kolega ? – spytała, patrząc na Aleca, po czym skierowała się w stronę kuchni.
- Mówiłem — szepnął do Clary, a ta go szturchnęła.
- Kole...- gdy, zaczęła mówić, Alec szybko wszedł jej w słowo.
- Chłopakiem - Clary spojrzała na niego morderczym wzorkiem.
- Nie mówiłaś nic, że masz chłopaka. - zaczęła robić kawę, spoglądając co jakiś czas na nich.
- Bo go nie mam – powiedziała, przez zęby szeptem.
- Bo to w sumie od niedawna tak naprawdę, nie chcieliśmy zapeszyć. – wyjaśnił, uśmiechając się życzliwie.
- Masz przechlapane — szepnęła do niego Clary, uśmiechając się sztucznie do matki.
- Usiądźcie. - wskazała na dwa krzesła przy blacie, po czym sama usiadła po drugiej stronie. Kiedy usiedli, Alec wrócił do swojego planu.
- Chciałbym zabrać Clary na małą wycieczkę, jeśli nie ma Pani nic przeciwko. Taki prezent na urodziny — położył ramie na jej ramionach, przytulając ją do siebie delikatnie.
- Nie przeginaj — szepnęła.
- Jasne, nie ma sprawy. Jedźcie, tylko dzwońcie i odbierajcie telefony — zaśmiała się, grożąc im palcem.
- Oczywiście — uśmiechnął się.
***
Po wypitej kawie i rozmowie, Clary i Alec opuścili mieszkanie, żegnając się z Panią Frey.
- Wiedziałem, że mój plan jest świetny — powiedział dumnie, kiedy byli już za drzwiami.
- Chyba durny jak Ty zresztą. Co Ty sobie wyobrażasz ? - zapytała oskarżycielsko, kierując się schodami w dół.
- Pomagam Ci. Za grosz wdzięczności z twojej strony — pokręcił głową, z lekkim uśmiechem.
- Nie prosiłam się o nią — spojrzała na chłopaka, po czym wsiadła do auta.
- Przyznaj, że Ci się to podobało. - poruszał zabawnie brwiami.
- Ani trochę ! - splotła ręce na wysokości klatki piersiowej, próbując zrobić rozgniewaną minę. Kąciki jej ust lekko uniosły się do góry.
- Widziałem ! - zaśmiał się, po czym odpalił auto i ruszyli w stronę Idrisu, w poszukiwaniu Magnusa.
Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba !
Piszcie co sądzicie :)
Kolejny rozdział w poniedziałek ! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro