Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22




Sophie przewróciła się na drugi bok, bestialsko wyrwana z przyjemnego snu. Nakryła głowę kocem i przyjęła embrionalną pozycję, by skumulować jak najwięcej ciepła. Stukot wdarł się do jej głowy. Zmarszczyła brwi, kiedy dotarł do niej ten dźwięk.

Jęknęła, podnosząc ociężałe ciało. Zamrugała kilka razy, by przyzwyczaić wzrok do światła i rozejrzała się nieprzytomnie po salonie. Jej spojrzenie utknęło na końcu korytarza, z którego dochodziło rytmiczne stukanie. Zwlokła się z kanapy. Wyciągnęła ręce do góry i ziewnęła potężnie, organizm wciąż chciał spać.

Podeszła do wejścia i spojrzała przez wizjer. Tuż za nimi stał ubrany w kurtkę Min-jae z plecakiem przewieszonym przez ramię. Chciała przekręcić kluczyk w zamku, ale ten ani drgnął. Zmarszczyła brwi. Czyżby nie zamknęła mieszkania, zanim poszła spać?

Otworzyła skrzydło, pobudzona tą informacją, choć była pewna, że sprawdziła przed snem, czy są zakluczone.

– Minnie – mruknęła sennie. – Co tu robisz? Nie idziesz do szkoły?

– Właśnie z niej wracam – odparł nastolatek. – Nie odpisałaś ani nie odebrałaś telefonu, martwiłem się.

Sophie wyprostowała się, a po jej twarzy przemknęło zaskoczenie. Wpuściła chłopca do środka. Podeszła do stolika kawowego i wzięła telefon do ręki. Wciągnęła powietrze w płuca, kiedy jej oczom ukazała się na wyświetlaczu prawie szesnasta.

Jak mogła przespać cały dzień? Miała tyle rzeczy do zrobienia! Była pewna, że kiedy włączy laptopa, wiadomości będą się świecić na czerwono. Usiadła na kanapie i załamała ręce. Będzie ślęczeć do rana nad zleceniami, żeby skończyć je jak najszybciej.

– Nauczyciel Han został z tobą na noc? – Podniosła głowę i spojrzała na Min-jae. Jego uniesione brwi i sugestywny uśmiech, błądzący w kącikach, nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, o czym pomyślał.

– Han? – Podniosła się i podeszła do wyspy. Spojrzała na blat roboczy w kuchni. Jej uwagę przykuł czysty kubek odłożony do góry dnem przy umywalce, a tuż obok drugi, wypełniony już zimną kawą.

Zagryzła zęby na zgiętym palcu wskazującym, by powstrzymać jęk, chcący wydobyć się z jej ust. Powoli jej mózg zaczynał przetwarzać wydarzenia minionego wieczoru. Serce podjechało jej do przełyku, a ręce zaczęły się trząść. Zacisnęła je w pięści, poczuła, jakie były mokre z nerwów.

Oparła się łokciami o blat wyspy i ukryła twarz w dłoniach. Jęknęła przeciągle. Przecież nie chciał zostać, miał wyjść zaraz po tym, jak zaśnie. Czemu tego nie zrobił? Uderzyła w nią fala gorąca. Wróciła się po telefon, po czym usiadła na hokerze i przejrzała skrzynkę na wiadomości. Oprócz kilku niezobowiązujących od Olivii nie znalazła tam nic szczególnego.

– To ja może zrobię herbaty – zarządził Min-jae, kiedy zobaczył jej skonsternowany wyraz twarzy i usta zaciśnięte w wąską linię.

Nie mógł się powstrzymać i po lekcjach zajrzał do nauczyciela Hana, by zapytać o samopoczucie Sophie. Martwił się jej wczorajszym stanem, domyślał, że wydarzyło się coś bardzo złego, niemal tak bardzo, jak wypadek, który miała jakiś czas temu. Nie chciał wypytywać przy nauczycielu, bo nie miał pojęcia, jak wiele wie na temat przeżyć Sophie. Dziękował mu w duchu, że wysłał go do domu. Min-jae czuł, że tym razem nie byłby w stanie podołać problemom jego nowej przyjaciółki. Widmo żałoby wciąż trzymało go mocno w swoich mackach i kolejne stresujące przeżycie mogłoby skończyć się dla niego nie najlepiej.

– Przepraszam za wczorajszą sytuację, Minnie. – Sophie odezwała się w końcu, odłożywszy telefon na bok. Usiadł naprzeciwko niej i podsunął pełny, parujący kubek.

– Już dobrze, Sophie. Nie myśl o tym.

– Tak, ale... – zaczęła, szukając odpowiednich słów. – Wystraszyłeś się i...

– Byłem spokojny – przerwał jej. – Nie byłaś sama. Jeśli miałbym dać komuś twoje niebezpieczeństwo, to nauczyciel Han jest najlepszym człowiekiem na to miejsce. Bardzo odpowiedzialny.

– Bezpieczeństwo – poprawiła go i uśmiechnęła się, widząc skupienie na twarzy Min-jae. Mówienie po angielsku szło mu coraz lepiej, choć wciąż zdarzały się niepowodzenia. Nie tracił zapału, przyjmował każdą poprawkę ze spokojem, chociaż na początku marszczył nos z niezadowoleniem.

Bez ceregieli zaczął opowiadać o tym, co działo się tego dnia w szkole i jak poszedł mu pierwszy test połówkowy. Zawstydzony, z wypiekami na twarzy opowiadał o tym, jak zaprosił dziewczynę, która mu się podobała na to nieziemsko słodkie kakao, które pił ostatnim razem na spotkaniu z Sophie i Emmą. Jak ciocia o niego dba i po każdej wizycie u psychoterapeuty zamienia ze specjalistą kilka słów, by jak najlepiej zrozumieć stan chłopca.

Oczy jej błysnęły, kiedy przypomniał sobie, że jego opiekunka przygotowała dla niej ryż z warzywami i z dumą obwieszczał, że sam jej podpowiedział, co Sophie lubi najbardziej. Nie chciała go wyprowadzać z błędu i mówić, że po prostu zwykle tylko to ma w lodówce, ponieważ jest najszybsze w przygotowaniu i zawiera niezbędne minimum wartości odżywczych, by nie wyzbyć się resztek witamin, które próbują trzymać jej organizm w ryzach.

W pewnej chwili po prostu siedzieli obok siebie w milczeniu; Min-jae usiadł przy ławie i zabrał się za odrabianie lekcji, a Sophie zgarnęła laptop z sypialni i usadowiła się z nim wygodnie na kanapie w salonie. Pytała chłopca, czy nie byłoby mu wygodniej wrócić do domu i usiąść przy biurku, ale twardo zaprzeczył. Nie chciał jej zostawiać sam na sam ze świeżymi, negatywnymi myślami i jeśli to oznaczało jedynie siedzenie obok, na podłodze, to był gotowy na tak niewielkie poświęcenie.

Wzruszenie ścisnęło klatkę piersiową Sophie. Była jedynaczką i nigdy nie wiedziała, jak to jest mieć rodzeństwo, ale przy Min-jae czuła, że tak właśnie mogłoby to wyglądać. Wychowała się w domu pełnym ciepła, miłości i szacunku. Odkryła, że brakowało jej tego przez ostatnie lata, gdy zamieszkała sama w centrum Sydney, a po śmierci ojca kontakt z matką miała średni. Nie ze względu na ich złe relacje w przeszłości, po prostu – chcąc poradzić sobie ze stratą – mama zaczęła podróżować po świecie i rzadko miała możliwość kontaktowania się z córką. Co jakiś czas Sophie dostawała zdjęcia na maila z różnych zakątków Ziemi i krótką notatkę, że jej rodzicielka żyje i ma się świetnie.

Dźwięk przychodzącej wiadomości wytrącił ją z zamyślenia. Rozejrzała się za telefonem i sięgnęła do podłokietnika, na którym leżał podłączony do ładowarki.

Soon-hei❣️: Mogłabyś się odezwać do Jii? Odchodzi od zmysłów, ale nie ma jaj, żeby do ciebie zadzwonić 😉

Sophie zacisnęła usta, chcąc powstrzymać cisnący się na nie uśmiech. Jednak niemal od razu zrzedła jej mina, kiedy uświadomiła sobie, że skoro Sooni do niej pisze, to znaczy, że wie, co się wydarzyło poprzedniego wieczora.

Sophie B: Wiesz może, o której wrócił do domu?

Soon-hei❣️: Wiem i liczę na to, że częściej będzie podejmował takie spontaniczne decyzje. To pierwszy raz od 8 lat, kiedy ani razu w rozmowie nie wspomniał o mięśniaku i rachunkach.

Soon-hei❣️: Napisz do niego! Albo najlepiej zadzwoń 😎

Sophie zamrugała zszokowana. Nie wiedziała, że batalia z nowotworem trwała aż tyle czasu. Nie zamierzała poruszać tego tematu, Soon-hei kategorycznie zabraniała jej pytać o chorobę i samopoczucie. Po takim czasie było to dla niej zwyczajnie uciążliwe. Miała świadomość, że nie zostało jej wiele i ostatnie, czego chciała to, by ktoś się nad nią użalał. Pragnęła jedynie, by Ji-hoon miał się do kogo zwrócić, kiedy jej zabraknie. Bo w końcu tak miało się stać, leczenie było tylko odwlekaniem nieuniknionego.

Bennett nie podzielała entuzjazmu siostry Hana, co do ich znajomości. Bardzo jej schlebiał fakt, że Soon-hei twierdziła, że ona i Ji-hoon mogą się zaprzyjaźnić, ale nie sądziła, by on sam podchodził do tego z takim samym zapałem.

Wciąż nie mogła go rozgryźć. Odtwarzała w kółko strzępki zdań, które padły podczas jazdy windą na górę, chcąc ułożyć je w spójną całość. Nie wiedziała, co myśleć. Sama miotała się między tym, co wypada, a tym, co naprawdę zaczynała czuć. Wydawało jej się to całkowicie abstrakcyjnym doznaniem, biorąc pod uwagę, jak wiele przeszła jeszcze nie tak dawno temu.

Wyszła z konwersacji z Soon-hei i przesunęła palcem niżej. Przez chwilę zastanawiała się nad treścią wiadomości, aż doszła do wniosku, że nie będzie krążyć wokół tematu.

Sophie B: Soon-hei do mnie pisała. Wszystko jest w porządku. Jeszcze raz dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś.

Wiadomość zwrotna przyszła niemal natychmiast.

Han Ji-hoon: O nie

Han Ji-hoon: Mam nadzieję, że nie naopowiadała Ci nic głupiego

Sophie B: Wspomniała coś o panikowaniu 😉 Naprawdę wszystko gra. Dziękuję też za kawę.

Han Ji-hoon: Drobiazg.

Sophie oblizała nerwowo usta. Zastanawiała się, czy powinna poruszyć temat pory, w jakiej opuścił jej mieszkanie, ale obawiała się, że rozmowa może skończyć się tak samo, jak ostatnia i znów będzie cierpieć. Postanowiła, że zaryzykuje, najwyżej się wycofa, jeśli zacznie czuć się niekomfortowo.

Sophie B: O której wróciłeś do domu? Miałeś zostać tylko, aż zasnę.

Han Ji-hoon: Jeszcze w nim nie byłem.

Bennett wyprostowała się zszokowana. Laptop zachwiał się niebezpiecznie, złapała go w ostatniej chwili, ratując przed upadkiem. Zwróciła tym ruchem uwagę Min-jae, ale pokręciła głową, dając tym samym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.

Sophie B: Zostałeś na całą noc?

Han Ji-hoon: Nie chciałem Cię budzić. Za każdym razem, jak próbowałem wstać, kręciłaś się niespokojnie, więc...

... więc zostałeś tak długo, jak mogłeś – dokończyła w myślach. Uśmiechnęła się pod nosem i wcisnęła w oparcie kanapy. Przygryzła dolną wargę, chcąc powstrzymać pisk ekscytacji i nie wytrącać ponownie Min-jae ze skupienia przy odrabianiu zadań domowych.

Sophie B: To bardzo miłe z Twojej strony, Han. Mam nadzieję, że będę mogła Ci to jakoś wynagrodzić.

Han Ji-hoon: Nie ma takiej potrzeby, Sophie.

Sophie B: Pozwól, że sama o tym zadecyduje.

Han Ji-hoon: Ależ jesteś uparta.

Sophie B: Za to mnie przecież polubiłeś. Czyż nie?

Wpatrywała się w poruszające się kropeczki, aż zniknęły. Nagle. Niespodziewanie. Wstrzymała na chwilę oddech. Przygryzła końcówkę kciuka. Zastanawiała się, czy to nie moment, w którym zaczęła przeginać. Przewinęła konwersację do góry i przeczytała ją po raz kolejny. Wydawało jej się, że szło całkiem nieźle i nie napisała nic, co mogłoby go zdenerwować. Mózg podsuwał coraz gorsze wytłumaczenia na to, że Ji-hoon przestał odpisywać. Próbowała je od siebie odpędzać, ale nie za bardzo wiedziała, jak ma kontrolować ten nieprzyjemny potok myśli. Odpuściły, dopiero kiedy trzy kropeczki pojawiły się ponownie, a po kilku ciągnących się w nieskończoność sekundach pojawiła się na wyświetlaczu kolejna wiadomość.

Han Ji-hoon: Za inne rzeczy też Cię lubię, Sophie. Lubię w Tobie więcej, niż sam się spodziewałem i zaczynam się tego obawiać.

Sophie B: Dlaczego?

Ścisnęła telefon w ręce. Serce zabiło mocniej i zaszumiało jej w uszach. Bała się zadać to pytanie, ale chyba jeszcze bardziej przerażała ją odpowiedź. Nie wiedziała, czego dokładnie może się spodziewać.

Sama darzyła Ji-hoona ogromną sympatią i trudno było jej się do tego przyznać. Sądziła, że z tak pokrzywionym umysłem, ledwo złożonym na nowo, nie jest w stanie się zaangażować w cokolwiek więcej, niż uprzejma wymiana zdań. Nowo nawiązane relacje z Min-jae, Ji-hoonem i Soon-hei jasno pokazywały, że jest całkowicie odwrotnie; choć tę ostatnią dopiero rozpoczynała, to czuła, że Sooni mogłaby zostać jej bratnią duszą. W życiu Sophie po prostu musieli pojawić się odpowiedni do tego ludzie. Złapać ją za poły płaszcza i wyciągnąć na powierzchnię, pomóc utrzymać głowę ponad taflą czarnego oceanu koszmarnych myśli, w jakich tonęła do tej pory.

Przypominała sobie każdą sytuację, w jakiej do tej pory znalazła się wraz z Hanem. Każdy drobny gest i rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłaby uwagi. Była onieśmielona jego taktem i elokwencją, całkowicie zauroczona aparycją, rozpływała się, patrząc w ciemne oczy skryte pod warstwą szkła osadzonego w złote oprawki.

Drgnęła, kiedy dotarł do niej dźwięk kolejnej przychodzącej wiadomości.

Han Ji-hoon: Wyrządziłem Ci krzywdę swoim zachowaniem. Nie chciałbym znów tego zrobić, zasługujesz na najlepsze.

Sophie B: Skąd wiesz, że to nie Ty właśnie jesteś tym najlepszym?

Napisała wiadomość i wysłała, zanim zastanowiła się nad sensem tych słów. Dotarło do niej, co zrobiła. Ręce zaczęły drżeć niekontrolowanie, a puls przyspieszył tak bardzo, że myślała, że zaraz zemdleje. Wygasiła ekran. Jeśli Han zamierzał cokolwiek odpisać, nie chciała tego czytać. Bała się treści, która mogłaby się tam znaleźć.

Zerwała się ze swojego miejsca i ruszyła do łazienki. Odkręciła kran, po czym ochlapała twarz zimną wodą. Wyprostowała się i spojrzała w lustro. Na policzkach wciąż miała wypieki, a oczy błyszczały radośnie. Mimo wszystko naprawdę chciała odwdzięczyć się za pomoc i wpadła, jej zdaniem, na genialny pomysł.

Sięgnęła do klamki i otworzyła zamaszyście drzwi. Min-jae podskoczył przestraszony, rękę wciąż trzymał w górze.

– Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku – powiedział, łapiąc się za klatkę piersiową. – Wybiegłaś tak szybko...

– Minnie – odparła poważnym tonem, ignorując jego przerażenie. Była zmotywowana do zrealizowania swojego planu. – Gdzie jest najbliższy papierniczy w okolicy?

***

Ji-hoon wpatrywał się w ekran telefonu z szeroko otwartymi oczami. Od piętnastu minut stał na parkingu przed szkołą i czytał wiadomość, którą otrzymał od Sophie. Było mu na przemian gorąco i zimno. Otworzył szybę w drzwiach, nie zważając na mróz wdzierający się do środka. Nie czuł go. Cały jego umysł ogarnęło wyobrażenie Sophie Bennett, jak wypowiada treść wiadomości, którą do niego wysłała. Słyszał ją głośno i wyraźnie, odbijało się echem od sklepienia jego czaszki. Widział zaróżowione policzki i nieśmiały wzrok, wbity w podłogę, ręce splecione z tyłu i powściągliwy uśmiech, wpływający na kształtne usta.

Oparł głowę o zagłówek fotela i wziął głęboki wdech. Przymknął powieki, walczył z dziwnym uczuciem radości, które ogarniało go coraz śmielej. Nie chciał pozwolić mu wsiąknąć w pełni w jego organizm. Tego się właśnie obawiał. Ale jak mógł walczyć z czymś, co tak naprawdę wydarzyło się już dawno temu, w momencie, w którym spotkał Sophie Bennett na szpitalnym korytarzu?

Przepadł.

Przepadł tak bardzo, że nie był w stanie z tym walczyć. Starał się odpychać tę myśl i tę kobietę jak najdalej od siebie, a one wracały niczym bumerang z podwójną siłą i zalewały go niczym potężne tsunami. Czuł się jak alkoholik, upajał każdą jedną rzeczą, jaką mógł dla niej zrobić i brnął w to dalej, głębiej, bardziej. Bez względu na konsekwencje. Wciąż czuł smak jej ust i miękką skórę dłoni, kiedy nieświadoma splotła ich palce podczas snu. Gdyby nie praca, siedziałby i obserwował ją nadal.

Spojrzał z powrotem na telefon. Wystukał ciąg liter i zastanawiał się tylko przez chwilę, krótszą niż jeden oddech, zanim wysłał kolejną wiadomość.

Han Ji-hoon: Nie wiem. Ale chciałbym się dowiedzieć.


Statystyki dla freaków:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro