Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⊱ ÓSMY ⊰

     Anna miała już dość. Jej cierpliwość i pozornie spokojne obserwowanie poczynań Adriana dobiegło końca. Wszak nie mogła tak żyć wiecznie, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, szukała tylko odpowiedniego momentu. Jednakże żaden miniony nie był odpowiedni i nie wiadomo, czy takowy kiedykolwiek by nadszedł.

     Musiała działać. Czuła się pewna i zdecydowana, być może jak nigdy wcześniej.

     Dziś wszystko się zmieni.

     Zbyt długo zwlekała. Początkowe ciągnięcie syna od psychologa do psychologa nie przyniosło efektów. Nie chciał pomocy, nawet nie próbował wyciągnąć rąk w jej stronę. Ignorował. Pozwoliła mu więc odetchnąć, odstawiła na bok specjalistów. Nie znaczyło to jednak, że całkowicie zrezygnowała z ingerencji osób doświadczonych w tego typu sytuacjach. Nie odtrąciła ich, po prostu czekała.

     Myślała, że Adrian ochłonie, nabierze sił i powoli wkroczą na tory normalnego funkcjonowania. Złudna nadzieja, którą się karmiła.

     Być może źle zrobiła, być może zawiodła jako matka dając mu aż tyle czasu. Wyrzuty sumienia zaczęły ją pożerać kawałek po kawałku. I niewiele już pozostało, by zamieniła się w chodzącą winę, którą nieustannie się obrzucała.

     Krążyła po mieszkaniu, nie mogąc spokojnie usiedzieć w miejscu. Żadna czynność, czy to sprzątanie czy gotowanie, nie wchodziła w grę. Ręce trzęsły się nazbyt bardzo. Z swym zamiarem podzieliła się wyłącznie z mężem, który obecnie przebywał w pracy, więc nie posiadała możliwości rozmowy z nim, co teraz bardzo by się jej przydało. Mieszanie synów bezdyskusyjnie wykluczyła. Chociaż konwersacja ze starszym niewątpliwie kusiła, wolała nie fundować mu stresu, którego ona miała spory nadmiar.

     Adrian zszedł do kuchni po ósmej — nieodmiennie, ku zadowoleniu tak, jak zakładała z niemal stuprocentową pewnością. Przywitała go z uśmiechem, wymienili parę zdań. Powstrzymała się od użycia języka migowego. I tak czekało go wiele wrażeń, więc chciała mu oszczędzić nerwów.

     Im bardziej zbliżała się godzina dziewiąta, tym trudniej było jej usiedzieć spokojnie. Emocje sięgały kulminacyjnego poziomu. Zerkała to na zegarek, to na drzwi, jakby za ciemnym drewnem kryło się coś niesamowitego, coś, co odmieni los. W istocie w to wierzyła.

     W końcu stało się. Wybiła wyznaczona pora, a ona nieświadomie wstrzymała oddech. Wypuściła go drżącym strumieniem. Wbrew oczekiwaniu nic się nie wydarzyło. Nie sprawiło to jednak, że jej duch zaznał ukojenia, wręcz przeciwnie — serce dudniło w piersi jeszcze szybciej, o ile mieściło się to w granicach możliwości, gdyż już wcześniej pędziło na złamanie karku.

     Kilka minut po dziewiątej rozbrzmiał dzwonek, na którego dźwięk Anna niemal podskoczyła, bynajmniej nie z czystej radości. Zaczerpnęła parę głębszych oddechów i przybrała uśmiech, nim otworzyła drzwi gościowi.

     — Dzień dobry. Pani Anna Brown, tak?

     Chociaż padło zwyczajne pytanie dla potwierdzenia, wywołało w Annie burzę uczuć, których już nawet nie potrafiła nazwać.

     — Dzień dobry. Zgadza się.

     — Nancy Harrell. — Wyciągnęła rękę na powitanie, którą od razu uścisnęła. — Przepraszam za spóźnienie.

     — Nic się nie stało.

     — Więc — Nancy poprawiła okulary — nie powiedziała mu pani o moim przyjeździe?

     — Nie.

     — To dobrze. — Pokiwała głową.

     Anna przełknęła ślinę.

     — Zapraszam do środka.

     Wskazała kierunek dłonią, jednak Nancy nie ruszyła się nawet o krok. Zamiast tego rozejrzała się po niewielkim korytarzyku, kończąc pobieżne oględziny na twarzy kobiety.

     — Wiem, że znajduje się pani w trudnej sytuacji i wiele pani ode mnie oczekuje. Zaznaczę od razu, że poprawa może nastąpić równie dobrze po miesiącu, co po kilku latach. Proszę się nie zrażać, gdy wydawać się będzie, że Adrianowi pogorszyło się po tym spotkaniu. Każdy pacjent reaguje inaczej, ich nastawienie jest bardzo ważne. My wychodzimy z punktu, gdzie Adrian nie chce żadnej pomocy.

     Nastrój Brown diametralnie się zmienił. Łzy powoli, acz skutecznie zaczęły przysłaniać jej widok.

     Już i tak ciężka atmosfera zacisnęła się z większą siłą.

     Psycholożka zaczerpnęła większy haust powietrza, wypuszczając go ustami. Przybrała uśmiech sprzed paru chwil i pokrzepiająco położyła dłoń na ramieniu rozmówczyni.

     — Damy radę. — Zacisnęła palce na ciele kobiety. — W takim razie przejdźmy do działania. Gdzie znajduje się mój pacjent?

     Anna bez słowa zaprowadziła Harrell do kuchni. Chwilę obie przyglądały się Adrianowi, który zatracił się w wykonywanych czynnościach, nie zważając na otoczenie, jakby zapomniał o otaczającym go świecie. Starsza z nich drżącymi dłońmi napisała wiadomość do syna.

     — Mamy gościa.

     Adrian poczuł wibracje w kieszeni, jednak nie spieszył się ze sprawdzeniem telefonu. Dokończył mieszanie składników w misce i dopiero wtedy sięgnął po urządzenie.

     Zmarszczył brwi.

     Odwrócił się niepewnie. W pierwszych sekundach myślał, że odwiedziła ich tajemnicza dziewczyna z opowieści Seana. Podejrzenia szybko się rozmyły, całkowicie zatarły po sobie ślad, gdy oczom ukazała się nie nastolatka, a dorosła kobieta. Patrzyła na niego z uśmiechem na ustach. Na domiar złego jej twarz wcale nie należała do nikogo znajomego. Obca. Co tu robi? O co chodzi?

     Panika powoli zbierała się pod skórą. Tysiące myśli kotłowały się w akompaniamencie dudniącego serca, a sam Adrian pragnął stać się niewidoczny. Mimo najszczerszych chęci, nie uciekł, zamiast tego przybrał pełne powagi oblicze, a przynajmniej wydawało mu się, że zdołał ukryć niepożądane emocje.

     — Witaj. Nie spodziewałeś się mojej wizyty, więc pewnie jest to dla ciebie nie lada zaskoczenie — nieznajoma przemówiła. Ale to jeszcze jak przemówiła! Płynnie kreśliła znaki w języku migowym, co tylko wywołało u chłopaka nieprzyjemne dreszcze.

     Nie poruszył się. Nie odpowiedział na powitanie. Cierpliwie czekał na dalszy rozwój, a co ważniejsze — na wyjaśnienia.

     — W najbliższym czasie będziemy się sporo widywać. Chcę ci pomóc.

     Adrian zacisnął szczękę. Spojrzał na mamę, jednak z jej oczu nie wyczytał nic, co by go zadowoliło. Obecna sytuacja nie była tylko próbą, z której mógłby się wycofać, chociaż jeszcze nic straconego.

     — Pomoc? — wykonał odpowiednie gesty. Niestety wkradły się w nie wewnętrzne uczucia, czego nie udało mu się kontrolować. — Nie potrzebuję żadnej pomocy. Miewam się świetnie.

     — Więc dlaczego się złościsz?

     Zacisnął dłonie w pięści.

     — Porozmawiasz ze mną? Możesz mówić o czym chcesz, nie będę cię zmuszać.

     — Więc nie chcę rozmawiać o niczym.

     Adrian przeniósł uwagę na rodzicielkę. Wyrzuty zdawały się wręcz namacalne.

     — Dlaczego nie przedyskutowałaś tego ze mną?

     To jedno pytanie wystarczyło, by łzy rozmazały Annie widok. Uniosła do góry drżące ręce.

     — Doskonale wiedziałam, jaką otrzymałabym odpowiedź.

     Adrian skinął tylko głową. Nie obdarzył już nikogo spojrzeniem. Po prostu szybko ruszył przed siebie, a swoją wędrówkę uwieńczył głośnym trzaśnięciem drzwiami.

     Anna pragnęła pobiec za nim. Wytłumaczyć wszystko, jakoś uspokoić. W przypływie słabości może nawet i obiecać, że Nancy już ich nie odwiedzi, nawet jeśli miałoby to być kłamstwo. Jednak Harrell powstrzymała ją uściskiem na ramieniu.

     — Niech pobędzie sam, a pani niech się nie martwi. Nie wydarzyło się nic, czego bym się nie spodziewała — powiedziała ciepłym głosem. Chciała dodać Brown otuchy, której kobiecie brakowało. Zapewnienie o szczęśliwym końcu, obietnicy lepszego jutra, czego potrzebował każdy. — Przyjadę za kilka dni. Może pani też chciałaby porozmawiać?


     Głośne uderzenie drzwiami wybudziło Seana z drzemania. Usiadł na łóżku. Dźwięk na pewno doszedł z pokoju obok. Co tak rozzłościło Adriana?

     — Wszystko w porządku? — wysłał wiadomość.

     Odczekał parę chwil. Nie otrzymawszy odpowiedzi, skierował się do pokoju brata. Nacisnął klamkę.

     Zamknięte.

     Spróbował ponownie, jakby w magiczny sposób nagięłoby to rzeczywistość.

     Nadal zamknięte.

     Szybkim krokiem zszedł po schodach. W kuchni zastał matkę siedzącą za stołem. Twarz ukryła w dłoniach.

     Przełknął ślinę. Przeczuwał, że wydarzyło się coś niedobrego.

     — Co się stało? — zapytał delikatnie, niemal wyszeptał.

     Anna poruszyła się. Podniosła szklisty wzrok na Seana.

     — Dziś Adriana odwiedziła psycholożka.

     Sean otworzył szerzej oczy. W pierwszych chwilach nie dopuszczał do siebie zasłyszanej informacji. Miał wrażenie, że uszy spłatały mu figla.

     — I jak poszło spotkanie?

     Szybko usiadł naprzeciwko rodzicielki, pragnąc natychmiast dowiedzieć się wszystkiego

     — Jak widać, Adrian zamknął się w pokoju.

     Dopytywał się, jednak rozmowa nie trwała długo, wszak Anna nie miała wiele do powiedzenia. Spotkanie nie przebiegło owocnie i nie potrzebowało dużo barwnych komentarzy. Ot, krótka wymiana zdań i Adrian się zezłościł. Sean przyjął wiadomość przytaknięciem, nie znalazł odpowiednich słów do użycia.

     Właściwie tego można było się spodziewać po bracie. Znając go, wiedział, co to oznaczało. Z pracą w kawiarence pozostał skazany na siebie, lecz nie przejął się tym zbytnio. Bardziej gryzło Browna, że rodzicielka nie podzieliła się planem sprowadzenia psychologa.

     Miał mętlik w głowie. Potrzebował się czymś zająć, by się uspokoić i przekierować myśli na inne tory. Nie działał pochopnie — nie znosił tak postępować — a w przypływie emocji, teraz tak niekontrolowanych, mógł zrobić coś, czego później by żałował.

     Praca wydawała się wręcz idealnym miejscem zapomnienia.

     Zakładał, że w środku tygodnia spokojnie poradzi sobie sam. Przeliczył się, a błędne przekonanie doświadczył na skórze już godzinę po rozpoczęciu. Jak na złość zapanował ruch. Mógł wywiesić karteczkę, że dzisiejszego dnia Pink Coffee będzie nieczynne — tak zasugerowała Anna — ale on zrobił po swojemu.

     Kara za upartość.

     Im bardziej starał się wszystko ogarnąć jak najszybciej, tym bardziej mu nie wychodziło. Nerwowość wkradała się do wykonywanych czynności, a w dodatku z tyłu głowy wciąż tkwił Adrian, czego nie zdołał wyciszyć.

     Westchnął, opierając ręce na kuchennym blacie. Nie było odwrotu, sam się w to wpakował.

     Gratulacje, Seanie.


     Gdy tylko dziarskim krokiem przekroczyła próg Pink Coffee, znieruchomiała. Z uchylonymi ustami rozejrzała się po sali, gdzie pojedyncze miejsca pozostawały wolne. Szybko zamrugawszy parę razy, znów objęła pomieszczenie wzrokiem. Nic a nic się nie zmieniło.

     Niewiarygodne.

     Wolnym krokiem zbliżyła się do lady, wciąż nie mogąc napatrzeć się na roześmianych ludzi zajętych rozmową we własnych towarzystwach.

     Sean zjawił się parę przydługich chwil później. Jakiś przygaszony. Reprezentował się całkowicie odwrotnie, niż gdy widziała go ostatnim razem.

     — O! Witaj, Leilo! — Wysilił się na przelotny uśmiech, tak kontrastujący z bijącym od chłopaka zmęczeniem.

     — Cześć.

     Wystukała palcami rytm na blacie. Niby dla zabawy tworzącej wyluzowany wizerunek, ale tak naprawdę chciała tym gestem rozładować napięcie wywołane małym tłumem.

     Nie musiała uważać, by nikt jej nie usłyszał, wszak nie zwracali na nich uwagi, lecz mimo to pochyliła się w stronę Seana, jakby chciała szeptem zdradzić mu tajemnicę.

     — Troszkę tłoczno. Czy jest dziś jakieś specjalne wydarzenie?

     — Ależ skąd! — Machnął ręką. — Wszyscy zmówili się jak na złość, akurat gdy zostałem sam.

     — Sam? — Uniosła brwi. — A Adrian?

     Odrobinę zaniepokoiła się wyznaniem. Myśli zaczęły intensywnie pracować, podsuwając tragiczne scenariusze.

     — Obraził się, a ja uparty zamiast zamknąć kawiarenkę, pracuję. Mam za swoje.

     Odetchnęła z ulgą. Nic złego się nie wydarzyło.

     Sean odwrócił się i oparł łokcie na ladzie. Zapatrzył się na klientów. Wyglądał, jakby zażywał chwili spokoju. Odpoczywał, a Leila nie chciała mu przeszkadzać. W ciszy stała obok i również przeniosła wzrok na gości.

     Czas bezruchu nie trwał jednak długo. Bezlitośnie przerwał go brzdęk dzwoneczka. Oboje, jak na komendę, zerknęli w stronę drzwi. Do środka wlała się grupa nastolatek.

     Ciche westchnięcie opuściło usta Seana.

     — I to tyle z mojej przerwy. — Odbił się od lady i posłał Leili przepraszające spojrzenie. — Wybacz, nie zapytałem, czy czegoś ci nie podać.

     — Spokojnie. Nie po to tu przyszłam.

     Sean uniósł brwi.

     — W takim razie porozmawiamy później.

     Leila nie miała czasu na wahanie. Gdy tylko Sean zaczął się oddalać, złapała go za ramię.

     — Jeśli chcesz, pomogę ci — powiedziała szybko w obawie, że słowa mogłyby uwięź jej w gardle. — W sumie to... chciałabym tu pracować, więc równie dobrze mogłabym zacząć już dziś.

     — Naprawdę?! — niemal wykrzyknął na cały głos.

     Leila pokiwała głową.

     — Nawet nie wiesz, jak się cieszę!

     Miał ochotę podskakiwać z radości jak mała dziewczynka. Otrzymał nagły zastrzyk energii i chęci do pracy. Opanował jednak swe zapędy i odchrząknął. Pragnął brzmieć jak najbardziej profesjonalnie.

     Jedyna dobra nowina tego dnia.

     — Witamy na pokładzie Pink Coffee! Zapraszam za mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro