Rozdział 18
Min-jae i Emma siedzieli naprzeciwko Sophie i wpatrywali się w nią szeroko otwartymi oczami. Ich brwi niemal w jednym rytmie uniosły się i opadały z każdym kolejnym słowem kobiety, by w końcu zostać w jednej pozycji, sugerującej ogromne zdziwienie rewelacjami, którymi się właśnie z nimi dzieliła.
– No i odprowadził mnie do domu i życzył dobrej nocy. – Wraz z tymi słowami opadła na krzesło i założyła ręce na piersi. – Lekcja na drugi dzień trwała może z piętnaście minut. Resztę zajęć przegadaliśmy. I długo ponad wyznaczony czas.
Chłopiec spoglądał raz na Sophie raz na Emmę. Ta druga była w równie wielkim szoku, co on sam. Oboje już dawno nie widzieli, by Sophie mówiła o czymś z takim entuzjazmem. Jednak samo to nie było aż takim zaskoczeniem jak zachowanie Han Ji-hoona.
– Czy my na pewno rozmawiamy o moim nauczycielu? – zapytał Min-jae po chwili ciszy.
– Aha – przytaknęła, po czym złapała za łyżeczkę i wymieszała karmelowo-dyniowe latte.
– Też jestem trochę skołowana. – Emma oparła się o stolik. Przez jej twarz przemknęło zwątpienie. – Z tego, co oboje mówiliście, ten gagatek nie należy do przyjemniaczków.
– Na początku też mi się to wydawało podejrzane. – Bennett zabębniła palcami o blat. – Ale on chyba naprawdę nie jest taki nieszczęśliwy, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
– Nauczyciel Han dużo mi pomógł – wtrącił Min-jae. – Teraz też pomaga. Pilnuje moich wizyt u terapeuty, chociaż ciocia ma zapisaną każdą w kalendarzu. Ale na lekcjach dalej jest gburem.
Emma zachichotała, zakrywając przy tym usta. Drugą ręką sięgnęła po talerzyk z sernikiem, widelczyk zabrzęczał głośno, kiedy naczynie sunęło po stole. Sophie również próbowała nieporadnie ukryć uśmiech.
Żałowała, że wycofała się na chwilę ze spotkań z Min-jae oraz zaniedbała relację z Emmą, choć wcale nie była tak głęboka, jak ta z chłopcem. Lubiła spędzać czas z tą dwójką, oni też się dogadywali między sobą, szczególnie że różnica ich wieku była znacznie mniejsza niż między Sophie i Minnie.
Podczas jednego ze spacerów dowiedziała się, że Emma dopiero rozpoczęła drugi rok studiów. Świetnie mówiła po koreańsku. Dzięki lekcjom z Ji-hoonem Sophie rozumiała więcej, niż mogła się spodziewać po tak krótkim czasie nauki.
– Może będziesz miała swoją własną k-dramę, Sophie. – Emma wycelowała w nią widelczykiem i poruszyła sugestywne brwiami. Kąciki ust kobiety rozciągnęły się w tak szerokim uśmiechu, że niemal dotykały oczu.
Sophie poczuła, jak zaczynają ją palić policzki. Przygryzła dolną wargę w zakłopotaniu. Zerknęła niepewnie na Min-jae, ale on zdawał się całkowicie zaabsorbowany swoim obrzydliwie słodkim kakao z niebotycznie ogromną ilością bitej śmietany i polewy karmelowej.
– Co? – Udało jej się wydukać. Rozejrzała się nerwowo, szukając czegoś, dzięki czemu mogłaby zmienić temat, lecz nic takiego nie pojawiło się w zasięgu jej wzroku.
– No wiesz, jak w tutejszych serialach. – Dźgnęła ją palcem w ramię. – Zagubiona dziewczyna w wielkim mieście i ON, według społeczeństwa nieprzyjemny typ, ale dla niej byłby gotowy rzucić cały ten świat na kolana.
– Em, tobie chyba się gorzej zrobiło od tego cukru. – Sophie zamrugała zakłopotana. Czuła, jak coraz większy rumieniec oblewa jej twarz.
– Nie sądzę. – Emma pokręciła głową. – Z jednej strony jest gruboskórny i oschły, z drugiej zrywa się z imprezy z kolegami i biegnie do ciebie, by cię przeprosić, a potem zabiera na romantyczny spacer po pusańskim parku. Twój własny K-daddy.
– K-daddy? – Bennett uniosła brew. Spostrzeżenia koleżanki wgniotły ją w fotel i nie za bardzo wiedziała, jakich kontrargumentów powinna użyć.
– Tak to dla mnie wygląda i Minnie na pewno się ze mną zgodzi. Prawda, Minnie?
– Mhm. – Min-jae właśnie pakował sobie do ust kopiastą łyżeczkę bitej śmietany, kompletnie niezainteresowany tym, o czym rozmawiały.
– Widzisz? – Emma wyprostowała się z szelmowskim uśmiechem na ustach.
Sophie ukryła twarz w dłoniach. Z pewnością nabiegła nawet nie różem, a purpurą, policzki paliły ją żywym ogniem. Nie mogła zaprzeczyć, że z perspektywy osoby postronnej tak to właśnie mogło wyglądać. Jednak Sophie ani nie miała ochoty, ani nie spodziewała się niczego ponad to, co już się wydarzyło. Jej znajomość z Ji-hoonem stała się dużo luźniejsza, niż była do tej pory i cieszyła się z tego, jak nigdy dotąd, lecz ostatnie, o czym myślała, to jakiekolwiek głębsze relacje.
Czuła, że po spotkaniu na swojej drodze Davida nie będzie w stanie w pełni zaangażować się w żaden związek. Zwyczajnie się bała zaufać komuś w takim stopniu po raz kolejny. Blizna na brzuchu mrowiła ją do dziś i nie zawsze miało to związek ze zmianami pogody. Czasem, leżąc w łóżku przed snem, wciąż nawiedzały ją obrazy tamtej nocy. Przypominała sobie coraz więcej szczegółów. Twarz ratownika, który zakładał jej maseczkę tlenową, była znacznie wyraźniejsza niż wcześniej. Gdy zamykała oczy, doskonale widziała migające na przemian niebieskie i czerwone światła radiowozu, który przybył na miejsce jako pierwszy.
Wspomnienie zaległo ciężko na żołądku Sophie. Przygryzła wnętrze policzka, zacisnęła palce na materiale własnej koszulki. Zerknęła na przyjaciół. Przekomarzali się między sobą, zupełnie nie zwracając uwagi na jej nagłą zmianę nastroju. Powoli wypuściła powietrze przez nos, chcąc wyhamować narastające w niej negatywne emocje.
Zbyt długo trzymała się ich kurczowo, a potem upchnęła w odmętach własnej świadomości, by pozwolić im teraz wrócić na miejsce, które tak szybko i swobodnie zajął Han Ji-hoon.
***
Han otworzył plik ze zdjęciem zadania, które przesłała mu Sophie. Zmarszczył brwi, próbując rozczytać zamaszyste pismo uczennicy. Wodził wzrokiem po każdym znaku i zaznaczał myszką błędy, jakie popełniła. Kątem oka dostrzegł, że kobieta nie siedzi w nerwowym oczekiwaniu na werdykt, jak zwykła to robić, tylko wierci się niecierpliwie.
Odsunął się od monitora i zminimalizował plik, by twarz Sophie powiększyła się i zajęła cały obszar roboczy ekranu. Zlustrował ją uważnie z brwią uniesioną ku górze. Ona sama natomiast żwawo obgryzała skórki przy paznokciach, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.
– Sophie – mruknął, przechylając delikatnie głowę. Kobieta podniosła swoją, skupiając na nim uwagę, po czym schowała ręce poniżej blatu. Spojrzała na niego pytająco. – No wyduś to z siebie.
Bennett poruszyła się niespokojnie, jakby rozważała, czy w ogóle zaczynać temat. Mężczyzna wydął usta w oczekiwaniu.
– Choinka – powiedziała w końcu. Brew Hana uniosła się jeszcze wyżej.
– To jakieś kalambury?
– Nie! – Odchyliła się nieznacznie, po czym westchnęła przeciągle. – Chciałabym mieć choinkę.
– Więc co stoi na przeszkodzie? – Zdjął okulary i sięgnął poza monitor po ściereczkę z mikrofibry.
Sophie wciągnęła powietrze w płuca przez zaciśnięte zęby. Rozejrzała się dookoła niczym spłoszona sarenka. Wstała od biurka, po czym ruszyła w głąb pokoju w poszukiwaniu czegoś.
Han przyłożył zaciśniętą pięść do ust, chcąc powstrzymać cisnący się na nie uśmiech. Sophie na lekcjach zawsze prezentowała się nienagannie, jak na dorosłą kobietę przystało. Eleganckie golfy, koszule, marynarki. Oczy podkreślone tuszem i lekki makijaż, którym próbowała zakryć fioletowe sińce. Nigdy jednak w czasie zajęć nie wstawała i Han właśnie odkrył jej mały sekret, który tak skrzętnie przed nim skrywała.
Ponieważ dół stroju Sophie bardzo odbiegał od tego, co widział zwykle na swoim ekranie. Kiedy się podniosła, jego oczom ukazały się białe spodnie od piżamy w urocze, przytulające się dwie połówki awokado. Rozczulił się jeszcze bardziej, kiedy wdrapała się na łóżko, a jego oczom ukazały się włochate kapcie-kotki z puszystymi ogonkami, jakie miała na nogach.
Złapała kartkę z szafki nocnej i pędem wróciła do biurka. Zrobiła zdjęcie i wysłała do niego. Otworzył plik. Oczom Hana ukazała się ulotka zachęcająca mieszkańców do wzięcia udziału w kiermaszu świątecznym, na którym można było kupić żywą choinkę.
– Chciałam zamówić choinkę przez internet, ale nie przyjdzie przed świętami i... – przerwała, kiedy dostrzegła minę mężczyzny. Zmarszczyła brwi. – Co?
Ji-hoon odchrząknął i odwrócił głowę w bok, wciąż nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
– Nic, nic. – Poprawił się na siedzeniu, oparł łokieć o podłokietnik i położył palec wskazujący na wargi. – To co z tym drzewkiem?
– I znalazłam w skrzynce na listy tę ulotkę. Pomyślałam, że może... – zawahała się. Odwaga w jednej chwili ją opuściła. – Gdyby nie był to problem i... i nie kolidowało to z twoimi planami...
– Chciałabyś, żebym wybrał się z tobą na kiermasz świąteczny?
– Tak. – Na policzki Sophie wkradł się delikatny rumieniec.
Ji-hoon zerknął raz jeszcze na zdjęcie ulotki i wczytał się w tekst. Poprawił okulary, kątem oka widział wyczekującą minę Sophie. Splotła palce ze sobą i położyła je na biurku.
– To po drugiej stronie miasta – oświadczył, wodząc wzrokiem po adresie.
– Wiem, sprawdziłam na mapach.
– Chcesz mi wpakować iglaka do auta.
– Zgadza się.
Przechylił się w prawo i sięgnął do nesesera. Wyciągnął kalendarz oprawiony w skórę, chwycił za znacznik i otworzył go na odpowiedniej stronie. Przez chwilę wczytywał się intensywnie w swój terminarz, po czym wrócił spojrzeniem do Sophie.
– Jeśli przełożymy naszą środową lekcję...
– Tak! – Sophie niemal pisnęła, podekscytowana. – Tak, jasne, oczywiście, żaden problem.
Wypluwała z siebie słowa na jednym wdechu. Momentalnie jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a w oku pojawił się radosny błysk. Udekorowany na święta dom to było jedno z wielu marzeń, jakich nie mogła spełnić, mieszkając w Sydney. Z zafascynowaniem przeglądała zdjęcia na Pintereście, na których znajdowały się piękne ubranie drzewka, a w tle za oknem malował się krajobraz pełen białego puchu. Taki widok w trzydziestostopniowych upałach nie był możliwy.
W tym roku mogła w końcu spełnić to marzenie.
Statystyki dla freaków:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro