Rozdział III
Clary wchodząc do swojego pokoju w instytucie, zauważyła na łóżku przygotowane czyste, świeże ubranie. Domyśliła się, że to zapewne pomysł Isabelle.
Pokój był bardzo stylowy, przestronny. Kolory, jakie w nim panowały to brąz i beż. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem.
W pokoju było dość ciemno, gdyż okna były przysłonięte wielkimi, brązowymi zasłonami. W jednym z kątów stała wielka, drewniana, stara szafa. Podłogę uścielał również stary miękki dywan. Clary przypomniała sobie, że od kilku godzin nie widziała swojego przyjaciela, dlatego postanowiła, że rozejrzy się po instytucie.
Kiedy złapała za klamkę i otwarła drzwi, ukazał jej się Alec z lekko uniesionym kącikiem ust.
- Czego Ty jeszcze chcesz? - zapytała, ciężko wzdychając i przewracając oczami.
- Nie powinnaś już spać ? - zapytał, delikatnie opierając się o framugę drzwi.
- Dzięki, ale nie potrzebuje niańki — powiedziała, próbując go ominąć, stanął jej naprzeciw, wyczuwając jej poirytowanie.
- Jesteś pod moją opieką, pamiętasz ? - złapał ją za ramiona.
- Byłam tylko na misji, a teraz mnie puść i daj mi wreszcie święty spokój. Odkąd tu jestem, uczepiłeś się mnie jak rzep psiego ogona. To przestaje już być zabawne. - powiedziała zdenerwowana, na to on zaczął się śmiać.
- I co Cię tak bawi do cholery ?! - szturchnęła go, czując, jak ciśnienie jej stopniowo wzrasta.
- Ty. Jesteś całkiem urocza, jak się złościsz. - powiedział rozbawiony.
- Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą, więc z łaski swojej przepuść mnie, za nim zrobię Ci krzywdę. - powiedziała przez zęby.
- Chyba powinienem zacząć się na prawdę Ciebie bać. Nie dość, że zabawna to niebezpieczna. - nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Idiota. - powiedziała krótko, wymijając go i wchodząc w długi korytarz.
- Gdzie się wybierasz ? - pobiegł za nią, zatrzymując ją.
- Szukam przyjaciela i przestań mi w końcu wchodzić w drogę. - Spojrzała na niego, po czym ruszyła dalej, nie zatrzymując się ani na moment. Długi korytarz prowadził do kolejnego wielkiego salonu, z niego Clary zeszła niżej krętymi schodami, tam też nikogo nie zastała dlatego, postanowiła zejść jeszcze niżej. Jak się domyśliła, trafiła do centrali i ukrywanego miejsca przez nocnych łowców. W pomieszczeniu panował półmrok, dlatego dziewczyna, stawiając małe kroki, kierowała się w przód. W końcu uderzyła kolanem o coś twardego.
- Fuck. - syknęła i wtem rozbłysło się światło, a na końcu ujrzała wysokiego blondyna, którym był Jace.
- A Ty co tutaj robisz ? Nie powinnaś spać ? - spojrzał na nią.
- A Ty co ? Bawisz się w swojego brata ? - zapytała ironicznie.
- Nie powinnaś przychodzić tutaj sama.
- Przestań. Czy wy wszyscy myślicie, że mam 5 lat ? Nie potrzebuje opieki — powiedziała, rozmasowując obolałe kolano.
- To w takim razie czemu chodzisz sama po instytucie o tej porze ? Uniósł jedną brew.
- Szukam Simona. - powiedziała, krzywiąc się z bólu.
- Pokaż to. - Jace podszedł do niej, zaprowadził ją na krzesło, by usiadła, po czym podwinął nogawkę jej spodni, by zerknąć na jej kolano.
- Simon jest cały i zdrowy, a twoje kolano lekko stłuczone, ale zagoi się, zaraz je opatrzę. - wstał i podszedł do jednej z szafek na wielkiej ścianie i wyciągnął apteczkę.
- Mimo to chciałabym się z nim zobaczyć. - spojrzała na chłopaka.
- Dobrze, zaprowadzę Cię do niego. - zapewnił, po czym opatrzył jej nogę. Łapiąc ją w pasie, opuścili pomieszczenie i skierowali się w stronę miejsca, w którym miał być Simon.
Izzy i Simon siedzieli w pokoju typowo rozrywkowym. Simon właśnie pokazywał Izzy jak ma trafić w bile i jak trzeba wycelować. Było widać, że świetnie się bawi.
- Simon — powiedziała z ulgą Clary widząc przyjaciela.
- Clary jesteś... - uniósł wzrok na przyjaciółkę, po czym zostawił wszystko i podbiegł do niej, by ją przytulić.
- Co Ci się stało ? - wskazał na jej kolano.
- Nic takiego. - machnęła ręką.
- Twoja przyjaciółka to niezdara po prostu. - zaśmiał się Jace.
- Gdybyś był tym irytującym brunetem, to bym coś powiedział, ale Tobie odpuszczę. - powiedział Simon, spoglądając na niego.
- Martwiłam się o Ciebie — pogłaskała go po policzku.
- Jest w dobrych rękach Kochana — wtrąciła Izzy opierając się
O stół bilardowy.
- Tak to prawda. Izzy się mną zajęła. - zapewnił, znów przytulając przyjaciółkę.
- Nie wątpię — uśmiechnęła się ironicznie patrząc na Izzy za pleców Simona.
- Czy już wiesz jak wrócić do domu ? - spojrzał na nią, poprawiając okulary na nosie.
- Nie. Muszę spotkać się z Magnusem. - westchnęła.
- Tłumaczyliśmy Ci już, że w naszej rzeczywistości nie ma już mocy, a poza tym nie ma go nawet w mieście. - spojrzał Jace, zabierając się do gry w bilard.
- Może jest w stanie mi jakoś pomóc, sama go znajdę.
- Wiesz, że to niebezpieczne Clary ? - Spojrzał na nią z troską chłopak w okularach.
- Ja jej pomogę, pojadę z nią. - do pomieszczenia wszedł Alec, wtem wszyscy wbili w niego spojrzenia.
- O nie, nie ma mowy. - pokręciła głową.
- To dobry pomysł. - przyznał Jace, opierając się na kiju do bilarda.
- Jadę sama. - splotła ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Sama ? A wiesz dokąd ? Masz auto ? - spojrzał na nią z uśmiechem.
Zaklęła cicho pod nosem z grymasem na twarzy.
- No to chyba nie masz wyjścia — Jace wzruszył ramionami.
- Dzięki Jace — powiedziała z ironicznym uśmiechem Clary.
- No to najpierw będziemy musieli wpaść do kochanej Dori. - poruszył zabawnie brwiami Alec.
- Dori ? - zapytała, nie mając pojęcia, o co chodzi.
- Dorothea — wytłumaczył Simon.
- Może ona pomogłaby mi wrócić do domu ? - w oczach Clary rozbłysła nieukrywana nadzieja.
- Nie zapominaj, że to zwykła czarownica, oprócz najprostszych czarów, nic więcej nie potrafi. - dodał złośliwie Alec.
- Jak możesz tak o niej mówić ? - oburzyła się rudowłosa.
- Mówię tylko prawdę. A teraz kiedy już zobaczyłaś swojego upierdliwego kumpla, radziłbym Ci, żebyś wróciła do swojego pokoju.
- A wiesz co ? W dupie mam te twoje rozkazy ! - odwróciła się w jego stronę, krzycząc, po czym wyszła szybkim krokiem, omijając go.
- Źle to rozegrałeś stary — skrzywił się Jace.
- Powinieneś za to dostać w pysk, ale nie mam ochoty tracić na Ciebie czas. - Simon stanął twarzą w twarz z Alecem.
- Nie masz ochoty czy jesteś po prostu tak słaby, żeby mi przywalić? - odpowiedział Alec, patrząc swojemu rywalowi w oczy. Mięśnie jego szczęki zrobiły się nieco napięte.
- Dość ! - zza tylnych drzwi wyszedł Hodge. W pomieszczeniu nagle ucichło, a wszyscy skierowali się w stronę Hodge'a, nawet Alec i Simon, którzy przed sekundą chcieli wskoczyć sobie do gardeł.
- Wszyscy wracają do siebie ! Alec do mojego gabinetu ! - powiedział szorstko.
- Każdy do siebie Izzy ! - krzyknął, kiedy ciemnowłosa wzięła pod rękę Simona. Wtem odsunęła się od niego urażona jego upomnieniem.
Nie odzywając się już nic ani nie sprzeciwiając, wszyscy opuścili pomieszczenie z wyjątkiem Aleca.
Hodge patrząc na niego znacząco, skierował się do wyjścia, po czym udał się w stronę swojego gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza, zaraz za biblioteką. Otworzył szeroko drzwi.
- Zapraszam — powiedział, wpuszczając go do środka. Alec wszedł, rzucając mu gniewne spojrzenie.
- Usiądź — dodał, gdy oboje znaleźli się w środku. Alec opadł lekceważąco na skórzany fotel, delikatnie się na nim bujając.
- Alec — zaczął Hodge znaczącym tonem zajmując swoje miejsce za biurkiem.
- Tak, tak mam się poprawić. Hodge nie jestem już dzieckiem. - wtrącił, bawiąc się długopisem zabranym z biurka.
- Twoje zachowanie tego nie udowadnia. Clary i Simon są naszymi gośćmi i są pod naszą opieką. Nie możesz dawać się sprowokować, nie tego Cię uczyłem. - zaczął kręcić głową.
- Dobra Hodge przestań mi mówić co mam robić. Nie chciałbym być nie miły, ale jakim Ty masz być dla nas wzorem, kiedy kłamiesz i kręcisz ? - wstał, opierając obie ręce na biurku, nachylając się w stronę brodatego mężczyzny.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz — wstał, chrząkając ze zdenerwowania.
Alec zaśmiał się, wyprostowując i kręcąc głową.
- Dopóki nie powiesz Jace'owi prawdy to nie ucz mnie jak mam żyć. - spojrzał na niego, po czym zniknął za drzwiami, zamykając je z hukiem.
Hodge przecierając twarz rękoma ze zdenerwowania, zasiadł ponownie w swoim fotelu, zastanawiając się nad słowami młodego chłopaka.
Czekam na wasze opinie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro