⊱ TRZYDZIESTY DRUGI ⊰
Reklama przyniosła zamierzony efekt. Już po miesiącu dzienna liczba klientów wzrosła, a ci, którzy spróbowali wypieków Adriana, wracali, chociażby zakupić coś słodkiego na wynos. Mieli pełne ręce roboty, szczególnie młodszy z rodzeństwa Brownów. Musiał piec więcej ciast i babeczek, gdyż wyprzedawały się jak świeże bułeczki nęcące zapachem.
— Przepraszam. — Elegancko ubrana kobieta uśmiechnęła się miło.
Sean, stojący za ladą, uniósł na nią spojrzenie i od razu odwzajemnił gest.
— Słucham.
— Przyjmujecie może zamówienia na ciasta na święta?
Otworzył szerzej oczy. Nie takiego pytania się spodziewał, zważywszy że nigdzie nie zamieścili podobnej informacji.
— Nie myśleliśmy o tym — powiedział szczerze. Podrapał się po brodzie, zastanawiając się krótką chwilę. — Ale poruszę ten temat. Jest duża szansa, że szef się zgodzi. Mógłbym prosić o pani numer?
Podsunął kobiecie kartkę i długopis. Ta szybko skreśliła cyfry.
— Byłoby wspaniale, gdyby się zgodził. Macie fenomenalne wypieki! Przepyszne! Nic, tylko jeść! — zachwalała, a jej oczy zdawały się błyszczeć na wzmiankę o rozpieszczającym kubki smakowe deserze.
— Dziękuję za pochwałę. Cudownie słyszeć takie słowa.
Uśmiechnął się jeszcze promienniej, a dziewczęta, siedzące nieopodal i obserwujące go, szepnęły coś do siebie i zachichotały zarumienione. W odpowiedzi puścił im oczko, co skwitowały mocniejszym zaczerwienieniem się policzków.
Seanowi ani trochę nie przeszkadzały otwarte czy ukradkowe spojrzenia ani komentarze pod jego adresem, oczywiście pochlebne. Łatwo się nie peszył. Wręcz czuł się jak ryba w wodzie, zgarniając zainteresowanie. Nabierał tym pewności siebie i gdy tylko Leila przyszła do nich popołudniem po szkole, zbytnio się nie zastanawiając, wypalił z pytaniem o wyjście do kina.
Ciemnowłosa uniosła brwi. W głowie nie zawitała nawet najmniejsza myśl, że kino posiadało głębsze znaczenie.
— Jest coś, co chciałbyś obejrzeć, a nie masz z kim iść? — Wyłącznie takie rozwiązanie wydało jej się trafne.
Seanowi opadły ręce. W jednej sekundzie utracił możność mówienia, myślenia, poruszania się.
— Wiesz co — odezwał się po dłuższej chwili. — Nieważne. Już mi się odechciało.
Po minie dziewczyny wnioskował, że ich drogi rozumowania rozbiegły się już na starcie. I choć otrzymał nieświadomego kosza, bolał on równie mocno co prawdziwy.
Obmyła dłonie i ruszyła zacząć pracę, zostawiając zamyślonego Seana. Przez chwilę patrzył się w przejście, w którym zniknęła. A gdy w końcu ocknął się z mroków porażki, wpierw udał się do kuchni, gdzie zastał Adriana przygotowującego gorącą czekoladę i gofry. Jedno spojrzenie młodszego brata wystarczyło, by trafnie wywnioskował, że Sean wyglądał na strapionego.
— Co się stało? — zapytał w języku migowym.
Sean zmarszczył brwi. Aż tak to po nim widać?
— Nie, nic — odparł mimo to. — Jestem tylko zamyślony.
— Jakoś mnie to nie przekonuje.
Chłopak już unosił ręce, by ciągnąć własną rację, gdy do pomieszczenia weszła Leila.
— Przyszła pani, która się pyta, czy jest możliwość zamówienia ciasta na święta — napisała. Dopiero po tym uważniej przyjrzała się chłopakom. Oboje przybrali poważne miny, jakby wtargnęła w środek poważnej rozmowy. — Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłam.
Speszyła się trochę, co zaowocowało w zaróżowione policzki i wbiciem wzroku w podłogę. W duchu przeklęła swoje wyczucie czasu.
— W żadnym wypadku nie przeszkadzasz. — Sean pospieszył z odpowiedzią. — A właśnie. Zapomniałem wspomnieć, ale mnie też klienci pytali się o możliwość zamówienia ciast.
— Przecież nigdzie nie ma informacji, żebym robił ciasta na zamówienie. — Przyjrzał się im. Nie wyglądali, jakoby żartowali. Skupił się następnie na Leili. — Chyba że twoja przyjaciółka coś wymyśliła...
Jeśli ktoś był zdolny do podobnych wymysłów, niekoniecznie idących w parze z powiadomieniem samych zainteresowanych, to tylko Samantha Bennett.
— Samantha może i ma różne pomysły, jednak nie zrobiłaby niczego bez zapytania i zgody. — Spojrzenie, które oddała Adrianowi, pełne było pewności.
— Wysłuchałem się dzisiaj dużo pochwał twoich wypieków — wtrącił się Sean. — Skoro im posmakowało, nic dziwnego, że pytają o możliwość zamówienia czegoś na święta. W końcu nie każdy umie piec. Uważam, że powinieneś się nad tym zastanowić i zgodzić. Wiesz, poszerzenie działalności. Ludzie zaczęliby zamawiać u ciebie ciasta nie tylko na święta.
Adrian zmarszczył brwi i ujął podbródek między palec wskazujący a kciuk. Zmrużył oczy, kierując je na sobie znany punkt. Perspektywa pieczenia ciast na zamówienie kusiła. Ale czy podoła? Czy spełni oczekiwania klientów? Przygotowywanie słodkości pod własne dyktando całkowicie różniło się od stanięcia na równi z wymaganiami drugiej osoby.
— Warto spróbować — przekonywała Leila. — Ten jeden raz nie zaszkodzi.
— Dokładnie. Myślmy przyszłościowo. Jeśli to wypali, to, jak już pisałem, można pomyśleć o wprowadzeniu na stałe ciast na zamówienie.
Chłopak, który chwilę temu sprawiał wrażenie zastanawiającego się nad pomysłem, teraz przybrał niezadowolony grymas, jakby sama wzmianka o wkroczeniu na nową wodę mu przeszkadzała. W istocie chciał to dobrze przemyśleć. Przeanalizować dłużej niż te parę ulotnych minut. Bo choć wiedział, że z kuchnią stanowili jedność i wyrobił zawsze wychodzące przepisy, niepewność targała nim z każdej strony. Stres zabierał całe prawo głosu, niszczył wszystko, całkowicie go pochłaniał. Właśnie tego się obawiał. Że w kluczowym momencie trema ściśnie go za ramiona, unieruchomi, a nim owładnie niemoc i ciasto, kolokwialnie rzecz ujmując, szlag trafi.
— Dajcie mi nad tym w spokoju pomyśleć — napisał. Czym prędzej chciał się uwolnić od tej rozmowy, gdyż zgłębianie tematu podsuwało mu coraz gorsze scenariusze, przyprawiające o ból brzucha.
⋅•⊱•⊰•⋅
Podrzucony przez Seana pomysł, poparty przez Leilę, nie dawał mu spokoju. Bardzo chciał poszerzyć działalność. Ba! Przecież przez myśli przemykała mu wizja otworzenia własnej restauracji. A gdyby dorzucić do tego cukiernię? Ten krok byłby idealny na początek.
— Hej. — Wysłał wiadomość do Leili. Tylko ona ze znanych chłopakowi osób posiadała wiarygodną opinię. Przynajmniej w większym stopniu niż rodzina, która powiedziałaby, co chciał usłyszeć. — Śpisz?
Na wpół świadomie sięgnęła po telefon i omal nie dostała zawału, widząc imię nadawcy. Cała senność w jednej sekundzie przepadła.
— Nie — odpisała pospiesznie. — Coś się stało?
— Nic konkretnego. Właściwie to... Zastanawiam się nad przyjęciem propozycji upieczenia ciast.
— To nie masz się nad czym zastanawiać! — odparła bez namysłu. — Z twoimi umiejętnościami będzie to dziecinne proste. I na pewno wyjdzie super!
— Jakoś nie jestem przekonany...
Nie mógł wyrzucić z głowy myśli, że coś pójdzie nie tak. Że zawali. Że zepsuje sobie opinię. A jak wiadomo, negatywne wrażenie utrzymywało się dłużej od pozytywnego. Może nie był to jeszcze odpowiedni czas?
— Potraktuj to jako przygotowanie przed kolejnym dniem pracy.
— To nie takie proste. Stres i tak jest.
Leila zamyśliła się. Stres był paskudną bronią. Sama uświadczyła jej na własnej skórze. Do tej pory nie porozmawiała z mamą o psychologu. Mimo układania w głowie rozmowy, nie mogła się przemóc, by ją zacząć. Za każdym razem serce waliło jak oszalałe, a zawartość żołądka niebezpiecznie podpływała do gardła.
— Doskonale cię rozumiem. Też mam sprawę, która mnie mocno stresuje — wyznała. Może to go choć trochę pokrzepi.
I gdy skupiła się na tym, czy jej słowa jakkolwiek mu pomogły, do głowy dziewczyny wpadła nagle pewna myśl.
— A może by tak... — zaczęła, lecz zawahanie kazało Leili nie kończyć wypowiedzi. Zmusiło, by pochyliła się nad nią chociaż na krótką chwilę. Nawet rozważała, czy nie usunąć podjętego tematu. — Skoro oboje mamy przed sobą wymagające zadanie, to zmotywujmy się nawzajem. Kto pierwszy podejmie wyzwanie, drugi też musi. Co ty na to?
— A jeśli nikt nie odważy się pierwszy? — Adrian czuł, że postawienie tego kroku z jego strony mogłoby nie nadejść.
— Jeśli chcesz, to ja mogę zacząć.
Słowo się napisało. Zaoferowała się i nie mogła się już wycofać. Podwójna motywacja, ale też i presja. Nie robiła tego tylko dla siebie, ale też i Adriana — przepełniała ją dziwna siła. Siła, którą powinna czuć już na samym początku, która powinna pchać dziewczynę do walki o swoje.
Chłopak długo milczał. Sekundy urosły w minutę, później w kolejną. Leila stwierdziła, że stracił zainteresowanie, pomysł nie przypadł mu do gustu.
W istocie Adrian bił się z myślami. Głowił się nad tym, czy jeżeli podejmie wyzwanie, a Collins wykona pierwszy krok, to on zrealizuje swoją część zadania. Czy będzie w stanie? Czy stres go nie pokona?
— Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. — Otrzymał wiadomość. Leila nie potrafiła położyć się spać bez tego ostatniego zdania.
Właśnie. Jeśli nie spróbuje, nie przekona się, jak to smakuje. Nie ruszy naprzód. Nie odważy się. Zawsze będzie odkładał na inny termin, który w rzeczywistości może nie nadejść. Teraz miał ku temu idealna okazję.
— Podejmuję wyzwanie — odpowiedział w końcu. — Tyle że zróbmy to jednocześnie. Najlepiej jutro, żeby nie było czasu na rozmyślenie się.
— Zgoda.
Tej nocy oboje nie mogli zasnąć. Oczyma wyobraźni odbywali już własne rozmowy. Serca biły niespokojnie, a ciała otulał strach.
__________
kolejny z luźniejszych rozdziałów. ale w prognozie zapowiadam burzę.
skoro mamy już listopad, to zdradzę, że szykuję świąteczną opowiastkę i liczę, że uda mi się wyrobić z nią na grudzień. mam nadzieję, że znajdzie chętnych, którzy miło spędzą przy niej czas, tak jak ja przy pisaniu.
trzymajcie się cieplutko w te chłodne dni i długie wieczory! ❤️
#ciszaJHale
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro