⊱ SZÓSTY ⊰
Odkąd Leila opuściła kawiarenkę, Sean czuł się nieswojo. Słowa dziewczyny poruszyły nim, można by rzec, że aż za bardzo. Nie potrafił się skupić, choć niejednokrotnie próbował. Jak na złość każdemu ruchowi towarzyszyły nerwowość i nieobecność. Pomyłki, które na co dzień mu się nie zdarzały, teraz przytrafiały mu się za często, jakby chciały nadrobić zaległości.
— Cholera — przeklął cicho, gdy szklanka niebezpiecznie zakołysała się na tacy. Zdążył uratować ją przed upadkiem i rozbiciem, jednak kawa wylała się, parząc przy tym dłoń.
Miał dość. Jak nigdy przedtem miał dość tego dnia i Pink Coffee. Pragnął, by czas magicznie przyspieszył, zamknęli kawiarenkę, a on wreszcie udałby się do pokoju i odetchnął. W zaciszu własnych czterech ścian pozbierałby myśli, które lawirowały z dala od wykonywanych obowiązków.
Wszedł do kuchni i niemal cisnął szklanką do zlewu.
Adrian kątem oka dostrzegł ruch, toteż skierował zdziwione spojrzenie na Seana.
— Zrób nową. — Brat wykonał odpowiednie gesty, po czym wskazał głową tkwiące w zlewie naczynie.
Adrian gotów był zignorować język migowy, jakby użyty specjalnie, by zdenerwować go po raz kolejny. Jednak powstrzymał się. Sean nie wyglądał na spokojnego optymistę, jak to miał w zwyczaju, a też i nie zachowywał się jak zawsze. Wzbudziło to w nim mieszane uczucia i zahamowało pokazywanie humorków oraz wiecznego unikania języka migowego. Już unosił ręce, by wykonać odpowiednie gesty, lecz dłonie zadrżały, a nieznana siła nie pozwoliła dokończyć mu zamiaru, utknął w połowie — nic nowego, co mogłoby go zaskoczyć. W odpowiedzi skinął więc głową.
Korciło go, by zapytać o zmianę, która delikatnie wygrywała nuty niepokoju, jednak odwaga opuszczała go tuż przed zadaniem pytania. Nie wysilał się, w ciszy przeszedł do wykonania zadania.
Sean westchnął głośno i oparł się o kuchenny blat. Ostatnio wymieniłam z nim parę zdań, w głowie rozbrzmiały słowa Leili. Pozostawiły po sobie zapach niepokoju i zapowiedzi zmiany, która rozpaliła liche ognisko nadziei.
Wydarzenie sprzed trzech lat w odczuciu jakby miało miejsce wczoraj. Wszystkie przeżycia zdawały się nader świeże. Kłótnie, krzyki Adriana. Nie pozwalał do siebie dotrzeć. Ostatecznie zamilkł. Milczał tygodniami, miesiącami. Nieważne do jakiego psychologa się udawali, a było ich naprawdę wielu, nie widzieli żadnego efektu, żadnej poprawy, nawet tej najmniejszej. Tonęli, coraz bardziej zanurzali się w przygnębieniu.
Aż w końcu nastał przełom — drobne światełko rozpraszające mroki smutku. Pewnego dnia Adrian, tak po prostu, przystał na nauczanie języka migowego, co najbliżsi mieli już za sobą, podjął się edukacji. Nikt się tego nie spodziewał, wszak nic nie wskazywało na zaistniały obrót sprawy. Jednak wśród wielkiego zdziwienia położył się na nich cień nadziei, że wszystko małymi krokami wróci do normy. Ułudne przypuszczenie, które później boleśnie odczuli.
Adrian pomyślnie zakończył nauczanie domowe, a wraz z tym zakończył również kontakt z obcymi osobami oraz posługiwanie się językiem migowym. Stworzył własną codzienność.
Nie wiedział, w którym momencie przekierował wzrok na Adriana. Obserwował, choć nie widział. Dopiero teraz skupił uwagę, świadomie rejestrował poczynania brata.
Wyszedł...
Leila wsączyła się do umysłu Seana, rozpędziła chmary innych myśli, wysuwając się na pierwsze miejsce. Ledwie parę godzin temu siedziała w Pink Coffee, w co nie mógł uwierzyć. Jej pojawienie zdawało się snem — uosobieniem wyczekiwanego kroku naprzód.
Uśmiechnął się.
Nagły przypływ dobrego humoru podszeptywał mu, by zapytał Adriana o domniemane opuszczenie bezpiecznych murów. Pragnął usłyszeć potwierdzenie, lecz wiedział, że miast tego z ust padnie przeczenie.
Adrian niezbyt delikatnie położył naczynie z kawą. Z pytaniem w brązowych oczach wpatrywał się w rozpromienione oblicze brata. Jeszcze chwilę temu zdawał się rozdrażniony i rozkojarzony, a teraz, choć dziwne rozkojarzenie pozostało, nagle poweselał. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co też chodziło po głowie Seana. I nie musiał długo czekać, by się tego dowiedzieć.
— Wyszedłeś poza posiadłość?
Krótkie pytanie wystarczyło, by Adrian momentalnie znieruchomiał. Serce zabiło szybciej, a mięśnie się napięły. Zachowywał się podejrzanie, a może, co gorsze, został dostrzeżony? Czy to czysta wiedza, czy podejrzenie?
— Nie.
Dłuższa chwila, po której uzyskał odpowiedź, pozwoliła Seanowi myśleć, że chłopak coś ukrywał. Leila miała rację — przestawał w to wątpić. Nie to, że uważał, iż dziewczyna kłamała, jednak mogła się pomylić. Ale czy Adriana tak łatwo wziąć za kogoś innego? Tak naprawdę wierzył w jej prawdomówność już od początku, choć jednocześnie nie chciał robić sobie nadziei, wypierał przedstawiony fakt.
— Ach, tak? Doszły mnie inne słuchy.
Adriana ogarnęło podenerwowanie, lecz nie czekał, aż się uspokoi. Nie zamierzał zwlekać z odpowiedzią, a tym samym dać odczuć Seanowi słuszność. Nigdy się otwarcie nie przyzna.
— Widocznie źle słyszałeś. Nie planowałem i nie planuję nigdzie wychodzić. Zamiast wymyślać brednie, powinieneś się cieszyć, że ostatecznie wykonałem Twój „dodatek na koszt firmy".
W wiadomość wsiąknęła złość i Sean jej doświadczył. Momentalnie rozdrażnienie wkradło się do jego wnętrza. Chciał wyrzucić z siebie, dlaczego Adrian tak się zachowywał, jakby pragnął, by cierpieli wraz z nim, wciąż specjalnie dokładając im smutku. A przecież i bez tego cierpieli! Czy mogli czuć inaczej?
Zaczerpnął parę głębokich oddechów. Nie zamierzał wszczynać kłótni — tym nic nie osiągnie, ewentualnie pogorszy sytuację.
— Wiesz, jesteśmy z Tobą. Jeśli będziesz chciał wyjść z domu, powiedz, z radością pójdziemy razem. Nawet jeżeli w ostatniej chwili zrezygnujesz, nic się nie stanie. Możemy próbować ponownie i ponownie, ile tylko zapragniesz. Pamiętaj o tym.
Sean odbił się od blatu, położył kawę na tacy i wyszedł. Wbrew oczekiwaniu, nie odprowadziło go spojrzenie Adriana, nawet te ukradkowe. Na próżno doszukiwał się u niego reakcji, słowa odbiły się niczym piłka od ściany, nie pozostawiając śladu. Chłopak nie wyglądał, jakby wzbudziły w nim jakiekolwiek emocje, chociażby najmniejsze. Nic, pustka.
Doskwierała mu bezsilność. Odnosił wrażenie, że z każdym kolejnym dniem uwierała go coraz bardziej. I nawet jeśli nieznośnie go męczyła, nie mógł podjąć żadnego działania, nie, dopóki Adrian nie wyraził chęci. A jak wiadomo — ludzie byli zmienną, postępowali według własnych zachcianek oraz humoru i brat nie stanowił tutaj wyjątku, choć kreował się na obojętnego, który nie oczekuje od życia niczego prócz świętego spokoju.
Przygryzł dolną wargę, zwalczając chęć westchnięcia po raz setny. Ten dzień zdecydowanie nie należał do udanych, a przynajmniej jego druga część. W dodatku niemiłosiernie się dłużył, jakby minuty zamieniły się w godziny. Toteż nie trudno się domyślić, że gdy w końcu nastał upragniony moment zamknięcia Pink Coffee, Sean dziękował w duchu, że wytrwał. Głowa pękała mu od natłoku myśli.
Z nowymi siłami pognał do pokoju i ciężko opadł na łóżko — tu wyczerpały się ostatnie pokłady energii.
Przymknął powieki.
Cieszył się — i to jeszcze jak! — że brat wyrwał się z ustalonego planu dnia, jednakże nie potrafił pozbyć się towarzyszących radości ukłuć niepokoju. Działał w ukryciu, nie pisnął nawet słowem przed czy po fakcie. Sean obawiał się, że przez to mogło przytrafić mu się coś złego. Musiał go bardziej obserwować, wyczulić rodziców. W końcu Adrian nie był przygotowany na zewnętrzny świat, sam odmawiał przygotowania się. Z drugiej strony Seana atakował lęk, że chłopak wyszedł jednorazowo i już więcej nie pokusi się o opuszczenie murów posesji.
Leila...
Odnosił wrażenie, że jej pojawienie nie było nic nieznaczącym przypadkiem, że gdyby jednak nie przecięła drogi Adriana, nie sprawiłoby to różnicy. Znalazła się tam celowo. We właściwym miejscu i o właściwym czasie. Nie ufał przypadkom, nie chciał im zaufać. Usilnie trzymał się wiary, że dziewczyna pociągnie za sobą szereg zdarzeń, których oni nigdy by nie dokonali, wniesie pozytywne zmiany.
Życie nie mogło być aż tak okrutnie, nie mogło zesłać na nich nieszczęście bez późniejszego odkupienia aktu niesprawiedliwości. Toteż nie zamierzał wypuścić dziewczyny, ryzykować utratę uśmiechu losu, który wreszcie się ulitował i zesłał pomoc w postaci dobrej duszy.
Każdy ma określone zadanie do wykonania. I może to właśnie przypadło Leili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro