⊱ TRZYDZIESTY ⊰
Samantha rozłożyła się na stoliku ze swoim pakunkiem, który przytachała do kawiarenki z szerokim uśmiechem i głośnym okrzykiem:
— Wprowadźmy tu trochę magii świąt!
Czym prędzej wypakowała rzeczy. W oczach błyszczała ekscytacja, gdy żywiołowo przedstawiała plan działania.
Leila domyślała się, że coś się szykowało, gdy poprzedniego dnia przyjaciółka poprosiła o przyjście do Pink Coffee półtorej godziny wcześniej. W końcu nie na darmo rezygnowała z sobotniego, dłuższego spania. Toteż pomysł kompletnie jej nie zdziwił. Wręcz idealnie pasował do Samanthy, która uwielbiała wszelkiego rodzaju błyskotki związane z Bożym Narodzeniem.
Collins pogodziła się zamysłem, zanim w ogóle go usłyszała. Sean uśmiechał się ochoczo, gotowy wcielić w życie słowa dziewczyny. Wyłącznie Adrian zdawał się emanować sceptycznym nastawieniem. Kręcił głową z grymasem w miarę czytania wiadomości Bennett.
— „Pink Coffee" możemy przystroić. Możesz zrobić zdjęcia wnętrzu i ponagrywać filmy czy co tam chcesz. Jednak nie mam zamiaru przebierać się za reniferka czy inne zwierzątko. Bez przesady.
Samantha podparła się pod boki i przechyliła głowę. Zmięła w ustach sobie wiadome słowa. Zmrużyła oczy, szykując się na perswadowanie własnej racji.
— Adrianie, nie bądź taki sztywny — wtrącił Sean, który zdążył już obejrzeć przyniesiony ekwipunek. — Trochę zabawy nikomu nie zaszkodziło.
Sięgnął po opaskę z rogami renifera i założył na głowę. Rozłożył ręce, okręcając się wokół własnej osi.
— I jak wyglądam? — zapytał, szeroko się uśmiechając. Czuł się wyśmienicie. — Możesz robić mi zdjęcia do woli. Jestem gotowy.
Samantha klasnęła w dłonie. Humor jej się widocznie poprawił. Chociaż jedna dusza skłonna do współpracy.
— I takie podejście to ja rozumiem. Niech się zacznie magia świąt!
Adrian przewrócił oczyma, co Samantha skwitowała prychnięciem.
— Trzeba umieć się bawić — dorzuciła.
— Owszem, bawić, a nie robić z siebie idiotę.
Samantha gniewnie zacisnęła dłonie. Jej policzki nabrały soczyście czerwonych rumieńców. Leila wiedział, że szykowała się do ataku. Zaciśnięte usta i zmrużone oczy świadczyły, iż właśnie obmyślała, co rzec.
— Nie kłóćcie się — wtrąciła się naprędce Leila. Jeśli w porę nie powstrzyma przyjaciółki, rozmowa wejdzie na nieprzyjemne tory. — Skoro Adrian nie chce, nie zmuszajmy go. Sean powinien wystarczyć za dwóch.
Mrugnęła do Seana. Liczyła, że chłopak załapie aluzję i pociągnie temat w inną stronę niż Adriana i jego niechęć do uczestnictwa w przebierankach.
— Otóż to! W końcu jestem tym przystojniejszym.
Poruszył zabawnie brwiami i roześmiał się promiennie.
Samantha spojrzała na Leilę spod uniesionych brwi. Skrzyżowała ramiona na piersi, niepocieszona, że ta wepchnęła się w konwersację. Ciemnowłosa pokręciła głową, dając do zrozumienia kumpeli, żeby wybiła sobie z głowy wszelkie wszczynanie dyskusji o negatywnym wydźwięku. Spory zazwyczaj kończyły się dąsami, a po co psuć atmosferę?
Leila nie rozumiała, dlaczego koleżanka zareagowała tak niepodobnie do siebie. Choć Samnatha podchodziła do pomysłu entuzjastycznie, to zawsze na spokojnie przedstawiała swoje zdanie, podkreślając zalety. A teraz już na etapie planowania zachowywała się nienaturalnie. Każdy kolejny krok wykonywała naprędce, a przeważnie dużo myślała, analizowała i nie mogła się zdecydować na ten czy inny pomysł, który ochoczo przedstawiała przyjaciółce.
— Może porozmawiamy? — zapytała łagodnie Leila. Powinna była zainteresować się tym wcześniej. Wychwycić zmianę i poddać ją wątpliwość. W końcu znała dziewczynę nie od dzisiaj. Bennett zawsze robiła wywiad, gdy to ona zachowywała się podejrzanie.
— O czym? O tym, że mój pomysł jest do bani i żeby go porzucić? — Oburzenie wręcz wylewało się jadem z jej ust. Adrian wystarczająco zagrał na nerwach dziewczyny. Zrobiłaby doprawdy świetną reklamę!
— Nie o tym. — Zatroska mina samoistnie wkradła się na twarz oraz w głos. — Widzę, że coś jest nie tak. Co się stało?
Samantha rozchyliła wargi, lecz szybko je zamknęła. Wojownicze nastawienie uniosło się jak obłoczek dymu i rozpłynęło w powietrzu, nie zostawiając po sobie ni śladu. Gdy całkowicie opuściło ciało dziewczyny. Przygarbiła się. Fasady wesołości i entuzjazmu w jednej chwili runęły. W końcu sztucznie napędzane były kruchym tworem, który jedno pytanie mogło zniszczyć.
Leila złapała koleżankę za ramię i odciągnęła na bok. Ta się nie opierała. Chłopcy popatrzyli się na nie pytająco, jednak nie zatrzymywali je ani słowem, choć cisnęły się na usta.
— O co chodzi? — zapytała Leila, gdy oddaliły się pod samą ścianę naprzeciwko.
Samantha opadła na krzesło opodal, skrzyżowała ramiona na piersi i nabrała powietrza, wydymając policzki.
Collins głośno westchnęła i usiadła obok.
— Zawsze mówisz mi, żebym dzieliła się tym, co mnie dręczy. A ty? Siedzisz cicho — wyrzekła wręcz z wyrzutem, przypominając sobie, iloma pytaniami była nieraz dręczona.
Koleżanka spojrzała na nią spod byka, ugodzona własną bronią. Po chwili jednak opuściła ręce wzdłuż tułowia. Wyglądała na zmęczoną, a zarazem poddaną.
— Ostatnio wysłuchałam się tyle o medycynie, że mam dość — wyznała. — Powoli tracę resztki nadziei, że jakkolwiek zaakceptują mój wybór kariery. Wyrzucą mnie z domu... Wydziedziczą. Już nawet się nie łudzę. To całe świąteczne przystrajanie kawiarenki... Chciałam się trochę odstresować. Zabawić. Robić to, co naprawdę mnie cieszy. Na chwilę zapomnieć, że czekają mnie nudne studnia na lekarza.
— Przecież... — Leili zabrakło słów. W jaki sposób pocieszyć? Skoro rodzice Samanthy się tak uparli i już od dziecka widzieli ją w roli wspaniałej pani doktor, co zdoła ich przekonać do zmiany myślenia?
Posmutniała, widząc zatroskaną minę kumpeli. Z całego serca pragnęła jej pomóc, rozweselić, lecz zupełnie nie wiedziała jak. Jakich argumentów użyć w rozmowie z państwem Bennett? Bo to właśnie przyszło jej do głowy — porozmawiać z rodzicami, dosadnie im nagadać.
— Nie musisz się tym aż tak martwić — odezwała się Samantha. Doskonale znała dziewczynę, by stwierdzić, że nad problemem będzie się głowiła równie mocno, jak nad własnym. A może i nawet za mocno. — Poradzę sobie sama. Nie będzie tak źle, prawda? Najwyżej zrezygnuję z własnych marzeń, by ich zadowolić.
Pesymizm boleśnie ugodził Leilę. Nie tak powinna wyglądać przyszłość. Nie powinna żyć czyimiś ideałami.
— Z tym ostatnim żartowałam! — Bennett szybko pośpieszyła z wyjaśnieniem sytuacji. Wyprostowała się i przybrała bojową minę. — Nigdy się nie poddam. Będę walczyć o swoje. A w razie czego, mam nadzieję, że będę mogła u ciebie zamieszkać.
— Oczywiście! — odrzekła bez namysłu. Bardziej skupiła się na pewności siebie, która biła od przyjaciółki. Jak ona by chciała zarazić się tą siłą. Chociaż w niewielkim stopniu. I choć zachęcała do walki, na miejscu Bennett pewnie prędzej czy później, a raczej prędzej, pogodziłaby się ze swoim losem. Szybko jednak rozmasowała uszczypnięcia zazdrości. — I takie podejście to ja rozumiem! Możesz u mnie zamieszkać, kiedy będziesz chciała i jak długo będziesz chciała. Ale może nie wyrzucą cię z domu. Przecież to twoi rodzice.
— Nie znasz ich tak jak ja. Zniszczę ich marzenia, a tego tak łatwo nie przyjmą.
— W takim razie może będę ci mogła jakoś pomóc? Porozmawiać z nimi?
Samantha tylko machnęła ręką.
— Idą święta, więc nie chcę psuć tego miłego klimatu. Powiem im po nowym roku. Wtedy będziemy się nad tym zastanawiać.
Leila zapatrzyła się na przyjaciółkę, która zdobyła się na uśmiech. Wyglądała teraz na bardziej odprężoną, jakby poprzedni temat po niej spłynął wraz z ujrzeniem światła dziennego.
— Od razu mi lepiej — odparła i przeciągnęła się. Wstała, podparła boki i z wyczekiwaniem przypatrywała się Leili. — To co? Zabieramy się do roboty?
Dziewczyna skinęła głową, jednak nadal nie podniosła się z siedziska.
— O co chodzi?
Teraz to Samantha przybrała rolę przesłuchującego. Zmrużyła oczy i na powrót opadła naprzeciwko koleżanki.
— Im wcześniej powiesz, tym szybciej przejdziemy do pożyteczniejszych rzeczy — dorzuciła.
— Tak się zastanawiam... — zaczęła niepewnie. Na chwilę uciekła wzrokiem w stronę okna. Głęboko nabrała powietrza. — Na serio nie przejmujesz się reakcją rodziców? Czekaj, źle to ujęłam. Przejmujesz się, ale i tak chcesz postawić na swoim, nawet jeśli w grę wchodzi pogorszenie się kontaktów z nimi?
— Wiesz, Leilo... — Oparła łokcie o blat stołu, podbródek układając na dłoniach. — To moje życie i chcę je przeżyć na własnych zasadach. Mam je marnować na podążanie za marzeniem moich rodziców? Tylko im dałoby to satysfakcję, nie mi. — Wskazała na siebie. — A to chyba ja powinnam się w tym życiu cieszyć i być zadowolona.
Tak, to ma sens, Leila przygryzła dolną wargę. Zdecydowanie.
Poderwała się z krzesła, jakby ją oparzyło, aż Samantha się wzdrygnęła.
— Dobra, bierzmy się do roboty. W końcu kawiarenka sama się nie przystroi.
Samantha się roześmiała.
— I taki entuzjazm to ja uwielbiam!
— O czy to drogie panie rozmawiały, że takie wesołe? — Sean nie mógł powstrzymać ciekawości, widząc śmiejące się dziewczyny.
— O niczym szczególnym — odparła Samantha. Wycelowała palec wskazujący w Adriana. — A my musimy sobie porozmawiać.
Adrian przewrócił oczami.
— Już mówiłem. Za żadnego reniferka się nie przebiorę.
— No weź, będzie fajnie.
— To bawcie się beze mnie.
— Jesteś tutaj główną postacią. Pomyśl... Dwóch przystojniaków przebranych za renifery — zaczęła tłumaczyć, mając przy tym rozmarzony wzrok. — Widownia was pokocha! Zlecą się tłumy dziewczyn!
— W dalszym ciągu mówię stanowcze nie.
Samantha westchnęła. Adrian był nieugięty. Wiedziała, że nieważne, jakich argumentów użyje, nie zdoła przekonać chłopaka. Spojrzała więc błagalnie na Leilę, która obdarowała ją pytaniem wymalowanym na twarzy. Podeszła do niej, uśmiechając się przymilnie i złapała ją za rękę.
— A może ty porozmawiasz z Adrianem, co?
— Niby czemu?
— Myślę, że ciebie bardziej posłucha.
— Aż tak ci na tym zależy?
Samantha energicznie potaknęła.
— Dobrze, spróbuję. — Uniosła do góry palec. — Ale niczego nie obiecuję!
W przypływie emocji kumpela zaczęła szarpać jej ramieniem.
— Jej! Jesteś kochana! — Cmoknęła ją w policzek.
Leila ruszyła więc w stronę Adriana, co ten skwitował kręceniem głową z bezsilności. Doskonale wiedział, jakie męczarnie się dla niego szykowały. Poważna mina komunikowała z wyprzedzeniem, że żadne argumenty nie zdołają go przekonać.
Dziewczyna dwoiła się i troiła, nawet Sean z całego serca pragnął pomóc, ale akurat jego Adrian całkowicie zignorował.
Niczego nie wskórali. Najmłodszy Brown pozostawał nieugięty. Przynajmniej przystroili Pink Coffee. Świecidełka, malutkie choineczki i reniferki na każdym stoliku. Samantha nawet zadbała, by i serwetki posiadały świąteczny nadruk. Do długich zasłon przymocowali natomiast spinki w kształcie płatków śniegu.
__________
kolejne 2-3 rozdziały będą luźniejsze, toteż usiądźmy wygodnie i odpocznijmy.
jeśli jakimś trafem wciąż Wam mnie mało, zapraszam na social media:
twitter: _JustineHale_
tik-tok: justine_hale
threads: jvsti16
wpadają tam cytaciki oraz informacje o rozdziałach tudzież o pomysłach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro